czwartek, 17 września 2015

Rozdział 2 – Między bólem a niepewnością


Życie biegnie wahadłowym ruchem między bólem i nudą,
a są to faktycznie jego ostateczne składniki.
Arthur Schopenhauer

Robert Malicki – trzydziestoośmioletni brunet o piwnych oczach, rzadko kiedy zatapiał się w przeszłości. Nie miał czasu na gdybanie, nie rozpamiętywał błędów, nie spisywał porażek ani nie chwalił się sukcesami sprzed lat. Nie był więc człowiekiem szczególnie sentymentalnym. Dla niego ważne było tu i teraz, plus przyszłość, bo jak wiadomo, jutrzejsze dni, kształtują się przez to, co zrobimy dzisiaj. Pomimo tego, Robert Malicki, jednak pstrykał fotki na wszelakich wycieczkach i imprezach rodzinnych, były też nagrania, z początku rejestrowane na VHS, potem na płytach DVD, aż w końcu, gdy technika poszła w górę, można było to wszystko skatalogować i zapisać na zewnętrznym, przenośnym dysku, aby przyszłe pokolenia miały się z czego ponabijać. W końcu już nieraz tak było, choćby wtedy, gdy Piotrek oglądał zdjęcia swoich sióstr, gdy te były małe.
Ale wiocha, ktoś wam załozył takie same sukienki. Tlagedia! – Złapał się teatralnie za głowę. – Jeszcze w wiejskie kwiatki – dodał, z udawanym załamaniem tym faktem.
Nie takie same, tylko podobne! – warknęła Majka i wyłączyła nagranie, na którym ona, nie mająca więcej niż dwa latka oraz Nina i Anka, bawiły się w chowanego, na podwórku, przed restauracją rodziców Roberta. Wiedziała, że na tym nagraniu dalej jest przedstawione jak ona i jej siostry tańczą nieudanego kankana i bardzo nie chciała, by jej młodszy brat to zobaczył. Była pewna, że wtedy ten szczyl nabijałby się z tego po wsze czasy.
Dziewięcioletnia wtedy Majka, przełączyła więc nagranie na inne. Na takie, które przedstawiało półrocznego Piotrusia w drewnianej huśtawce przymocowanej do górnej części futryny.
Masz różowe skarpetki! – zawołała.
Nie plawda, to takie...
Różowe! – upierała się.
Łosośnowe! – Tupnął teatralnie nóżką i zaprzestał przeglądanie pamiątek rodzinnych. Wystarczyły jedne, różowe skarpetki, a już miał sentymentów po same dziurki w nosie. Czy to znaczyło, że był podobny do swojego ojca? Nie, po prostu nikt z nas nie lubi oglądać fotografii i nagrań, które nas ośmieszają, a rodzice i dziadkowie, kiedy takie zdjęcia i filmy tworzyli, nawet nie zdawali sobie sprawy z tego, jakie żenujące będzie ich oglądanie na forum po latach.
Bywały jednak momenty, gdy zatrzymanie ulotnych chwil w kadrze okazywało się być zbawienne, konieczne albo pomocne, tak jak teraz, w przypadku Roberta, który wyjął ze schowka samochodowego portfel, a z niego lekko wyniszczone i niezwykle stare zdjęcie, ze śladem składania na pół. W fotografii nie było nic nadzwyczajnego, po prostu on, siedzący na krześle, nieopodal stołu kuchennego i siedmioletnia, roześmiana dziewczynka na jego kolanach, której robił na złość, łaskocząc ją po żebrach i biodrach, by nie miała ponurej miny. W tym właśnie były pomocne zdjęcia – pomagały pamiętać. Dzięki jednemu wejrzeniu na tę wyniszczoną fotografię, Robert przypomniał sobie słowa szczerbatej blondyneczki, o lekko falowanych włosach... słowa, które kierowała do niego, gdy pewnego ranka wyszła ze swojego pokoju, do tego, który zajmowała jej matka, by się przywitać. Nie przywitała się. Zamiast tego zapytała:
A ty nie masz swojego domku? Czemu ciągle tu przyłazisz?
Teraz, na te wspomnienia, sam uśmiechał się do siebie, ale wtedy, te dziesięć lat temu, czuł się co najmniej niezręcznie. Oczywiście wtedy Sylwia ruszyła mu z pomocą i powiedziała małej Ninie, że nie może się tak odzywać do dorosłych.
Skoro jest dorosły, powinien mieć własny domek! – upierała się dziewczynka.
Robert zbył wtedy temat, niekoniecznie chciał się przywiązywać do nieswojego dziecka, zwłaszcza, że nieszczególnie przepadał za dziećmi. Pocałował w policzek kobietę, u której spędził noc, pożegnał się, w biegu zakładając koszulkę i wyszedł. Nie myślał wracać. Jednak zbiegiem okoliczności ponownie się spotkali, a po tym spotkaniu nastąpiło kilka kolejnych, setna wypita wspólnie kawa, zbyt długie telefoniczne rozmowy do późnych godzin nocnych i parę wizyt, a w tym wszystkim mała Majka, stawiająca swoje pierwsze kroki i uśmiechająca się w jego stronę. Nie umiał być obojętny na dziecko, które samo wyciągało do niego rączki. Z Niną było gorzej. Ta ani myślała wyciągać do niego swoich rąk. Przyjaciel matki właściwie jej przeszkadzał, bo śmiał oglądać mecze i wiadomości na telewizorze, na którym zazwyczaj to ona oglądała kanały bajkowe i muzyczne. Lubiła teledyski, a nie zieloną murawę albo nudnego pana w garniturze, gadającego o jakimś kryzysie ekonomicznym.
Nie lubię piłki – oznajmiła pewnego dnia i chwyciła małą rączką za pilot leżący na kanapie. Złośliwie przełączyła, bo choć „Bolek i Lolek” to nie była jej ulubiona bajka, to wolała się męczyć udawaniem wielce zainteresowanej przygodami głównych bohaterów, niż dać kochankowi swojej matki obejrzeć mecz do końca.
Mała Nina sądziła, że Robert będzie wtedy jak każdy przed nim. Wydawało jej się, że mężczyzna tak szybko jak się pojawił, tak szybko też zniknie, ale on ani myślał się ulotnić, a wręcz przeciwnie – przychodził coraz częściej i przesiadywał coraz dłużej. Czasami bywało tak, że Nina wychodziła do szkoły i go widziała, przychodziła z niej, a on wciąż był, ona zasypiała, a on jeszcze nie wychodził. W końcu, wbrew swoim pierwszym uprzedzeniom, Nina zaczęła dostrzegać pozytywy takiej sytuacji. Malicki nigdy nie przychodził do niej z pustymi rękoma. Dawał czekolady i batoniki, od czasu do czasu kupował też jakąś zabawkę, i to taką z górnej półki, której zazdrościły jej wszystkie koleżanki z klasy, a na którą jej mamę nigdy nie byłoby stać. Rytuałem stało się więc pytanie co mi przyniosłeś?, gdy Robert tylko stawał w progu skromnego, wynajętego mieszkania, na drugim piętrze jednego z szarych bloków. Mężczyzna także widział pozytywy tej sytuacji. W tamtych czasach starał się przychodzić do Sylwii głównie wieczorami, gdy mała Majka już spała, a że była dzieckiem przesypiającym co najmniej kilka godzin pod rząd, to Ninie wystarczyło zapchać czas jakimś nowym gadżetem, kolejną zabaweczką albo grą na Pegazusa czy PlayStation, gdy tak postępował, to matkę dwójki córek miał tylko dla siebie, a więc było w jego poczynaniach coś iście wyrachowanego, choć z boku, to mogło wyglądać zupełnie inaczej. Postępował więc według planu – wejść, zostawić zakupy, zjeść kolacje, dać dziecku zabawkę i zaliczyć jej matkę na rozłożonej kanapie w puchowej pierzynie. Nie spodziewał się tylko, że jego postępowanie będzie miało skutki i tu skutkiem nie było poczęcie małego Piotrusia, a nagłe przywiązanie Niny, która potrafiła obudzić go w środku nocy i oznajmić:
Zjadłabym coś.
Obudź mamę – warczał przez zęby i nawet nie raczył otworzyć oczu.
Mała Nina wtedy naciskała swoimi małymi rączkami na jego nagą klatkę piersiową i szeptała:
Mama ciężko pracuje żeby nas utrzymać i jest zmęczona. Zrób mi ty kanapkę. Chcę z czekoladą.
Rano.
Teraz.
W nocy się śpi, a nie je.
Ja jestem głodna! – uniosła się i uderzyła kilkakrotnie w jego ramie.
Nina skutecznie rozbudziła go swoim zachowaniem, ale wprawiła w aktywność też irytacje i zagniewanie.
Idź spać do jasnej cholery, bo ci zaraz przyleję! – wrzasnął i spojrzał, już od pewnej chwili, szeroko otwartymi oczami na wystraszoną dziewczynkę, na której policzkach zabłysnęło kilka łez.
Nie lubię cię – usłyszał i to wystarczyło do pobudzenia jego wyrzutów sumienia na tyle, by zwlec się z łóżka.
Przepraszam, już nie płacz. Chodź, zrobię ci tą kanapkę.
Wolę płatki – odpowiedziała, natychmiast się rozpromieniając.
Robert wtedy ledwie pomyślał tym lepiej, mniej roboty, a już usłyszał:
Chcę na ciepło.
Przewrócił oczami i zazgrzytał zębami, ale w końcu przelał mleko z folii, które znalazł w lodówce, do niewielkiego rondla i wsypał płatki do różowej miski.
Jadam w niebieskiej – pouczyła go dziewczynka. – Mleko trzeba mieszać, bo się przypali i zmniejsz palnik.
Co zmniejsz?
Ogień! – Podeszła do kuchenki i wskazała palcem, a potem nie czekając na reakcje mężczyzny sama przyciszyła płomień. – Jesteś jeszcze gorszy w kuchni, niż był ojciec Majki.
Twój był lepszy? – zagadnął, wykonując polecenie siedmiolatki i mieszając łyżką mleko w rondelku.
Nie wiem. – Wzruszyła ramionkami i ponownie zajęła miejsce przy stole. – Nigdy nie miałam tatusia. Mama urodziła mnie panną, a potem musiała rzucić studia i pracować, a potem był inny pan i inny, i ojciec Majki, i żaden się do niczego nie nadawał. Ty też się do niczego nie nadajesz, tylko zrobisz trzeciego dzieciaka i uciekniesz.
Skąd taki pomysł? – zapytał i syknął, bo sparzył dłoń chcąc zdjąć rondel z kuchenki.
Trzeba przez ściereczkę albo tą taką rękawiczkę co tam wisi. – Wskazała palcem.
Rękawiczkę – powtórzył i rozejrzał się w poszukiwaniu wspomnianego przedmiotu. Założył rękawicę kuchenną na dłoń i przelał mleko z rondelka do miseczki z płatkami. – Zadowolona? – zapytał, opierając się łokciami o blat stołu i patrząc dziewczynce prosto w twarz. Jego zdaniem miała ładne, granatowe oczy.
To kiedy odejdziesz? – zapytała i wstała, by wyjąć z szuflady łyżkę. – Babcia mówi, że odejdziesz, bo nie jesteś debilem.
Miło wiedzieć, że ktoś nie uważa mnie za debila – szepnął, jakby sam do siebie. – Twoja babcia myśli przeciwnie do mojego ojca – wyznał Ninie, zajmując miejsce dokładnie naprzeciwko niej.
Dziewczynka nic nie rozumiała ze słów Roberta, ale uznała, że skoro mężczyzna już usiadł do stołu, to wypadałoby się z nim podzielić.
Chcesz troszeczkę? – Nabrała na łyżkę płatków z mlekiem i wysunęła w jego stronę.
Nie, dziękuję.
W takim razie chociaż podmuchaj, tak jak mama zawsze dmucha, bo nie schłodziłeś.
Przecież chciałaś z ciepłym mlekiem – przypomniał, ale posłusznie dmuchał.
To nie jest ciepłe, to jest wrzątek, a wrzątka się nie je!
Myślałem, że trzeba zagotować – wytłumaczył się.
Nie trzeba, gdybyś się zapytał, to byś wiedział. – Ostrożnie skosztowała czubkiem języka, a potem przełknęła pierwszą łyżkę płatków. – Nie osłodziłeś – wypomniała.
Malicki nic nie odpowiedział, tylko przysunął dziewczynce cukiernice.
Trzy poproszę.
Rąk nie masz?! – warknął.
Jedną trzymam miseczkę, by nie spadła, a drugą łyżkę. Trzeciej nie mam.
Przewrócił oczami i osłodził trzy łyżeczki, tylko po to, by usłyszeć dziecięce dziękuję. Sądził, że dziewczynka przy jedzeniu nie będzie go zagadywała i nie będzie zmuszony odpowiadać na zadawane pytania, ale Nina ani myślała zamilknąć. Jadła i pytała.
To kiedy odejdziesz?
Nie wiem – odpowiedział zgodnie z prawdą.
Chcę wiedzieć. – Wszamała kolejną łyżkę płatków i z pełną buzią kontynuowała – chcę się przygotować na to, że mama znowu będzie płakać.
Nie powinny cię takie rzeczy interesować.
Ale interesują. To kiedy to będzie?
Nina, jedz i nie gadaj.
Czyli odejdziesz?
Nie wiem.
Jakbyś nie odszedł, to byś powiedział, że nie odejdziesz.
Nie odejdę. Zadowolona?! Zjedz i idź spać, a potem zgaś światło – Wstał i miał zamiar wyjść z kuchni, by ponownie wpakować się do łóżka.
Obiecaj! – zażądała siedmiolatka.
Co? – Z początku nie wiedział o co jej chodzi.
Obiecaj, że nie odejdziesz.
Ich spojrzenia się zderzyły i to on pierwszy poległ. Spojrzał na swoje bose stopy i nogawki od popielatych, bazarowych dresów.
Zjedz i idź spać – zbył temat. Wyszedł z kuchni, a rano Sylwia wykonała tą fotografię, którą teraz trzymał w dłoni. Było to pierwsze zdjęcie jego i Niny. Co prawda, nie obiecał dziewczynce wtedy, że nie odejdzie, ale poniekąd ta fotografia miała moc, by uwiecznić tamtą chwilę i zatrzymać go na zawsze, choćby w taki mizerny i nierealny sposób.

Co robisz? – zapytała brunetka, wsiadając do samochodu męża. Wcześniej była w swoim miejscu pracy, by wziąć wolny tydzień. Chciała móc poświęcić jak najwięcej czasu na poszukiwanie córki albo zająć się młodszymi dziećmi w chwili, gdy to Robert będzie jej szukał.
Mężczyzna szybko włożył zdjęcie do portfela, a tego wrzucił do schowka. Nie zdążył jednak tego uczynić na tyle sprawnie, by jego żona nie dostrzegła fotografii, której się przyglądał.
Tydzień później cię wywaliłam – wspomniała.
W głowie Malickiego zahuczały słowa sprzed dziesięciu lat – Nigdy więcej nie waż się podnieść ręki na moje dziecko.
Pamiętam. – Uśmiechnął się niezwykle uroczo, ale jednocześnie też smutno w stronę kobiety, z którą złączył swoje życie. Przekręcił kluczyk w stacyjce i położył prawą dłoń na skrzyni biegów, by wycofać z parkingu i dołączyć do ruchu tej małej, pospolitej mieściny, w której przyszło im egzystować.
Robert wraz z żoną spędzili niemal cały dzień na odwiedzaniu wszystkich znajomych Niny oraz zawitali w miejsca, w których zwykle bywała po szkole i w czasie wolnym. Nie było jej w barze bilardowym ani w parku, ani na torze zorganizowanym specjalnie dla rolkarzy i deskarzy. Kobieta powoli traciła nadzieję, że jeszcze ujrzy kiedykolwiek córkę całą, żywą i zdrową, a Robert starał się ją pocieszać i jednocześnie prowadzić samochód tak, by nie spowodować wypadku. Był zdenerwowany i trzęsły mu się dłonie – wyraźnie było to widać, ale zdaniem Sylwii, to wszystko było spowodowane niepokojem, takim samym, który i ona odczuwała.
Zobaczysz, że się znajdzie – zapewniał, gdy stali na światłach, ale wyraz jego twarzy nie był przekonywający.
Jak się znajdzie, jak jej nigdzie nie ma!? – krzyknęła i przyłożyła dłoń do czoła. Pochyliła głowę i zapłakała. Nie dawała już sobie rady z tymi wszystkimi czarnymi wizjami, które nawiedzały jej wyobraźnie i niczym nieproszeni goście w drzwiach, stawały przed jej oczyma.
Może gdzieś pojechała, do jakiegoś innego miasta... gdzieś po prostu?
Z kim?! – wrzasnęła, a ktoś z tyłu zaczął trąbić.
Cholera – warknął Robert i pomimo przekleństwa pokazał przepraszający gest w stronę innego kierowcy. Skręcił w lewo, a następnie zjechał na pobocze. – Może z jakąś koleżanką z klasy – gdybał na głos i pochwycił dłoń żony w swoją. Przyłożył do ust, musnął, a potem gdy wyczuł jej lodowatość, to usiłował ją rozgrzać w swoich dłoniach. – Jutro pojawię się w jej szkole, wypytam jej koleżanki, może któreś też nie ma w domu...
Nikt inny nie zgłosił zaginięcia – zauważyła i spojrzała na męża załzawionymi oczami.
Ale Nina była jeszcze na imprezie. Gdzie indziej, z kimś innym, mogła pojechać po niej i tamci rodzice też czekają, tak jak my czekaliśmy – starał się myśleć racjonalnie. Przyłożył dłoń do policzka żony i przeciągnął delikatnie kciukiem po jej dolnej wardze, czym wywołał lekki, wymuszony uśmiech. – Zobaczysz, wszystko się dobrze skończy. Może się spiła, tak jak kiedyś, pamiętasz? Wtedy też jej szukaliśmy. Tym razem porządnie oberwie za nasze zmartwienia i sytuacja się więcej nie powtórzy – zapowiedział i położył dłoń na skrzyni biegów.
Robert ponownie tego dnia włączał pojazd do ruchu drogowego, a jego żona przypominała:
Wtedy znalazła się nad ranem, a teraz nie ma...
Teraz jest starsza – przerwał, aż w końcu wrzasnął pod wpływem irytacji – Twój płacz i zawodzenie nic nie da! Przepraszam – szepnął gdy się opamiętał. – Nie powinienem był krzyczeć, ale zrozum, ja też się o nią martwię. Jednak musimy wierzyć, że wszystko będzie dobrze. – Uderzył dłońmi o kierownice, a potem zacisnął na niej pięści i ruszył dalej, w kierunku zaniedbanego osiedla, na którym Nina często przesiadywała z Patrykiem i jego przyjaciółmi.
Robert – szepnęła, kiedy mężczyzna parkował przy jednym z hipermarketów. – Ty naprawdę w to wierzysz, że ona się odnajdzie? Że tak po prostu wróci do domu i stanie w drzwiach?
Tak, a jeśli nie wróci, a się dowiem gdzie jest, to osobiście ją przytargam, choćby za włosy – warknął ostatnie trzy słowa.
Mówisz tak, jakby miała powód od nas uciekać – zauważyła Sylwia i spojrzała na męża takim wzrokiem, jakby nagle zapragnęła prześwietlić go na wylot.
Mężczyzna spuścił głowę, przełknął ślinę i wbił spojrzenie w znaczek Citroena, umiejscowiony na środku kierownicy.
Bo miała – szepnął ledwie słyszalnie, a kobieta poczuła jakby gdzieś ulatywała jej cała krew z krwiobiegu, a mięśnie wiotczały.
Jaki? – zapytała niemal niemo i doszukiwała się we własnym mężu odpowiedzi, ten jednak zamiast jej udzielić od razu, najpierw zaczął się bawić kluczykami przy stacyjce. – Robert! – wrzasnęła.
Mogła chcieć dać mi nauczkę w ten sposób – wyznał w końcu i zanim Sylwia zaczęła wnikać o co tak naprawdę chodzi, dopowiedział – taka forma zemsty czy też kary, ale wymierzona we mnie, nie w ciebie.
Brunetka obgryzła paznokieć, który od dłuższej chwili trzymała między zębami. Szukała w głowie wspomnień, które mogłyby być powodem ucieczki Niny, ale nie znalazła ich, przynajmniej nie w ostatnim czasie.
Przecież wy się ostatnio nawet nie pokłóciliście – stwierdziła. – Mało się kłóciliście. Ona cię uwielbia.
Ostatnio nie. Nie lubi mnie, ale przed tobą udaje.
Dlaczego? Co się stało? – dopytywała. – Co ty przede mną ukrywasz!? – wrzasnęła w końcu i chwyciła męża za materiał marynarki, którą ten miał na sobie. Potrząsnęła na tyle energicznie, że odbił się plecami od wewnętrznej strony drzwi pojazdu.
Robert przez moment czekał aż jego żona się opanuje, a kiedy to nie następowało, to chwycił za jej nadgarstki i przytrzymał.
W zeszły weekend, gdy byłaś na wykładach – zaczął i dwukrotnie przełknął ślinę,, zanim kontynuował. – Ja musiałem jechać do magazynu, zrobić inwentarz, miejsce na nowy sprzęt i... zabrałem Piotra i Majkę z sobą, by spali na zapleczu, a dziewczynom pozwoliłem zrobić imprezę.
Co w tym złego? – dziwiła się. – Nie raz przecież przychodziły do nich koleżanki, gdy my byliśmy choćby u twojego brata, z młodszymi dziećmi, a one nie chciały jechać.
Kupiłem im alkohol – przyznał.
Co zrobiłeś!? – Nie wierzyła własnym uszom.
To było tylko osiem piw – sprostował. – Miały przyjść do jednej dwie koleżanki, a do drugiej przyjaciółka. Nie upiłyby się taką ilością, poza tym lepiej by piły w domu, w normalnych proporcjach, niż chlały po bramach na umór – tłumaczył, chcąc przekonać do swoich racji samego siebie, aż w końcu przyznał. Na moment zamilkł, a potem wyznał jak było naprawdę – Chciałem być postępowy. Miałem dość, że zawsze to ja jestem ten zły, który tylko wszystkich karze, przychodzi do domu po pracy i rozstawia po kątach, więc się zgodziłem. Nina mnie urobiła. Obiecała, że jak coś będzie nie grało, to zadzwoni, a ja wtedy przyjadę.
Dobrze. – Przyłożyła palce do brwi, a łokieć oparła o kolano. – Nie jestem z tego zadowolona, ale przeboleje. Co było dalej?
Impreza wybyła im się spod kontroli – odpowiedział wprost. – Była z trzydziestka ludzi, wszyscy pili... zginął telewizor.
Jak to zginął telewizor? – nie dowierzała. – Ten duży, z salonu?
Chyba zauważyłaś, że mamy inny, to co się głupio pytasz!?
Nie warcz na mnie, to ty pozwoliłeś dzieciom pić! – odkrzyknęła.
Dobrze, masz racje. Przepraszam – przyznał się do winy, ale jego ton ani trochę nie był pokorny, bardziej zdenerwowany i wciąż podniesiony. – Nie sądziłem, że mnie oszukają. Miały przyjść do nich tylko koleżanki. Nawet tego całego Patryka miało nie być, bo przecież był ze mną w pracy.
Gdzie się podział ten telewizor?
Tego nie wiem – odparł i wbił spojrzenie w przednią szybę, o którą zaczęły dzwonić coraz częściej spadające z nieba krople deszczu. – Jedna zrzucała na drugą, druga na pierwszą. Wkurzyłem się.
Nie pierwszy raz – skomentowała oburzona, a Robert rzucił jej spojrzenie kątem oka, jakby się zastanawiał, za co tak naprawdę go wini – czy za zezwolenie na małą, babską posiadówkę nastolatek z ośmioma piwami w tle, czy za całą przeszłość i metody wychowawcze, które stosował.
Pierwszy raz aż tak – przyznał, bo czuł, że musi. Wiedział, że ta prawda i tak wyjdzie na jaw. – Nie patrz tak na mnie – rozkazał. – Co miałem zrobić? Rozmawiać się z nimi nie dało, bo było jak zwykle, a to jednak była plazma za kilka tysięcy.
Tylko na pieniądzach ci zależy!? – Łzy ponownie stanęły w jej oczach, a Robert nawet nie zamierzał odpowiadać na tak beznadziejne i jego zdaniem, całkiem nie na miejscu pytanie. – Mogłeś zgłosić kradzież, nie musiałeś od razu nikogo bić.
Nie musiały robić imprezy na trzydzieści osób! – wrzasnął i uderzył otwartą dłonią o kierownice samochodu i to z taką siłą, że aż klakson zawdzięczał. – Cholera! – przeklął.
Kradzieży nie zgłosiłeś – zauważyła.
A co, miałem się przyznać, że dałem nastolatkom po piwie!? – zapytał podniesionym głosem. – Aby mnie zamknęli za rozpijanie nieletnich!? Już mi kiedyś chcieli Ankę zabrać – przypomniał.
Bo twoje dziecko się poparzyło, a ty byłeś pijany – wypomniała.
Super – syknął. – W końcu to powiedziałaś. – Chwycił za paczkę papierosów ze schowka, umiejscowionego w podłokietniku. Zamknął schowek z hukiem, a potem z jeszcze większym zatrzasnął drzwi, zaraz po tym gdy wysiadł. Oparł się o bok samochodu i odpalił zapalniczkę. Deszcz ciął we wszystkie strony, na dodatek wzbierał silny wiatr, ale jemu zdawało się to nie przeszkadzać. Wcisnął lewą, drżącą dłoń, do kieszeni dżinsów, a w prawej trzymał papierosa – kciukiem i palcem wskazującym, tak jak miał to w zwyczaju. Zaciągał się dymem, ale tym razem, wyjątkowo, nawet ta czynność nie przynosiła ulgi.

Sylwia przez dłuższy czas siedziała w samochodzie. Odchyliła głowę do tyłu, zamknęła oczy i starała się wyłączyć myśli albo po prostu stwardnieć na tyle, by móc się młodszym dzieciom pokazać na oczy i nie wzbudzać w nich ciekawości, okalanej pytaniami co się stało?, dlaczego płaczesz?. Nie umiałaby udzielić odpowiedzi na te pytania. Na dodatek musiała się przygotować na dodawanie otuchy innym, w postaci wszystko będzie dobrze i Ninka się na pewno odnajdzie. Jeszcze nie wiedziała czy to wszystko potrafi i jak sobie z tym poradzi. Teraz jednak nie było jej jeszcze za progiem domu, była tu i teraz, i czuła, że musi coś zrobić. Nigdy nie lubiła się kłócić, z nikim. Nienawidziła tego uczucia ciężkości na duszy i wyrzutów sumienia, spowodowanych tym, że zwyczajnie kogoś skrzywdziła słowem, że zadała ból, sprawiła przykrość. Na dobrą sprawę, ona nawet na dzieci nie potrafiła nakrzyczeć i ograniczała się właściwie do przytulania, pocieszania i tłumaczenia. W ich domu, to Robert był od podnoszenia głosu i wymierzania kar, to też on uważał, iż ona jest za miękka i wszyscy skaczą jej po głowie, robiąc na jej oczach, co tylko żywnie im się podoba. Nawet pies i kot zaczęli wykorzystywać jej dobroć i podkradać rzeczy z lodówki, gdy tylko ją otworzyła albo produkty z blatu przyszykowane do przygotowania obiadu czy te na kolacje. Na czworonogów też nie krzyczała, a jakby tego było mało, to jeszcze ich ukradkiem częstowała, aby było im miło i by czuli się pełnoprawnymi członkami rodziny, co w sumie Robert i Nina wymyślili, gdy ona dopytywała Luisa czy chce samą szynkę czy może taką kanapeczkę złożoną ze zwiniętego w ser i szynkę kabanosa.
W końcu kobieta zdecydowała się opuścić pojazd. Nie zapinała swojego płaszcza, tylko się nim mocniej opatuliła i przeszła przed maską samochodu. Podeszła do męża i dotknęła jego drgającego ramienia. Palił już chyba trzeciego papierosa pod rząd, ale i tak jeszcze nie dał rady się uspokoić. Szczerze wątpił, że taki moment w ogóle nadejdzie.
Przepraszam – szepnęła. – Dobrze wiesz, że nie to chciałam powiedzieć – dodała już pewniej.
Dobrze wiem, że to właśnie chciałaś powiedzieć – syknął, jakby pluł jadem i wyrzucił niedopałek. Nawet nie zadał sobie trudu, by przygnieść go podeszwą buta. – Zresztą nieważne, było, minęło – przyznał w końcu i przetarł zmęczoną, mokrą od deszczu twarz, otwartymi dłońmi. Odwrócił się tyłem do kobiety i wsparł łokcie na dachu samochodu.
Robert. – Położyła dłoń na jego plecach. Marynarka była cała mokra i tak naprawdę, to pierwsze, co ją zmartwiło. Nawet w takiej chwili przeszło jej przez myśl, że mąż może się przeziębić.
Jak jej się coś stanie, to nigdy sobie tego nie wybaczę – przyznał splatając dłonie na karku i przykładając czoło do zimnej blachy pojazdu.
Nie mów tak.
A co mam mówić!? – wrzasnął, odbijając się od auta, a potem z bezsilności oparł się o boczne drzwi plecami. – To ja cię prosiłem, byśmy jeszcze zaczekali, że wróci, że pewnie zabalowała. Gdyby nie ja, to policja szukałaby jej wcześniej. – Poczerwieniały mu oczy, a z ich kącików wypełzło kilka łez, które szybko zmieszały się z deszczem i pozwoliły w ten sposób się zakamuflować.
Nie możesz tak myśleć – stwierdziła i chwyciła się kurczowo przemokniętego materiału marynarki męża. Potrząsnęła, jakby chciała tym wstrząsem wykrzesać w nim siłę. Wolała, by to on był teraz twardy, wystarczyło już, że to ona się łamała, powątpiewała i traciła nadzieję. – Przejdziemy przez to razem – zapewniła, przykładając ręce do jego policzków. Poczuła znajomy zarost, który lekko drażnił wewnętrzną skórę dłoni. – Robert... – nie dokończyła, bo nie wiedziała już, jakich słów ma użyć, by choć trochę podnieść go na duchu, by był taki, jak jeszcze przed chwilą.
Niespodziewanie mężczyzna przygarnął ją ramieniem i przyłożył usta do jej włosów. Musnął w nie, szepcząc niewyraźnie, że wszystko będzie dobrze, że to się jakoś ułoży i będzie jak dawniej. Pozwolił się żonie wypłakać, a sam starał się powstrzymać łzy. Potem poprosił, by wróciła do samochodu. Była cała mokra, nie chciał, by się zaziębiła.
A ty? – dopytywała.
Pójdę sam na tyły sklepu, zobaczę czy ktoś jest i zapytam o Ninę, może ją widzieli. Jeździła tu zawsze na desce. Odwiedzę też pobliski blok – poinformował. – Do marketu też wejdę. Chleb trzeba kupić. Dzieciaki muszą coś zjeść, może pizzę zamówić. Nie wiem sam – dodał, zdejmując marynarkę i odrzucając ją na tylne siedzenie. Stamtąd też wyjął kurtkę. Nie lubił w niej chodzić, nawet późną jesienią i zimą, dlatego jeśli większość czasu miał spędzać w samochodzie, to często zostawała w domu.
Sylwia przytaknęła. Weszła do samochodu i zaniosła się płaczem. Wyraźnie traciła siły. Robert udał się za sklep i pod pobliski, ogromniasty, biały blok, wewnątrz którego znajdował się taki placyk, gdzie często przesiadywała młodzież. Nikogo tam nie zastał. W końcu postanowił zawrócić do sklepu, a po zrobieniu najpotrzebniejszych zakupów, wrócić do samochodu i jechać do domu.
Stojąc przy kasie, w niebotycznie długiej kolejce, wybrał numer swojego brata. Mężczyzna odebrał po dwóch sygnałach i zamiast jakiegoś przywitania, usłyszał jedynie:
Czy komórka Niny jest w magazynie?
Nie wiem, Robert, a co? – odpowiedział zmieszany, wyraźnie był zmęczony, bo dyszał, tak jakby przed chwilą uprawiał jakiś sport, na przykład bieganie albo seks.
Sprawdź, a jeśli jest, to ani chwili się nie zastanawiaj, tylko ją zniszcz.
Ale dlaczego? – zapytał nieświadomy, młodszy Malicki.
Bo ja tak mówię – warknął Robert. – Sam bym tam pojechał i sprawdził, ale nie mogę zostawić Sylwii i dzieciaków samych. Chcę być przy nich.
Ale co jest na tej komórce? Coś ważnego?
Rób co mówię! – wrzasnął na tyle głośno, że aż ludzie w kolejce i pani kasjerka uraczyli go nieprzychylnym, pełnym dezaprobaty spojrzeniem. Przeprosił więc, bo tak wypadało i zawstydzony spuścił głowę na krótką chwilę. Za niewielkie zakupy zapłacił drobnymi, które walały się po kieszeni jego dżinsów i przy okazji natrafił na fragment paznokcia akrylowego, mieniącego się chyba wszystkimi kolorami tęczy.
Powiem mamie – rozbrzmiało w jego głowie echo wspomnień. Natomiast oczy przywracały obraz tamtych wydarzeń, gdy siedemnastolatka siedziała na łóżku i zanosiła się płaczem. Dłonie miała przyciśnięte do ust i starała się zapanować nad szlochem.
Mów! Wtedy to ty spieprzysz jej życie, a nie ja! – odwrzasnął, chwytając za klamkę białych drzwi i wychodząc z pokoju.


Pozdrawiam i czekam na wasze opinie. Kogo na obecną chwile podejrzewacie? Jakie wysuwacie wnioski? Czy macie już jakieś osądy i przypuszczenia?

27 komentarzy:

  1. Czy możemy wrócić do Otchłani szarości? ..zdecydowanie najlepszy blog. .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A kto pyta?
      Oczywiście, że możemy wrócić. Proponuje byś ty wrócił/a tam najpierw i skomentował/a. Jeśli nie masz w zwyczaju komentować, to wybacz, ale nie masz też prawa niczego ode mnie oczekiwać. Pozwól więc, że sam będę decydował o tym co piszę, kiedy piszę i w jakiej formię publikuję.

      Usuń
  2. Zebrało się Robertowi na wspomnienia. Nina musi bardzo wiele dla niego znaczyć, gdyby tak nie było, nie zatrzymałby pierwszego wspólnego zdjęcia z pasierbicą, a jak widać, jest tak zniszczone bo nosił je zawsze przy sobie i pewnie było wiele razy oglądane. Nie bardzo mi się podobało jak Robert z początku traktował Ninę, straszył, że wleje, a ostatecznie przykupywał. Dla niego wtedy to był tylko seks z Sylwią, a Nina przeszkodą, która stawała mu na drodze do SylwiI. Utrapieniem, które bezczelnie pytało, czy nie ma własnego domku i czy będzie ciągle do nich przyłaził. Wyobraziłam sobie taką małą dziewczynkę, jak zadaje facetowi matki poważnym tonem trudne pytania o przyszłość. Ona go sondowała, sprawdzała, czy będzie kolejnym wujkiem, który pojawi się na trochę , a później zniknie, czy kimś więcej. Rozczuliła mnie ta ich rozmowa w środku nocy, z jednej strony Robert grał twardego, chciał ją odprawić, żeby dała mu święty spokój, ale łzy Niny, gdy ją postraszył, poruszyły go na tyle, że siedział z małą w nocy w kuchni i słuchał jej pouczeń, jak się mleko podgrzewa. Ninka zadała mu wtedy bardzo ważne pytanie, kiedy odejdzie, Robi odpowiedział jej najszczerzej jak umiał, że nie wie, bo on naprawdę tego nie wiedział. Swoją drogą Nina wcale, ale to wcale nie ułatwiała mu zadania, ale ja się jej bardzo nie dziwię, nagle pojawił się w ich babskim domku, obcy facet, który zajmuje czas mamy, a także miejsce, każe się słuchać, bo jak nie, to grozi, że wleje. No i bardzo ważne z perspektywy siedmiolatki, zamiast bajek lecą mecze i wiadomości, to przecież było okropne, to trzeba wybaczyć Nince, że trochę dokopała Robiemu. Ale jak widać, nie było tak źle, bo Robert związał sie jednak z Sylwią.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli jakaś kobieta uważa, że obcy, jakiś dopiero co poznany facet pokocha jej dziecko i wierzy w deklaracje "nie ważne, że to innego faceta", to jest głupia. Robert przynajmniej niczego nie udawał. Nie traktował dzieci Sylwii źle, ale też nie pałał do nich niewyjaśnioną sympatią.
      Większość facetów do samotnych matek wpada po seks, a nie po to by niańczyć cudze dzieci. Dlatego potem tak wiele dzieci jest krzywdzonych z rąk konkubentów. Tak działa psychologia - karci się to co zabiera uwagę kogoś na kim nam zależy, a mężczyźnie zależy na cipce takiej samotnej matki. Robert jednak w pewnym momencie poczuł relacje i z Sylwią i z jej córkami. Utworzył więź. Wtedy to nabiera innego znaczenia niż tylko nocne schadzki.

      Usuń
  3. Zwykle nie cierpię dzieci, ale u ciebie, bardzo lubię Piotrusia. Dla mnie to aż szok! Nie wiem dlaczego. Po prostu go lubię, jest bardzo przyjazny. Co do reszty, a zwłaszcza Niny... grrr.... co za rozpieszczone dziecko -.- myślałam, że wyjdę z siebie, gdy czytałam, jak kazała zrobić sobie w środku nocy jedzenie. Śpij dzieciaku, a nie -.- jeszcze te pytania do Roberta. Wiem, że ona to małe dziecko, ale no sorry... irytuje mnie i może niech się nie znajdzie XD wredna ja, ale nic nie poradzę na to, że nie przepadam za bohaterkami ani ogólnie za dziewczynami. Czy to nie brzmi czasem dziwnie? o.o
    Nie pochwalam też zachowanie Roberta. Wkupił się w łaski małych smarkul. W życiu bym nie chciała, aby ktoś czy mnie czy moje dzieci przekupywał (o ile będę miała dzieci!!!). Przekupstwom mówię stanowcze NIE!! A potem to rosną takie rozpieszczone bachory, co wymagają tylko i pozwalają wejść starszym na głowę, a zwłaszcza rodzicom. Panoszą się i rozkazują. "Mamo, kup mi to!" - wrzeszczy w sklepie, a potem jeszcze szantaż. W ten sposób (Roberta), tak rosną dzieci, które nie mają szacunku do pieniądza i wgl. Ech...pisałam, że nie lubię dzieci? :D Małe potworki grrrr..... >.<
    Dalej mnie zastanawia, jaka jest prawdziwa relacja między Robertem a Niną... Moje myśli od razu idą w stronę scenariusza, prosto z odcinka Ukrytej Prawdy, Trudnych Spraw czy Dlaczego Ja! Wybacz... po prostu mam (nie wiem czy nadzieję, czy jak) wrażenie, że coś między nimi jest. Wiesz...chemia i te sprawy XD mam trochę namieszane w głowie, ja wiem. Za dużo może tych głupich programów XD
    Co do tej imprezy i alkoholu to Robcio troszke przegiął. 8 piw dla dziewczyn? Choć wiem, że gdyby chciały to same by wydobyły skądś alkohol. Ciekawa domówki, że znika telewizor... ja to bym się wkurzyła (użyłam bardzo ładnego i łagodnego słowa) i chyba rozszarpała obie dziewuchy za zrobienie tak dużej domówki i za to, że zniknął telewizor za parę tysięcy. Oj, by wiedziały kto na ich chleb do gęby zarabia!! By się może nauczyły. Jestem wredna. Wiem.
    Robcio coś kombinuje. W sensie z tą komórką. Facet sobie grabi, bo niby dlaczego każe zniszczyć komórkę Niny? Huh? Przeskrobał coś. Ja to wiem. Czuję to w kościach i się dowiem, co narozrabiał! A potem będzie lanie na kolanie i płacz!
    Poza tym, znalazłam parę błędów interpunkcyjnych (a przynajmniej tak mi się wydaje), ale ponieważ czytałam rozdział będąc w pracy (tak, tak ciężko pracowałam dzisiaj) to teraz nie jestem w stanie ci ich wskazać. A moje oczy ledwo się otwierają, bo jestem zmęczona wstawaniem w środku nocy. Cóż poradzić...
    W weekend pójdę do rozdziału trzeciego. Dzisiaj już nie dam rady.
    Życzę weny i pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale jak się zagubiła, to nie była już taka mała, to może jest szansa, że ta duża Nina nie będzie cię aż tak irytowała, co?
      Ej, ale ty naprawdę musisz nie lubić dzieci...
      Nie zdradzę ci czy Robiego i Ninę łączy coś więcej, bo o tym jest znacznie dalej.
      Nie pamiętam dokładnie ile tych koleżanek było, ale chyba cztery, więc co to po dwa piwa na głowę? Upić się tym z pewnością nie dało.
      Ale Robert też milusi nie był, wpierdol spuścił za zniknięcie telewizora.

      Usuń
  4. Jej, tak szczerze, to nie rozumiem takich kobiet, które jeszcze przepraszają za to, że powiedziały w tym przypadku prawdę. Robert jest agresywny i w tym momencie, to on zawinił, także nie rozumiem, dlaczego próbowała go udobruchać. Tak jakby przyzwolenie na to, że dalej może to robić. Nie, dzieci się nie bije, to nie pomaga. Budzi nienawiść w relacjach. I o ile widzę po znajomych, to dużo lepiej wychowuje się dziecko, jeżeli traktuje rodziców jak przyjaciół, a nie jak kogoś, od którego dostanie lanie, jak to głównie kiedyś było. Starsze pokolenie zachwala takie wychowanie, ale po mojemu ono nie daje zbyt wiele. Co do konkretnej sytuacji: sam je rozpija, ale też nie fair było z ich strony. Jednak to nie pierwsza sytuacja i moim zdaniem Sylwia powinna się wcześniej zastanowić z kim sypia. Skoro ma tyle dzieci, to powinna uważać i ostrożniej dobierać męża. Nie tylko chodzi o jej dobro, ale i dzieci. Urazy zostają i mogą dużo zmienić w psychice. Jasne, nad swoimi własnymi dziećmi trzeba umieć zapanować, ale to jest właśnie sztuka:"wychować". Tak się zastanowiłam nad tą fotografią i łaskotaniem... człowiek ma łaskotki na biodrach? Chociaż w sumie to zdarzają się i tacy, co mają wszędzie. Chyba Nina nie wiedziała, co właśnie ściągnęła na swoją rodzinę. Fajnie mieć obojga rodziców, ale czasem lepiej jednego niż takiego drugiego do pary. Powiem Ci szczerze, że dreszcz mnie przeszedł, jak czytałam ostatni urywek. To trochę brzmiało, jakby nawet on sam ją porwał... Ale pewnie chodziło o to, że może coś jej wtedy zrobił? Może molestował? A jeszcze co do zdjęć z dzieciństwa, ja właśnie nie mam żadnych. Śmieję, bo większość moich znajomych ma i to jak jest zupełnie naga. Kumpel powiedział, że u mnie to można jeszcze nadrobić. Ale ja jednak chyba cieszę się, że nie mam kompromitujących zdjęć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zgodzę się z tobą, tak prywatnie, bo oczywiście masz prawo do własnego zdania. Moim jednak dziecko i rodzic to dziecko i rodzić, a nie przyjaciele. Oczywiście nie jestem za biciem dzieci, ani też za przyzwalaniem na wszystko. Dopuszczam do siebie myśl, że dzieci są różne, dopuszczam, że można jedno wychować bez klapsa, czy podniesionego głosu i wiem też, że zdarzają się takie dzieci, które bez klapsa wejdą na głowę i to niezależnie od tego jak są wychowane, po prostu ludzie, w tym także dzieci mają różne charaktery.
      Skąd pomysł, że Robert jest agresywny? To Sylwia nim potrząsała, a nie on nią, więc prędzej to ją bym podejrzewał o niepanowanie nad sobą. Choć z drugiej strony on też ma zapędy jakie ma, ale to chyba nie wynika z agresji, a modelu rodzinnego jaki widział w domu (o tym jeszcze będzie).
      Sylwia miała dwoje dzieci zanim wyszła za Roberta, on był wdowcem z jedną córką, Piotrek jest wspólny. Myślę, że Sylwia wybierając Malickiego nie kierowała się tylko jego zachowaniem, ale też tym jaki był dla niej, ile zarabiał, że był na swój sposób ogarniętym facetem, w którym znalazła oparcie, także finansowe, bo nie oszukujmy się samotnej kobiecie, z dwojgiem małych dzieci i bez jakiejkolwiek pomocy lekko nie było i ja ją podziwiam, że jako tako wiązała koniec z końcem.
      Nie wydaje mi się, że od kilku klapsów, czy 2-3 lań w życiu ktoś ma urażoną psychikę na całe życie. Ja nie wiem jak ty widzisz postać Malickiego, ale z pewnością nie chciałem z niego zrobić kata i tyrana, bardziej takiego statystycznego polaka bliskiego czterdziestki (chodzi mi o wiek - 40 lat).
      A tam były biodra? Powinni być żebra ;-) Mój błąd.
      Bo jesteś jeszcze w tym wieku, że się cieszysz z braku takich zdjęć, a za 10-20 lat jak będziesz miała męża... Ja np lubię z żoną oglądać fotografię i słuchać "ej, ale też miałeś taki kocyk jak ja i też mam na nim nagą fotkę, po kąpieli, pewnie, nie?", albo "masz co zdjęcie inny wózek" i tu odpowiedź "każdy zepsułem, to tak jak z samochodami, mnie się zawsze coś z moim dzieje", "a ja i wózki i samochody miałam tylko dwa i każde w dobrym stanie".
      Czy Robert Ninę molestował? Na to pytanie nie mogę odpowiedzieć, ale jak czytałaś prolog, to chyba widać, że ona się go nie bała, sama się do niego zbliżała i go dotykała, tak więc nawet jeśli między nimi coś było, to wątpiłbym w to, że na siłę, być może ona wyraziła zgodę.
      Myślę, że jeszcze dziś dodam rozdział 4 ;-)
      Pozdrawiam i dziękuję za komentarz. Jutro zmienię te biodra na żebra xD

      Usuń
    2. Dla ścisłości, to napisałeś:"po żebrach i biodrach" czy jakoś tak. Znaczy ludzie chyba mają tam łaskotki, ale tak się po prostu trochę czepiam, wybacz ;D. Np. mnie zawsze dziwiło, jak można mieć łaskotki na stopach. A to raczej miejsce podobno dość powszechne, gdzie one występują.
      Mam znajomych, gdzie dziecko jest grzeczne przy takiej relacji, jak "przyjaciele". Jasne, rodzic o coś poprosi, aby zrobiła itd. coś nakaże, ale dziecko wie, że może zawsze do niego przyjść i coś powiedzieć itd. Ale jak mówisz, różnie bywa, na niektórych nie działa słowo, tłumaczenie itd. Od kilku klapsów jasne, że nie, ale od ciągłego bicia można. Nie wiem, może za bardzo mi się to kojarzy z agresywnością, którą wywołuje alkohol i źle sobie to dopasowuje. Robert wydaję się być taki trochę nieopanowany. Sylwia wtedy też, ale chyba trochę miała powód. Chociaż rozumiem, że on się mógł wkurzyć, bo prowadzi, a ktoś do niego rozmawia. Czasem tak, czasem fajnie jest się pośmiać z tego. Aczkolwiek ja nie lubię, jak mi ktoś robi zdjęcia, dlatego mam ich raczej mało, a z dzieciństwa to może ze trzy.

      Usuń
  5. Robert jest osobą dość specyficzną, nigdy nie wiem na co trafię, może o to chodzi w twoim blogu Dariuszu? Wybacz długie milczenie, ale każdy ma swoje obowiązki, ja także i niestety nie mogę być na bieżąco. No dobra wracam do opowiadania.
    Nina za pewne jest dla Roberta kimś ważnym, czasem mam wrażenie że on ją naprawdę faworyzuję, nie powinien wkupywać się w łaski dzieci, ale nie wnikam w jego metody wychowawcze. Najbardziej lubię Piotrusia, jest małym zaradnym chłopcem, dość mądrym jak na swój wiek, jednak mam nadzieję, że nie będzie tak nerwowym facetem jak Robert. Ogólnie opowiadanie super, fajnie się czyta. Pozdrawiam Buntowniczka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale ja nigdy od nikogo nie wymagam bycia na bieżąco.
      Piotruś... ja akurat sam za Piotrusiem nie przepadam, ale to pewnie dlatego, że więcej wiem.

      Usuń
  6. Dobra, przeczytałam ten rozdział już kilka tygodni (?) wcześniej, ale wyłączyli mi konto (Maddie Black, czy jak to się nazywało), więc założyłam nowe i z tego komentuję.
    Robert dał dziewczynom piwo?! Nie wierzę, jak widać jest bardzo nieodpowiedzialną osobą o specyficznym charakterze. I zależy mu głównie na pieniądzach.
    Nie przepadam za kobietami, które przepraszają za powiedzenie prawdy.
    Najbardziej w tym opowiadaniu lubię Piotrusia. Wydaje mi się taki przyjazny. Resztą nie gardzę, lecz za Niną nie przepadam. Co za rozpuszczony bachor, jak można prosić o jedzenie w środku nocy ;-;
    Pozdrawiam, Aimer

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To blogger może tak wyłączyć konto? Mnie się nigdy nie zdarzyło i oby nigdy nie miało miejsca.
      Czy ja wiem, czy to, że dał nastolatkom napić się piwa oznacza, że jest nieodpowiedzialny i zależy mu głównie na pieniądzach. Jak dla mnie to żadna tragedia jak kilkunastolatki wypiją po piwie czy nawet po dwa. Przecież tym się nawet upić nie da.
      Jak się jest głodnym, to się woła jeść - to u dzieci akurat normalne i pora dnia nie ma tu znaczenia.

      Usuń
  7. Ok więc czytam od początku i już powoli ta historia mnie coraz bardziej interesuje. Na początku niby wszystko normalnie rodzinka trochę więcej dzieci i nagle zaczynają się schody to dziecko tego, to tam tego etc. Dzieci też do najgrzeczniejszych nie należą, ale cóż. Im dalej tym gorzej siedmiolatka częstować paierosem? Ja wiem, żę teraz dzieciaki wcześnie palą, ale siedmiolatek? Serio?
    Robert trochę mnie przeraża ten człowiek ewidentnie nie grzeszy cierpliwością i strasznie łatwo się wkurza. Do tego nie jest zbyt odpowiedzialny, bo naprawdę zamiast martwić się jak znaleźć Ninę to on zaciera ślady. Chyba, że coś jeszcze ma na sumieniu.
    Nina jako mała dziewczynka była po prostu bezbłędna, te jej tekst powalały. XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dziecko tego, a to tamtego, a to tej, a to tamtej, to ostatnio norma. Niedługo rodzina gdzie rodzeństwo ma tych samych rodziców, to będzie cud i wielkie dziwactwo.
      Zdarzają się i tacy co w przedszkolu już papierosa próbowali :) Sam do takich należałem.
      Robert jest przemęczony. Mając własną firmę, martwiąc się, by wszystkie papiery na czas dosłać, rozliczyć... to nie są przelewki i wtedy łatwiej stracić opanowanie, gdy się gdzieś np spieszy, a dzieci dokazują.
      Oj ma Malicki na sumieniu i to niejedno.
      Gdy pisałem tę historię, to też lubiłem małą Ninkę, za to nie lubię małego Piotrusia.

      Usuń
  8. No tak...miał być tylko seks, a okazało się, że został z nią przez lata. Heh i pomyśleć, że jedno zdjęcie tak wiele zdziałało. Ale może to nie tylko zasługa zdjęcia, bo bez jaj. Musiało mu na nich po prostu zależeć, choć nie zdawał sobie z tego wcześniej sprawy.
    Nic dziwnego, że się kłócą. Są zdenerwowani i oboje się martwią,więc trudno panować im nad emocjami. Ale kurde... serio? Dał dzieciom piwo? No, to jego tłumaczenie, że lepiej,żeby piły w domu, nie przekonuje mnie. Przecież to jeszcze dzieci. Dobra, Nina mogła dostać piwo, ale Anka? No kurde.. za młoda jest. Nie powinien im kupować. hahahah i stało się, buchnęli telewizor. No, też bym się wkurzyła, ale to nie powód,żeby je bić, bo niczego tym nie zmieni. Jest wiele innych, skuteczniejszych kar.
    Ale o co chodzi z tym telefonem? Co w nim takiego było, że Robert chce, by został zniszczony? Może ma coś wspólnego z jej zaginięciem... Chociaż nie, nie sprawia wrażenia kogoś, kto mógłby ją skrzywdzić. Mimo, że jest wybuchowy. Nina pewnie wiedziała o czymś, co on ukrywa przed Sylwą, ale co to takiego?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, Robert zbudował z Sylwią i dziewczynkami więź i relacje, choć sam o tym nie wiedział. On budował je jednocześnie się od tego wzbraniając.
      Jakie dzieci? Nastolatki. Jedna z nich była prawie pełnoletnia. Ance też uważam, że jedno piwo by nie zaszkodziło. Ja sam mam do tego takie luźne podejście.
      Twoje myślenie podąża bardzo dobrym torem.

      Usuń
  9. Podoba mi się ta retrospekcja. Motyw nieprzemijających chwil, uwiecznionych już na zawsze na fotografii. Podoba mi się też szczerość tego opowiadania. Na wielu blogach facet, gdy poznaje kobietę z dzieckiem, to od razu kocha to dziecko jak swoje, zabiera na lody itd, a tutaj? Tutaj mamy taką realność. Robert całą postawą zdaje się mówić "ja przyszedłem posuwać twoją matkę, a nie bawić się w dom". Podoba mi się też Nina i jej starcie z ojczymem, takie pierwsze bitwy i wojny. Zastanawia mnie za co też Robert uderzył dziewczynkę i dlaczego Sylwia mimo niechęci do niego po tym zdarzeniu, zgodziła się z nim być.
    Ja tam uważam, że wypicie piwa przez 17 latkę i 14 latkę to żadna zbrodnia i nie ma w tym niczego złego, aczkolwiek za cudze dzieci nie powinien był odpowiadać i decydować za ich rodziców. Swoim mógł dać, wypić najlepiej przy sobie, podczas oglądania wspólnie telewizji lub coś, ale cudzym dzieciakom nie powinien pozwolić pić.
    Podoba mi się ta para - Robert i Sylwia, zdają się być tacy dojrzali, ludzie po przejściach, pokaleczeni przez życie i przeszłość, a jednak wspierający się nawzajem.
    Telefon Niny. Czyżby Malicki miał kochankę, a Nina w swoim telefonie dowód na to? Cały czas go podejrzewam o jakiś skok w bok przez ten stanik.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, wiele opowiadań stawia ojczymów na piedestale takich nagłych bohaterów. Choć ja nie spotkałem dużo takich opowiadań. Zwykle nie pisze się o ludziach co mają dzieci, a przynajmniej ja się nie spotkałem.
      Racja, nie powinien być odpowiedzialny za cudze dzieci, ale on zapewne tłumaczyłby to tak, że piwo kupił swojej córce i pasierbicy, a kogo one poczęstowały, to już nie jest jego sprawa.
      Serio, przez stanik od razu podejrzewasz go o zdradę?

      Usuń
  10. Ale mnie to niesamowicie wciągnęło
    Doszlo do tego, ze myślę o tej historii przy wykonywaniu zwyklych codziennych czynnosci.
    A kogo mam podejrzewac?! Przeciez widac jak na dloni ze Robert ma coś na sumieniu. Bardzo szkoda mi Sylwi bo tak mocno ufa swojemu mężowi.
    Bardzo fajny motyw z tymi wspomnieniami, tak mądrze napisane. Piękne.
    I ten paznokieć.
    Chaos mam w głowie i muszę przeczytać kolejny bo nie wytrzymam :) wrzuciłam sobie Twoj blog u siebie w linki, żeby szybko tu trafiać i mieć go pod ręką :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że aż tak mocno cię wciągnęło to opowiadanie.
      Robert faktycznie ma coś na sumieniu, ale czy akurat zaginięcie Niny?

      Usuń
  11. Oj były z tą Niną przeboje, były. Próbowała uprzykrzyć życie Robertowi, ale nic dziwnego, kiedy do spokojnego życia dziewczynki wkracza facet i miesza. Widzę, że Nina jest troszkę zbuntowana, ale cóż się dziwić, skoro pochodzi z rozbitej rodziny. Przybyło jej rodzeństwa i nowa mama, a ona była tylko dzieckiem.

    Kiedy Robert opowiadał żonie o imprezie, jaka miała miejsce u Patryka i że Nina ma powody, aby go nienawidzić, od razu pomyślałam o… o molestowaniu. Czemu? Nie mam pojęcia. Po prostu to była pierwsza myśl, która przepłynęła mi przez głowę. Pomyślałam sobie, że na pewno się pomyliłam, bo pamiętam tą patologię, która kipi z powieści „Otchłań szarości” i sądziłam, że może tu też wplączesz odrobinę złych czynów. Ale nie, i bardzo, bardzo, bardzo się z tego cieszę. Jedno opowiadanie nasączone patolem wystarczy. No, ale przy samej końcówce wszystkie moje nadzieje, że tu patolu nie będzie… poszły się bujać. Podejrzewam najgorsze…

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jaka nowa mama? Nina jest córką Sylwii, więc jak przybyła jej nowa mama?
      Myślę, że wszystkie rodziny są w pewien sposób patologiczne. Nie ma rodzin idealnych. Bieda to patola, przesyt bogactwa i życie pod kloszem to także patola. Ja po prostu piszę o ludziach i typowych życiowych problemach.

      Usuń
  12. Kurczę, to wyciąganie paska ze spodni, teraz akcja z telefon...
    Mam wrażenie, że działo się coś cholernie ważnego. Tak jak poprzedniczka, nie wiem dlaczego, na myśl przychodzi mi molestowanie. Nie wiem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyciągał pasek ze spodni, bo go cisnął, choć zdarzało mu się dzieciom przylać. Jednak o molestowanie chyba jednak nie ma powodów, by go podejrzewać.

      Usuń
  13. W pierwszej części Robert zbyt ciekawego podejścia do Niny nie miał, ale później wyraźnie było widać, że mu jej brakuje, więc jestem pewna, że nic wspólnego nie ma z jej zniknięciem. Wątpię, żeby dziewczyna po prostu uciekła po czymś takim, ale rozumiem, że Sylwia po prostu wyładowywuje frustracje, stąd to zachowanie. Nie wyobrażam sobie, co musi przeżywać. Szczególnie, ze jednocześnie musi być silna dla reszty dzieciaków.
    Końcówka po raz tysięczny przewróciła moje zdanie o Robercie o 180 stopni, z chwilą kiedy kazał zniszczyć telefon Niny i jeszcze znalazł paznokieć w kieszeni, zapewne jej jakiś tips. I ta wzmianka na końcu. Co on jej zrobił do cholery?
    Robert jest dla mnie podobną huśtawką, co Hektor z "Jabłek i śniegów". Z jednej strony jest dla mnie stanowczym rodzicem, którego chwilami nawet popieram(rzadkimi, ale jednak),z drugiej jest zbyt agresywny, z trzeciej nieodpowiedzialnie kupił małolatą piwo i pozwolił urządzić imprezę, na której nawet telewizor mu wynieśli, potem okazuje się, że miał jednak z Niną jakieśtam dziwne sytuacje, później jest opiekuńczy i pociesza żonę, blablabla, tysiąc twarzy i nie mam pojęcia, co o nim myśleć, ale to dopiero drugi rozdział, więc może mi coś jeszcze zaświta w głowie z kolejnymi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, Sylwii obarczanie winą Roberta jest normalne, bo w takich sytuacjach każda matka chce czuć, że to ona nie jest winna, a więc zrzuca tę winę na kogoś innego.
      Robert i Hektor... ten sam aktor xD
      Kiedy napisałaś to "tysiąc twarzy" i napomknęłaś o Hektorze, to skojarzyło mi się, że pewna czytelniczka kiedyś napisała, że Christian Grey powinien Hektorowi Rodrigezowi czyścić buty, bo ten pierwszy miał jedną twarz, góra dwie, a Hektorek ma ich tysiące ;-) Uznałem to wtedy za komplement.

      Usuń