piątek, 16 października 2015

Rozdział 5 – Życia nie wciśniesz między baje i baśnie


Nadzieją pośród pośród łez, miłością która jest
we mnie i w tobie, nam i sobie, w czymś jak sens i treść...
IRA – Mój Bóg

Robert Malicki spojrzał na żonę. Zauważył jej zaczerwienione oczy i nawet przeszło mu przez myśl pytanie czy Sylwia nie płacze, bo zwyczajnie brakło jej już na to łez, czy po prostu stara się być silna dla dzieci, by i one się nie martwiły?. Mężczyzna był jednak zmuszony przerwać swoje rozmyślania, bo nagle Anka wyrosła dosłownie przed nim, niczym spod ziemi.
Wiecie coś więcej o Ninie? – zapytała.
Policja jej szuka – odparł szybko i widząc załamanie malujące się na twarzy swojej kobiety, a potem to, jak się odwraca do niego plecami i odchodzi, sam przeprosił Ankę, chcąc, by ta zeszła mu z drogi i ruszył za Sylwią. – Ej, ej – zaczął, zaciskając dłoń na ramieniu żony. – Będzie dobrze – zapewnił, choć sam nie wierzył we własne słowa, ale pragnął w nie wierzyć.
Chciał, by wszystko było dobrze, pragnął wierzyć, że Nina wróci albo że policja ją przyprowadzi, ewentualnie, że sami ją gdzieś znajdą i to właśnie szeptał do ucha płaczącej brunetki, gdy ją przytulał.
Czternastoletnia Anna poprawiła gumkę, którą miała związane ciemne włosy i chwyciła młodszego brata za rękę.
Chodź – rozkazała i szarpnęła, by niespełna siedmiolatek podążał za nią do góry, a nie był świadkiem sceny, w której oboje rodziców się rozkleja i załamuje. Z drugiej jednak strony, miała świadomość, że nieważne co uczyni, to i tak Majki i Piotra nie da rady w pełni ochronić przed rzeczywistością. Tak było zawsze, choć zawsze się też starała to uczynić.
Tak naprawdę, to Anka uchodziła za najgorszą z rodzeństwa, za tą najbardziej zbuntowaną. Sąsiedzi o niej głosili tylko trzy fakty: wulgarna, paląca, bezczelna. Czy jednak taka była naprawdę, czy to było zwykłe ocenianie po pozorach? Faktycznie, nawet teraz, męska bluza, która sięgała jej niemal do kolan, mogła straszyć napisem Chwdp i wzmianką o tym jak to Mamy prawo do szczęścia, ale nie mamy szczęścia do prawa. Dresowe, czarne spodnie i czapka z daszkiem odwróconym do tyłu, a do tego obowiązkowo naszyjnik z rzucającą się w oczy, srebrną żyletką oraz możliwie jak najbardziej zakolczykowane uszy, nie ułatwiały nauczycielom i sąsiadom sprawy zawierzania w jej grzeczność, koleżeńskość i miłosierdzie. Jak nietrudno się domyślić, Robert był przeciwny takiemu wyglądowi córki. Oczywiście nie miał nic do bluz i dresów, ale mocny, czarny albo w zależności od nastroju, neonowy makijaż i ilość kolczyków wciśniętych do uszów ani trochę go nie radowały. Tak naprawdę to on już dawno chciał z tym zrobić porządek, tylko po pierwsze, zazwyczaj był bardzo zapracowany i nigdy nie miał na to czasu, a po drugie, nie pałał też ochotą do awantur, zwłaszcza, że Sylwia uspokajała go, że kiedyś to wszystko minie, że rzekomo to tylko taki wiek. Zresztą, to właśnie macocha pozwoliła Ani na kolczyka w wardze, a nawet sama poszła z nią do salonu kosmetycznego i zapłaciła za tę ozdobę. Wolała uczynić tak, niż pozwolić dziewczynie na kolczykowanie się w swoim pokoju, po przemyciu jakiegoś żelastwa czy też wenflonu najzwyklejszym spirytusem, bo i takie pomysły wpadały dziewczynom do głów. Sylwia do dziś pamiętała jakiego strachu się najadła przez nieprofesjonalnie przekłuty pępek Niny, kolczykiem, który nie chciał dać się odpiąć, a potem wyjąć. Wtedy postanowiła uniknąć podobnych perypetii z Anką, dlatego wolała ponieść wszelkie koszty i mieć świadomość, że przynajmniej zapewniła nastolatce bezpieczeństwo. Robert owy kolczyk w wardze swojej córki, zauważył stosunkowo późno, bo miała go od początku wakacji, a on dopiero w ich połowie, miał możliwość przysiąść dokładnie naprzeciw niej i przyjrzeć się na tyle, by dostrzec ten maluśki dodatek. Byli wtedy wspólnie na wakacjach. Niny nie było z nimi, pojechała na obóz sportowy. Rozpoczęło się wtedy wykłócanie małżonków, którzy przekrzykiwali między sobą swoje racje, typu:
I tak by to zrobiła.
Trudno, nie musiałaś się godzić, zwłaszcza, że ja nie miałem o tym bladego pojęcia.
To byś wolał, by sobie z koleżankami nawzajem przekłuwały?
Za taką samowolkę, mógłbym chociaż wyciągnąć konsekwencje, a tak? Żona taty pozwoliła.
Ty masz pretensje do mnie?
Nie, do świętego Mikołaja!
Wbrew pozorom Anka nie chciała robić Sylwii problemów. Nawet sama wyszła z propozycją, że skoro ojcu tak to przeszkadza, to może wyjąć ten kolczyk, ale uprzedziła, że dziura i tak zostanie, dlatego sam Malicki machnął na to ręką i uznał, że jak już sobie chce, to niech sobie ma, tylko na przyszłość chciałby wiedzieć przed faktem, a nie po jego dokonaniu.
Czyli rozumiem, że jak będę chciała uprawiać seks, to mam ci powiedzieć, zanim uraczę cię faktem będziesz dziadkiem? – zapytała bezczelnie czternastolatka.
Co? – szepnął Malicki.
Anka – syknęła Sylwia, wiedząc, że tym podobna dyskusja nie może się dobrze skończyć.
No nic. To był tylko żart.
Wyjątkowo niesmaczny – stwierdził Robert i nawet się nie uśmiechnął.
Gbur – uznała Ania w myślach, a potem wzięła piłkę, młodsze rodzeństwo i nakłoniła ich na naukę gry w siatkówkę plażową.
Teraz także wzięła młodsze rodzeństwo, tyle tylko, że nie na plażę, której zresztą w ich mieście nie było, a do swojego pokoju. Piotrowi najbardziej podobało się łóżko siostry, które znajdowało się na antresoli. Od razu wspiął się po metalowej drabince na górę i usiadł w taki sposób, żeby móc machać nogami.
Tylko nie spadnij – uprzedziła brunetka i opadła na miękką, wygodną, skórzaną pufę w kształcie i we wzór piłki nożnej. – Chcecie pograć? – zapytała i nie czekając na odpowiedź, włączyła telewizor przytwierdzony do ściany i podała młodszemu rodzeństwu pady od x-Boxa, tej starszej wersji, bo najnowszy znajdował się w salonie.
Z punktu widzenia zwykłego, szarego człowieka, który jest zmuszony utrzymywać rodzinę za pensję nieprzekraczającą średniej krajowej, a czasami za o wiele niższą, to dzieciom Malickich niczego nie brakowało. Jak na polskie realia, to nawet pławiły się w luksusach. Każde z nich miało, może nie duży, ale jednak własny, pokój, komputer, telefon komórkowy, inne elektroniczne gadżety. Do tego porządne rowery, rolki i inny sprzęt sportowy. Nie brakowało także ubrań, które choć nie były najdroższe, to jednak w danym sezonie modne i dopasowane kolorystycznie pod panujące trendy. Rodzice nie żałowali także na zajęcia dodatkowe ani na obozy, wycieczki czy wyjścia z przyjaciółmi. Nie mieli wszystkiego – z pewnością nie, bo na wszystko, co dziś dziecku, zdaniem samego dziecka, potrzebne, to nawet cesarz by nie zarobił, ale żyli ponad przeciętność i często mieli znacznie więcej od swoich rówieśników.

Robert Malicki, choć z początku miał zamiar jedynie wziąć szybki, zimny prysznic, a potem wyjść z domu, to teraz korzystając z tego, iż woda była zagotowana, jedynie ją podgrzał i przygotował dla siebie mocną kawę, a dla żony herbatę. Podczas słodzenia dotarło do niego, iż ostatni raz sam dla siebie robił kawę lata temu. Zawsze to Sylwia mu ją podawała, a w pracy wysługiwał się Patrykiem albo innym pracownikiem.
Zastanów się gdzie jeszcze jej nie szukaliśmy, a dokąd mogła pójść. – Postawił jeden z kubków przed żoną, a sam z drugim, trzymanym za ucho przysiadł dokładnie naprzeciwko niej.
Nie wiem. Rodziców pytałeś?
Robert pokręcił głową. Ostatnią rzeczą, jakiej chciał, było pokazywanie się własnemu ojcu na oczy, ale dla Niny postanowił się przemóc i pojechać do rodzinnego domu. Wiedział, że dziewczyna czasami tam chodziła, bo pomagała w restauracji należącej do jego matki. Lubiła sobie od czasu do czasu coś dorobić. Właściwie, to teraz, w myślach, sam sobie pluł w brodę, iż nie zawitał ani chociażby nie zadzwonił do rodziców wcześniej.
Mógłbyś po drodze... w mojej pracy mógłbyś powiedzieć, że nie będzie mnie dłużej i potem postaram się donieść im zwolnienie, o ile jakiś lekarz mi je wystawi.
Mój brat – rzucił propozycją.
Ginekolog? – zapytała z powątpiewaniem. – Wtedy to już mnie na pewno zwolnią i to przy pierwszej lepszej okazji, bo dla nich to będzie jednoznaczne.
Faktycznie, zwolnienie od ginekologa, nie było dobrym pomysłem. – Uśmiechnął się i przystawił brzeg kubka do ust. Zrobił kilka małych łyków niemal wrzącej kawy. – Jak cię zwolnią, to trudno. Znajdziesz inną pracę albo zostaniesz w domu.
Znajdziesz inną pracę, fajnie powiedzieć, trudniej zrobić. Zostanie w domu nie wchodzi w grę i o tym już rozmawialiśmy.
Jak sobie chcesz – warknął, średnio zadowolony.
Możesz przestać? Nie musisz nawet w takim momencie... – zaczęła się unosić.
Przecież nic nie mówię! – krzyknął. – Chcesz sobie pracować, to pracuj, do kaloryfera cię przecież nie przykuję i nie zmuszę do siedzenia w domu, choć moim zdaniem...
Znam twoje zdanie! Słyszę je od ponad ośmiu lat i uwierz, nie mam ochoty na wysłuchiwanie tego wszystkiego jeszcze dziś.
Dobrze, tylko nie rozumiem, co złego jest w siedzeniu w domu? Wiele kobiet zajmuje się domem i dziećmi...
Też się zajmuję domem i dziećmi – wtrąciła.
Przepraszam. Nie tak to miało zabrzmieć.
Zaraz mi powiesz, że Nina zaginęła przeze mnie, bo nie poświęciłam jej wystarczająco dużo czasu!
Nic takiego nie powiedziałem! – ryknął, wstał i uderzył otwartą dłonią o stół.
Kobieta zatrzęsła się pod wpływem nagłego huku.
Wychodzę – zapowiedział, wymijając stół. – Nie chciałem cię przestraszyć – dodał, kładąc dłoń na jej ramieniu, a potem szepnął jeszcze, że będzie późno, bo nie tylko pojedzie do pracy swojej żony i do rodziców, ale także w kilka miejsc i po faktury do pracy, by móc popracować w domu, a nie musieć siedzieć z magazynie.

Już kiedy Malicki wsiadł do samochodu, to wyczuł, że ktoś go obserwuje. Niedługo trwało, aż zauważył w bocznym lusterku, iż ma ogon w postaci policjantki. Z początku miał zamiar zatrzymać się, zamrugać na nią, a następnie solidnie ją opieprzyć, że zamiast szukać jego córki, to ta marnuje czas na śledzenie jego osoby, ale powstrzymał się przed tym. Najpierw wjechał do pensjonatu, w którym pracowała jego żona i zagadnął znajomą recepcjonistkę. Ta obiecała przekazać szefowi, iż Sylwii jakiś czas nie będzie, bo ma prywatne problemy, związane z zaginięciem dziecka.
Powinien zrozumieć – rzuciła na pocieszenie do Roberta, a potem w przypływie chwilowej odwagi, położyła swoją dłoń na jego dłoni. – Ninka też się znajdzie – dodała, by jakoś usprawiedliwić swój gest, zwłaszcza, że mężczyzna znacząco się spojrzał i nie było w jego wzroku niczego przychylnego.
Też mam taką nadzieję – odparł i poczuł, jak czerwienią mu się oczy. – Muszę już iść – zapowiedział. Wyrwał dłoń z uścisku farbowanej, młodej blondynki i wyszedł z budynku, tylko po to, by na piechotę udać się ulicę dalej.
Wszedł do restauracji, którą prowadziła jego matka. Z początku się ucieszył, iż ojca akurat nie było. Zasiadł przy jednym ze stolików, napił się rozgrzewającej herbaty z imbirem i porozmawiał z matką.
Nie było jej tutaj – odpowiedziała starsza kobieta. Nie udawała zmartwionej, naprawdę bała się o wnuczkę, bo ona, w przeciwieństwie do męża, uważała córki Sylwii za swoje wnuczki. Nigdy też nie żałowała, że Robert związał swoje życie z kobietą, która miała już dwoje dzieci. Starała się tego nie oceniać, nie komentować i trwać w przekonaniu, że jak sam sobie pościeli, tak się wyśpi i nie powinna się do tego wtrącać, bo ona już swoje zrobiła, wychowała go, a dalej to musi mu pozwolić żyć samemu. – Jak długo jej nie ma? – dopytywała.
Za długo – podał wymijającą odpowiedź. – Gdyby się do was odezwała lub... – nie dokończył, bo poczuł dłonie ojca na swoich barkach.
Kogóż ja tu widzę? Czyżbyś zgłodniał? Znudziły ci się na zmianę podawane te same dania? – zajął miejsce obok syna, który odsunął się niczym od trędowatego i łypnął na niego iście nienawistnym spojrzeniem.
Zejdź z mojej żony, tato – wypowiedział z taką odrazą, iż owe tato zdawało się ociekać jadem. – Poza tym nie chcę się kłócić. Szukam Niny. Widziałeś ją czy nie?
Mężczyzna o siwej brodzie i dużych zakolach pokręcił głową.
Ale wiedziałem, że wcześniej czy później do tego dojdzie. Ty jednego dziecka nie umiałeś wychować, a się porwałeś na czwórkę, jeszcze na cudze. – Rozpiął górne guziki błękitnej koszuli i czekał na kontrargument.
Nie doczekał się żadnej odpowiedzi, a przynajmniej żadnej skierowanej w swoją stronę. Jego syn podniósł cztery litery z krzesła, pożegnał się jedynie z matką i ruszył do wyjścia. Kobieta naturalnie poszła za synem i usiłowała go zatrzymać, a męża usprawiedliwić standardowymi słowami przecież wiesz, jaki jest ojciec.
Natomiast starszy Malicki, korzystając z chwili samotności, szepnął do samego siebie:
Dzieci to mi się nie udały. Jeden nerwus, drugi kurwiarz, a trzeci alkoholik. Trzeba było lepiej mieć trzy córki.
Robert zasiadł w fotelu kierowcy, zapiął pasy i ruszył. Zerknął w boczne lusterko i był pod wrażeniem upartości tej kobiety. On sam nie umiałby być tak wytrwały, by jeździć za kimś bez większego celu, poza tym nie miałby czasu za taką dziecinadę.
Córeczka komendanta, to trzeba było wepchnąć na stanowisko – powiedział sam do siebie, włączając kierunkowskaz. – I teraz taki obibok spala benzynę, którą zapewne tankuje za moje i innych podatników pieniądze. Uczapli taka zgrabne dupsko w samochodzie i udaje cały dzień Kubice albo Malanowskiego i jeszcze jej za ten teatrzyk comiesięczną pensje wypłacają. W ogóle baba w policji, któż to widział takie dziwy? – pytał szeptem. – Wzięłaby się taka za jakiegoś faceta, dzieciaka zrobiła i w domu siedziała, tak jak na kobietę przystało.
Marudzenie Roberta na nic się zdało, bo nie pomogło mu zgubić pani policjant, choć usilnie próbował. Czynił różnego rodzaju pętle, przejeżdżał skrótami po przed podwórka i wąskie uliczki. W końcu dotarł pod magazyn i od razu na wejściu pokręcił głową w kierunku Huberta. Wszedł na zaplecze, zabrał dwa segregatory i kilka luźnych kartek i ponownie udał się do samochodu. Całość położył na tylne siedzenie i kontynuował przejażdżkę po mieście, tym razem sunąc po jego obrzeżach, by dotrzeć nad rzekę, gdzie często melanżowała młodzież. Wysiadł i założył kurtkę. Z wewnętrznej kieszeni wyjął aktualne zdjęcie Niny i przeszedł się wzdłuż, przy okazji rozpytując o pasierbicę. Każdy jednak kręcił głową albo mówił frazy typu:
Nie, nie widziałem jej.
Nie było jej tutaj.
Z widzenia kojarzę, ale w ostatnich dniach, nie, nie widziałam.
Okay, jakbyście ją zauważyli, to dajcie mi znać. Możecie dzwonić o każdej porze, tylko naprawdę proszę, nie róbcie sobie żartów, bo sprawa jest poważna – odpowiadał i wciskał swoją wizytówkę, tę z numerem do pracy, który rzadko kto miał, bo nawet na stronach internetowych podawał inny numer, komórkowy. Uczynił taki unik naumyślnie, bo wiedział, że jakby młodzież jednak zapragnęła sobie robić niesmaczne żarty, to Sylwia by się denerwowała, a tak, posadzi któregoś z pracowników przy telefonie w magazynie, zapłaci mu dodatkowo za takowe stróżowanie i przynajmniej nie będzie żonie robił fałszywych nadziei.

Malicki, niczym przykładny obywatel, wrócił do domu. Było już po kolacji.
Odgrzeję ci – usłyszał.
Jasne – szepnął i zasiadł przy stole, przy tym samym, przy którym wcześniej pił kawę.
Oparł łokcie o szklany blat, a palce dłoni splótł na karku. Sunął dłońmi do góry i w dół, przeczesując włosy.
Nie mam siły – przyznał sam przed sobą, ale na szczęście powstrzymał się przed wypowiedzeniem na głos tych słów.
Spaghetti, które otrzymał od żony, mu nie smakowało, właściwie, to nie czuł jego smaku. Jadł jedynie po to, by zapchać czymś pustkę w żołądku i nie miało dla niego zupełnie znaczenia, co trafia do jego ust i przełyku. Idąc do sypialni, a następnie wchodząc pod prysznic, wykonał jeszcze dwa telefony, pierwszy do Patryka, a drugi do Ivana. Pierwszy odebrał i oznajmił, że nadal nie ma żadnych wieści od Niny i że szczerze wątpi, by ta się z nim skontaktowała. Drugi miał ciągle wyłączony telefon.
Młodsze dzieci już spały, a Anna była zajęta odpisywaniem na Facebooku, gdzie każdy pytał ją o zaginięcie przyrodniej siostry. Miała dość już prostowania faktu, że tak właściwie to one nie są żadnymi siostrami, bo nie łączą je nawet połowiczne więzy krwi. Dziewczyny nie tylko miały inną matkę, ale także innego ojca, a to, że Robert postanowił dać swoje nazwisko jakiemuś bękartowi, średnio w tamtych czasach Ankę interesowało, ale z czasem zaczęło coraz bardziej irytować. A już moment, gdy jej własny ojciec, mówił o obcej dziewusze moja córka, dosłownie ranił jej serce.
Sylwia w tym czasie zajmowała się zmywaniem po obiedzie, a w tym także szorowaniem garnka. Wyjątkowo nie skorzystała ze zmywarki. Nie przerażał ją nawet fakt, że taka praca może zniszczyć jej hybrydowe paznokcie. Kiedyś nie miała zmywarki i jakoś żyła. Właściwie to kilka lat wcześniej, nawet nie przyszłoby jej do głowy, że będzie ją stać, by chodzić regularnie, co dwa tygodnie, do kosmetyczki. Przy Robercie odżyła, przede wszystkim finansowo. To dzięki niemu mogła zmienić pracę na lepszą, bo stać ich było na żłobek i przedszkole dla młodszych dzieci. Kiedyś zajmowała się zamiataniem ulic i sprzątaniem klatek schodowych, pomimo dobrze zdanej matury, a wszystko dlatego, że mogła pracować wcześnie rano, zanim Majka i Nina się obudziły. Jej matka albo jedna z sąsiadek wtedy jej pomagały i przychodziły w tygodniu, codziennie o czwartej na trzy, czasami na cztery godziny i siedziały z dziewczynkami, tak na wszelki wypadek. Pomimo tego bywały dni, że zostawiała córki same. Budziła wtedy siedmioletnią Ninę i prosiła, by zerkała na kilkumiesięczną siostrę, a gdyby ta zapłakała, to by lulała ją we wózku, dopóki ona nie wróci. Na ile to było odpowiedzialne? Wiedziała, że wcale to nie było odpowiedzialne, ale po prostu nie miała innego wyjścia. Nie mogła sobie pozwolić na niepracowanie, bo z samych alimentów by nie wyżyła, a przy takich alimentach, jakie miała, plus rodzinnym, to żaden dodatek z pomocy społecznej by się jej nie należał. Być może gdyby piła, miała syf w domu, a dzieci były zaniedbywane, jak było u większość jej sąsiadów, to wtedy pomoc społeczna by jej dawała co miesiąc jakieś grubsze kwoty, ale Sylwia nigdy nie chciała zniżyć się do takiego poziomu. Nie chciała ani się stoczyć, ani żebrać. Pragnęła stanąć na nogi, sama, o własnych siłach. Małżeństwo nigdy nie było jej planem na życie, a już z pewnością w żadnych wyobrażeniach nie marzyła o księciu z bajki, który wyciągnie do niej rękę. Robertowi zresztą do księcia było daleko, bo ich bajka nie kończyła się ślubem i napisem żyli długo i szczęśliwie. Życia nie da się bowiem włożyć między księgi baj i baśni, bo ono trwa, pojawiają się dzieci, kolejne wydatki, nowe kłopoty, innego rodzaju zmartwienia. Jednak jakby cofnąć się w czasie i wspomnieć co było, to Robert jako jeden z nielicznych jej partnerów, autentycznie dbał o jej dzieci i starał się ją wspomóc, choćby niezauważalnie. Odciążał ją robiąc drobne zakupy, czasami płacąc jakiś rachunek, a nawet idąc za nią odśnieżać pewnej mroźnej zimy. Nie wyobrażał sobie, by to kobieta miała wykonywać taką pracę. Oczywiście nie widział problemu w tym, by płeć piękna sama odgarnęła śnieg ze swojego samochodu czy sprzed drzwi domu, ewentualnie zrobiła sobie dróżkę od klatki schodowej, do śmietnika, ale... odgarnianie większego obszaru, za tak marne i w żadnym wypadku niedodatkowe pieniądze, nie mieściło mu się w głowie. Poza tym, wydawało mu się, że to miasto powinno zorganizować ludzi do takiej pracy, a najlepiej nająć do takich zajęć tych rozleniwionych, siedzących przed komputerami i telewizorami bezrobotnych. Nie wrzucał wszystkich do jednego worka, rozumiał, że czasami komuś mogła powinąć się noga, ale jako mężczyzna gardził tymi, który nie tyle nie umieli zarobić na własne rodziny, które stworzyli, ale tymi co nawet nie starali się zarobić, choćby tej najniższej krajowej, bo nic nierobienie było dla nich po prostu wygodne.
Ten garnek jest czysty – usłyszała znajomy głos za swoimi plecami, a potem poczuła jak ktoś zabiera zmywany przedmiot z jej dłoni, ale także gąbkę, którą zmywała.
Garnek wylądował w szafce, w którą wsadzona była suszarka do naczyń, a gąbka w metalowym, zawieszonym na ścianie koszyczku. Korek został wyjęty, a woda wypuszczona.
Musiałam się czymś zająć – odpowiedziała.
Proponuje spaniem. Wyglądasz na wykończoną.
I mówi to człowiek, który pracuje czasami w tygodniu po dwadzieścia godzin – odbiła piłeczkę. – Ja nie mogę, Robert, stracić pracy, bo nie chcę być w pełni na twoim utrzymaniu. Nie umiem sobie tego wyobrazić i miałabym cholerne wyrzuty sumienia, zwłaszcza, gdybyś znowu upadł.
Jezu, raz mi się zdarzyło omdleć i wypominasz mi to przez już chyba rok. Ciekawe, jak jeszcze długo to potrwa? – zbagatelizował całą sprawę. – To się więcej nie powtórzy, wtedy trzy doby nie spałem, bo mieliśmy nowe dostawy, na dodatek dźwigaliśmy to sami, by nikogo nowego nie musieć najmować. To było raz i skończ się tym przejmować. – Oparł się o blat łokciem i tym samym zniżył do takiego poziomu, że mógł spojrzeć na żonę z dołu, a nie z góry. – Idź spać, proszę.
Zaraz pójdę. Wstawię pranie, bo w innym razie Piotrek nie będzie miał spodni.
Suszarka – jęknął. – Zapomniałem. Zresztą chyba nie ma sensu wzywać mechanika. Jutro ją zabiorę i przywiozę z pracy nową. Lodówkę też wezmę. – Spojrzał na nowoczesną, dwuskrzydłową, która nie miała więcej, niż dwa lata.
Po co lodówkę? – zdziwiła się.
Bo wezmę z pracy nową – odpowiedział i niedbale wzruszył przy tym ramionami.
Oszalałeś – stwierdziła, ale uśmiechnęła się lekko i o to właśnie mu chodziło.
Tak naprawdę, nieważny był tutaj zakup nowej lodówki czy wymiana suszarki, bo stara się zepsuła. On tylko chciał na choćby krótki moment odciągnąć myśli żony od zaginięcia ich najstarszej córki.
Czasami myślę, że nie potrzebujemy tego wszystkiego – przyznała nagle.
Co złego jest w przestronnym domu, dobrym wyposażaniu i corocznych wakacjach?
Kosztem twojego zdrowia, Robert? Wiele. Poza tym, mi też czasami jest źle z tym, że utrzymujesz mnie i moje dzie...
Nasze dzieci – wtrącił i zaprzestał opierania się łokciem o blat. Wyprostował się, ale tylko na krótki moment, bo potem oparł się tyłkiem o szafkę kuchenną i splótł ręce na piersi. – Ja wiedziałem na co się piszę, Sylwia i nigdy nie miałem złudzeń. Gdybym tego wszystkiego nie chciał, to bym nie wiązał się z kobietą, z dwójką dzieci. Mogłem to zakończyć wiele razy, mogłem odejść wtedy, gdy to były tylko przyjemne nocki. Nie odszedłem, to był mój wybór, więc teraz skończ się nade mną litować. Naprawdę tego nie potrzebuję. Po prostu ciesz się z tego, co masz i nie marudź.
Nie marudzę, tylko...
Nie chcę słyszeć o żadnym dokładaniu się do życia! – warknął. – Chcesz sobie pracować, to sobie pracuj, ale ja od ciebie żadnych pieniędzy brał nie będę. Kłóci się to z moimi staroświeckimi poglądami. To facet powinien utrzymać rodzinę, od wieków tak było i powinno być nadal. Może wtedy ci gówniarze, by się zastanowili zanim by przyoszczędzili na gumkach, a gówniary miały nieco większe wymagania niż to, by ich chłoptaś miał prawo jazdy zdane za kaskę dziadków i samochód od mamusi lub tatusia.
To dlatego tak lubisz Patryka? – zapytała, mając na myśli chłopaka starszej córki.
Nie, to nie jest lubienie – odpowiedział szybko i pokręcił głową. – Jego odzywki, styl bycia i niektóre zachowania nadal działają mi na nerwy, ale jest dobrym pracownikiem, jest zaradny i szanuje go za to, że nie czeka na mannę z nieba, jak większość jego rówieśników, co studiuje, ale wynajmuje mieszkania, żywi się, i baluje za nieswoją kasę. Jeśli Nina miałaby związać się z leniwym i nieodpowiedzialnym studencikiem, to już naprawdę wolę chłopaka z patologii i po jedynie gimnazjum, który przynajmniej umie zarobić na własny chleb i potrafi dołożyć się matce do życia. I jakkolwiek ci się to nie podoba, tak zostałem wychowany i ciągle nie pojmuje, jak ktoś... jakiś rodzic, może utrzymywać dorosłe dziecko i nie mieć świadomości, że sam wyrządza temu dziecku krzywdę. Dopomóc, jasne, odpalić coś ekstra, czemu nie, ale nie za siedzenie z dupą przed komputerkiem czy telewizorkiem. – Podszedł do lodówki i wyjął z niej sok w kartoniku, następnie skierował się do szafki, by wyjąć z niej szklanki. Dotknął szafki w jednym miejscu, a drzwiczki same się otworzyły. – Soku? – zapytał i nie czekając na odpowiedź, rozlał po równo, a potem wywalił opakowanie.
Mówisz o pracy i o tym, że dzieci powinny same zarabiać na swoje zachcianki, a jednak Nina motocykl kupiłeś? – nawiązała.
Tylko dlatego, że gdybym tego nie zrobił, to jeszcze jakieś pół roku i sama by sobie go kupiła, bo by na niego uzbierała. Nie wrzucaj naszej córki do jednego worka z leniwymi smarkaczami, bo dobrze wiesz, że taka nie jest. O cokolwiek byś jej nie poprosiła, to z miejsca by ci pomogła, nieważne czy to byłoby zrobienie zakupów, czy umycie samochodu i zauważ też to, że od kiedy Nina sobie dorabia, to nie wyciąga do nas rąk z tekstem daj mi na kino. Dlatego dostała ten skuter i dlatego Anka nigdy nie dostanie ode mnie tak drogiego prezentu, przynajmniej dopóki zachowuje się tak jak do tej pory.
Czyli jednak jest tu jakaś faworyzacja?
Nie. Coś ty? To tylko sprawiedliwość. Jeśli kogoś muszę prosić osiem razy o wyniesienie śmieci, a one nadal są w koszu, to... to mówi po prostu samo za siebie. A teraz czy możemy już iść spać? I nie chcę słyszeć słowa, że nie zaśniesz. Weź jakieś tabletki nasenne, ty jesteś mi i dzieciom potrzebna, ale wyspana, a nie obijająca się o ściany, a bezsennością Niny nie odszukamy ani nie sprowadzimy jej tym z powrotem. – Nie czekając na odpowiedź żony, sam wyjął z górnej szafki kuchennej pudełko, w którym przechowywali większość leków.
Nie znalazł tam tabletek na sen, więc udał się do łazienki na piętrze, ale tej wspólnej, bardziej dzieciaków, niż ich, bo oni przecież mieli swoją, połączoną z sypialnią. Odnalazł koszyczek z różnego rodzaju tabletkami i zaczął go przeszukiwać. Wiedział, że Nina nieraz brała jakieś ziołowe, gdy za długo spała w niedziele, a w poniedziałek musiała wcześniej wstać i ani trochę nie była senna. Odkładał kolejno na bok Apap, Ibum, No-spe, Kwas foliowy, Witaminę C, Witaminę D, Cholinex, aż w końcu odnalazł to czego szukał. Całą resztę wrzucił pośpiesznie z powrotem do koszyczka, a tego odłożył na miejsce. Był mężczyzną, a mężczyźni zazwyczaj nie zwracali uwagi na takie farmaceutyczne duperele jakimi były witaminy w połączeniu z kwasem foliowym, a już z pewnością większość z nich nie łączyła tych dwóch, ze środkami, jakie zażywały kobiety, będące w ciąży.