Nadzieją
pośród pośród łez, miłością która jest
we
mnie i w tobie, nam i sobie, w czymś jak sens i treść...
IRA
– Mój Bóg
Robert
Malicki spojrzał na żonę. Zauważył jej zaczerwienione oczy i
nawet przeszło mu przez myśl pytanie czy Sylwia nie płacze, bo
zwyczajnie brakło jej już na to łez, czy po prostu stara się być
silna dla dzieci, by i one się nie martwiły?. Mężczyzna był
jednak zmuszony przerwać swoje rozmyślania, bo nagle Anka wyrosła
dosłownie przed nim, niczym spod ziemi.
– Wiecie
coś więcej o Ninie? – zapytała.
– Policja
jej szuka – odparł szybko i widząc załamanie malujące się na
twarzy swojej kobiety, a potem to, jak się odwraca do niego plecami
i odchodzi, sam przeprosił Ankę, chcąc, by ta zeszła mu z drogi i
ruszył za Sylwią. – Ej, ej – zaczął, zaciskając dłoń na
ramieniu żony. – Będzie dobrze – zapewnił, choć sam nie
wierzył we własne słowa, ale pragnął w nie wierzyć.
Chciał,
by wszystko było dobrze, pragnął wierzyć, że Nina wróci albo że
policja ją przyprowadzi, ewentualnie, że sami ją gdzieś znajdą i
to właśnie szeptał do ucha płaczącej brunetki, gdy ją
przytulał.
Czternastoletnia
Anna poprawiła gumkę, którą miała związane ciemne włosy i
chwyciła młodszego brata za rękę.
– Chodź
– rozkazała i szarpnęła, by niespełna siedmiolatek podążał
za nią do góry, a nie był świadkiem sceny, w której oboje
rodziców się rozkleja i załamuje. Z drugiej jednak strony, miała
świadomość, że nieważne co uczyni, to i tak Majki i Piotra nie
da rady w pełni ochronić przed rzeczywistością. Tak było zawsze,
choć zawsze się też starała to uczynić.
Tak
naprawdę, to Anka uchodziła za najgorszą z rodzeństwa, za tą
najbardziej zbuntowaną. Sąsiedzi o niej głosili tylko trzy fakty:
wulgarna, paląca, bezczelna. Czy jednak taka była naprawdę,
czy to było zwykłe ocenianie po pozorach? Faktycznie, nawet teraz,
męska bluza, która sięgała jej niemal do kolan, mogła straszyć
napisem Chwdp i wzmianką o tym jak to Mamy prawo do
szczęścia, ale nie mamy szczęścia do prawa. Dresowe, czarne
spodnie i czapka z daszkiem odwróconym do tyłu, a do tego
obowiązkowo naszyjnik z rzucającą się w oczy, srebrną żyletką
oraz możliwie jak najbardziej zakolczykowane uszy, nie ułatwiały
nauczycielom i sąsiadom sprawy zawierzania w jej grzeczność,
koleżeńskość i miłosierdzie. Jak nietrudno się domyślić,
Robert był przeciwny takiemu wyglądowi córki. Oczywiście nie miał
nic do bluz i dresów, ale mocny, czarny albo w zależności od
nastroju, neonowy makijaż i ilość kolczyków wciśniętych do
uszów ani trochę go nie radowały. Tak naprawdę to on już dawno
chciał z tym zrobić porządek, tylko po pierwsze, zazwyczaj był
bardzo zapracowany i nigdy nie miał na to czasu, a po drugie, nie
pałał też ochotą do awantur, zwłaszcza, że Sylwia uspokajała
go, że kiedyś to wszystko minie, że rzekomo to tylko taki wiek.
Zresztą, to właśnie macocha pozwoliła Ani na kolczyka w wardze, a
nawet sama poszła z nią do salonu kosmetycznego i zapłaciła za tę
ozdobę. Wolała uczynić tak, niż pozwolić dziewczynie na
kolczykowanie się w swoim pokoju, po przemyciu jakiegoś żelastwa
czy też wenflonu najzwyklejszym spirytusem, bo i takie pomysły
wpadały dziewczynom do głów. Sylwia do dziś pamiętała jakiego
strachu się najadła przez nieprofesjonalnie przekłuty pępek Niny,
kolczykiem, który nie chciał dać się odpiąć, a potem wyjąć.
Wtedy postanowiła uniknąć podobnych perypetii z Anką, dlatego
wolała ponieść wszelkie koszty i mieć świadomość, że
przynajmniej zapewniła nastolatce bezpieczeństwo. Robert owy
kolczyk w wardze swojej córki, zauważył stosunkowo późno, bo
miała go od początku wakacji, a on dopiero w ich połowie, miał
możliwość przysiąść dokładnie naprzeciw niej i przyjrzeć się
na tyle, by dostrzec ten maluśki dodatek. Byli wtedy wspólnie na
wakacjach. Niny nie było z nimi, pojechała na obóz sportowy.
Rozpoczęło się wtedy wykłócanie małżonków, którzy
przekrzykiwali między sobą swoje racje, typu:
– I
tak by to zrobiła.
– Trudno,
nie musiałaś się godzić, zwłaszcza, że ja nie miałem o tym
bladego pojęcia.
– To
byś wolał, by sobie z koleżankami nawzajem przekłuwały?
– Za
taką samowolkę, mógłbym chociaż wyciągnąć konsekwencje, a
tak? Żona taty pozwoliła.
– Ty
masz pretensje do mnie?
– Nie,
do świętego Mikołaja!
Wbrew
pozorom Anka nie chciała robić Sylwii problemów. Nawet sama wyszła
z propozycją, że skoro ojcu tak to przeszkadza, to może wyjąć
ten kolczyk, ale uprzedziła, że dziura i tak zostanie, dlatego sam
Malicki machnął na to ręką i uznał, że jak już sobie chce, to
niech sobie ma, tylko na przyszłość chciałby wiedzieć przed
faktem, a nie po jego dokonaniu.
– Czyli
rozumiem, że jak będę chciała uprawiać seks, to mam ci
powiedzieć, zanim uraczę cię faktem będziesz dziadkiem? –
zapytała bezczelnie czternastolatka.
– Co?
– szepnął Malicki.
– Anka
– syknęła Sylwia, wiedząc, że tym podobna dyskusja nie może
się dobrze skończyć.
– No
nic. To był tylko żart.
– Wyjątkowo
niesmaczny – stwierdził Robert i nawet się nie uśmiechnął.
Gbur
– uznała Ania w myślach, a potem wzięła piłkę, młodsze
rodzeństwo i nakłoniła ich na naukę gry w siatkówkę plażową.
Teraz
także wzięła młodsze rodzeństwo, tyle tylko, że nie na plażę,
której zresztą w ich mieście nie było, a do swojego pokoju.
Piotrowi najbardziej podobało się łóżko siostry, które
znajdowało się na antresoli. Od razu wspiął się po metalowej
drabince na górę i usiadł w taki sposób, żeby móc machać
nogami.
– Tylko
nie spadnij – uprzedziła brunetka i opadła na miękką, wygodną,
skórzaną pufę w kształcie i we wzór piłki nożnej. – Chcecie
pograć? – zapytała i nie czekając na odpowiedź, włączyła
telewizor przytwierdzony do ściany i podała młodszemu rodzeństwu
pady od x-Boxa, tej starszej wersji, bo najnowszy znajdował
się w salonie.
Z
punktu widzenia zwykłego, szarego człowieka, który jest zmuszony
utrzymywać rodzinę za pensję nieprzekraczającą średniej
krajowej, a czasami za o wiele niższą, to dzieciom Malickich
niczego nie brakowało. Jak na polskie realia, to nawet pławiły się
w luksusach. Każde z nich miało, może nie duży, ale jednak
własny, pokój, komputer, telefon komórkowy, inne elektroniczne
gadżety. Do tego porządne rowery, rolki i inny sprzęt sportowy.
Nie brakowało także ubrań, które choć nie były najdroższe, to
jednak w danym sezonie modne i dopasowane kolorystycznie pod panujące
trendy. Rodzice nie żałowali także na zajęcia dodatkowe ani na
obozy, wycieczki czy wyjścia z przyjaciółmi. Nie mieli wszystkiego
– z pewnością nie, bo na wszystko, co dziś dziecku, zdaniem
samego dziecka, potrzebne, to nawet cesarz by nie zarobił, ale żyli
ponad przeciętność i często mieli znacznie więcej od swoich
rówieśników.
Robert
Malicki, choć z początku miał zamiar jedynie wziąć szybki, zimny
prysznic, a potem wyjść z domu, to teraz korzystając z tego, iż
woda była zagotowana, jedynie ją podgrzał i przygotował dla
siebie mocną kawę, a dla żony herbatę. Podczas słodzenia dotarło
do niego, iż ostatni raz sam dla siebie robił kawę lata temu.
Zawsze to Sylwia mu ją podawała, a w pracy wysługiwał się
Patrykiem albo innym pracownikiem.
– Zastanów
się gdzie jeszcze jej nie szukaliśmy, a dokąd mogła pójść. –
Postawił jeden z kubków przed żoną, a sam z drugim, trzymanym za
ucho przysiadł dokładnie naprzeciwko niej.
– Nie
wiem. Rodziców pytałeś?
Robert
pokręcił głową. Ostatnią rzeczą, jakiej chciał, było
pokazywanie się własnemu ojcu na oczy, ale dla Niny postanowił się
przemóc i pojechać do rodzinnego domu. Wiedział, że dziewczyna
czasami tam chodziła, bo pomagała w restauracji należącej do jego
matki. Lubiła sobie od czasu do czasu coś dorobić. Właściwie, to
teraz, w myślach, sam sobie pluł w brodę, iż nie zawitał ani
chociażby nie zadzwonił do rodziców wcześniej.
– Mógłbyś
po drodze... w mojej pracy mógłbyś powiedzieć, że nie będzie
mnie dłużej i potem postaram się donieść im zwolnienie, o ile
jakiś lekarz mi je wystawi.
– Mój
brat – rzucił propozycją.
– Ginekolog?
– zapytała z powątpiewaniem. – Wtedy to już mnie na pewno
zwolnią i to przy pierwszej lepszej okazji, bo dla nich to będzie
jednoznaczne.
– Faktycznie,
zwolnienie od ginekologa, nie było dobrym pomysłem. – Uśmiechnął
się i przystawił brzeg kubka do ust. Zrobił kilka małych łyków
niemal wrzącej kawy. – Jak cię zwolnią, to trudno. Znajdziesz
inną pracę albo zostaniesz w domu.
– Znajdziesz
inną pracę, fajnie powiedzieć, trudniej zrobić. Zostanie w
domu nie wchodzi w grę i o tym już rozmawialiśmy.
– Jak
sobie chcesz – warknął, średnio zadowolony.
– Możesz
przestać? Nie musisz nawet w takim momencie... – zaczęła się
unosić.
– Przecież
nic nie mówię! – krzyknął. – Chcesz sobie pracować, to
pracuj, do kaloryfera cię przecież nie przykuję i nie zmuszę do
siedzenia w domu, choć moim zdaniem...
– Znam
twoje zdanie! Słyszę je od ponad ośmiu lat i uwierz, nie mam
ochoty na wysłuchiwanie tego wszystkiego jeszcze dziś.
– Dobrze,
tylko nie rozumiem, co złego jest w siedzeniu w domu? Wiele kobiet
zajmuje się domem i dziećmi...
– Też
się zajmuję domem i dziećmi – wtrąciła.
– Przepraszam.
Nie tak to miało zabrzmieć.
– Zaraz
mi powiesz, że Nina zaginęła przeze mnie, bo nie poświęciłam
jej wystarczająco dużo czasu!
– Nic
takiego nie powiedziałem! – ryknął, wstał i uderzył otwartą
dłonią o stół.
Kobieta
zatrzęsła się pod wpływem nagłego huku.
– Wychodzę
– zapowiedział, wymijając stół. – Nie chciałem cię
przestraszyć – dodał, kładąc dłoń na jej ramieniu, a potem
szepnął jeszcze, że będzie późno, bo nie tylko pojedzie do
pracy swojej żony i do rodziców, ale także w kilka miejsc i po
faktury do pracy, by móc popracować w domu, a nie musieć siedzieć
z magazynie.
Już
kiedy Malicki wsiadł do samochodu, to wyczuł, że ktoś go
obserwuje. Niedługo trwało, aż zauważył w bocznym lusterku, iż
ma ogon w postaci policjantki. Z początku miał zamiar zatrzymać
się, zamrugać na nią, a następnie solidnie ją opieprzyć, że
zamiast szukać jego córki, to ta marnuje czas na śledzenie jego
osoby, ale powstrzymał się przed tym. Najpierw wjechał do
pensjonatu, w którym pracowała jego żona i zagadnął znajomą
recepcjonistkę. Ta obiecała przekazać szefowi, iż Sylwii jakiś
czas nie będzie, bo ma prywatne problemy, związane z zaginięciem
dziecka.
– Powinien
zrozumieć – rzuciła na pocieszenie do Roberta, a potem w
przypływie chwilowej odwagi, położyła swoją dłoń na jego
dłoni. – Ninka też się znajdzie – dodała, by jakoś
usprawiedliwić swój gest, zwłaszcza, że mężczyzna znacząco się
spojrzał i nie było w jego wzroku niczego przychylnego.
– Też
mam taką nadzieję – odparł i poczuł, jak czerwienią mu się
oczy. – Muszę już iść – zapowiedział. Wyrwał dłoń z
uścisku farbowanej, młodej blondynki i wyszedł z budynku, tylko po
to, by na piechotę udać się ulicę dalej.
Wszedł
do restauracji, którą prowadziła jego matka. Z początku się
ucieszył, iż ojca akurat nie było. Zasiadł przy jednym ze
stolików, napił się rozgrzewającej herbaty z imbirem i
porozmawiał z matką.
– Nie
było jej tutaj – odpowiedziała starsza kobieta. Nie udawała
zmartwionej, naprawdę bała się o wnuczkę, bo ona, w
przeciwieństwie do męża, uważała córki Sylwii za swoje wnuczki.
Nigdy też nie żałowała, że Robert związał swoje życie z
kobietą, która miała już dwoje dzieci. Starała się tego nie
oceniać, nie komentować i trwać w przekonaniu, że jak sam sobie
pościeli, tak się wyśpi i nie powinna się do tego wtrącać, bo
ona już swoje zrobiła, wychowała go, a dalej to musi mu pozwolić
żyć samemu. – Jak długo jej nie ma? – dopytywała.
– Za
długo – podał wymijającą odpowiedź. – Gdyby się do was
odezwała lub... – nie dokończył, bo poczuł dłonie ojca na
swoich barkach.
– Kogóż
ja tu widzę? Czyżbyś zgłodniał? Znudziły ci się na zmianę
podawane te same dania? – zajął miejsce obok syna, który odsunął
się niczym od trędowatego i łypnął na niego iście nienawistnym
spojrzeniem.
– Zejdź
z mojej żony, tato – wypowiedział z taką odrazą, iż owe tato
zdawało się ociekać jadem. – Poza tym nie chcę się kłócić.
Szukam Niny. Widziałeś ją czy nie?
Mężczyzna
o siwej brodzie i dużych zakolach pokręcił głową.
– Ale
wiedziałem, że wcześniej czy później do tego dojdzie. Ty jednego
dziecka nie umiałeś wychować, a się porwałeś na czwórkę,
jeszcze na cudze. – Rozpiął górne guziki błękitnej koszuli i
czekał na kontrargument.
Nie
doczekał się żadnej odpowiedzi, a przynajmniej żadnej skierowanej
w swoją stronę. Jego syn podniósł cztery litery z krzesła,
pożegnał się jedynie z matką i ruszył do wyjścia. Kobieta
naturalnie poszła za synem i usiłowała go zatrzymać, a męża
usprawiedliwić standardowymi słowami przecież wiesz, jaki jest
ojciec.
Natomiast
starszy Malicki, korzystając z chwili samotności, szepnął do
samego siebie:
– Dzieci
to mi się nie udały. Jeden nerwus, drugi kurwiarz, a trzeci
alkoholik. Trzeba było lepiej mieć trzy córki.
Robert
zasiadł w fotelu kierowcy, zapiął pasy i ruszył. Zerknął w
boczne lusterko i był pod wrażeniem upartości tej kobiety. On sam
nie umiałby być tak wytrwały, by jeździć za kimś bez większego
celu, poza tym nie miałby czasu za taką dziecinadę.
– Córeczka
komendanta, to trzeba było wepchnąć na stanowisko – powiedział
sam do siebie, włączając kierunkowskaz. – I teraz taki obibok
spala benzynę, którą zapewne tankuje za moje i innych podatników
pieniądze. Uczapli taka zgrabne dupsko w samochodzie i udaje cały
dzień Kubice albo Malanowskiego i jeszcze jej za ten teatrzyk
comiesięczną pensje wypłacają. W ogóle baba w policji, któż to
widział takie dziwy? – pytał szeptem. – Wzięłaby się taka za
jakiegoś faceta, dzieciaka zrobiła i w domu siedziała, tak jak na
kobietę przystało.
Marudzenie
Roberta na nic się zdało, bo nie pomogło mu zgubić pani
policjant, choć usilnie próbował. Czynił różnego rodzaju pętle,
przejeżdżał skrótami po przed podwórka i wąskie uliczki. W
końcu dotarł pod magazyn i od razu na wejściu pokręcił głową w
kierunku Huberta. Wszedł na zaplecze, zabrał dwa segregatory i
kilka luźnych kartek i ponownie udał się do samochodu. Całość
położył na tylne siedzenie i kontynuował przejażdżkę po
mieście, tym razem sunąc po jego obrzeżach, by dotrzeć nad rzekę,
gdzie często melanżowała młodzież. Wysiadł i założył kurtkę.
Z wewnętrznej kieszeni wyjął aktualne zdjęcie Niny i przeszedł
się wzdłuż, przy okazji rozpytując o pasierbicę. Każdy jednak
kręcił głową albo mówił frazy typu:
– Nie,
nie widziałem jej.
– Nie
było jej tutaj.
– Z
widzenia kojarzę, ale w ostatnich dniach, nie, nie widziałam.
– Okay,
jakbyście ją zauważyli, to dajcie mi znać. Możecie dzwonić o
każdej porze, tylko naprawdę proszę, nie róbcie sobie żartów,
bo sprawa jest poważna – odpowiadał i wciskał swoją wizytówkę,
tę z numerem do pracy, który rzadko kto miał, bo nawet na stronach
internetowych podawał inny numer, komórkowy. Uczynił taki unik
naumyślnie, bo wiedział, że jakby młodzież jednak zapragnęła
sobie robić niesmaczne żarty, to Sylwia by się denerwowała, a
tak, posadzi któregoś z pracowników przy telefonie w magazynie,
zapłaci mu dodatkowo za takowe stróżowanie i przynajmniej nie
będzie żonie robił fałszywych nadziei.
Malicki,
niczym przykładny obywatel, wrócił do domu. Było już po kolacji.
– Odgrzeję
ci – usłyszał.
– Jasne
– szepnął i zasiadł przy stole, przy tym samym, przy którym
wcześniej pił kawę.
Oparł
łokcie o szklany blat, a palce dłoni splótł na karku. Sunął
dłońmi do góry i w dół, przeczesując włosy.
Nie
mam siły – przyznał sam przed sobą, ale na szczęście
powstrzymał się przed wypowiedzeniem na głos tych słów.
Spaghetti,
które otrzymał od żony, mu nie smakowało, właściwie, to nie
czuł jego smaku. Jadł jedynie po to, by zapchać czymś pustkę w
żołądku i nie miało dla niego zupełnie znaczenia, co trafia do
jego ust i przełyku. Idąc do sypialni, a następnie wchodząc pod
prysznic, wykonał jeszcze dwa telefony, pierwszy do Patryka, a drugi
do Ivana. Pierwszy odebrał i oznajmił, że nadal nie ma żadnych
wieści od Niny i że szczerze wątpi, by ta się z nim
skontaktowała. Drugi miał ciągle wyłączony telefon.
Młodsze
dzieci już spały, a Anna była zajęta odpisywaniem na Facebooku,
gdzie każdy pytał ją o zaginięcie przyrodniej siostry. Miała
dość już prostowania faktu, że tak właściwie to one nie są
żadnymi siostrami, bo nie łączą je nawet połowiczne więzy krwi.
Dziewczyny nie tylko miały inną matkę, ale także innego ojca, a
to, że Robert postanowił dać swoje nazwisko jakiemuś bękartowi,
średnio w tamtych czasach Ankę interesowało, ale z czasem zaczęło
coraz bardziej irytować. A już moment, gdy jej własny ojciec,
mówił o obcej dziewusze moja córka, dosłownie ranił jej
serce.
Sylwia
w tym czasie zajmowała się zmywaniem po obiedzie, a w tym także
szorowaniem garnka. Wyjątkowo nie skorzystała ze zmywarki. Nie
przerażał ją nawet fakt, że taka praca może zniszczyć jej
hybrydowe paznokcie. Kiedyś nie miała zmywarki i jakoś żyła.
Właściwie to kilka lat wcześniej, nawet nie przyszłoby jej do
głowy, że będzie ją stać, by chodzić regularnie, co dwa
tygodnie, do kosmetyczki. Przy Robercie odżyła, przede wszystkim
finansowo. To dzięki niemu mogła zmienić pracę na lepszą, bo
stać ich było na żłobek i przedszkole dla młodszych dzieci.
Kiedyś zajmowała się zamiataniem ulic i sprzątaniem klatek
schodowych, pomimo dobrze zdanej matury, a wszystko dlatego, że
mogła pracować wcześnie rano, zanim Majka i Nina się obudziły.
Jej matka albo jedna z sąsiadek wtedy jej pomagały i przychodziły
w tygodniu, codziennie o czwartej na trzy, czasami na cztery godziny
i siedziały z dziewczynkami, tak na wszelki wypadek. Pomimo tego
bywały dni, że zostawiała córki same. Budziła wtedy
siedmioletnią Ninę i prosiła, by zerkała na kilkumiesięczną
siostrę, a gdyby ta zapłakała, to by lulała ją we wózku, dopóki
ona nie wróci. Na ile to było odpowiedzialne? Wiedziała, że wcale
to nie było odpowiedzialne, ale po prostu nie miała innego wyjścia.
Nie mogła sobie pozwolić na niepracowanie, bo z samych alimentów
by nie wyżyła, a przy takich alimentach, jakie miała, plus
rodzinnym, to żaden dodatek z pomocy społecznej by się jej nie
należał. Być może gdyby piła, miała syf w domu, a dzieci były
zaniedbywane, jak było u większość jej sąsiadów, to wtedy pomoc
społeczna by jej dawała co miesiąc jakieś grubsze kwoty, ale
Sylwia nigdy nie chciała zniżyć się do takiego poziomu. Nie
chciała ani się stoczyć, ani żebrać. Pragnęła stanąć na
nogi, sama, o własnych siłach. Małżeństwo nigdy nie było jej
planem na życie, a już z pewnością w żadnych wyobrażeniach nie
marzyła o księciu z bajki, który wyciągnie do niej rękę.
Robertowi zresztą do księcia było daleko, bo ich bajka nie
kończyła się ślubem i napisem żyli długo i szczęśliwie.
Życia nie da się bowiem włożyć między księgi baj i baśni, bo
ono trwa, pojawiają się dzieci, kolejne wydatki, nowe kłopoty,
innego rodzaju zmartwienia. Jednak jakby cofnąć się w czasie i
wspomnieć co było, to Robert jako jeden z nielicznych jej
partnerów, autentycznie dbał o jej dzieci i starał się ją
wspomóc, choćby niezauważalnie. Odciążał ją robiąc drobne
zakupy, czasami płacąc jakiś rachunek, a nawet idąc za nią
odśnieżać pewnej mroźnej zimy. Nie wyobrażał sobie, by to
kobieta miała wykonywać taką pracę. Oczywiście nie widział
problemu w tym, by płeć piękna sama odgarnęła śnieg ze swojego
samochodu czy sprzed drzwi domu, ewentualnie zrobiła sobie dróżkę
od klatki schodowej, do śmietnika, ale... odgarnianie większego
obszaru, za tak marne i w żadnym wypadku niedodatkowe pieniądze,
nie mieściło mu się w głowie. Poza tym, wydawało mu się, że to
miasto powinno zorganizować ludzi do takiej pracy, a najlepiej nająć
do takich zajęć tych rozleniwionych, siedzących przed komputerami
i telewizorami bezrobotnych. Nie wrzucał wszystkich do jednego
worka, rozumiał, że czasami komuś mogła powinąć się noga, ale
jako mężczyzna gardził tymi, który nie tyle nie umieli zarobić
na własne rodziny, które stworzyli, ale tymi co nawet nie starali
się zarobić, choćby tej najniższej krajowej, bo nic nierobienie
było dla nich po prostu wygodne.
– Ten
garnek jest czysty – usłyszała znajomy głos za swoimi plecami, a
potem poczuła jak ktoś zabiera zmywany przedmiot z jej dłoni, ale
także gąbkę, którą zmywała.
Garnek
wylądował w szafce, w którą wsadzona była suszarka do naczyń, a
gąbka w metalowym, zawieszonym na ścianie koszyczku. Korek został
wyjęty, a woda wypuszczona.
– Musiałam
się czymś zająć – odpowiedziała.
– Proponuje
spaniem. Wyglądasz na wykończoną.
– I
mówi to człowiek, który pracuje czasami w tygodniu po dwadzieścia
godzin – odbiła piłeczkę. – Ja nie mogę, Robert, stracić
pracy, bo nie chcę być w pełni na twoim utrzymaniu. Nie umiem
sobie tego wyobrazić i miałabym cholerne wyrzuty sumienia,
zwłaszcza, gdybyś znowu upadł.
– Jezu,
raz mi się zdarzyło omdleć i wypominasz mi to przez już chyba
rok. Ciekawe, jak jeszcze długo to potrwa? – zbagatelizował całą
sprawę. – To się więcej nie powtórzy, wtedy trzy doby nie
spałem, bo mieliśmy nowe dostawy, na dodatek dźwigaliśmy to sami,
by nikogo nowego nie musieć najmować. To było raz i skończ się
tym przejmować. – Oparł się o blat łokciem i tym samym zniżył
do takiego poziomu, że mógł spojrzeć na żonę z dołu, a nie z
góry. – Idź spać, proszę.
– Zaraz
pójdę. Wstawię pranie, bo w innym razie Piotrek nie będzie miał
spodni.
– Suszarka
– jęknął. – Zapomniałem. Zresztą chyba nie ma sensu wzywać
mechanika. Jutro ją zabiorę i przywiozę z pracy nową. Lodówkę
też wezmę. – Spojrzał na nowoczesną, dwuskrzydłową, która
nie miała więcej, niż dwa lata.
– Po
co lodówkę? – zdziwiła się.
– Bo
wezmę z pracy nową – odpowiedział i niedbale wzruszył przy tym
ramionami.
– Oszalałeś
– stwierdziła, ale uśmiechnęła się lekko i o to właśnie mu
chodziło.
Tak
naprawdę, nieważny był tutaj zakup nowej lodówki czy wymiana
suszarki, bo stara się zepsuła. On tylko chciał na choćby krótki
moment odciągnąć myśli żony od zaginięcia ich najstarszej
córki.
– Czasami
myślę, że nie potrzebujemy tego wszystkiego – przyznała nagle.
– Co
złego jest w przestronnym domu, dobrym wyposażaniu i corocznych
wakacjach?
– Kosztem
twojego zdrowia, Robert? Wiele. Poza tym, mi też czasami jest źle z
tym, że utrzymujesz mnie i moje dzie...
– Nasze
dzieci – wtrącił i zaprzestał opierania się łokciem o blat.
Wyprostował się, ale tylko na krótki moment, bo potem oparł się
tyłkiem o szafkę kuchenną i splótł ręce na piersi. – Ja
wiedziałem na co się piszę, Sylwia i nigdy nie miałem złudzeń.
Gdybym tego wszystkiego nie chciał, to bym nie wiązał się z
kobietą, z dwójką dzieci. Mogłem to zakończyć wiele razy,
mogłem odejść wtedy, gdy to były tylko przyjemne nocki. Nie
odszedłem, to był mój wybór, więc teraz skończ się nade mną
litować. Naprawdę tego nie potrzebuję. Po prostu ciesz się z
tego, co masz i nie marudź.
– Nie
marudzę, tylko...
– Nie
chcę słyszeć o żadnym dokładaniu się do życia! – warknął.
– Chcesz sobie pracować, to sobie pracuj, ale ja od ciebie żadnych
pieniędzy brał nie będę. Kłóci się to z moimi staroświeckimi
poglądami. To facet powinien utrzymać rodzinę, od wieków tak było
i powinno być nadal. Może wtedy ci gówniarze, by się zastanowili
zanim by przyoszczędzili na gumkach, a gówniary miały nieco
większe wymagania niż to, by ich chłoptaś miał prawo jazdy zdane
za kaskę dziadków i samochód od mamusi lub tatusia.
– To
dlatego tak lubisz Patryka? – zapytała, mając na myśli chłopaka
starszej córki.
– Nie,
to nie jest lubienie – odpowiedział szybko i pokręcił głową. –
Jego odzywki, styl bycia i niektóre zachowania nadal działają mi
na nerwy, ale jest dobrym pracownikiem, jest zaradny i szanuje go za
to, że nie czeka na mannę z nieba, jak większość jego
rówieśników, co studiuje, ale wynajmuje mieszkania, żywi się, i
baluje za nieswoją kasę. Jeśli Nina miałaby związać się z
leniwym i nieodpowiedzialnym studencikiem, to już naprawdę wolę
chłopaka z patologii i po jedynie gimnazjum, który przynajmniej
umie zarobić na własny chleb i potrafi dołożyć się matce do
życia. I jakkolwiek ci się to nie podoba, tak zostałem wychowany i
ciągle nie pojmuje, jak ktoś... jakiś rodzic, może utrzymywać
dorosłe dziecko i nie mieć świadomości, że sam wyrządza temu
dziecku krzywdę. Dopomóc, jasne, odpalić coś ekstra, czemu nie,
ale nie za siedzenie z dupą przed komputerkiem czy telewizorkiem. –
Podszedł do lodówki i wyjął z niej sok w kartoniku, następnie
skierował się do szafki, by wyjąć z niej szklanki. Dotknął
szafki w jednym miejscu, a drzwiczki same się otworzyły. – Soku?
– zapytał i nie czekając na odpowiedź, rozlał po równo, a
potem wywalił opakowanie.
– Mówisz
o pracy i o tym, że dzieci powinny same zarabiać na swoje
zachcianki, a jednak Nina motocykl kupiłeś? – nawiązała.
– Tylko
dlatego, że gdybym tego nie zrobił, to jeszcze jakieś pół roku i
sama by sobie go kupiła, bo by na niego uzbierała. Nie wrzucaj
naszej córki do jednego worka z leniwymi smarkaczami, bo dobrze
wiesz, że taka nie jest. O cokolwiek byś jej nie poprosiła, to z
miejsca by ci pomogła, nieważne czy to byłoby zrobienie zakupów,
czy umycie samochodu i zauważ też to, że od kiedy Nina sobie
dorabia, to nie wyciąga do nas rąk z tekstem daj mi na kino.
Dlatego dostała ten skuter i dlatego Anka nigdy nie dostanie ode
mnie tak drogiego prezentu, przynajmniej dopóki zachowuje się tak
jak do tej pory.
– Czyli
jednak jest tu jakaś faworyzacja?
– Nie.
Coś ty? To tylko sprawiedliwość. Jeśli kogoś muszę prosić
osiem razy o wyniesienie śmieci, a one nadal są w koszu, to... to
mówi po prostu samo za siebie. A teraz czy możemy już iść spać?
I nie chcę słyszeć słowa, że nie zaśniesz. Weź jakieś
tabletki nasenne, ty jesteś mi i dzieciom potrzebna, ale wyspana, a
nie obijająca się o ściany, a bezsennością Niny nie odszukamy
ani nie sprowadzimy jej tym z powrotem. – Nie czekając na
odpowiedź żony, sam wyjął z górnej szafki kuchennej pudełko, w
którym przechowywali większość leków.
Nie
znalazł tam tabletek na sen, więc udał się do łazienki na
piętrze, ale tej wspólnej, bardziej dzieciaków, niż ich, bo oni
przecież mieli swoją, połączoną z sypialnią. Odnalazł
koszyczek z różnego rodzaju tabletkami i zaczął go przeszukiwać.
Wiedział, że Nina nieraz brała jakieś ziołowe, gdy za długo
spała w niedziele, a w poniedziałek musiała wcześniej wstać i
ani trochę nie była senna. Odkładał kolejno na bok Apap, Ibum,
No-spe, Kwas foliowy, Witaminę C, Witaminę D, Cholinex, aż w
końcu odnalazł to czego szukał. Całą resztę wrzucił
pośpiesznie z powrotem do koszyczka, a tego odłożył na miejsce.
Był mężczyzną, a mężczyźni zazwyczaj nie zwracali uwagi na
takie farmaceutyczne duperele jakimi były witaminy w połączeniu z
kwasem foliowym, a już z pewnością większość z nich nie łączyła
tych dwóch, ze środkami, jakie zażywały kobiety, będące w
ciąży.
Czyli jednak będziesz pisać również z perspektywy Malickich. Trudno mi się jednoznacznie odnieść do Roberata. z jednej strony ddenerwują mnie jego niekóre zachowania, to, że uważa siebie niby za luzaka pozwalającego chodzić córce w czarnych ubraniach, ale juź na widok kolczyka zachowuje się jak za czasów średniowiecza, podobnie nie pasuje mi jego spojrzenie na to, dlaczego kobieta pracuje w policji. Z drugiej jednak strony w rozmowie z żoną miał dość sporo racji, niestety. Kobieta z pewnością sie przepracowuje. Szkoda że się bardziej nie zna na znaczeniu kwasu foliowego... Ciekawe, z kim NIna jest w ciąży. Mam ogromną nadzieję, że nie z ojczymem, Boźe... Naprawdę. A, i wogóle zaciekawiło mnie to, dlaczego ojciec Malickiego tak bardzo nienawidzi syna... Rozumiem, że bierze go za tego nerwowego? Hm, to naprawdę ciekawy wątek,co prawda krótka wzmianka, ale istotna. w ogóle mam wrażenie, że keidy opisujesz wydarzenia z perspektywy jednego bohatera, to dosć chaotycznie przechodzisz z jednego miejsca do drugiego, dość nerwowo wprowadzasz nowuych bohaetrów, musisz nad tym popracować, Zresztą w obu Twoich opowiadaniach są dość podobne pogłady i wzorce zachowwań, a jednak nie wszyscy są tacy sami Potrafisz jednak zaintrygować i wprowadzać tajemnice. Z niecierpliwością więc czekam na cd. No i policjankta nie jest zbyt dyskretna, chyba że chciała,aby Malicki się domyślił, że go śledzi... Bo zgubić się nie dała, ha!
OdpowiedzUsuńZapraszam na świeżo dodany rozdział do mnie - zapiski-condawiramurs.blogspot.com
Generalnie, to chyba trudno odnieść się u mnie jednoznacznie do którejkolwiek postaci i to chyba na każdym blogu tak jest, bo ja się staram by u mnie nie było jednoznacznych postaci (pragnę tego unikać niczym diabeł święconej wody). Akurat "Spróbuj" i "Skradzione dziecko" to nie powieści, a krótkie opowiadanka i stąd to nerwowe wprowadzanie postaci, takie przeskakiwanie, brak dokładnego opisu - drogi, krajobrazów za szybą, takiego wprowadzenia w nowych bohaterów. Bohaterowie są po prostu opisywani stopniowo: o Ninie było na początku, teraz było trochę o Ance, potem jest o reszcie i w którymś momencie o Roberta ojcu także jest, bo wbrew pozorom facet ma bardzo duży wpływ na syna, choć Robert się przed tym wzbraniał by nie stać się takim jak on. Po części mu się udało, ale... zawsze coś z wychowania w głowie nam zostaje i tak Malicki uważa, że to facet powinien zarabiać, a kobieta siedzieć w domu i rodzić dzieci (Piotrek ze "Spróbuj" ma zupełnie inny pogląd i jest bardziej za równouprawnieniem). Problemy z pieniędzmi (tu zarabia mąż więcej, a w "Spróbuj" żona) - zawsze ktoś zarabia więcej, jeśli pracują oboje i tu zawsze będzie problem, bo kiedyś to było jasne "facet zakłada rodzinę, to facet ma utrzymać żonę i dzieci", a przez lata ten pogląd uległ zmianie. W ogóle to mogę zdradzić, że jak pisałem te opowiadania, to z początku postać Piotra była tutaj, ale średnio pasował przy Sylwii i takiej gromadce bachorków, więc go wyrzuciłem do "Spróbuj" i sobie utworzyłem Roberta.
UsuńTak, pisane jest po dwa rozdziały, dwa ogólną narracją i dwa z punktu widzenia policjantki, która ma zupełnie inne spojrzenie, bo ona jest bardziej feministką chyba, znaczy bliżej jej do poglądu robienia z Roberta tyrana i zrzuca winę na facetów, a może Nina zniknęła z winy Sylwii? Sylwii właściwie nikt o nic złego nie podejrzewa, ale kolejny rozdział bardziej przybliża Malicką.
Policjantka jest nieudolna, ale to jej pierwsza sprawa. Nie martw się, za niedługo będzie miała pomocnika, którego pojawienie się wprowadza... wywraca wszystko co do tej pory sądziła zupełnie do góry nogami.
Skąd pomysł, że w ciąży jest Nina? Może Sylwia? Może Anka? Może któraś starała się o dziecko, a nie koniecznie już zaciążyła? Teraz szpanuje, bo jako ojciec wiem, że kwas foliowy bierze się też przed ciążą, najlepiej pół roku przed, jeśli się planuje xD
Myślę, że Piotra i Roberta łączą trzy rzeczy - obaj mają kobiety co mają już swoje dzieci, obaj są ojczymami, ale każdy zupełnie inaczej odgrywa tę role, no i łączy ich pogląd na temat lenistwa, oboje tego nie znoszą i ja sam jestem leniom przeciwny, więc to im zapożyczyłem od siebie. Choć mój pogląd jest w sumie gorszy od tych panów, bo ja jakbym mógł i miał możliwość, to bym najchętniej wyeliminował niektórych klientów naszych podatków (np niektórych więźniów - ciach na stryczek i po kłopocie!).
Ludzie niestety są bardziej do siebie podobni niż nam się wydaje, wystarczy mieć jeden pogląd podobny, uczepić się go i już się te osoby, w tym przypadku postacie kojarzy z sobą - tak to działa, ja tak przynajmniej mam i często wrzucam niektóre postacie (z blogów różnych autorów, do jednego worka). Jeszcze jak tak już uczepiłem się Piotra ze "Spróbuj" i tego Roberta, to myślę, że Piotr jest przyjemniejszym typem, takim może bardziej chamskim w słowach, ale spokojniejszym i gdyby podniósł rękę na dziecko, to nie nazwałby tego metodą wychowawczą, a własną porażką. Robert tu uważa wręcz odwrotnie, ale to też z racji wychowania u nich wynika, innego wykształcenia, bo jednak pedagog, to... zresztą poczytasz, może dasz radę dobrnąć do końca i wtedy sama stwierdzisz czy widzisz między nimi znaczną różnice.
Zastanawia mnie Anka, na początku uznałam ją za najbardziej niegrzeczne i konfliktowe z dzieci Malickich.
OdpowiedzUsuńA teraz po tym rozdziale, chyba muszę zmienić zdanie, przynajmniej częściowo. Bo czy gdyby naprawdę była tak niedobra, to dopytywałaby się o Ninę, a przede wszystkim, czy przejmowałaby się młodszym rodzeństwem, wydaje mi się, że miałaby to gdzieś, nie chciałaby chronić Majki i Piotrka. A tu ewidentnie widać, że bardzo się starała, żeby nie widzieli załamanych rodziców, bo to by wzbudziłoby w nich jeszcze większy niepokój. Wydaje mi się, że jej wygląd i zachowanie to w dużej mierze poza i zwykły nastoletni bunt. Ona czuje się odrzucona przez własnego ojca, macocha jej nie przeszkadza, Piotrek i Majka też, tylko Nina jest jej solą w oku. Dla niej zachowanie Roberta względem niej i Ninki, to nie jest sprawiedliwość, to właśnie niesprawiedliwość, faworyzowanie, zdrada, własny ojciec woli od niej, jakąś obcą dziewczynę, mówi o niej córka, daje drogie prezenty, które według Anki jej się należą, bo przecież to ona jest prawdziwa córką. To trudna sytuacja, Anka czuje się w pewien sposób odsunięta i okradziona z ojca przez Ninę, nie widzi tego, że swoim opryskliwym zachowaniem sama to po trochu prowokuje.
Przyznam szczerze, że nie wyobrażam sobie, żeby mój mąż przez miesiąc nie zauważył, że nasza nastoletnia córka ma kolczyka w wardze, a Robert tego dokonał. Z tym, że Anka powinna zapytać go o pozwolenie to się zgadzam, a Sylwia powinna najpierw to z nim skonsultować, zanim pozwoliła pasierbicy. Z drugiej strony wydaje mi się, że chyba lepiej, że Sylwia poszła z Anką do kosmetyczki, niż dziewczyna miałaby to zrobić po kryjomu, a że by to zrobiła to jestem pewna. Uważam, że jak chcieli się wykłócać i wrzeszczeć na siebie, przekonując do swoich racji, to powinni to zrobić na osobności, a nie przy dzieciach i ustalić jakis wspólny front.
Rozumiem Sylwię, że chce pracować zawodowo, a nie tylko zajmować się domem, dziećmi i mężem, ja bym chyba oszalała gdybym miała siedzieć w domu i obiadki gotować, chociaż i tak gotuję ha ha. Niby Robert nie wymusza na niej, żeby zrezygnowała z pracy, ale ona zdaje sobie sprawę z jego poglądów i przez to czuje się pod presją. Ona zwyczajnie nie chce być całkiem zależna od męża, całe życie pracowała i to wcale nielekko, więc teraz ta praca daje jej poczucie własnej godności, samodzielności.
Poglądy Roberta mnie powalają, rozśmieszył mnie jak się złościł na policjantkę, że nie dość, że nieudolna, to kto to w ogóle widział, żeby kobieta w policji pracowała, przecież powinna siedzieć w domu, obiadki gotować, mężowskie koszule prasować, no i oczywiście dzieci rodzić.
Swoją drogą Klaudusia nie popisała się z tym śledzeniem, coś mało dyskretnie to robiła, ale może kobieta się wyrobi, przecież to jej pierwsza sprawa, do której ją dopuścili wspaniali koledzy mężczyźni.
Wydaje mi się, że Robert naprawdę nie ma nic wspólnego ze zniknięciem Niny, czy gdyby coś wiedział to rozdawałby numer do firmy, a nie do domu, czy na prywatną komórkę, martwi się o żonę i nie chce, żeby jeszcze bardziej cierpiała, gdyby ktoś wpadł na głupi pomysł przekazania nieprawdziwych informacji. Myślę, że on kocha żonę i jej dzieci, bo jest w konflikcie ze swoim ojcem, a dla Sylwi i Niny poszedł do rodziców pytać, czy nie mają jakichś informacji. Poza tym, czy ktoś kto by nie kochał żony i pasierbicy uniósłby się na własnego ojca, tak jak on to zrobił, nie pozwala staremu Malickiemu na obrażanie żony. W ogóle nie rozumiem jak ojciec Roberta może mówić takie rzeczy o synu i synowej, okropny jest. A tak w ogóle to on swoich synów okreslił jako nerwusa, dziwkarza i alkoholika, rozumiem, że Robert to nerwus, w takim razie doktorek to dziwkarz, czy alkoholik?
A i zapomniałabym, bardzo mi się podoba, że Robert mówi o dzieciach żony, nasze, kurcze ciągle go chwalę.
Coś mi się zdaje, że Ninka w ciąży jest, ten kwas foliowy i witaminki, nie sądzę, żeby były Anki, czy Sylwii, Robercik nic nie skojarzył, ale co się dziwić, ma mase problemów na głowie.
Trochę zostałam w tyle co do tego opowiadania, ale z chęcią wróciłam, aby śledzić losy rodziny Malickich i poszukiwania zaginionej Niny.
OdpowiedzUsuńAnka - niby opisują ją jako tą niegrzeczną, najgorszą i w ogóle, ale myślę, że tak naprawdę to tylko opinia ludzi, bo ludzie zawsze będą gadać. Poprzez powierzchowne ocenianie aż kończąc na nieprawdziwych słowach.
Robert niby mnie denerwuje, ale czasami sama nie wiem co o nim myśleć. Mam co do niego neutralne zdanie, może w następnych rozdziałach coś się zmieni.
Trochę dziwi mnie podejście ojca Roberta. Za co on tak psioczy na swojego syna? Matka jest w porządku, ale ojciec? Traktuje syna jak najgorsze zło, jakieś sprawy z przeszłości nad nimi wiszą, czy co?
Jeśli Nina jest w ciąży... to będzie ciekawie. Może to jeden z powodów, dlaczego uciekła? Ale pozostaje najważniejsze pytanie - kto jest ojcem?
Przepraszam raz jeszcze za nieobecność, jakoś pogubiłam wszystko.
Mogłabym być informowana o nowych rozdziałach?
Pozdrawiam
http://love-is-a-weakness.blogspot.com/
Na twój blog trafiłam poprzez stronę o betowaniu. W ciągu dnia nadrobiłam początkowe rozdziały i czekam na kolejne. Tematyka bardzo ciekawa, O ile sobie kojarzę, kiedyś był taki serial, gidze głównym bohaterom zaginęła córka W każdym razie trafiłeś w mój gust. Bohaterowie są wyraziści, problemy autentyczne. Eh, życie. Chyba po raz pierwszy zetknęłam się z przypadkiem, żeby mężczyzna pisał tego rodzaju opowiadanie gratuluję, to jest dobre. Mogłabym Cię zaprosić do siebie, ale coś czuję, iż to nie będą twoje klimaty mimo wszystko może zajrzysz opowiadania-mandragory.blogspot.com Postaram się tutaj zaglądać w miarę możliwości , to ostatnio trochę skomplikowane. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTym razem Robert jest troskliwy i czuły ale też nerwowy, Anka jednak nie jest taka zła jak opisują ją sąsiedzi, zajęła się rodzeństwem i próbuje je uchronić przed sytuacją w domu, jednak raczej jej się to nie uda, bo małe nie są i wiele rozumieją. Żona Roberta nie powinna się rozklejać przy dzieciach, ale jak najbardziej ma do tego prawo. Nina to trochę takie oczko w głowie Roberta mimo że to Anka jest jego prawdziwą córką, nie dziwię się że czuje się odrzucona i po części zazdrosna o Ninę. Ogólnie rozdział fajny. Pozdrawiam. http://buntowniczkazezlamanymsercem.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńW końcu jestem i ja. Teraz to obstawiam, że ktoś z ich rodziny to zrobił. Chociaż nie. Może to jakiś z klientów albo ten... Rosjanin czy Ukrainiec, czy ktoś tam. Dobra, przyznaję, nie mam pamięci do imion niepolskich, nawet jak mają po trzy lub cztery litery. Widzę, że Robert jest faktycznie osobą o takich stary poglądach. Mnie to denerwuje, jak ktoś mi mówi o tych wyznaczonych rolach. Trochę to też monotonne dla kobiety. Mężczyzna ma kilka karier, a kobieta przyszłość ma tylko jedną? Niesprawiedliwość!:P Na szczęście mało kobiet zostaje tylko w domu i ma dużo perspektyw. Pewnie czułabym się podobnie do Sylwii, nie lubię jak ktoś za mnie płaci, nie lubię być od kogoś zależna. Jasne, od rodziców jeszcze jestem, ale trudno aby niemowlak zarabiał na siebie czy też nastolatek do pewnego wieku. W dodatku na tyle, że mógłby siebie utrzymać. W tej sytuacji popieram Roberta, co do prezentu dla Niny, a dla Ani nie. Jedno mnie w sumie dziwi... czemu mając takie podejście, zapewnia dzieciom wszystkie dogodności i je tak rozpieszcza? W dodatku, jak sam twierdzi zarabia nieco wyżej od normy. Utrzymanie takiej rodziny też kosztuje. Co do studentów. Istnieją też studenckie kredyty i pomoc finansowa, ale również nie wyobrażam sobie, aby wyprowadziła się, a rodzice wynajmowaliby dla mnie mieszkanie. Miałam plan się wyprowadzić, ale to przy trybie zaocznym i aby zarobić na siebie, na ten pokój, ale wyszło, jak wyszło. Jedyne, co z tego siedzenia przed kompem mają... to jakieś mecze, gry, za które można dostać pieniądze albo tzw. kariera na yt. No i rozwijanie pasji w informatyce, co może przyczynić się do zostania programistą, który jednak zwykle nie narzeka na brak pracy i pieniędzy. Gdzieś tam mi się obiło o uszy w takich tam gazetkach głupich, że dziecko, jak robi takie rzeczy jak Ania, to chce zwrócić na siebie uwagę rodzica itd. Nie wiem, ale chyba na początku pomyślałam, że Nina to biologiczna córka Roberta, ale nie jestem pewna. W każdym razie widać, że poświęca jej raczej dużo uwagi. Nie mogę powiedzieć na razie nic o innych dzieciach, bo jakoś się na nich nie skupiał. Hm Robert jest nerwowy, ale zwyczajnie czasem widać, że ma do tego przyczynę.
OdpowiedzUsuńPS Dało by się coś zrobić z czcionką w komentarzach? Często, jeżeli czytam blogi, to wieczorem, a wtedy wzrok się trochę bardziej męczy przy takich małych literkach. Swoją drogą, to w jednym komentarzu się kłóciliśmy o sprawę chyba z myślami bohaterki... które mówisz, że zapisałeś pochyłą czcionkę. Jednak cały tekst jest napisany pochyłą. Nie lepiej byłoby prosto i pewne kwestie pisać pochyłą? Wprowadziłoby to lekki porządek :). Zrobisz jak zechcesz oczywiście.
Swoją drogą, jestem kobietą, ale młodą kobietą i nie wiem o co chodzi z tym kwasem foliowym, ale dowiedziałam się już z Twojego komentarza ;D
Usuń"Nadzieją pośród pośród łez, miłością która jest
OdpowiedzUsuńwe mnie i w tobie, nam i sobie, w czymś jak sens i treść..." - nie wydaje mi się, aby powtórzenie było celowe, ale jeśli tak, to wybacz
Znów były małe literówki i interpunkcja, ale nie będę się tym razem nad tym rozpisywać.
"włączyła telewizor przytwierdzony do ściany i podała młodszemu rodzeństwu pady od x-Boxa, tej starszej wersji, bo najnowszy znajdował się w salonie." - jako osoba nie znająca się na rzeczach jak x-box czy pad, nie wiele interesuje mnie albo wiem, jaka jest różnica między starym a nowym padem. Więc dla mnie to ostatnie stwierdzenie jest... niepotrzebne albo źle napisane.
Tutaj napisałeś moim zdaniem zupełne przeciwieństwo tego, co było w poprzednim rozdziale. Tam wychodziło, że Maliccy z trudem utrzymują dom i jakoś ciągną koniec z koniec. Tutaj wychodzi, że prawie pławią się w luksusach i moim zdaniem nic im nie brakuje, a Robert wcale nie jest szarakiem, tylko ciężko pracuje i dobrze zarabia. Ja wyczuwam sprzeczność bieda/przeciętność - bogactwo. I teraz z opisuje tego rozdziału postrzegam ich jako bardziej bogaczy niż ludzi ledwo utrzymujących dom itp. Tym bardziej, że Malicki pracuje niby za mniej niż średnią krajową. Dla mnie to tu się gryzie, ale okay.
Dalej, za takie podejście do kobiet jakie ma Robert, to bym już dawno dała mu z liścia. Nie cierpię tego stereotypu, że kobieta ma być kurą domową i jest tylko do tego, aby rodzić dzieci i je wychowywać. A facet to co? Po cholerę zakłada w takim razie rodzinę, jeśli w niej nie uczestniczy i myśli, że jest tylko od pieniędzy. Jak tak, to nie podpisze może lepiej umowę z samotną matką, której będzie dawał pieniądze, a dzieciaka ani kobiety nie będzie krzywdził swoją nieobecnością. Nie wiem dlaczego niektórym facetom wydaje się, że po małżeństwie żona już nie potrzebuje uwagi ani czułości? A dzieci nie potrzebują ojca. Każde dziecko potrzebuje obojga rodziców, bo choć w dzieciństwie może nie będą odczuwały braku np. ojca, to w dorosłym życiu to się na nich odbije. Kobieta to żaden niewolnik! To też człowiek i nie jest tylko do seksu, siedzenia w domu i rodzenia oraz wychowania dzieci. Aż normalnie przez takich typków jak Malicki, gotuje się we mnie -.- Sam niech siedzi w domu, sprząta, gotuje, RODZI i zajmuje się dziećmi. Faceci nawet nie wiedzą, co kobieta musi przechodzić.
A policjantka to raczej kiepska jest w śledzeniu. I dziwne jest spojrzenie Roberta, że ta bawi się i udaje rajdowca. Przepraszam, ale to jest jej praca? Halo!! Ty ptasi móżdżku (to do Roberta). Stary facet, a nie myśli. Ciekawe, że jeszcze do głowy mu nie przyszło, że może jest podejrzanym albo powodem, dla którego Nina zniknęła? Taki byłby wałek.
Teraz rzucę się na Sylwię. Okay, rozumiem, że nie chciała od nikogo pomocy i sama chciała stanąć na nogi, ale jak można siedmiolatkę zostawić samą w domu/mieszkaniu z kilkumiesięcznym dzieckiem?? Gdzie tu rozsądek??!! Gdzie tu odpowiedzialność? Gdzie tu rozum? Żadna matka nie powinna tak postąpić (ani ojciec, ale faceci kojarzą mi się z nieodpowiedzialnością i mało kiedy zostają sami z dziećmi, a jak już to przeczuwam katastrofę). A jakby Sylwia zaczęła pić i nie dbać o dzieci to by raczej zabrali jej dzieci a nie jeszcze pomogli. Dziwny tok myślenia.
Ale jakie powtórzenie? W tekście piosenki? Przecież ja tego nie napisałem, a zacytowałem.
UsuńNie chodzi o nowy pad, a o nowy X-Box, nową konsolę znaczy się xD I jest to ważne dla opowiadania by podkreślić status materialny rodziny. Zazwyczaj jak kupuje się nową konsole, to starą się sprzedaje, a nie daje dzieciakom do swojego pokoju. W ogóle sam fakt by w każdym pokoju był telewizor, i to plazmowy świadczy o tym, że rodzina nie jest przeciętna.
Gdzie napisałem, że trudno wiążą koniec z końcem? Chyba nie czytałaś ze zrozumieniem. Klaudia wywnioskowała, że w Polsce większość ludzi ledwie ciągnie koniec z końcem i ona opisywała ich (Malickich) dom jako luksusowy. Nie wiem więc z czego wywnioskowałaś, że ledwie wiążą koniec z końcem. Bo Robert pracuje ponad normę? Aby na taki luksus zarobić, no to niestety, zazwyczaj trzeba pracować ponad 8 godzin.
Gdzie napisałem, że Malicki pracuje za mniej niż średnią krajową? Jego żona, tak, ale nie on. Nie wiem skąd ty wzięłaś takie informacje.
Nie wiem też skąd wywnioskowałaś, że on nie jest czuły dla żony i że nie poświęca jej uwagi. Robert faktycznie jest stereotypowy, ale Sylwia jednak pracuje, nie narzuca jej swojego zdania, pozwala o sobie decydować, bo ona nie jest jego własnością. On po prostu uważa, że jak facet zakłada rodzinę, to w jego obowiązku jest ją utrzymać i tu ja się z nim zgadzam, ale już z tym podziałem na damskie i męskie czynności, zawody i obowiązki, to ja go nie popieram, ale nie muszę by stworzyć takiego bohatera.
Ale on jest dla żony czuły i on ją w pewien sposób podziwia, że zajmuje się taką gromadką. Czy powiedział, że jej praca w domu jest nic niewarta? Dostrzega jej zmęczenie i nie umieszcza wagi tego co ona czyni dla rodziny, także dla niego, bo on częścią tej rodziny jest. Nawykłem jednak już do tego, że w Malickim to czytelnicy widzą samego diabła.
Ale on myśli i wie, że jest podejrzany i go bawi, albo raczej śmieszy fakt iż policja się bawi w śledzenie go, zamiast szukać jego dziecka. Jego zdaniem Klaudia jest żałosna, bo nieudolnie marnuje czas.
Tu nie chodzi o to, że Sylwia nie chciała pomocy i dlatego zostawiała siedmiolatkę z niemowlakiem. Ona po prostu nie miała wyjścia, bo z czegoś musiała żyć i musiała chodzić do pracy.
Wydaje mi się, że nie znasz życia, bo uwierz jest wiele rodzin, gdzie rodzice piją, dzieci chodzą zaniedbane i im się daje zasiłki, a dzieci nie odbiera. Natomiast samotnej matce zawsze wiatr w oczy i takie dzieci lepiej przystosowane są do życia, bo są zadbane, nieopóźnione, więc są biznesem dla państwa i najłatwiej takie zabrać, bo można je w rodzinie zastępczej umieścić i brać za to pieniądze - tak działa Polska. Ja sam wychowywałem się na dzielnicy, gdzie na całe trzy bramy, pracowało może 10 rodzin, a reszta chlała i miała dzieci przy sobie, albo zabierali, oddawali, zabierali, oddawali i tak w kółko.
Postaw się na moment w Sylwii sytuacji - nie masz jeszcze zasądzonych alimentów, masz umowę zlecenie, więc nie możesz iść na macierzyńskie, masz rachunki i dwoje dzieci do wykarmienia i nie masz rodziców co mają możliwość utrzymać dodatkowe trzy osoby. Co robisz? Idziesz do pracy, ryzykujesz, że siedmioletnie dziecko sobie poradzi, bo lepsze to niż pomrzeć z głodu. Ile by jej dała opieka? 200 zł? Co by za to miała zrobić? Nie wiem czy choćby na rachunek za prąd i gaz by jej to wystarczyło.
Dobra, już widzę to powtórzenie w cytacie - zaraz poprawię.
UsuńPowiedz mi jeszcze gdzie było, że on zarabia poniżej średniej krajowej, bo może ja się omsknąłem i coś źle napisałem i będę musiał to poprawić.
Mam też małe zastrzeżenie do końcówki i tego kwasu foliowego. Nie znam się na tym, nie zażywam witamin ani w ciąży nie byłam (no jeszcze czego -.-), nie wiem do czego jest ten kwas. W sumie mniejsza o to. Bardziej chodzi mi o to, jak zostało to przedstawione. Nie chce tu Ci niczego zarzucać czy nakazywać, to taka moja uwaga. Moim zdaniem lepiej by było, gdybyś bardziej delikatniej zaciekawił czytelnika faktem o tym kwasie. W sensie, żeby nie mówić od razu, że to zażywają kobiety w ciąży, niech czytelnik sam próbuje domyślić się, do czego to jest. Delikatnie zwrócić uwagę na ten kwas i dać małą podpowiedź o ciąży. Jakoś nie spodobało mi się to "kawa na ławę" i ciąża bum.
OdpowiedzUsuńChociaż nie wiem kto ma w sobie baby. Wydaje mi się, że Sylwia. Hormony będą buzować i współczuje Robertowi. A właściwie każdemu facetowi, który znajdzie się w pobliżu kobiety, której buzują hormony. Nawet nie trzeba być w ciąży, aby hormony dawały o sobie znać. Nic przyjemnego dla obu stron XD Chociaż wtedy kobiety bardziej cierpią xD
Musiałam komentarz podzielić na dwa, bo się za jednym nie zmieściło -.-
To chyba wszystko, co chciałam napisać. Choć być może o czymś zapomniałam, ale skleroza nie boli.
Weny i pozdrawiam!
Większość osób wie do czego służy kwas foliowy, więc bezsensu było tylko napominać. Wolałem od razu reszcie wyjaśnić, by potem już do tego nie wracać, bo nie mam zamiaru by jeszcze komuś ten kwas wpadł w rękę.
UsuńJa szczerze powiem, że niektórych twoich zastrzeżeń nie rozumiem. Znaczy to jak oceniasz bohaterów to twoja rzecz, ale jednak pamiętaj, że to są polskie realia, gdzie jest pełno patologicznych, pijących, samotnych matek, które mają dzieci przy sobie i zasiłki na te dzieci. Postaraj się może postawić w sytuacji bohaterki i choć spróbować zrozumieć jej postępowanie, bo to, że chciała zarobić by zapłacić rachunki i dać dzieciom jeść, nie czyni z niej złej matki, a że nie stać ją było na opiekunkę. Dam ci 1200 zł, dwoje dzieci i mieszkania z rachunkami około 700 zł - utrzymaj za to siebie, dzieci i zapłać jeszcze opiekunce. Polegniesz. Ja Sylwię mogę jedynie skrytykować, że zrobiła sobie świadomie drugie dziecko, gdy Nina była już właściwie "odchowana z najgorszego", a Majki ojciec nawet nie poczuł się do odpowiedzialności, więc źle wybrała partnerów życiowych - za to ją mogę oceniać, ale nie za to, że chodziła do pracy, i że nie miała wyjścia.
Jeszcze nie rozumiem tego zastrzeżenia do X-Boxa, oraz do tego, że Robert niby zarabia średnią krajową, czy poniżej tej średniej (gdzie tak pisało?).
Ja tam się cieszę, że wspomniałeś o tym kwasie foliowym, bo sama nie zwróciłabym na to uwagi. Natomiast trochę mnie zaskakuje, że Mari jest taka pewna, że to Sylwii. Przecież piszę wyraźnie, że to bardziej dzieciaków łazienka, więc mi przyszło do głowy, że to Nina w ciąży była i wtedy nawet mam teorię co się mogło stać, ale na razie poczekam na rozwój wydarzeń.
OdpowiedzUsuńSylwia nie jest w ciąży. Nie może w niej być. O tym jeszcze będzie. Znaczy było już wspomniane, że miała wypadek samochodowy, gdy była w ciąży z Piotrem. Wtedy ledwie uszła z życiem i nie będzie mogła mieć więcej dzieci.
UsuńNina w ciąży? - ciekawy pomysł. Myślisz, że wpadła, czy że planuje? Ja myślę, że pojawienie się Ivana wiele zmieni i obróci spojrzenie na tę sprawę o co najmniej 90 stopni.
Cieszę się, że tu zajrzałaś.
Nina była w ciąży? Z kim?? Z Robertem? A może z kimś zupełnie innym... ale kurcze, chyba nie z R, bo sam wspomniałeś, że tutaj nastolatka nie szaleje za starszym facetem. ;d Już się gubię, ahha, ale podoba mi się to. :) Z Patrykiem na pewno nie była w ciąży, skoro to prawiczek. Musiał pojawić się ktoś jeszcze... Ciekawe tylko, kto.
OdpowiedzUsuń"Wzięłaby się taka za jakiegoś faceta, dzieciaka zrobiła i w domu siedziała, tak jak na kobietę przystało." I dzięki temu zdaniu już całkiem znielubiłam Roberta!!! Kobieta w policji(może nie w tym przypadku) czasami jest lepsza niż jakiś tam facet!!
Nie sądziłam, że Anka ma taki... mocny styl. Ledwo 14 lat i tak się ubiera? No ja bym nie była zadowolona, gdybym miała dziecko, a ono nosiłoby bluzę z napisem CHWDP, ale czego spodziewać się po gimnazjalistce.. ;/ Do kolczyka akurat nic nie mam, bo nie widzę w tym nic złego, skoro Sylwia się zgodziła. W ogóle czemu miałaby się nie zgodzić? Co prawda obleśnie wygląda taki kolczyk w wardze, ale za coś złego tego nie uważam, hahah xd
Kwas foliowy bierze się też gdy się planuje ciążę. Do pół roku wcześniej. Może Nina planowała? Ja bym nie podejrzewała Roberta. Może nawet któraś z koleżanek dziewczyn jest w ciąży i te witaminy zostawiła. Może to należy do Rudej i zostawiła to z czasów, gdy jeszcze Nikosia nie było na świecie? Możliwości jest sporo, ale akurat na ciąże bym tutaj nie stawiała, albo... może właśnie chodzi o dziecko i tytułowym skradzionym dzieckiem nie jest Nina, a ten berbeć w jej brzuchu.
UsuńRobert ma staroświeckie poglądy, nieco szowinistyczne, ale ja go lubię. Choć może nie, może nie jest to lubienie, a szacunek, za to jak zajmuje się rodziną, jak o nią dba, jak troszczy się o Sylwie. Nie jest idealny, ma swoje zdanie, z którym Sylwia się nie godzi, ale nie wpiera jej że ma myśleć tak jak on, pozwala jej być samodzielną i żyć według własnych pragnień. Ja myślę, że nie ma ludzi idealnych, każdy ma wady, a Robert jak na tyle zalet... cóż, ten jego lekki szowinizm i seksizm byłby do przyjęcia.
Polubiłam też Ankę. Brawa za to, że każde z tych dzieciaków jest tak naprawdę zupełnie inne.
Nie spodziewałam się, że Sylwia miała kiedyś tak ciężko . Może właśnie przez takie trudne początki, kiedy wtedy mała Nina wstawała by pilnować siostry teraz gdy prawie dorosła jest bardziej pra pracowita niż Anka i stara się do wszystkiego dojść o własnych siłach. Jestem ciekawa co się stało z biologicznym ojcem Ninki. Poglądy Roberta...trochę osłabiające, ale przynajmniej facet pracuje i sam utrzymuje całą rodzinę. Nie dziwię się Sylwii, że chcę mieć swoje pieniądze, to zawsze jakaś taka cząstka niezależności i jeśli kiedykolwiek będzie chciała odejść od Roberta zawsze będzie miała tą pracę i jakieś dochody niż jakby teraz tylko zajmowała się domem i dziećmi. Na pewno byłoby jej wtedy dużo trudniej stanąć na nogi samej. Podejście ojca Roberta - załamujące, jak można powiedzieć, że dzieci mu się nie udało, może jakby miał córki byłoby lepiej, no brak słów.
OdpowiedzUsuńCzyżby ktoś z rodzinki Malickich był w ciąży? Może Sylwia? Chociaż nie, ona raczej trzymałaby to w swojej łazience. To może Nina albo Anka? Chyba już prędzej obstawiałabym Ninke.
Ojciec Roberta jest straszny. Taki stary, zgrzybiały maruda! Ech, jak ja takich gamoni nie lubię! Jak on może tak wyrażać się o własnych dzieciach? Klaudia nie ufa Robertowi za grosz i to widać. Logiczne, że jeździ za nim. Mam nadzieję, że niedługo się czegoś dowie.
OdpowiedzUsuńTo straszne co muszą przeżywać rodzice w chwili zagrożenia życia dziecka, a zwłaszcza matkę. Sylwii serce się zaraz rozpadnie… Szkoda mi jej, bo jaka Nina by nie była, co by nie zrobiła, w co by się nie wplątała, to zawsze będzie jej dziecko. Trochę się zdziwiłam, że w takiej dramatycznej chwili Robertowi w głowie nowe lodówki, nowe pralki itd. W dodatku zabrania żonie pracować, kiedy ona bardzo chce. Trochę się dziwię, że rozpatrują taką małoważną kwestię akurat teraz, kiedy im dziecko zniknęło. Myślę, że to nie czas na takie rozmowy. Nie wiem, ale gdyby mi zginęło dziecko i nie wiedziałabym co się z nią dzieje, nie umiałabym myśleć o niczym innym, niż o dziecku. Kurde!
Końcówka mnie na maxa rozwaliła. ROZWALIŁA!
Chyba ukazał nam się powód „ucieczki” Niny. Jeśli oczywiście uciekła.
Póki mam czas to odpowiem na kilka twoich komentarzy. Pozwól jednak, że uczynię to w tym jednym.
UsuńSylwia nie umie matematyki wcale!
Kobieta gotuje dla rodziny, ale nie lubi tego robić i często idą w ruch gotowce.
Robert nie zabrania żonie pracować. Mówi jedynie co myśli o pracy kobiety, która ma męża i dzieci, ale wybór należy do niej.
Rozmawiali o lodówkach - tak, bo chciał odciągnąć myśli żony od zaginięcia córki. Po prostu ją zagadał.
Lecę czytać dalej twoje komentarze, bo ciekawi mnie czy się domyślisz, co stało się z Ninką. Postać Niny wzorowana była na córce mojego kolegi, ale myślę, że wiele dziewczyn ma podobnie, że ubiera się kobieco, a jednak wygodnie, że woli męskie sporty, lubi malować i przybijać gwoździe, ale już np prasować nie znosi.
Pozdrawiam i bardzo miło, że tu wpadłaś.