Życie
biegnie wahadłowym ruchem między bólem i nudą,
a
są to faktycznie jego ostateczne składniki.
Arthur
Schopenhauer
Robert
Malicki – trzydziestoośmioletni brunet o piwnych oczach, rzadko
kiedy zatapiał się w przeszłości. Nie miał
czasu na gdybanie, nie
rozpamiętywał błędów, nie spisywał porażek ani nie chwalił
się sukcesami sprzed lat. Nie był więc człowiekiem szczególnie
sentymentalnym. Dla niego ważne było tu i teraz, plus przyszłość,
bo jak wiadomo, jutrzejsze dni, kształtują się przez to, co
zrobimy dzisiaj. Pomimo tego, Robert Malicki, jednak pstrykał fotki
na wszelakich wycieczkach i imprezach rodzinnych, były też
nagrania, z początku rejestrowane na VHS, potem na płytach DVD, aż
w końcu, gdy technika poszła w górę, można było to wszystko
skatalogować i zapisać na zewnętrznym, przenośnym dysku, aby
przyszłe pokolenia miały się z czego ponabijać. W końcu już
nieraz tak było, choćby wtedy, gdy Piotrek oglądał zdjęcia
swoich sióstr, gdy te były małe.
– Ale
wiocha, ktoś wam załozył takie same sukienki. Tlagedia! – Złapał
się teatralnie za głowę. – Jeszcze w wiejskie kwiatki – dodał,
z udawanym załamaniem tym faktem.
– Nie
takie same, tylko podobne! – warknęła Majka i wyłączyła
nagranie, na którym ona, nie mająca więcej niż dwa latka oraz
Nina i Anka, bawiły się w chowanego, na podwórku, przed
restauracją rodziców Roberta. Wiedziała, że na tym nagraniu dalej
jest przedstawione jak ona i jej siostry tańczą nieudanego kankana
i bardzo nie chciała, by jej młodszy brat to zobaczył. Była
pewna, że wtedy ten szczyl nabijałby się z tego po wsze czasy.
Dziewięcioletnia
wtedy Majka, przełączyła więc nagranie na inne. Na takie, które
przedstawiało półrocznego Piotrusia w drewnianej huśtawce
przymocowanej do górnej części futryny.
– Masz
różowe skarpetki! – zawołała.
– Nie
plawda, to takie...
– Różowe!
– upierała się.
– Łosośnowe!
– Tupnął teatralnie nóżką i zaprzestał przeglądanie pamiątek
rodzinnych. Wystarczyły jedne, różowe skarpetki, a już miał
sentymentów po same dziurki w nosie. Czy to znaczyło, że był
podobny do swojego ojca? Nie, po prostu nikt z nas nie lubi oglądać
fotografii i nagrań, które nas ośmieszają, a rodzice i
dziadkowie, kiedy takie zdjęcia i filmy tworzyli, nawet nie zdawali
sobie sprawy z tego, jakie żenujące będzie ich oglądanie na forum
po latach.
Bywały
jednak momenty, gdy zatrzymanie ulotnych chwil w kadrze okazywało
się być zbawienne, konieczne albo pomocne, tak jak teraz, w
przypadku Roberta, który wyjął ze schowka samochodowego portfel, a
z niego lekko wyniszczone i niezwykle stare zdjęcie, ze śladem
składania na pół. W fotografii nie było nic nadzwyczajnego, po
prostu on, siedzący na krześle, nieopodal stołu kuchennego i
siedmioletnia, roześmiana dziewczynka na jego kolanach, której
robił na złość, łaskocząc ją po żebrach i biodrach, by nie
miała ponurej miny. W tym właśnie były pomocne zdjęcia –
pomagały pamiętać. Dzięki jednemu wejrzeniu na tę wyniszczoną
fotografię, Robert przypomniał sobie słowa szczerbatej
blondyneczki, o lekko falowanych włosach... słowa, które kierowała
do niego, gdy pewnego ranka wyszła ze swojego pokoju, do tego, który
zajmowała jej matka, by się przywitać. Nie przywitała się.
Zamiast tego zapytała:
– A
ty nie masz swojego domku? Czemu ciągle tu przyłazisz?
Teraz,
na te wspomnienia, sam uśmiechał się do siebie, ale wtedy, te
dziesięć lat temu, czuł się co najmniej niezręcznie. Oczywiście
wtedy Sylwia ruszyła mu z pomocą i powiedziała małej Ninie, że
nie może się tak odzywać do dorosłych.
– Skoro
jest dorosły, powinien mieć własny domek! – upierała się
dziewczynka.
Robert
zbył wtedy temat, niekoniecznie chciał się przywiązywać do
nieswojego dziecka, zwłaszcza, że nieszczególnie przepadał za
dziećmi. Pocałował w policzek kobietę, u której spędził noc,
pożegnał się, w biegu zakładając koszulkę i wyszedł. Nie
myślał wracać. Jednak zbiegiem okoliczności ponownie się
spotkali, a po tym spotkaniu nastąpiło kilka kolejnych, setna
wypita wspólnie kawa, zbyt długie telefoniczne rozmowy do późnych
godzin nocnych i parę wizyt, a w tym wszystkim mała Majka,
stawiająca swoje pierwsze kroki i uśmiechająca
się w jego stronę. Nie umiał być obojętny na dziecko,
które samo wyciągało do niego rączki. Z Niną było gorzej. Ta
ani myślała wyciągać do niego swoich rąk. Przyjaciel matki
właściwie jej przeszkadzał, bo śmiał oglądać mecze i
wiadomości na telewizorze, na którym zazwyczaj to ona oglądała
kanały bajkowe i muzyczne. Lubiła teledyski, a nie zieloną murawę
albo nudnego pana w garniturze, gadającego o jakimś kryzysie
ekonomicznym.
– Nie
lubię piłki – oznajmiła pewnego dnia i chwyciła małą rączką
za pilot leżący na kanapie. Złośliwie przełączyła, bo choć
„Bolek i Lolek” to nie była jej ulubiona bajka, to wolała się
męczyć udawaniem wielce zainteresowanej przygodami głównych
bohaterów, niż dać kochankowi swojej matki obejrzeć mecz do
końca.
Mała
Nina sądziła, że Robert będzie wtedy jak każdy przed nim.
Wydawało jej się, że mężczyzna tak szybko jak się pojawił, tak
szybko też zniknie, ale on ani myślał się ulotnić, a wręcz
przeciwnie – przychodził coraz częściej i przesiadywał coraz
dłużej. Czasami bywało tak, że Nina wychodziła do szkoły i go
widziała, przychodziła z niej, a on wciąż był, ona zasypiała, a
on jeszcze nie wychodził. W końcu, wbrew swoim pierwszym
uprzedzeniom, Nina zaczęła dostrzegać pozytywy takiej sytuacji.
Malicki nigdy nie przychodził do niej z pustymi rękoma. Dawał
czekolady i batoniki, od czasu do czasu kupował też jakąś
zabawkę, i to taką z górnej półki, której zazdrościły jej
wszystkie koleżanki z klasy, a na którą jej mamę nigdy nie byłoby
stać. Rytuałem stało się więc pytanie co mi
przyniosłeś?, gdy Robert tylko
stawał w progu skromnego, wynajętego mieszkania, na drugim piętrze
jednego z szarych bloków. Mężczyzna także widział pozytywy tej
sytuacji. W tamtych czasach starał się przychodzić do Sylwii
głównie wieczorami, gdy mała Majka już spała, a że była
dzieckiem przesypiającym co najmniej kilka godzin pod rząd, to
Ninie wystarczyło zapchać czas jakimś nowym gadżetem, kolejną
zabaweczką albo grą na Pegazusa
czy PlayStation, gdy
tak postępował, to matkę dwójki córek miał tylko dla siebie, a
więc było w jego poczynaniach coś iście wyrachowanego, choć z
boku, to mogło wyglądać zupełnie inaczej. Postępował więc
według planu – wejść, zostawić zakupy, zjeść kolacje, dać
dziecku zabawkę i zaliczyć jej matkę na rozłożonej kanapie w
puchowej pierzynie. Nie spodziewał się tylko, że jego postępowanie
będzie miało skutki i tu skutkiem nie było poczęcie małego
Piotrusia, a nagłe przywiązanie Niny, która potrafiła obudzić go
w środku nocy i oznajmić:
– Zjadłabym
coś.
– Obudź
mamę – warczał przez zęby i nawet nie raczył otworzyć oczu.
Mała
Nina wtedy naciskała swoimi małymi rączkami na jego nagą klatkę
piersiową i szeptała:
– Mama
ciężko pracuje żeby nas utrzymać i jest zmęczona. Zrób mi ty
kanapkę. Chcę z czekoladą.
– Rano.
– Teraz.
– W
nocy się śpi, a nie je.
– Ja
jestem głodna! – uniosła się i uderzyła kilkakrotnie w jego
ramie.
Nina
skutecznie rozbudziła go swoim zachowaniem, ale wprawiła w
aktywność też irytacje i zagniewanie.
– Idź
spać do jasnej cholery, bo ci zaraz przyleję! – wrzasnął i
spojrzał, już od pewnej chwili, szeroko otwartymi oczami na
wystraszoną dziewczynkę, na której policzkach zabłysnęło kilka
łez.
– Nie
lubię cię – usłyszał i to wystarczyło do pobudzenia jego
wyrzutów sumienia na tyle, by zwlec się z łóżka.
– Przepraszam,
już nie płacz. Chodź, zrobię ci tą kanapkę.
– Wolę
płatki – odpowiedziała, natychmiast się rozpromieniając.
Robert
wtedy ledwie pomyślał tym lepiej, mniej roboty,
a już usłyszał:
– Chcę
na ciepło.
Przewrócił
oczami i zazgrzytał zębami, ale w końcu przelał mleko z folii,
które znalazł w lodówce, do niewielkiego rondla i wsypał płatki
do różowej miski.
– Jadam
w niebieskiej – pouczyła go dziewczynka. – Mleko trzeba mieszać,
bo się przypali i zmniejsz palnik.
– Co
zmniejsz?
– Ogień!
– Podeszła do kuchenki i wskazała palcem, a potem nie czekając
na reakcje mężczyzny sama przyciszyła płomień. – Jesteś
jeszcze gorszy w kuchni, niż był ojciec Majki.
– Twój
był lepszy? – zagadnął, wykonując polecenie siedmiolatki i
mieszając łyżką mleko w rondelku.
– Nie
wiem. – Wzruszyła ramionkami i ponownie zajęła miejsce przy
stole. – Nigdy nie miałam tatusia. Mama urodziła mnie panną, a
potem musiała rzucić studia i pracować, a potem był inny pan i
inny, i ojciec Majki, i żaden się do niczego nie nadawał. Ty też
się do niczego nie nadajesz, tylko zrobisz trzeciego dzieciaka i
uciekniesz.
– Skąd
taki pomysł? – zapytał i syknął, bo sparzył dłoń chcąc
zdjąć rondel z kuchenki.
– Trzeba
przez ściereczkę albo tą taką rękawiczkę co tam wisi. –
Wskazała palcem.
– Rękawiczkę
– powtórzył i rozejrzał się w poszukiwaniu wspomnianego
przedmiotu. Założył rękawicę kuchenną na dłoń i przelał
mleko z rondelka do miseczki z płatkami. – Zadowolona? –
zapytał, opierając się łokciami o blat stołu i patrząc
dziewczynce prosto w twarz. Jego zdaniem miała ładne, granatowe
oczy.
– To
kiedy odejdziesz? – zapytała i wstała, by wyjąć z szuflady
łyżkę. – Babcia mówi, że odejdziesz, bo nie jesteś debilem.
– Miło
wiedzieć, że ktoś nie uważa mnie za debila – szepnął, jakby
sam do siebie. – Twoja babcia myśli przeciwnie do mojego ojca –
wyznał Ninie, zajmując miejsce dokładnie naprzeciwko niej.
Dziewczynka
nic nie rozumiała ze słów Roberta, ale uznała, że skoro
mężczyzna już usiadł do stołu, to wypadałoby się z nim
podzielić.
– Chcesz
troszeczkę? – Nabrała na łyżkę płatków z mlekiem i wysunęła
w jego stronę.
– Nie,
dziękuję.
– W
takim razie chociaż podmuchaj, tak jak mama zawsze dmucha, bo nie
schłodziłeś.
– Przecież
chciałaś z ciepłym mlekiem – przypomniał, ale posłusznie
dmuchał.
– To
nie jest ciepłe, to jest wrzątek, a wrzątka się nie je!
– Myślałem,
że trzeba zagotować – wytłumaczył się.
– Nie
trzeba, gdybyś się zapytał, to byś wiedział. – Ostrożnie
skosztowała czubkiem języka, a potem przełknęła pierwszą łyżkę
płatków. – Nie osłodziłeś – wypomniała.
Malicki
nic nie odpowiedział, tylko przysunął dziewczynce cukiernice.
– Trzy
poproszę.
– Rąk
nie masz?! – warknął.
– Jedną
trzymam miseczkę, by nie spadła, a drugą łyżkę. Trzeciej nie
mam.
Przewrócił
oczami i osłodził trzy łyżeczki, tylko po to, by usłyszeć
dziecięce dziękuję.
Sądził, że dziewczynka przy jedzeniu nie będzie go zagadywała i
nie będzie zmuszony odpowiadać na zadawane pytania, ale Nina ani
myślała zamilknąć. Jadła i pytała.
– To
kiedy odejdziesz?
– Nie
wiem – odpowiedział zgodnie z prawdą.
– Chcę
wiedzieć. – Wszamała kolejną łyżkę płatków i z pełną
buzią kontynuowała – chcę się przygotować na to, że mama
znowu będzie płakać.
– Nie
powinny cię takie rzeczy interesować.
– Ale
interesują. To kiedy to będzie?
– Nina,
jedz i nie gadaj.
– Czyli
odejdziesz?
– Nie
wiem.
– Jakbyś
nie odszedł, to byś powiedział, że nie odejdziesz.
– Nie
odejdę. Zadowolona?! Zjedz i idź spać, a potem zgaś światło –
Wstał i miał zamiar wyjść z kuchni, by ponownie wpakować się do
łóżka.
– Obiecaj!
– zażądała siedmiolatka.
– Co?
– Z początku nie wiedział o co jej chodzi.
– Obiecaj,
że nie odejdziesz.
Ich
spojrzenia się zderzyły i to on pierwszy poległ. Spojrzał na
swoje bose stopy i nogawki od popielatych, bazarowych dresów.
– Zjedz
i idź spać – zbył temat. Wyszedł z kuchni, a rano Sylwia
wykonała tą fotografię, którą teraz trzymał w dłoni. Było to
pierwsze zdjęcie jego i Niny. Co prawda, nie obiecał dziewczynce
wtedy, że nie odejdzie, ale poniekąd ta fotografia miała moc, by
uwiecznić tamtą chwilę i zatrzymać go na zawsze, choćby w taki
mizerny i nierealny sposób.
– Co
robisz? – zapytała brunetka, wsiadając do samochodu męża.
Wcześniej była w swoim miejscu pracy, by wziąć wolny tydzień.
Chciała móc poświęcić jak najwięcej czasu na poszukiwanie córki
albo zająć się młodszymi dziećmi w chwili, gdy to Robert będzie
jej szukał.
Mężczyzna
szybko włożył zdjęcie do portfela, a tego wrzucił do schowka.
Nie zdążył jednak tego uczynić na tyle sprawnie, by jego żona
nie dostrzegła fotografii, której się przyglądał.
– Tydzień
później cię wywaliłam – wspomniała.
W
głowie Malickiego zahuczały słowa sprzed dziesięciu lat – Nigdy
więcej nie waż się podnieść ręki na moje dziecko.
– Pamiętam.
– Uśmiechnął się niezwykle uroczo, ale jednocześnie też
smutno w stronę kobiety, z którą złączył swoje życie.
Przekręcił kluczyk w stacyjce i położył prawą dłoń na skrzyni
biegów, by wycofać z parkingu i dołączyć do ruchu tej małej,
pospolitej mieściny, w której przyszło im egzystować.
Robert
wraz z żoną spędzili niemal cały dzień na odwiedzaniu wszystkich
znajomych Niny oraz zawitali w miejsca, w których zwykle bywała po
szkole i w czasie wolnym. Nie było jej w barze bilardowym ani w
parku, ani na torze zorganizowanym specjalnie dla rolkarzy i
deskarzy. Kobieta powoli traciła nadzieję, że jeszcze ujrzy
kiedykolwiek córkę całą, żywą i zdrową, a Robert starał się
ją pocieszać i jednocześnie prowadzić samochód tak, by nie
spowodować wypadku. Był zdenerwowany i trzęsły mu się dłonie –
wyraźnie było to widać, ale zdaniem Sylwii, to wszystko było
spowodowane niepokojem, takim samym, który i ona odczuwała.
–
Zobaczysz,
że się znajdzie – zapewniał, gdy stali na światłach, ale wyraz
jego twarzy nie był przekonywający.
–
Jak
się znajdzie, jak jej nigdzie nie ma!? – krzyknęła i przyłożyła
dłoń do czoła. Pochyliła głowę i zapłakała. Nie dawała już
sobie rady z tymi wszystkimi czarnymi wizjami, które nawiedzały jej
wyobraźnie i niczym nieproszeni goście w drzwiach, stawały przed
jej oczyma.
–
Może
gdzieś pojechała, do jakiegoś innego miasta... gdzieś po prostu?
– Z
kim?! – wrzasnęła, a ktoś z tyłu zaczął trąbić.
–
Cholera
– warknął Robert i pomimo przekleństwa pokazał przepraszający
gest w stronę innego kierowcy. Skręcił w lewo, a następnie
zjechał na pobocze. – Może z jakąś koleżanką z klasy –
gdybał na głos i pochwycił dłoń żony w swoją. Przyłożył do
ust, musnął, a potem gdy wyczuł jej lodowatość, to usiłował ją
rozgrzać w swoich dłoniach. – Jutro pojawię się w jej szkole,
wypytam jej koleżanki, może któreś też nie ma w domu...
–
Nikt
inny nie zgłosił zaginięcia – zauważyła i spojrzała na męża
załzawionymi oczami.
–
Ale
Nina była jeszcze na imprezie. Gdzie indziej, z kimś innym, mogła
pojechać po niej i tamci rodzice też czekają, tak jak my
czekaliśmy – starał się myśleć racjonalnie. Przyłożył dłoń
do policzka żony i przeciągnął delikatnie kciukiem po jej dolnej
wardze, czym wywołał lekki, wymuszony uśmiech. – Zobaczysz,
wszystko się dobrze skończy. Może się spiła, tak jak kiedyś,
pamiętasz? Wtedy też jej szukaliśmy. Tym razem porządnie oberwie
za nasze zmartwienia i sytuacja się więcej nie powtórzy –
zapowiedział i położył dłoń na skrzyni biegów.
Robert
ponownie tego dnia włączał pojazd do ruchu drogowego, a jego żona
przypominała:
–
Wtedy
znalazła się nad ranem, a teraz nie ma...
–
Teraz
jest starsza – przerwał, aż w końcu wrzasnął pod wpływem
irytacji – Twój płacz i zawodzenie nic nie da! Przepraszam –
szepnął gdy się opamiętał. – Nie powinienem był krzyczeć,
ale zrozum, ja też się o nią martwię. Jednak musimy wierzyć, że
wszystko będzie dobrze. – Uderzył dłońmi o kierownice, a potem
zacisnął na niej pięści i ruszył dalej, w kierunku zaniedbanego
osiedla, na którym Nina często przesiadywała z Patrykiem i jego
przyjaciółmi.
–
Robert
– szepnęła, kiedy mężczyzna parkował przy jednym z
hipermarketów. – Ty naprawdę w to wierzysz, że ona się
odnajdzie? Że tak po prostu wróci do domu i stanie w drzwiach?
–
Tak,
a jeśli nie wróci, a się dowiem gdzie jest, to osobiście ją
przytargam, choćby za włosy – warknął ostatnie trzy słowa.
–
Mówisz
tak, jakby miała powód od nas uciekać – zauważyła Sylwia i
spojrzała na męża takim wzrokiem, jakby nagle zapragnęła
prześwietlić go na wylot.
Mężczyzna
spuścił głowę, przełknął ślinę i wbił spojrzenie w znaczek
Citroena, umiejscowiony na środku kierownicy.
–
Bo
miała – szepnął ledwie słyszalnie, a kobieta poczuła jakby
gdzieś ulatywała jej cała krew z krwiobiegu, a mięśnie
wiotczały.
–
Jaki?
– zapytała niemal niemo i doszukiwała się we własnym mężu
odpowiedzi, ten jednak zamiast jej udzielić od razu, najpierw zaczął
się bawić kluczykami przy stacyjce. – Robert! – wrzasnęła.
–
Mogła
chcieć dać mi nauczkę w ten sposób – wyznał w końcu i zanim
Sylwia zaczęła wnikać o co tak naprawdę chodzi, dopowiedział –
taka forma zemsty czy też kary, ale wymierzona we mnie, nie w
ciebie.
Brunetka
obgryzła paznokieć, który od dłuższej chwili trzymała między
zębami. Szukała w głowie wspomnień, które mogłyby być powodem
ucieczki Niny, ale nie znalazła ich, przynajmniej nie w ostatnim
czasie.
–
Przecież
wy się ostatnio nawet nie pokłóciliście – stwierdziła. –
Mało się kłóciliście. Ona cię uwielbia.
–
Ostatnio
nie. Nie lubi mnie, ale przed tobą udaje.
–
Dlaczego?
Co się stało? – dopytywała. – Co ty przede mną ukrywasz!? –
wrzasnęła w końcu i chwyciła męża za materiał marynarki, którą
ten miał na sobie. Potrząsnęła na tyle energicznie, że odbił
się plecami od wewnętrznej strony drzwi pojazdu.
Robert
przez moment czekał aż jego żona się opanuje, a kiedy to nie
następowało, to chwycił za jej nadgarstki i przytrzymał.
– W
zeszły weekend, gdy byłaś na wykładach – zaczął i dwukrotnie
przełknął ślinę,, zanim kontynuował. – Ja musiałem jechać
do magazynu, zrobić inwentarz, miejsce na nowy sprzęt i... zabrałem
Piotra i Majkę z sobą, by spali na zapleczu, a dziewczynom
pozwoliłem zrobić imprezę.
–
Co w
tym złego? – dziwiła się. – Nie raz przecież przychodziły do
nich koleżanki, gdy my byliśmy choćby u twojego brata, z młodszymi
dziećmi, a one nie chciały jechać.
–
Kupiłem
im alkohol – przyznał.
–
Co
zrobiłeś!? – Nie wierzyła własnym uszom.
–
To
było tylko osiem piw – sprostował. – Miały przyjść do jednej
dwie koleżanki, a do drugiej przyjaciółka. Nie upiłyby się taką
ilością, poza tym lepiej by piły w domu, w normalnych proporcjach,
niż chlały po bramach na umór – tłumaczył, chcąc przekonać
do swoich racji samego siebie, aż w końcu przyznał. Na moment
zamilkł, a potem wyznał jak było naprawdę – Chciałem być
postępowy. Miałem dość, że zawsze to ja jestem ten zły, który
tylko wszystkich karze, przychodzi do domu po pracy i rozstawia po
kątach, więc się zgodziłem. Nina mnie urobiła. Obiecała, że
jak coś będzie nie grało, to zadzwoni, a ja wtedy przyjadę.
–
Dobrze.
– Przyłożyła palce do brwi, a łokieć oparła o kolano. – Nie
jestem z tego zadowolona, ale przeboleje. Co było dalej?
–
Impreza
wybyła im się spod kontroli – odpowiedział wprost. – Była z
trzydziestka ludzi, wszyscy pili... zginął telewizor.
–
Jak
to zginął telewizor? – nie dowierzała. – Ten duży, z salonu?
–
Chyba
zauważyłaś, że mamy inny, to co się głupio pytasz!?
–
Nie
warcz na mnie, to ty pozwoliłeś dzieciom pić! – odkrzyknęła.
–
Dobrze,
masz racje. Przepraszam – przyznał się do winy, ale jego ton ani
trochę nie był pokorny, bardziej zdenerwowany i wciąż
podniesiony. – Nie sądziłem, że mnie oszukają. Miały przyjść
do nich tylko koleżanki. Nawet tego całego
Patryka miało nie być, bo przecież był ze mną w pracy.
–
Gdzie
się podział ten telewizor?
–
Tego
nie wiem – odparł i wbił spojrzenie w przednią szybę, o którą
zaczęły dzwonić coraz częściej spadające z nieba krople
deszczu. – Jedna zrzucała na drugą, druga na pierwszą. Wkurzyłem
się.
–
Nie
pierwszy raz – skomentowała oburzona, a Robert rzucił jej
spojrzenie kątem oka, jakby się zastanawiał, za co tak naprawdę
go wini – czy za zezwolenie na małą, babską posiadówkę
nastolatek z ośmioma piwami w tle, czy za całą przeszłość i
metody wychowawcze, które stosował.
–
Pierwszy
raz aż tak – przyznał, bo czuł, że musi. Wiedział, że ta
prawda i tak wyjdzie na jaw. – Nie patrz tak na mnie – rozkazał.
– Co miałem zrobić? Rozmawiać się z nimi nie dało, bo było
jak zwykle, a to jednak była plazma za kilka tysięcy.
–
Tylko
na pieniądzach ci zależy!? – Łzy ponownie stanęły w jej
oczach, a Robert nawet nie zamierzał odpowiadać na tak beznadziejne
i jego zdaniem, całkiem nie na miejscu pytanie. – Mogłeś zgłosić
kradzież, nie musiałeś od razu nikogo bić.
–
Nie
musiały robić imprezy na trzydzieści osób! – wrzasnął i
uderzył otwartą dłonią o kierownice samochodu i to z taką siłą,
że aż klakson zawdzięczał. – Cholera! – przeklął.
–
Kradzieży
nie zgłosiłeś – zauważyła.
– A
co, miałem się przyznać, że dałem nastolatkom po piwie!? –
zapytał podniesionym głosem. – Aby mnie zamknęli za rozpijanie
nieletnich!? Już mi kiedyś chcieli Ankę zabrać – przypomniał.
–
Bo
twoje dziecko się poparzyło, a ty byłeś pijany – wypomniała.
–
Super
– syknął. – W końcu to powiedziałaś. – Chwycił za paczkę
papierosów ze schowka, umiejscowionego w podłokietniku. Zamknął
schowek z hukiem, a potem z jeszcze większym zatrzasnął
drzwi, zaraz po tym gdy wysiadł. Oparł się o bok samochodu
i odpalił zapalniczkę. Deszcz ciął we wszystkie strony, na
dodatek wzbierał silny wiatr, ale jemu zdawało się to nie
przeszkadzać. Wcisnął lewą, drżącą dłoń, do kieszeni
dżinsów, a w prawej trzymał
papierosa – kciukiem i palcem wskazującym, tak jak miał to w
zwyczaju. Zaciągał się dymem, ale tym razem, wyjątkowo,
nawet ta czynność nie przynosiła ulgi.
Sylwia
przez dłuższy czas siedziała w samochodzie. Odchyliła głowę do
tyłu, zamknęła oczy i starała się wyłączyć myśli albo po
prostu stwardnieć na tyle, by móc się młodszym dzieciom pokazać
na oczy i nie wzbudzać w nich ciekawości, okalanej pytaniami co
się stało?, dlaczego płaczesz?. Nie umiałaby udzielić
odpowiedzi na te pytania. Na dodatek musiała się przygotować na
dodawanie otuchy innym, w postaci wszystko będzie dobrze i
Ninka się na pewno odnajdzie. Jeszcze nie wiedziała czy to
wszystko potrafi i jak sobie z tym poradzi. Teraz jednak nie było
jej jeszcze za progiem domu, była tu i teraz, i czuła, że musi coś
zrobić. Nigdy nie lubiła się kłócić, z nikim. Nienawidziła
tego uczucia ciężkości na duszy i wyrzutów sumienia,
spowodowanych tym, że zwyczajnie kogoś skrzywdziła słowem, że
zadała ból, sprawiła przykrość. Na dobrą sprawę, ona nawet na
dzieci nie potrafiła nakrzyczeć i ograniczała się właściwie do
przytulania, pocieszania i tłumaczenia. W ich domu, to Robert był
od podnoszenia głosu i wymierzania kar, to też on uważał, iż ona
jest za miękka i wszyscy skaczą jej po głowie, robiąc na jej
oczach, co tylko żywnie im się podoba. Nawet pies i kot zaczęli
wykorzystywać jej dobroć i podkradać rzeczy z lodówki, gdy tylko
ją otworzyła albo produkty z blatu przyszykowane do przygotowania
obiadu czy te na kolacje. Na czworonogów też nie krzyczała, a
jakby tego było mało, to jeszcze ich ukradkiem częstowała, aby
było im miło i by czuli się pełnoprawnymi członkami rodziny,
co w sumie Robert i Nina wymyślili, gdy ona dopytywała Luisa czy
chce samą szynkę czy może taką kanapeczkę złożoną ze
zwiniętego w ser i szynkę kabanosa.
W
końcu kobieta zdecydowała się opuścić pojazd. Nie zapinała
swojego płaszcza, tylko się nim mocniej opatuliła i przeszła
przed maską samochodu. Podeszła do męża i dotknęła jego
drgającego ramienia. Palił już chyba trzeciego papierosa pod rząd,
ale i tak jeszcze nie dał rady się uspokoić. Szczerze wątpił, że
taki moment w ogóle nadejdzie.
–
Przepraszam
– szepnęła. – Dobrze wiesz, że nie to chciałam powiedzieć –
dodała już pewniej.
–
Dobrze
wiem, że to właśnie chciałaś powiedzieć – syknął, jakby
pluł jadem i wyrzucił niedopałek. Nawet nie zadał sobie trudu, by
przygnieść go podeszwą buta. – Zresztą nieważne, było, minęło
– przyznał w końcu i przetarł zmęczoną, mokrą od deszczu
twarz, otwartymi dłońmi. Odwrócił się tyłem do kobiety i wsparł
łokcie na dachu samochodu.
–
Robert.
– Położyła dłoń na jego plecach. Marynarka była cała mokra i
tak naprawdę, to pierwsze, co ją zmartwiło. Nawet w takiej chwili
przeszło jej przez myśl, że mąż może się przeziębić.
–
Jak
jej się coś stanie, to nigdy sobie tego nie wybaczę – przyznał
splatając dłonie na karku i przykładając czoło do zimnej blachy
pojazdu.
–
Nie
mów tak.
– A
co mam mówić!? – wrzasnął, odbijając się od auta, a potem z
bezsilności oparł się o boczne drzwi plecami. – To ja cię
prosiłem, byśmy jeszcze zaczekali, że wróci, że pewnie
zabalowała. Gdyby nie ja, to policja szukałaby jej wcześniej. –
Poczerwieniały mu oczy, a z ich kącików wypełzło kilka łez,
które szybko zmieszały się z deszczem i pozwoliły w ten sposób
się zakamuflować.
–
Nie
możesz tak myśleć – stwierdziła i chwyciła się kurczowo
przemokniętego materiału marynarki męża. Potrząsnęła, jakby
chciała tym wstrząsem wykrzesać w nim siłę. Wolała, by to on
był teraz twardy, wystarczyło już, że to ona się łamała,
powątpiewała i traciła nadzieję. – Przejdziemy przez to razem –
zapewniła, przykładając ręce do jego policzków. Poczuła znajomy
zarost, który lekko drażnił wewnętrzną skórę dłoni. –
Robert... – nie dokończyła, bo nie wiedziała już, jakich słów
ma użyć, by choć trochę podnieść go na duchu, by był taki, jak
jeszcze przed chwilą.
Niespodziewanie
mężczyzna przygarnął ją ramieniem i przyłożył usta do jej
włosów. Musnął w nie, szepcząc niewyraźnie, że wszystko będzie
dobrze, że to się jakoś ułoży i będzie jak dawniej. Pozwolił
się żonie wypłakać, a sam starał się powstrzymać łzy. Potem
poprosił, by wróciła do samochodu. Była cała mokra, nie chciał,
by się zaziębiła.
– A
ty? – dopytywała.
–
Pójdę
sam na tyły sklepu, zobaczę czy ktoś jest i zapytam o Ninę, może
ją widzieli. Jeździła tu zawsze na desce. Odwiedzę też pobliski
blok – poinformował. – Do marketu też wejdę. Chleb trzeba
kupić. Dzieciaki muszą coś zjeść, może pizzę zamówić. Nie
wiem sam – dodał, zdejmując marynarkę i odrzucając ją na tylne
siedzenie. Stamtąd też wyjął kurtkę. Nie lubił w niej chodzić,
nawet późną jesienią i zimą, dlatego jeśli większość czasu
miał spędzać w samochodzie, to często zostawała w domu.
Sylwia
przytaknęła. Weszła do samochodu i zaniosła się płaczem.
Wyraźnie traciła siły. Robert udał się za sklep i pod pobliski,
ogromniasty, biały blok, wewnątrz którego znajdował się taki
placyk, gdzie często przesiadywała młodzież. Nikogo tam nie
zastał. W końcu postanowił zawrócić do sklepu, a po zrobieniu
najpotrzebniejszych zakupów, wrócić do samochodu i jechać do
domu.
Stojąc
przy kasie, w niebotycznie długiej kolejce, wybrał numer swojego
brata. Mężczyzna odebrał po dwóch sygnałach i zamiast jakiegoś
przywitania, usłyszał jedynie:
–
Czy
komórka Niny jest w magazynie?
–
Nie
wiem, Robert, a co? – odpowiedział zmieszany, wyraźnie był
zmęczony, bo dyszał, tak jakby przed chwilą uprawiał jakiś
sport, na przykład bieganie albo seks.
–
Sprawdź,
a jeśli jest, to ani chwili się nie zastanawiaj, tylko ją zniszcz.
–
Ale
dlaczego? – zapytał nieświadomy, młodszy Malicki.
–
Bo
ja tak mówię – warknął Robert. – Sam bym tam pojechał i
sprawdził, ale nie mogę zostawić Sylwii i dzieciaków samych. Chcę
być przy nich.
–
Ale
co jest na tej komórce? Coś ważnego?
–
Rób
co mówię! – wrzasnął na tyle głośno, że aż ludzie w kolejce
i pani kasjerka uraczyli go nieprzychylnym, pełnym dezaprobaty
spojrzeniem. Przeprosił więc, bo tak wypadało i zawstydzony
spuścił głowę na krótką chwilę. Za niewielkie zakupy zapłacił
drobnymi, które walały się po kieszeni jego dżinsów i przy
okazji natrafił na fragment paznokcia akrylowego, mieniącego się
chyba wszystkimi kolorami tęczy.
–
Powiem
mamie – rozbrzmiało w jego głowie echo wspomnień. Natomiast oczy
przywracały obraz tamtych wydarzeń, gdy siedemnastolatka siedziała
na łóżku i zanosiła się płaczem. Dłonie miała przyciśnięte
do ust i starała się zapanować nad szlochem.
–
Mów!
Wtedy to ty spieprzysz jej życie, a nie ja! – odwrzasnął,
chwytając za klamkę białych drzwi i wychodząc z pokoju.
Pozdrawiam
i czekam na wasze opinie. Kogo na obecną chwile podejrzewacie? Jakie
wysuwacie wnioski? Czy macie już jakieś osądy i przypuszczenia?
Czy możemy wrócić do Otchłani szarości? ..zdecydowanie najlepszy blog. .
OdpowiedzUsuńA kto pyta?
UsuńOczywiście, że możemy wrócić. Proponuje byś ty wrócił/a tam najpierw i skomentował/a. Jeśli nie masz w zwyczaju komentować, to wybacz, ale nie masz też prawa niczego ode mnie oczekiwać. Pozwól więc, że sam będę decydował o tym co piszę, kiedy piszę i w jakiej formię publikuję.
Zebrało się Robertowi na wspomnienia. Nina musi bardzo wiele dla niego znaczyć, gdyby tak nie było, nie zatrzymałby pierwszego wspólnego zdjęcia z pasierbicą, a jak widać, jest tak zniszczone bo nosił je zawsze przy sobie i pewnie było wiele razy oglądane. Nie bardzo mi się podobało jak Robert z początku traktował Ninę, straszył, że wleje, a ostatecznie przykupywał. Dla niego wtedy to był tylko seks z Sylwią, a Nina przeszkodą, która stawała mu na drodze do SylwiI. Utrapieniem, które bezczelnie pytało, czy nie ma własnego domku i czy będzie ciągle do nich przyłaził. Wyobraziłam sobie taką małą dziewczynkę, jak zadaje facetowi matki poważnym tonem trudne pytania o przyszłość. Ona go sondowała, sprawdzała, czy będzie kolejnym wujkiem, który pojawi się na trochę , a później zniknie, czy kimś więcej. Rozczuliła mnie ta ich rozmowa w środku nocy, z jednej strony Robert grał twardego, chciał ją odprawić, żeby dała mu święty spokój, ale łzy Niny, gdy ją postraszył, poruszyły go na tyle, że siedział z małą w nocy w kuchni i słuchał jej pouczeń, jak się mleko podgrzewa. Ninka zadała mu wtedy bardzo ważne pytanie, kiedy odejdzie, Robi odpowiedział jej najszczerzej jak umiał, że nie wie, bo on naprawdę tego nie wiedział. Swoją drogą Nina wcale, ale to wcale nie ułatwiała mu zadania, ale ja się jej bardzo nie dziwię, nagle pojawił się w ich babskim domku, obcy facet, który zajmuje czas mamy, a także miejsce, każe się słuchać, bo jak nie, to grozi, że wleje. No i bardzo ważne z perspektywy siedmiolatki, zamiast bajek lecą mecze i wiadomości, to przecież było okropne, to trzeba wybaczyć Nince, że trochę dokopała Robiemu. Ale jak widać, nie było tak źle, bo Robert związał sie jednak z Sylwią.
OdpowiedzUsuńJeśli jakaś kobieta uważa, że obcy, jakiś dopiero co poznany facet pokocha jej dziecko i wierzy w deklaracje "nie ważne, że to innego faceta", to jest głupia. Robert przynajmniej niczego nie udawał. Nie traktował dzieci Sylwii źle, ale też nie pałał do nich niewyjaśnioną sympatią.
UsuńWiększość facetów do samotnych matek wpada po seks, a nie po to by niańczyć cudze dzieci. Dlatego potem tak wiele dzieci jest krzywdzonych z rąk konkubentów. Tak działa psychologia - karci się to co zabiera uwagę kogoś na kim nam zależy, a mężczyźnie zależy na cipce takiej samotnej matki. Robert jednak w pewnym momencie poczuł relacje i z Sylwią i z jej córkami. Utworzył więź. Wtedy to nabiera innego znaczenia niż tylko nocne schadzki.
Zwykle nie cierpię dzieci, ale u ciebie, bardzo lubię Piotrusia. Dla mnie to aż szok! Nie wiem dlaczego. Po prostu go lubię, jest bardzo przyjazny. Co do reszty, a zwłaszcza Niny... grrr.... co za rozpieszczone dziecko -.- myślałam, że wyjdę z siebie, gdy czytałam, jak kazała zrobić sobie w środku nocy jedzenie. Śpij dzieciaku, a nie -.- jeszcze te pytania do Roberta. Wiem, że ona to małe dziecko, ale no sorry... irytuje mnie i może niech się nie znajdzie XD wredna ja, ale nic nie poradzę na to, że nie przepadam za bohaterkami ani ogólnie za dziewczynami. Czy to nie brzmi czasem dziwnie? o.o
OdpowiedzUsuńNie pochwalam też zachowanie Roberta. Wkupił się w łaski małych smarkul. W życiu bym nie chciała, aby ktoś czy mnie czy moje dzieci przekupywał (o ile będę miała dzieci!!!). Przekupstwom mówię stanowcze NIE!! A potem to rosną takie rozpieszczone bachory, co wymagają tylko i pozwalają wejść starszym na głowę, a zwłaszcza rodzicom. Panoszą się i rozkazują. "Mamo, kup mi to!" - wrzeszczy w sklepie, a potem jeszcze szantaż. W ten sposób (Roberta), tak rosną dzieci, które nie mają szacunku do pieniądza i wgl. Ech...pisałam, że nie lubię dzieci? :D Małe potworki grrrr..... >.<
Dalej mnie zastanawia, jaka jest prawdziwa relacja między Robertem a Niną... Moje myśli od razu idą w stronę scenariusza, prosto z odcinka Ukrytej Prawdy, Trudnych Spraw czy Dlaczego Ja! Wybacz... po prostu mam (nie wiem czy nadzieję, czy jak) wrażenie, że coś między nimi jest. Wiesz...chemia i te sprawy XD mam trochę namieszane w głowie, ja wiem. Za dużo może tych głupich programów XD
Co do tej imprezy i alkoholu to Robcio troszke przegiął. 8 piw dla dziewczyn? Choć wiem, że gdyby chciały to same by wydobyły skądś alkohol. Ciekawa domówki, że znika telewizor... ja to bym się wkurzyła (użyłam bardzo ładnego i łagodnego słowa) i chyba rozszarpała obie dziewuchy za zrobienie tak dużej domówki i za to, że zniknął telewizor za parę tysięcy. Oj, by wiedziały kto na ich chleb do gęby zarabia!! By się może nauczyły. Jestem wredna. Wiem.
Robcio coś kombinuje. W sensie z tą komórką. Facet sobie grabi, bo niby dlaczego każe zniszczyć komórkę Niny? Huh? Przeskrobał coś. Ja to wiem. Czuję to w kościach i się dowiem, co narozrabiał! A potem będzie lanie na kolanie i płacz!
Poza tym, znalazłam parę błędów interpunkcyjnych (a przynajmniej tak mi się wydaje), ale ponieważ czytałam rozdział będąc w pracy (tak, tak ciężko pracowałam dzisiaj) to teraz nie jestem w stanie ci ich wskazać. A moje oczy ledwo się otwierają, bo jestem zmęczona wstawaniem w środku nocy. Cóż poradzić...
W weekend pójdę do rozdziału trzeciego. Dzisiaj już nie dam rady.
Życzę weny i pozdrawiam!!
Ale jak się zagubiła, to nie była już taka mała, to może jest szansa, że ta duża Nina nie będzie cię aż tak irytowała, co?
UsuńEj, ale ty naprawdę musisz nie lubić dzieci...
Nie zdradzę ci czy Robiego i Ninę łączy coś więcej, bo o tym jest znacznie dalej.
Nie pamiętam dokładnie ile tych koleżanek było, ale chyba cztery, więc co to po dwa piwa na głowę? Upić się tym z pewnością nie dało.
Ale Robert też milusi nie był, wpierdol spuścił za zniknięcie telewizora.
Jej, tak szczerze, to nie rozumiem takich kobiet, które jeszcze przepraszają za to, że powiedziały w tym przypadku prawdę. Robert jest agresywny i w tym momencie, to on zawinił, także nie rozumiem, dlaczego próbowała go udobruchać. Tak jakby przyzwolenie na to, że dalej może to robić. Nie, dzieci się nie bije, to nie pomaga. Budzi nienawiść w relacjach. I o ile widzę po znajomych, to dużo lepiej wychowuje się dziecko, jeżeli traktuje rodziców jak przyjaciół, a nie jak kogoś, od którego dostanie lanie, jak to głównie kiedyś było. Starsze pokolenie zachwala takie wychowanie, ale po mojemu ono nie daje zbyt wiele. Co do konkretnej sytuacji: sam je rozpija, ale też nie fair było z ich strony. Jednak to nie pierwsza sytuacja i moim zdaniem Sylwia powinna się wcześniej zastanowić z kim sypia. Skoro ma tyle dzieci, to powinna uważać i ostrożniej dobierać męża. Nie tylko chodzi o jej dobro, ale i dzieci. Urazy zostają i mogą dużo zmienić w psychice. Jasne, nad swoimi własnymi dziećmi trzeba umieć zapanować, ale to jest właśnie sztuka:"wychować". Tak się zastanowiłam nad tą fotografią i łaskotaniem... człowiek ma łaskotki na biodrach? Chociaż w sumie to zdarzają się i tacy, co mają wszędzie. Chyba Nina nie wiedziała, co właśnie ściągnęła na swoją rodzinę. Fajnie mieć obojga rodziców, ale czasem lepiej jednego niż takiego drugiego do pary. Powiem Ci szczerze, że dreszcz mnie przeszedł, jak czytałam ostatni urywek. To trochę brzmiało, jakby nawet on sam ją porwał... Ale pewnie chodziło o to, że może coś jej wtedy zrobił? Może molestował? A jeszcze co do zdjęć z dzieciństwa, ja właśnie nie mam żadnych. Śmieję, bo większość moich znajomych ma i to jak jest zupełnie naga. Kumpel powiedział, że u mnie to można jeszcze nadrobić. Ale ja jednak chyba cieszę się, że nie mam kompromitujących zdjęć.
OdpowiedzUsuńNie zgodzę się z tobą, tak prywatnie, bo oczywiście masz prawo do własnego zdania. Moim jednak dziecko i rodzic to dziecko i rodzić, a nie przyjaciele. Oczywiście nie jestem za biciem dzieci, ani też za przyzwalaniem na wszystko. Dopuszczam do siebie myśl, że dzieci są różne, dopuszczam, że można jedno wychować bez klapsa, czy podniesionego głosu i wiem też, że zdarzają się takie dzieci, które bez klapsa wejdą na głowę i to niezależnie od tego jak są wychowane, po prostu ludzie, w tym także dzieci mają różne charaktery.
UsuńSkąd pomysł, że Robert jest agresywny? To Sylwia nim potrząsała, a nie on nią, więc prędzej to ją bym podejrzewał o niepanowanie nad sobą. Choć z drugiej strony on też ma zapędy jakie ma, ale to chyba nie wynika z agresji, a modelu rodzinnego jaki widział w domu (o tym jeszcze będzie).
Sylwia miała dwoje dzieci zanim wyszła za Roberta, on był wdowcem z jedną córką, Piotrek jest wspólny. Myślę, że Sylwia wybierając Malickiego nie kierowała się tylko jego zachowaniem, ale też tym jaki był dla niej, ile zarabiał, że był na swój sposób ogarniętym facetem, w którym znalazła oparcie, także finansowe, bo nie oszukujmy się samotnej kobiecie, z dwojgiem małych dzieci i bez jakiejkolwiek pomocy lekko nie było i ja ją podziwiam, że jako tako wiązała koniec z końcem.
Nie wydaje mi się, że od kilku klapsów, czy 2-3 lań w życiu ktoś ma urażoną psychikę na całe życie. Ja nie wiem jak ty widzisz postać Malickiego, ale z pewnością nie chciałem z niego zrobić kata i tyrana, bardziej takiego statystycznego polaka bliskiego czterdziestki (chodzi mi o wiek - 40 lat).
A tam były biodra? Powinni być żebra ;-) Mój błąd.
Bo jesteś jeszcze w tym wieku, że się cieszysz z braku takich zdjęć, a za 10-20 lat jak będziesz miała męża... Ja np lubię z żoną oglądać fotografię i słuchać "ej, ale też miałeś taki kocyk jak ja i też mam na nim nagą fotkę, po kąpieli, pewnie, nie?", albo "masz co zdjęcie inny wózek" i tu odpowiedź "każdy zepsułem, to tak jak z samochodami, mnie się zawsze coś z moim dzieje", "a ja i wózki i samochody miałam tylko dwa i każde w dobrym stanie".
Czy Robert Ninę molestował? Na to pytanie nie mogę odpowiedzieć, ale jak czytałaś prolog, to chyba widać, że ona się go nie bała, sama się do niego zbliżała i go dotykała, tak więc nawet jeśli między nimi coś było, to wątpiłbym w to, że na siłę, być może ona wyraziła zgodę.
Myślę, że jeszcze dziś dodam rozdział 4 ;-)
Pozdrawiam i dziękuję za komentarz. Jutro zmienię te biodra na żebra xD
Dla ścisłości, to napisałeś:"po żebrach i biodrach" czy jakoś tak. Znaczy ludzie chyba mają tam łaskotki, ale tak się po prostu trochę czepiam, wybacz ;D. Np. mnie zawsze dziwiło, jak można mieć łaskotki na stopach. A to raczej miejsce podobno dość powszechne, gdzie one występują.
UsuńMam znajomych, gdzie dziecko jest grzeczne przy takiej relacji, jak "przyjaciele". Jasne, rodzic o coś poprosi, aby zrobiła itd. coś nakaże, ale dziecko wie, że może zawsze do niego przyjść i coś powiedzieć itd. Ale jak mówisz, różnie bywa, na niektórych nie działa słowo, tłumaczenie itd. Od kilku klapsów jasne, że nie, ale od ciągłego bicia można. Nie wiem, może za bardzo mi się to kojarzy z agresywnością, którą wywołuje alkohol i źle sobie to dopasowuje. Robert wydaję się być taki trochę nieopanowany. Sylwia wtedy też, ale chyba trochę miała powód. Chociaż rozumiem, że on się mógł wkurzyć, bo prowadzi, a ktoś do niego rozmawia. Czasem tak, czasem fajnie jest się pośmiać z tego. Aczkolwiek ja nie lubię, jak mi ktoś robi zdjęcia, dlatego mam ich raczej mało, a z dzieciństwa to może ze trzy.
Robert jest osobą dość specyficzną, nigdy nie wiem na co trafię, może o to chodzi w twoim blogu Dariuszu? Wybacz długie milczenie, ale każdy ma swoje obowiązki, ja także i niestety nie mogę być na bieżąco. No dobra wracam do opowiadania.
OdpowiedzUsuńNina za pewne jest dla Roberta kimś ważnym, czasem mam wrażenie że on ją naprawdę faworyzuję, nie powinien wkupywać się w łaski dzieci, ale nie wnikam w jego metody wychowawcze. Najbardziej lubię Piotrusia, jest małym zaradnym chłopcem, dość mądrym jak na swój wiek, jednak mam nadzieję, że nie będzie tak nerwowym facetem jak Robert. Ogólnie opowiadanie super, fajnie się czyta. Pozdrawiam Buntowniczka.
Ale ja nigdy od nikogo nie wymagam bycia na bieżąco.
UsuńPiotruś... ja akurat sam za Piotrusiem nie przepadam, ale to pewnie dlatego, że więcej wiem.
Dobra, przeczytałam ten rozdział już kilka tygodni (?) wcześniej, ale wyłączyli mi konto (Maddie Black, czy jak to się nazywało), więc założyłam nowe i z tego komentuję.
OdpowiedzUsuńRobert dał dziewczynom piwo?! Nie wierzę, jak widać jest bardzo nieodpowiedzialną osobą o specyficznym charakterze. I zależy mu głównie na pieniądzach.
Nie przepadam za kobietami, które przepraszają za powiedzenie prawdy.
Najbardziej w tym opowiadaniu lubię Piotrusia. Wydaje mi się taki przyjazny. Resztą nie gardzę, lecz za Niną nie przepadam. Co za rozpuszczony bachor, jak można prosić o jedzenie w środku nocy ;-;
Pozdrawiam, Aimer
To blogger może tak wyłączyć konto? Mnie się nigdy nie zdarzyło i oby nigdy nie miało miejsca.
UsuńCzy ja wiem, czy to, że dał nastolatkom napić się piwa oznacza, że jest nieodpowiedzialny i zależy mu głównie na pieniądzach. Jak dla mnie to żadna tragedia jak kilkunastolatki wypiją po piwie czy nawet po dwa. Przecież tym się nawet upić nie da.
Jak się jest głodnym, to się woła jeść - to u dzieci akurat normalne i pora dnia nie ma tu znaczenia.
Ok więc czytam od początku i już powoli ta historia mnie coraz bardziej interesuje. Na początku niby wszystko normalnie rodzinka trochę więcej dzieci i nagle zaczynają się schody to dziecko tego, to tam tego etc. Dzieci też do najgrzeczniejszych nie należą, ale cóż. Im dalej tym gorzej siedmiolatka częstować paierosem? Ja wiem, żę teraz dzieciaki wcześnie palą, ale siedmiolatek? Serio?
OdpowiedzUsuńRobert trochę mnie przeraża ten człowiek ewidentnie nie grzeszy cierpliwością i strasznie łatwo się wkurza. Do tego nie jest zbyt odpowiedzialny, bo naprawdę zamiast martwić się jak znaleźć Ninę to on zaciera ślady. Chyba, że coś jeszcze ma na sumieniu.
Nina jako mała dziewczynka była po prostu bezbłędna, te jej tekst powalały. XD
To dziecko tego, a to tamtego, a to tej, a to tamtej, to ostatnio norma. Niedługo rodzina gdzie rodzeństwo ma tych samych rodziców, to będzie cud i wielkie dziwactwo.
UsuńZdarzają się i tacy co w przedszkolu już papierosa próbowali :) Sam do takich należałem.
Robert jest przemęczony. Mając własną firmę, martwiąc się, by wszystkie papiery na czas dosłać, rozliczyć... to nie są przelewki i wtedy łatwiej stracić opanowanie, gdy się gdzieś np spieszy, a dzieci dokazują.
Oj ma Malicki na sumieniu i to niejedno.
Gdy pisałem tę historię, to też lubiłem małą Ninkę, za to nie lubię małego Piotrusia.
No tak...miał być tylko seks, a okazało się, że został z nią przez lata. Heh i pomyśleć, że jedno zdjęcie tak wiele zdziałało. Ale może to nie tylko zasługa zdjęcia, bo bez jaj. Musiało mu na nich po prostu zależeć, choć nie zdawał sobie z tego wcześniej sprawy.
OdpowiedzUsuńNic dziwnego, że się kłócą. Są zdenerwowani i oboje się martwią,więc trudno panować im nad emocjami. Ale kurde... serio? Dał dzieciom piwo? No, to jego tłumaczenie, że lepiej,żeby piły w domu, nie przekonuje mnie. Przecież to jeszcze dzieci. Dobra, Nina mogła dostać piwo, ale Anka? No kurde.. za młoda jest. Nie powinien im kupować. hahahah i stało się, buchnęli telewizor. No, też bym się wkurzyła, ale to nie powód,żeby je bić, bo niczego tym nie zmieni. Jest wiele innych, skuteczniejszych kar.
Ale o co chodzi z tym telefonem? Co w nim takiego było, że Robert chce, by został zniszczony? Może ma coś wspólnego z jej zaginięciem... Chociaż nie, nie sprawia wrażenia kogoś, kto mógłby ją skrzywdzić. Mimo, że jest wybuchowy. Nina pewnie wiedziała o czymś, co on ukrywa przed Sylwą, ale co to takiego?
Oj tak, Robert zbudował z Sylwią i dziewczynkami więź i relacje, choć sam o tym nie wiedział. On budował je jednocześnie się od tego wzbraniając.
UsuńJakie dzieci? Nastolatki. Jedna z nich była prawie pełnoletnia. Ance też uważam, że jedno piwo by nie zaszkodziło. Ja sam mam do tego takie luźne podejście.
Twoje myślenie podąża bardzo dobrym torem.
Podoba mi się ta retrospekcja. Motyw nieprzemijających chwil, uwiecznionych już na zawsze na fotografii. Podoba mi się też szczerość tego opowiadania. Na wielu blogach facet, gdy poznaje kobietę z dzieckiem, to od razu kocha to dziecko jak swoje, zabiera na lody itd, a tutaj? Tutaj mamy taką realność. Robert całą postawą zdaje się mówić "ja przyszedłem posuwać twoją matkę, a nie bawić się w dom". Podoba mi się też Nina i jej starcie z ojczymem, takie pierwsze bitwy i wojny. Zastanawia mnie za co też Robert uderzył dziewczynkę i dlaczego Sylwia mimo niechęci do niego po tym zdarzeniu, zgodziła się z nim być.
OdpowiedzUsuńJa tam uważam, że wypicie piwa przez 17 latkę i 14 latkę to żadna zbrodnia i nie ma w tym niczego złego, aczkolwiek za cudze dzieci nie powinien był odpowiadać i decydować za ich rodziców. Swoim mógł dać, wypić najlepiej przy sobie, podczas oglądania wspólnie telewizji lub coś, ale cudzym dzieciakom nie powinien pozwolić pić.
Podoba mi się ta para - Robert i Sylwia, zdają się być tacy dojrzali, ludzie po przejściach, pokaleczeni przez życie i przeszłość, a jednak wspierający się nawzajem.
Telefon Niny. Czyżby Malicki miał kochankę, a Nina w swoim telefonie dowód na to? Cały czas go podejrzewam o jakiś skok w bok przez ten stanik.
Dokładnie, wiele opowiadań stawia ojczymów na piedestale takich nagłych bohaterów. Choć ja nie spotkałem dużo takich opowiadań. Zwykle nie pisze się o ludziach co mają dzieci, a przynajmniej ja się nie spotkałem.
UsuńRacja, nie powinien być odpowiedzialny za cudze dzieci, ale on zapewne tłumaczyłby to tak, że piwo kupił swojej córce i pasierbicy, a kogo one poczęstowały, to już nie jest jego sprawa.
Serio, przez stanik od razu podejrzewasz go o zdradę?
Ale mnie to niesamowicie wciągnęło
OdpowiedzUsuńDoszlo do tego, ze myślę o tej historii przy wykonywaniu zwyklych codziennych czynnosci.
A kogo mam podejrzewac?! Przeciez widac jak na dloni ze Robert ma coś na sumieniu. Bardzo szkoda mi Sylwi bo tak mocno ufa swojemu mężowi.
Bardzo fajny motyw z tymi wspomnieniami, tak mądrze napisane. Piękne.
I ten paznokieć.
Chaos mam w głowie i muszę przeczytać kolejny bo nie wytrzymam :) wrzuciłam sobie Twoj blog u siebie w linki, żeby szybko tu trafiać i mieć go pod ręką :)
Cieszę się, że aż tak mocno cię wciągnęło to opowiadanie.
UsuńRobert faktycznie ma coś na sumieniu, ale czy akurat zaginięcie Niny?
Oj były z tą Niną przeboje, były. Próbowała uprzykrzyć życie Robertowi, ale nic dziwnego, kiedy do spokojnego życia dziewczynki wkracza facet i miesza. Widzę, że Nina jest troszkę zbuntowana, ale cóż się dziwić, skoro pochodzi z rozbitej rodziny. Przybyło jej rodzeństwa i nowa mama, a ona była tylko dzieckiem.
OdpowiedzUsuńKiedy Robert opowiadał żonie o imprezie, jaka miała miejsce u Patryka i że Nina ma powody, aby go nienawidzić, od razu pomyślałam o… o molestowaniu. Czemu? Nie mam pojęcia. Po prostu to była pierwsza myśl, która przepłynęła mi przez głowę. Pomyślałam sobie, że na pewno się pomyliłam, bo pamiętam tą patologię, która kipi z powieści „Otchłań szarości” i sądziłam, że może tu też wplączesz odrobinę złych czynów. Ale nie, i bardzo, bardzo, bardzo się z tego cieszę. Jedno opowiadanie nasączone patolem wystarczy. No, ale przy samej końcówce wszystkie moje nadzieje, że tu patolu nie będzie… poszły się bujać. Podejrzewam najgorsze…
Jaka nowa mama? Nina jest córką Sylwii, więc jak przybyła jej nowa mama?
UsuńMyślę, że wszystkie rodziny są w pewien sposób patologiczne. Nie ma rodzin idealnych. Bieda to patola, przesyt bogactwa i życie pod kloszem to także patola. Ja po prostu piszę o ludziach i typowych życiowych problemach.
Kurczę, to wyciąganie paska ze spodni, teraz akcja z telefon...
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że działo się coś cholernie ważnego. Tak jak poprzedniczka, nie wiem dlaczego, na myśl przychodzi mi molestowanie. Nie wiem...
Wyciągał pasek ze spodni, bo go cisnął, choć zdarzało mu się dzieciom przylać. Jednak o molestowanie chyba jednak nie ma powodów, by go podejrzewać.
UsuńW pierwszej części Robert zbyt ciekawego podejścia do Niny nie miał, ale później wyraźnie było widać, że mu jej brakuje, więc jestem pewna, że nic wspólnego nie ma z jej zniknięciem. Wątpię, żeby dziewczyna po prostu uciekła po czymś takim, ale rozumiem, że Sylwia po prostu wyładowywuje frustracje, stąd to zachowanie. Nie wyobrażam sobie, co musi przeżywać. Szczególnie, ze jednocześnie musi być silna dla reszty dzieciaków.
OdpowiedzUsuńKońcówka po raz tysięczny przewróciła moje zdanie o Robercie o 180 stopni, z chwilą kiedy kazał zniszczyć telefon Niny i jeszcze znalazł paznokieć w kieszeni, zapewne jej jakiś tips. I ta wzmianka na końcu. Co on jej zrobił do cholery?
Robert jest dla mnie podobną huśtawką, co Hektor z "Jabłek i śniegów". Z jednej strony jest dla mnie stanowczym rodzicem, którego chwilami nawet popieram(rzadkimi, ale jednak),z drugiej jest zbyt agresywny, z trzeciej nieodpowiedzialnie kupił małolatą piwo i pozwolił urządzić imprezę, na której nawet telewizor mu wynieśli, potem okazuje się, że miał jednak z Niną jakieśtam dziwne sytuacje, później jest opiekuńczy i pociesza żonę, blablabla, tysiąc twarzy i nie mam pojęcia, co o nim myśleć, ale to dopiero drugi rozdział, więc może mi coś jeszcze zaświta w głowie z kolejnymi.
Dokładnie, Sylwii obarczanie winą Roberta jest normalne, bo w takich sytuacjach każda matka chce czuć, że to ona nie jest winna, a więc zrzuca tę winę na kogoś innego.
UsuńRobert i Hektor... ten sam aktor xD
Kiedy napisałaś to "tysiąc twarzy" i napomknęłaś o Hektorze, to skojarzyło mi się, że pewna czytelniczka kiedyś napisała, że Christian Grey powinien Hektorowi Rodrigezowi czyścić buty, bo ten pierwszy miał jedną twarz, góra dwie, a Hektorek ma ich tysiące ;-) Uznałem to wtedy za komplement.