Mówią
„chcę iść tą drogą, zanim nadzieję stracę,
by
móc spojrzeć w twarz bogom, potem odejść jak facet”..
Małpa
– Ponad horyzont
Robert
był z tego typu mężczyzn, którzy naprawdę mało czasu spędzali
w domu. Większość dnia, a czasami nawet i część nocy, zabierała
mu praca. Pojawiał się zwykle na posiłki, choć czasami w innych
porach, niż były one serwowane dla pozostałej części rodziny, do
tego dochodziło miejsce do spania, czyli łóżko, co także
znajdował w domu oraz oczywiście seks, który był potrzebą
każdego, zdrowego mężczyzny, co nie przywdział sutanny. Tego dnia
jednak wrócił wcześniej. Zajrzał do kuchni, gdzie Piotrek kreślił
coś w swoim szkolnym zeszycie, Majka kroiła banany w plasterki, a
Anna smażyła naleśniki, które średnio jej się udawały, bywały
nieforemne, poprzedzierane albo pozlepiane.
– Daj,
ja to zrobię – zaoferował i szybko pozbył się marynarki,
odrzucając ją na oparcie pobliskiego, wolnego krzesła.
Chwycił
w lewą dłoń rączkę patelni, a prawą – wyposażoną w łopatkę,
zaczął operować i podważać. Wyszło mu to jeszcze gorzej niż
jego nastoletniej córce.
– Nigdy
nie byłem w tym dobry – wytłumaczył z lekkim, wymuszonym
uśmiechem, bo że nie miał nastroju do żartu, to było pewne. –
Może jednak ty to rób, a ja... nie wiem... kakao wam może zrobię
– zaproponował i nie czekając na odpowiedź, zaczął poszukiwać
mleka w nowoczesnej, trzydrzwiowej lodówce.
– Ostatnie
wzięłam na naleśniki – rzuciła informacją, jakby od
niechcenia, Anna. – Nikt nie był na zakupach – wytknęła.
Malicki
zrobił zaskoczoną minę, na co wskazywały ściągnięte z sobą
brwi tak mocno, iż sprawiały wrażenie niemal złączonych.
Wypuścił powietrze przez zaciśnięte zęby i odparł:
– Mogliście
zamówić pizzę albo coś.
– Za
friko? – odpowiedziała mu pytaniem i zaczesała kruczoczarne,
ciemniejsze niż dotąd włosy do tyłu, a potem kilka niesfornych
kosmyków założyła za ucho. Powróciła do smażenia naleśników
i wyraźnie gniewnie ignorowała ojca.
– Było
trzeba powiedzieć, to bym wam zostawił pieniądze – rozpoczął
podawanie instrukcji, lekko podniesionym tonem.
– Było
trzeba takie rzeczy wiedzieć.
– Skąd?
Przecież zawsze Sylwia się tym zajmuje. – Wzruszył ramionami i
dopiero wtedy zainteresował się tym, gdzie jest jego żona w tej
chwili.
– Na
górze – otrzymał odpowiedź od Piotrusia, który szybko dodał,
że nie umie zrobić takiego znaczka jak pani, więc narobił jej
kresek, tak jak wuja Hubert w krzyżówkach, gdy ma za dużo kratek,
a słowo przez niego wpisane, okazuje się mieć za mało liter.
Robert
z rezygnacją oparł się o pokaźny, niegdyś śnieżnobiały, a
teraz w wielu miejscach zaplamiony, blat. Omiótł wzrokiem całe
towarzystwo; rozczochraną Majkę, brudnego na buzi, w wygniecionej
koszuli Piotrusia oraz wyraźnie zmęczoną na twarzy Ankę. Potem
zerknął w przestrzeń przed sobą i zaczął rozglądać się po
pomieszczeniu – nie tylko po kuchni, ale także sięgnął salonu.
Na stole walały się niepotrzebne rzeczy, takie jak opakowania po
plakatówkach, nożyczki, a nawet podkoszulka najmłodszego członka
rodziny. Na podłodze ciągle rozsypana była ziemia oraz stłuczona
donica. Malicki więc wywnioskował, że kot musiał zrzucić kwiatka
z parapetu, ale nikt nie kłopotał się tym, by po nim posprzątać.
Cała kanapa zawalona była ubraniami, zeszytami i książkami. Pady
nie zostały odłożone, a gra telewizyjna nie była wyłączona,
tylko jedynie spauzowana. Miał ochotę wrzasnąć i zagnać
wszystkich do roboty oraz zaprowadzenia należytego porządku w
dziesięć minut, a jednocześnie nie miał dostatecznie dużo sił
na to, by coś choćby powiedzieć, o krzyku już nawet nie
wspominając. Przymknął powieki i odszedł. Zostawił zaniedbane
dzieci i tonący w syfie dom na zaś, na kiedy indziej i udał się
do żony. Z jednej strony był wściekły na samego siebie, że tak
późno zauważył co się dzieje, wściekły na Sylwie, że nagle
całymi dniami nic nie robiła i doprowadziła ich wspólny dom do
takiego czegoś, a z drugiej, dopiero teraz zobaczył, jak wiele jego
żona robi na co dzień, gdy nie jest zdołowana, wykończona
psychicznie i nie ma najzwyczajniej w świecie dość całej
egzystencji, która bez jej pierwszego dziecka, wydawała się być
gówno warta.
Wszedł
do sypialni i zamknął za sobą drzwi. Nie dokonał tego ani
delikatnie, ani cicho. Nie chciał wstępować we własne progi
niczym złodziej, po kryjomu, jednak mimo tego nie sprawił, że żona
choćby na niego spojrzała. Leżała na łóżku, plecami do wejścia
i zdawała się... martwa? Nie ruszała się. Robert przełknął
ślinę, jakby spodziewał się najgorszego, choć dopiero potem
dostrzegł szklankę i fiolkę po tabletkach nasennych.
– Ich
nie łączy się z alkoholem – powiedział przerażony.
– Wiem,
ale i tak nie pomagają – odpowiedział mu zmęczony, kobiecy głos
i w tamtej chwili, wydawało się jemu, że jest to jeden z
piękniejszych dźwięków, jakie w życiu słyszał, bo sprawił, że
ciężki kamień spadł z jego serca.
O
ile najpierw Malicki poczuł ulgę, o tyle chwilę później zastąpił
ją równie mocną wściekłością. Szybko przemierzył sypialnie,
by móc stanąć z drugiej strony łóżka. Jednym ruchem ręki
zmiótł szklankę, butelkę, fiolkę i kilka luźno położonych na
blacie tabletek. Sprawił, że ciecz się rozlała, a proszki nasenne
rozsypały, szkło potłukło. Zrobił tylko tyle i aż tyle, bo nie
trzeba mu było niczego więcej, by się opanować, takie
rozładowanie gniewu w zupełności wystarczyło, by przytrzymać
jego pozostałość za lejce, wbić w ramy i utrzymać w ryzach.
Ostatnią rzeczą jakiej w tej chwili chciał, było to, by puściły
mu nerwy. Nigdy przecież nie miał zamiaru traktować drugiej żony,
tak jak traktował pierwszą. Julia jednak nie żyła, a Sylwia była
tu i teraz. Tej pierwszej nigdy nie kochał, tylko chciał zachować
się w porządku i skoro już zaszła w ciąże, to z łaski swojej,
zgodził się na ślub, by ojciec nie suszył mu głowy i nie wywalił
z domu na bruk. W dniu ślubu, jak i przez cały okres trwania
małżeństwa, był pewny, iż miłość nie istnieje. Aż pewnego
dnia pojawiła się Sylwia, była tą drugą i na tej drugiej nagle,
i zupełnie niespodziewanie, zaczęło mu zależeć i zechciał
spędzić z nią całe życie, mimo wszystko. Zapragnął ponownie
wejść w tę chorą zabawę w dom, która wcale nie przypominała
podwórkowych czasów i dziecięcych wyścigów z wózkami, w których
wciśnięte były plastikowe czy też szmaciane lalki. W dorosłym
życiu było inaczej, bo tej dorosłej zabawy w rodzinę nie dało
się przerwać, gdy zaczynała nudzić, męczyć, denerwować lub po
prostu przerastać. Oczywiście zawsze mógł odejść, spakować
walizki i wnieść o rozwód, ale jakby wtedy spojrzał samemu sobie
w oczy, w lustrze? Julii, nie opuścił, nawet gdy przepalała,
przepijała i przebalowywała ostatnie ich pieniądze. Nawet kiedy
pozostawiała dziecko bez opieki ani gdy dokonała potajemnej
aborcji, bo nie chciała kolejnego. Dlaczego miał więc opuścić
obecną rodzinę? Miał to uczynić, bo bolała go rutyna? Każdego
faceta czasami boli, ale nie każdy zachowuje się jak palant i
opuszcza, a on nie chciał być palantem i wolał zagryźć zęby,
mówiąc samemu sobie, że to minie, i mijało, bo po każdym takim
niżu, i spadku, przychodziły wzloty. Nie był jednak przygotowany
na coś takiego, bo czy można przygotować się na zaginięcie
jednego dziecka i wyobrazić sobie dalsze funkcjonowanie pozostałych
członków rodziny? Czy dało się mieć na taką ewentualność
jakiś... jakikolwiek plan?
– Dzieci
są na dole – powiedział zupełnie zwyczajnie, nieco przygaszonym
głosem.
– Wiem
– odpowiedziała i podniosła się do siadu. – Ania obiecała, że
się nimi...
– Nie
Ania jest od tego! – wrzasnął, o wiele za głośno, niż miał w
zamiarze.
On
odniósł wrażenie, że pod jego krzykiem ściany się zatrzęsły,
Sylwie jednak ani trochę to nie przeraziło. Właściwie, to wcale
nie zrobiło na niej wrażenia.
– Nie
mam siły. – Tyle miało wystarczyć jako usprawiedliwienie albo
wyjaśnić stan domu, całej rodziny i tego wszystkiego, czego był
świadkiem po przekroczeniu progu.
– Ja
też, kurwa, nie! – ciągle krzyczał, ale nieco ciszej niż
poprzednim razem... jakby spokojniej. – Ale zrozum, że mamy
jeszcze troję dzieci, dlatego ja nie siedzę na dupie z założonymi
rękoma, tylko chodzę do pracy, a ty powinnaś się nimi zająć! –
dodał ze łzami w oczach i oparł się o ścianę. Powstrzymał
samego siebie, by się po niej nie osunąć.
– Moje
dziecko zaginęło... – zaczęła.
– Moje
także! – odwrzasnął. – Ale co, gdy Nina nigdy się nie
znajdzie? Brałaś taką ewentualność w ogóle pod uwagę? Co
wtedy? Olejemy wszystko, zatopimy się w tym? Mamy, kurwa, jeszcze
dla kogo żyć! – Chwilę po wypowiedzeniu tych słów, już ich
niebotycznie żałował. – Ona się znajdzie – szepnął,
zaprzeczając samemu sobie i temu, co przed kilkoma sekundami
powiedział.
– Albo
nie – stwierdziła Sylwia, przyłożyła dłoń do ust i zapłakała,
jakby dopiero teraz sobie uświadomiła, że taki scenariusz może
być prawdopodobny. – Może już nie żyje – dodała przerażona
własnymi myślami.
– Nie
– zaprzeczył szybko. – Nie mów tak. – Przyklęknął i
zamknął jedną dłoń żony w swoich własnych. – Odnajdzie się,
musi. Będzie cała i zdrowa. – Nie był tego pewny, zdawał się
majaczyć jak pijany albo ktoś niespełna zdrowy na umyśle. Nawet
wzrok miał rozbiegany, dziki. – Ona musi się odnaleźć. Ja
też... też potrzebuję w to wierzyć.
Nigdy
nie wiedział, co robić w takich sytuacjach, nie umiał pocieszać,
jakby nie został do tego stworzony albo nie nabył takowych
zdolności w domu rodzinnym. Nawet kiedyś, gdy Majka płakała, po
którejś z kolei sobocie, gdy biologiczny ojciec miał ją odwiedzić
i znów nawalił, nawet nie odbierając telefonów od własnego
dziecka, on nie wiedział co robić, jak zareagować, jakie słowa
skierować do dziewczynki. Zawsze tym zajmowała się jego żona,
tamtego dnia jednak, Paweł obiecywał, że na sto procent będzie,
więc kobieta wyszła do pracy, a Robert miał jedynie przekazać
dziecko mężczyźnie. Paweł się jednak nie zjawił, zaufanie po
raz kolejny zostało złamane, a on został z beczącą
dziesięciolatką i dwiema lewymi rękoma, jeśli chodziło o
podejście do dzieci. Tworzył cuda, wymieniał wszystkie możliwe
zabawy na poczekaniu, a nawet proponował zamówienie pizzy czy
wyjście do McDonalda. Mała jednak była na nie i z pomocą
przyszła mu Nina, mówiąc, że ona nie ma ojca i jakoś z tym żyje,
nawet go nie znając. Potem, gdy przyszła do Roberta do kuchni,
stwierdziła na głos, że dla Majki byłoby o wiele lepiej, gdyby
swojego także nie znała, bo jej zdaniem ten człowiek nie był
złamanego grosza wart. To wszystko miało miejsce jeszcze zanim Nina
się zmieniła, zanim zobaczyła Roberta z pewną kobietą, czyli
przed podejrzeniami o zdradę, przed szantażem... przed jej
zaginięciem.
Klaudia
Kasprzyk czuła się winna... winna tego, że jeszcze nie odnalazła
zaginionej Niny Malickiej. Tak naprawdę, nie miała żadnych
dowodów, zero pewności, jedynie kilka niepewnych poszlak, które
pozwalały jej dalej, w tak stricte nieumiejętny sposób, prowadzić
sprawę. Czy jednak to była jej wina? Ona była nowa, a to było jej
pierwsze, tak ważne, zadanie. Nie otrzymała żadnego partnera ani
nawet dochodzącego pomocnika, który w wolnych chwilach, pytałby ją
o to, ile się dowiedziała i pomagał rozsupłać ten gordyjski
węzeł. Była zdana tylko na samą siebie i nie miała żadnego
doświadczenia.
Teraz
policjantka stała pod domem, w którym pokój wynajmował niejaki
Iwan, a przynajmniej takich informacji nazbierała. Wydawało jej
się, że nikogo nie ma w środku. Światła się bowiem nie
świeciły, a po naciśnięciu dzwonka, nikt jej nie otworzył.
Prawdą jednak było, iż dzwonek ten, od lat nie działał, ale tego
Klaudia przecież nie mogła wiedzieć. Już miała się wrócić do
samochodu i odjechać, gdy przypomniała sobie o blondynce ze
zdjęcia, jej oczach, ustach, uśmiechu oraz smutku, jaki wymalowany
był na twarzy jej matki, gdy opowiadała jej o córce, mężu,
rodzinie. Obiecała tej kobiecie, że odnajdzie jej dziecko i bardzo
mocno nie chciała zawieść, dlatego zdecydowała się na złamanie
prawa, które sama powinna była reprezentować. Postanowiła się
dostać do środka.
Miała
szczęście, bo niewielkie, piwniczne okienko było uchylone, a jej
udało się wcisnąć w tę szparę rękę i dosięgnąć klamki, a
potem tak nią operować, by otworzyć okno w krzywy sposób,
jednocześnie sprawiając, że o mały włos, a wypadłoby z
zawiasów.
Klaudia
była szczupła, więc wcisnęła się do środka i oświetlając
sobie drogę telefonem komórkowym, dotarła do drzwi. Wyszła do
przedpokoju. Minęła mężczyznę ukrytego w skrytej w mroku wnęce,
ale nawet go nie dostrzegła, a on szedł za nią, nieustannie deptał
jej po piętach, znikając z pola widzenia za każdym razem, gdy
zerkała przez ramie albo w pełni się odwracała. Wiedział więc,
że musi go wyczuwać jednym ze swych zmysłów, a potem zapewne
wpierać samej sobie, że to jej się tylko tak wydaje, że naprawdę
nie słyszy cudzego oddechu za swoimi plecami, a on oddychał,
ciężko, bo w zakurzonych pomieszczeniach, od pewnego czasu, trudno
mu było nabrać powietrza.
Brunet
o dłuższych, sięgających za uszy włosach, poczuł nieodpartą
ochotę, by napić się herbatki. Pozwolił więc Klaudii na swobodne
buszowanie na piętrze. Wiedział, że kobieta znajdzie tam damską
sukienkę, jednorazową maszynkę do golenia, a nawet różową
szczoteczkę do zębów, włożoną w żółty kubek, w turkusowe
groszki.
On
pozostał na parterze. Zapałkami odpalił palnik i napełnił wodą
czajnik, poprzez czystą gąbkę, służącą do zmywania, by do uszu
dziewczyny spacerującej na górze, nie dotarł szum odkręconej
wody. Poczekał aż spod gwizdka zacznie wydobywać się para i nim
przedpotopowy sprzęt kuchenny zacznie gwizdać, on zabrał się do
pracy. Nigdy nie pił wrzątku, dlatego i tym razem zdecydował się
na dolanie zimnej wody, wprost z kranu. Z tak przyrządzonym napojem,
udał się schodami do góry.
Stojąc
w progu, wyczuł przerażenie brunetki. Drgały jej plecy oraz
ramiona, gdy oglądała rozdarte, zielone legginsy. Podeszła do
zamkniętego laptopa, poobklejanego naklejkami, który spoczywał na
niepościelonym łóżku. Musiała sądzić, że ktoś znajdował się
pod przykryciem, dlatego odkryła kołdrę i mocno, głośno nabrała
powietrza, odskakując w tył. Zupełnie niesłusznie, bo nikogo tam
nie było. Usiadła na krześle, starając się samej uspokoić
kołaczące serce. Iwan natomiast przysiadł na podłokietniku
starej, przykrytej kocem, by nie było widać rozdarć, kanapy.
Popijał herbatkę, wkładając w to nie lada trud, by ani razu nie
siorbnąć. Zdawał się być ciekawy, a jednocześnie znudzony, co
kłóciło się z sobą, ale i w nim. Nie wiedział kim jest ta
kobieta ani czego od niego chce. Nie obawiał się jej jednak i
pozwolił brnąć dalej, w kierunku łazienki. Nie świeciła
światła, cały czas używała jedynie telefonu. Wygrzebała brudy z
kosza na pranie, a on stał i patrzył, jak nakierowuje wbudowaną
latarkę na czerwoną plamę krwi, mieszczącą się na środku
jednego z pożółkłych prześcieradeł. Wypuściła materiał z
dłoni i sięgnęła dłońmi do ust, wtedy światło padło na
lustro i tym samym podświetliło też jego odbicie. Chciała wydobyć
broń z kabury, ale ręce jej się trzęsły, a on spokojnie wycofał
się w tył, z lekkim uśmiechem na ustach. Zniknął w mroku, a ona
w tym czasie męczyła się, by przeładować broń. Na strzelnicy
wychodziło jej to świetnie, szybko, sprawnie, niemal doskonale.
Teraz jednak stres brał nad nią górę. W końcu jednak się z tym
uporała i ruszyła w ciemność, celując przed siebie.
– Nie
celuj we mnie! – warknął, gdy lufę skierowała w oparcie
bujającego się fotela. – Nie celuj, powiedziałem! – wrzasnął
donośniej.
– Wyjdź
z rękoma do góry – poleciła, lekko się jąkając.
Wyśmiał
ją.
– Nie
strzelaj. Położę prawą dłoń na podłodze, szurnę czymś w
twoją stronę. Obejrzyj to dokładnie – wydał instrukcje,
ponownie ją powtórzył, upewniając się czy aby na pewno wszystko
zrozumiała, a dopiero potem uczynił, jak zapowiedział.
Klaudia
się nachyliła i sięgnęła po srebrny łańcuszek, podniosła
przedmiot, który był na niej zawieszony i w ten oto sposób w jej
dłonie trafiła najprawdziwsza, policyjna odznaka. Otworzyła, by
zerknąć na legitymacje.
– Dariusz
Iwanicki – przeczytała, a potem wypowiedziała na głos. –
Jesteś policjantem? – nie dowierzała.
Zaśmiał
się, a potem nie wstając z fotela, tak mocno odbił się od brzegu
ławy, że się na tych biegunach zakręcił i wciąż siedząc,
wykonał piruet po większej części pokoju.
– Tak
jakoś się złożyło – odparł z bezczelnym, cwaniackim
uśmieszkiem. – Oddaj – polecił, wyciągając dłoń przed
siebie. – Nie gryzę. – Puścił do niej oczko. – Połykam w
całości – dopowiedział, siląc się na groźny ton.
W
końcu jednak zirytował się zabawą i chciał wstać, by odebrać
brunetce swoją własność. Udało mu się unieść tyłek z
siedzenia, ale ustanie na obydwóch nogach już nie było takie
proste, jak wcześniej. Nagle zawirowało mu w głowie i w ostatniej
chwili dopadł do starej, zniszczonej, ciężkiej komody. Podtrzymał
się obiema dłońmi o jej blat i wykrzywił twarz, zdradzając tym,
że coś go niemiłosiernie mocno, bezlitośnie zabolało.
– To
Niny rzeczy? – zapytała Klaudia, chcąc wykorzystać moment
słabości swojego przeciwnika. Wskazała dłonią na laptopa,
sukienkę, książki do nauki rysunku oraz biografie znanych malarzy.
– Pytam!? – wrzasnęła.
– Tu
jest pełno jej rzeczy – odpowiedział słabo, ale szybko. Mocno
zacisnął powieki i niemal przyklęknął na podłodze. Wciąż
walczył sam z sobą, by nie paść na kolana.
– Co
tu się wydarzyło!? – drążyła.
– Bywała
tu – odpowiedział, czując ulgę, bo fala bólu wyraźnie mijała,
a jego najmocniejsza kumulacja, odchodziła w zapomnienie. Wydobył z
kieszeni samarkę oraz fifkę. Naładował lufkę, opalił i
zaciągnął się gęstym dymem marihuany, zmieszanej z niewielką
ilością tytoniu.
Klaudia
otworzyła szeroko oczy, gdy dotarł do niej słodkawo-kwaśny, nieco
mdlący zapach, tak charakterystyczny dla trawy.
– Co
ty robisz? – zdziwiła się.
– Znieczulam
się – odpowiedział zgodnie z prawdą. – Bez tego bym nie
funkcjonował – wyjaśnił.
– Jesteś
uzależniony?
– Myślę,
że jeszcze nie, ale jak tak dalej pójdzie, to będę. – Podszedł
do dużego, prostokątnego stołu na osiem miejsc i wysunął jedno z
krzeseł. Zasiadł na nim. – Czemu pytasz o Ninę? – Zaciągnął
się ponownie, a rozszerzone źrenice wbił w oczy policjantki.
– Zaginęła
– udzieliła odpowiedzi zgodnie z prawdą.
– Niemożliwe
– stwierdził. – Właśnie na nią czekam. – Wzruszył
ramionami.
– Zaginęła
– powtórzyła ostrzej. – A ty pewnie miałeś z tym coś
wspólnego! – zarzuciła i ponownie nakierowała na niego lufę
pistoletu.
– Nie
zaginęła! – wrzasnął. – I nic bym jej nie zrobił! Nigdy! –
warknął, niczym wściekły pies.
Klaudii
nagle przypomniało się jak Iwan składał nastolatce życzenia w
dniu jej siedemnastych urodzin. Te ich spojrzenia wtedy tak wiele jej
powiedziały, choć jeszcze sama w to nie dowierzała.
– Skąd
się znacie? Co was łączy?
Darek
uśmiechnął się w nieco rozmarzony sposób.
– Ona...
ona jest... jest moją żoną.
Przeczytałam ostatnio ta historie i powiem Ci szczerze, że mnie wciągnęła :) cały czas myślałam, że za zaginięciem Niny stoi Robert,przez chwilę nawet, że może ona uciekła bo on ją molestował,ale tego co w tej części wyszło na jaw, to się nie spodziewałam nawet przez chwilę. Tylko czy Iwan nie kłamie, czy chodzi o te sama Ninę. A może to jakaś zagrywka Iwana? Czekam na ciąg dalszy :)
OdpowiedzUsuńOli, Oli... dawno cię nie widziałem xD Cześć i witaj ponownie. Faktycznie, Robert długi czas był głównym podejrzanym, choć ja starałem się nieco ocieplać stopniowo jego wizerunek. Na ile mi to wyszło, to nie wiem, bo on nie jest takim typem zawsze-do-rany-przyłóż.
UsuńIwan nie kłamie - tyle mogę ci zdradzić. Naprawdę jest policjantem i ma na myśli tę samą Ninę.
Zauważyłem, że jest dużo osób co czyta, a nie dali ani razu o sobie znać, więc myślę, że utworzę dziś po pracy taką specjalną zakładkę, by się wpisywali ci co zaczęli czytanie, albo nadal czytają, a przy epilogu poproszę o info kto był ze mną do końca. Wtedy będę wiedział ilu tak naprawdę zapoznało się z tą historią.
Pozdrawiam i może już jutro będzie kolejny rozdział. W ogóle to miałem przepisać "Spróbuj", ale nie wziąłem z sobą kartek od tego, zamiast tego zabrałem "Skradzione..." i w efekcie tu rozdział jest szybciej.
Ja jestem cały czas �� tylko jakoś ostatnio czytałam tylko otchłań, ale długo tak nic nie było i wzięłam się za to,tez bardzo mi się podoba,a na spróbuj tez musze zajrzeć,może też mi się spodoba ;)
OdpowiedzUsuńBardzo realnie opisujesz bezradność Sylwii i Roberta, przez co moja empatia włącza mi się na całego i jest mi ich strasznie szkoda. Gdyby chodziło o moje dziecko, tak samo odchodziłabym od zmysłów. Każde z nich jednak cierpi na swój sposób. Sylwia zaniedbuje obowiązki, nie może spać, a Robert mimo normalnego funkcjonowania, zdaje mi się być jeszcze mnie cierpliwy, niż wcześniej.
OdpowiedzUsuńIwan rozbroił mnie całkowicie. Rozłożył na łopatki. To jak sobie pokpił z biednej Klaudii, która niedoświadczona nie zorientowała się, że facet za nią łazi - padłam. Dość szybko ujawnił swoją tożsamość - myślałam, że będzie się z tym ociągał, ale może i racja, przynajmniej spuściła z tonu i nie musiał się szarpać. W końcu zależy jej na odnalezieniu Niny, która jest jak się okazuje żoną Iwana - więc i on zacznie poszukiwania. Zastanawia mnie jednak - czemu on nie zauważył, że jej nie ma? Ja bym się denerwowała, gdyby mój mąż nie odzywał się parę dni. Chyba, że mają jakiś inny układ w swoim związku, wtedy to zrozumiałe. Żałuję, że nie opisałeś jej miny, jak usłyszała "ona jest moją żoną" :]
Spodziewałam się, że Iwan będzie brał coś przeciwbólowego, ale raczej myślałam o morfinie lub czymś, a on pali trawę, co też musiało Klaudię poruszyć.
Myślę, że facet jej dał dużo do myślenia w trakcie tej krótkiej rozmowy - i dobrze, bo może się przy nim szybciej rozwinie.
Mam nadzieję, że dziś dodasz kolejny i długo czekać nie będę, na ciąg dalszy śledztwa, w które teraz zapewne włączy się mój jak do tej pory ulubieniec :)
Robert to w ogóle jest bardzo niecierpliwy, ale o tym to jeszcze będzie. Sylwia z kolei działa taką sinusoidą - raz wykonuje obowiązków aż za dużo, sama sobie je wynajdując, byleby nie myśleć, a innymi razy się pogrąża w tym myśleniu i pragnie tylko spać, by choć na moment zapomnieć o problemach. Robert w tym wszystkim myśli bardziej racjonalnie, albo raczej swoje postępowanie racjonalnie tłumaczy. On pracuje, bo są jeszcze inne dzieci, bo jest dla kogo żyć i dla kogo się starać, ale tak naprawdę to on w pracę ucieka, bo nie wie jak pomóc żonie, nie umie jej pocieszyć, więc woli nie oglądać jej w takim stanie.
UsuńIwan to taki człowiek co mówi co myśli, dlatego dłużej się z Klaudią nie bawił. Jej zdaniem już wystarczająco ją upokorzył, tym że za nią łaził, a ona go nie widziała i udowodniła tym jak bardzo jest nieporadna i niedoświadczona.
Iwana też nie było, więc nie zauważył, że Niny nie ma.
Iwan bierze wszystko - morfinę, amfetaminę, trawkę. Ketonal i morfinę miesza z alkoholem. O tym jeszcze będzie.
Właśnie zabieram się za przepisywanie, ale kurde znowu będzie z błędami, bo znowu jest nad ranem, gdy ja przepisuję. Z jednej strony, głupio tak publikować bez dogłebniejszego sprawdzenia, a z drugiej głupio tak kazać ludziom w nieskończoność czekać, bo wiadomo, że człowiek to istota niecierpliwa.
Hmm no ok tego to się nie spodziewałam. Kiedy ona wzięła z nim ten ślub? Tego, że Iwan jest policjantem to już się w życiu nie spodziewałam. Chociaż rozbawiło mnie jak poszedł sobie herbatkę zrobić, a potem śledził Klaudie. Widać, że jej przyda się jeszcze jakieś szkolenie zanim weźmie się za poważne sprawy. Teraz zaczynam się zastanawiać nad czym pracuje Iwan i w sumie mam jakieś podejrzenie. No i najbardziej ciekawi mnie czy Nina w końcu zaginęła, czy za chwilę jakby nigdy nic przyjdzie do męża.
OdpowiedzUsuńTwoje komentarze też uwielbiam xD
UsuńKiedy Nina wzięła ślub? No wiesz... dla chcącego, nic trudnego!
Iwan naprawdę jest policjantem, a nad czym pracuje i czy nad czymś w ogóle pracuje, to się dopiero okaże w kolejnym rozdziale. On jednak ma bardzo specyficzny rodzaj charakteru, bo nie owija w bawełnę, mówi jak jest, mówi co myśli i robi takie dziwne rzeczy jak herbatkę, gdy ktoś obcy mu buszuje po domu.
Nie, Nina naprawdę zaginęła i nie wejdzie zaraz przez drzwi do domu męża. Tylko że Iwan jeszcze nie wie o jej zaginięciu.
zastanawia,m się, czy ten Iwan ma dobrze z głową? Jeśli naprawdę jest policjantem, to chyba id pewnego czasu nie może pracować, bo widać, że z nim źle. I to chyba nie tlyko somatycznie, że tak powiem. Czy Nina naprawdę może być jego żona? Albo kompletnie mu się wszystko pomieszało, albo to do nieco dziewczyna uciekła,a teraz akurat nie ma jej w domu., Tylko że z drugiej strony raczej nie może sobie ot tak wychdozić, jesli nie chce zostać znaleziona. Mocno mnie zaskoczyłeś.
OdpowiedzUsuńPIerwsza część zaczęła się średnio, sporo zmian czasów, no i denerwujących stwierdzeń, ale później było coraz lepiej. A najlepiej w sypialni, w której Robert nie mógł opanować własnych czynów i uczuc. Wreszcie pokazał, jak bardzo go to wszystko boli, jak bardzo próbuje trzymać się w ryzach, ale tak naprawdę cierpi. Dobrze wyszedł Ci ten opis. Jesli chodzi o błędy, to przede wszystkim "SylwiĘ", nie "Sylwie".
Zapraszam na zapiski-condawiramurs, za jakąś godzinę pojawi się nowy rozdział :)
Bo ja tak mam, że jak przepisuje rozdziały w nocy, po 12-16 godzinach na nogach, a często też 12 godzinach pracy fizycznej, to przepisuję jak leci i jak na kartce mam "Sylwie" to zapominam o ogonku, bo już po prostu nie myślę. Nie chcę jednak by ten blog stał, dlatego staram się publikować, gdy tylko mam taką możliwość, ale spokojnie - będą też rozdziały poprawione, więc jeśli ktoś woli na nie poczekać, to nie ma sprawy, a jeśli ktoś jest niecierpliwy, to może czytać te. Wybór należy do czytelników. Postaram się jednak zwracać większą uwagę na ogonki, nawet gdy będę zmęczony.
UsuńA teraz co do twoich pytań, domysłów i przypuszczeń (swoją drogą uwielbiam za nie twoje komentarze). Czy Iwan ma dobrze z głową? Tak, myślę, że tak, choć popełnił w życiu kilka sporych błędów. Naprawdę jest policjantem, a że z nim źle... choroba nie wybiera - o tym będzie w kolejnym rozdziale. Iwan pali marihuanę, ale nie znieczula nią depresyjnego stanu, by pokolorować sobie rzeczywistość, on ją pali na znieczulenie bólu, bo jest śmiertelnie chory.
Ja wiedziałem, że wprowadzenie Iwana zaskoczy i taki był cel, dlatego jeszcze nie zdradzę do końca co mu dolega, ani czy chodzi o tę samą Ninę, czy naprawdę jest jego żoną... poczekasz, to sama zobaczysz.
Denerwujących stwierdzeń? wyjaśnij o co chodzi, bym zwrócił na to uwagę i sam ocenił, czy były konieczne. Może zastosuję w tym jakieś poprawki w przyszłości.
Ja tworząc Malickich... tworząc Skradzione dziecko, chciałem by pomimo takiej groteski (ministrant co kradł, nastolatka trzymająca cnotę do ślubu, choć nie była nadmiernie grzeczna, itd), to jednak chciałem, by opowiadanie było realne, by mogło się wydarzyć, a nie fruwało w chmurach. Na ile mi to wyszło, nie wiem, ale właśnie przy uczuciach, szczególnie uczuciach Malickich się nadmiernie skupiałem, by móc przekazać ich ból, rozdarcie, bezsilność, nadzieję, utratę nadziei, ponownie rozbudzone nadzieje. Nie chciałem tworzyć ani z Roberta ani z Sylwii herosów, to mieli być po prostu rodzice, którym zaginęło dziecko, i którzy czują się winni. Oni sami przed sobą się usprawiedliwiają, by potem samemu siebie pogrążać i obwiniać, a potem znów usprawiedliwiać. Cieszę się więc, że uważasz, że dobrze wyszedł mi ten opis.
A do ciebie na pewno wpadnę, tylko tak jak mówiłem - mnie się znowu ta praca przypałętała i... i na nic ostatnio nie mam czasu.
Przyznam szczerze, że żal mi się zrobiło i Sylwii i Roberta, zniknięcie Niny doprowadza ich na skraj załamania nerwowego. Sylwia popadła w jakąś depresję, przez chwilę się przeraziłam , że ona najadła się tych tabletek nasennych i popiła je alkoholem i cos jej się stało. Ona sobie nie radzi, nie chodzi do pracy, nie zajmuje się domem i dziećmi, zwyczajnie nie ma na to wszystko siły, jakby nieobecność Ninki wysysała z niej życie. Takie jej zachowanie nie doprowadzi do niczego dobrego, ale z drugiej strony to wcale się temu nie dziwię, bo jak dziwić się kobiecie , której zaginęło dziecko, że popadła w rozpacz, pewnie sama w takiej sytuacji, popadłabym w jeszcze większą apatię. Niby na pozór Robert się jeszcze jakoś trzyma, chodzi do pracy, później szuka córki, ale myślę, że naprawdę niewiele potrzeba żeby się facet załamał.
OdpowiedzUsuńMuszę pochwalić Ankę, widzi co się dzieje, w jakim stanie są rodzice i wzięła na siebie część obowiązków, stara się jakoś ogarnąć młodsze rodzeństwo. Bo tak naprawdę to co ona ma robić, ojciec albo w pracy albo gdzieś jeździ, macocha nie jest w stanie zająć się samą sobą , nie mówiąc już o zajmowaniu się dziećmi.
Może nie powinnam, ale się uśmiechnęłam przez chwilę jak przeczytałam jak Robert próbował zastąpić Ankę przy smażeniu naleśników, jak dziecko we mgle. Kurcze, dopiero w takiej chwili facet zauważył, jak wiele robi na co dzień jego żona w domu, jaki to ogrom pracy, o którym on sobie tak naprawdę nie zdawał do tej pory sprawy. Nie pomyślał, że trzeba zakupy zrobić, czy zostawić dzieciakom pieniądze, bo przecież Sylwia się tym zajmowała. Może dzięki temu cos się zmieni na lepsze w ich życiu.
Patrzcie państwo, pani praworządna złamała prawo i włamała się do domu Iwana. Klaudia jest pod presją, czuje się winna , że jeszcze nie odnalazła Ninki, a przede wszystkim żal jej Sylwii, dlatego zdecydowała się na taki krok.
Ja wiem, że pewnie nie powinnam się śmiać, bo to były chwile grozy, kiedy Iwan obserwował Klaudię jak chodziła po domu, ale zwyczajnie nie mogłam przestać. Strasznie rozbawiła mnie ta sytuacja, normalnie jakiejś głupawki dostałam, jak wyobraziłam sobie jak on bawi się jej kosztem, a już jak postanowił napić się herbatki, rozwalił mnie na łopatki. Nie powiem, udało ci się Dareczku wprowadzić odpowiedni nastrój, już sobie wyobrażałam, że on jest jakimś psychopatą , nigdy bym nie wpadła na to, że jest policjantem. Nawet mi się trochę szkoda Klaudusi zrobiło, przestraszyła się bidulka.
A tak swoją drogą to kiedy Nina zdążyła wyjść za Iwanickiego za mąż, poza tym ona jest nieletnia, to chyba potrzebowałaby zgody rodziców na ślub?
Bo to, że chodzi o tą Ninę to jestem pewna, tu nie ma żadnej pomyłki, w pokoju są jej ubrania, na łóżku jest jej laptop, książki, ewidentnie Iwan mówi prawdę, że Ninka u niego bywała.
Tylko dlaczego on jest przekonany, że ona wcale nie zaginęła, że za chwilę się pojawi? Czyżby nie zdawał sobie sprawy, że całe miasto jej szuka? Wychodzi na to, że Nina po awanturze z Robertem uciekła do Iwanickiego i tam przeczekiwała. Zastanawiam się gdzie jest teraz, bo z komentarza autora już wiem, że ona nie pojawi się za chwilę, że chyba dopiero teraz naprawdę zniknęła.
Iwan musi być bardzo chory, może to jakiś nowotwór, on świetnie zdaje sobie sprawę, że niedługo się uzależni od narkotyków, ale widocznie musi być już w takim stadium choroby, że uśmierzanie bólu to jedyny sposób egzystowania.
Zastanawia mnie też, czy Iwanicki pojawił się w życiu Ninki przypadkiem i tak się dalej wszystko między nimi potoczyło, czy pojawił się celowo. A jeśli tak, to z jakiego powodu, czyżby węszył koło Roberta w związku z przemytem sprzętu w jego hurtowni? I w taki sposób chciał się znaleźć w kręgu znajomych Malickiego, czy może z jeszcze innego powodu. Już się nie mogę doczekać kolejnego rozdziału.
Bardzo dobrze zobrazowałeś różnice między kobietą zajmująca się domem, a tym gdy się nie zajmuje. Nie dziwię się Sylwi, że się załamała, ale jako matka jeszcze trójki dzieci powinna wziąć się w garść i zaopiekować się resztą. Troche tak jakby Nina była jej jedyną córką, a reszta to takie podrzutki, niech się sami sobą zajmują, niech sami sobie obiady robią, pranie, nie potrzebują opieki... Mam nadzieję, że dzięki M jakoś kobieta weźmie się w garść i zrozumie. Wiem, że to boli, ale ma jeszcze rodzinę. Choć irytuje mnie wieczne wkurzenie M, jakby miał normalnie pms, gorzej niż baba. Raz niby spokojny i dobry, a zaraz wybucha krzykiem, niszczy i w ogóle. Może jest nie zrównoważony? No przynajmniej ja go tak odbieram. Sumienie sumieniem, ale tego faceta nigdy nie polubię, choćby się potem okazał barankiem.
OdpowiedzUsuńKlaudia... ile to już razy wspomnę, że jej nie lubię? Powinna wrócić do akademii albo siedzieć przy biurku, bo nie nadaje się na policjanta. Już chyba ja bez doświadczenia bym była lepsza od niej... to jest taka postać, która samym swoim istnieniem mnie drażni xD ona jest gorsza niż M.
Iwan mężem i policjantem? To dowaliłeś do pieca. Tego bym się nie spodziewała o.o jak długo on i Nina są małżeństwem? Dziwi mnie, że dopiero teraz facet dowiaduje się o zniknięciu własnej żony. Tym bardziej, że jest policjantem. Chyba że jest na zwolnieniu lekarskim czy urlopie od jakiegoś czasu, to okay. Ciekawe na co on jest śmiertelnie chory? Oby się tylko nie uzależnił. Marysia marysią, ale jak długo będzie brał to po nim. Czy naprawdę nie ma dla niego żadnego lekarstwa?
Weny i pozdrawiam!
Rozczulił mnie ten rozdział. Robert wreszcie pokazał jakieś emocje, jakieś uczucia i ludzkie odruchy. Brawo! Choć przez moment miałam obawy, że jednak wybuchnie i rozdupczy salon jeszcze bardziej, a potem będzie kazał posprzątać dzieciom, tak się nie stało. I chwała mu za to, bo bym go musiała zacząć mocno nie lubić. A teraz… nie że go lubię, ale też nie nienawidzę. Początek był niezły. Choć wszyscy pogrążeni są w smutku, nikt się nie przejmuje bałaganem, pustą lodówką, brakiem obiadu, Robert stara się jako-tako funkcjonować. I chociaż wiem, że on też martwi się o Ninę, to powinien to bardziej okazywać. W zupełności rozumiem Sylwię… Jej zachowanie jest naturalne. Zniknęło jej dziecko! Dziecko, które nosiła 9 miesięcy pod sercem! Dziecko, które stara się wychować na dobrego człowieka! Ma żyć normalnie jakby się nic nie stało i czekać na cud, aż się Nina znajdzie?! Żadna matka nie umiałaby chyba iść normalnie na zakupy, sprzątać, gotować, prać… No nie umiałaby. Nie wyobrażam sobie tego! I w tym rozdziale będę bardzo bronić Sylwii.
OdpowiedzUsuńKlaudia to mnie lekko zaczyna irytować. Albo może nie ona, ale jej przełożeni, którzy dali jej tą sprawę. Policjantka jest niedoświadczona, sama i w dodatku bardzo strachliwa. Powinna mieć kogoś do pomocy, jakiegoś komisarza, albo coś w tym stylu. Który normalny policjant wyznacza do skomplikowanej sprawy jedną policjantkę z niemal zerowym doświadczeniem? :/
Muszę przyznać, że końcówka zwaliła mnie z nóg! Normalnie aż nie mogę uwierzyć w to, co przeczytałam! Nasuwają mi się kolejne wnioski: skoro Nina jest żoną Iwana, to musieli zawrzeć ten związek małżeński w nielegalny sposób. Ona nie jest przecież pełnoletnia. Pytanie: PO CO? Czy chodzi o jej ciążę? I czy naprawdę jest w ciąży, czy ten wspomniany wcześniej kwas foliowy, to jakaś zmyła? A skoro Nina nie uciekła, nie zaginęła, to dlaczego nie daje znaku życia? Choćby mamie? Przecież Nina nie jest głupią dziewczyną, musi się domyślić, że matka się o nią martwi, nie? Czy to jakaś grubsza intryga? Czy Nina chce kogoś w coś wrobić? Dać komuś nauczkę za coś?
Ja pitole, co się porobiło!!!!
Chciałam jechać dalej, bo sądziłam, że mam dużo, dużo większe zaległości u Ciebie, ale... okazało się, że nie. Trochę mi ulżyło, ale z drugiej strony już tęsknię za tą historią i nie mogę się doczekać wyjaśnienia końcówki tego rozdziału.
Tychonie, nadrobiłam wszystko, jestem czysta, hura!
Czekam na kolejny rozdział, pozdrawiam Cię bardzo serdecznie :)
Och, rodzice którzy dużo pracują, nigdy nie wychowają dobrych dzieci. Takie dziecko potrzebuje miłości rodziców, a nie dostanie jej w nowych rzeczach i wygodach. Nie o to chodzi. To jest w porządku, ale nie to liczy się najbardziej. Cóż ciężko powiedzieć coś o Sylwii, bo miała prawo w końcu się załamać. Może powinna być silna, może nie powinna leżeć i zapijać, ale nie każdy wszystko wytrzymuje. Widać, że Robert jest silniejszy psychicznie. Ogólnie pocieszanie jest trudną rzeczą. A najgorsze, co można zrobić to powiedzieć te głupie "będzie dobrze". To te gesty niewerbalne są najważniejsze.
OdpowiedzUsuńZrobiło się groźnie, kiedy nagle Darek zaczął za nią iść. Musi być faktycznie dobrze wyćwiczony, że umie tak cicho się poruszać. Nie umiałabym połykać herbaty bezgłośnie. A on dopiero został zauważony, kiedy ta cała Klaudia naświetliła go telefonem. Swoją drogą to nie wiem czy to sprawa jej pierwszego zlecenia czy coś, ale nie uważam ją również za kompetentną. Jednak podstawowym błędem tej policji było nie danie jej partnera. Chyba powinni dbać o swoich pracowników, prawda? Dać im bezpieczeństwo. A bezpieczeństwo jest wtedy, kiedy ktoś kogoś ochrania. A tu na tym całkowicie polegli. Może zlekceważyli sprawę zaginięcia. Może stwierdzili, że nastolatka pewnie zaraz wróci, a zbuntowała się o głupotę. Wykluczyli, że mogli ją porwać, że cokolwiek innego. Nieprofesjonalne podejście do sprawy!xD Ale ciekawie, czyli jednak on miał coś wspólnego z Niną. Jakiś taki związek. Jednak to brzmi za prosto.
PS Zmieniłeś szablon, że jest tak wąski czy to ja sobie coś przestawiłam?