Prościej
jest rządzić narodem,
niż
wychować czwórkę dzieci
Winston
Churchill
Zaparkowałam
na przedmieściach, nieopodal ogródków działkowych, bo to właśnie
w tych okolicach mieścił się dom państwa Malickich. Przyznam, że
to, co ujrzały moje oczy, było przyjemną odmianą, zwłaszcza po
zwiedzaniu osiedla Patryka Stemplewskiego i magazynu ojczyma
zaginionej Niny. Tutaj były proste chodniki, zadbane podwórka,
niepopisane ściany, psy ujadające za płotem. Iście sielankowy
obraz rodziny, której spełnił się polski sen o własnym domu,
ogrodzie, garażu.
Odnalazłam
właściwy numer i z daleka podziwiałam parterowy domek z wysokim
poddaszem. Cały przyozdobiony belami drewna, z wyjątkiem krawędzi
i kolumn, które były okalane kamieniami. Płot także był
drewniany i wysoki, z kilkoma zakratowanymi oknami, które
były po prostu równo wyciętymi dziurami w belach. To właśnie
przez jedno takie okno podziwiałam domostwo państwa
Malickich. Zauważyłam też plac zabaw, gdzie z drabinek dwójka
dzieci skakała wprost na dużą trampolinę. Śmiali się przy tym
wniebogłosy i nawet deszcz, który zaczynał padać im nie
przeszkadzał. Pies biegał dookoła nich i wesoło poszczekiwał.
Wtedy uznałam, że widziałam już dość i wcisnęłam przycisk
dzwonka.
Zauważyłam
kobietę, która wyszła z domu i szła w kierunku furtki. Jednak
zanim ona do niej dotarła, ubiegł ją ten mały chłopiec, który
wcześniej skakał na trampolinie.
Brunecik
w kręconych włosach wspiął się na ogrodzenie i krzyknął
radośnie:
– A
kuku!
– A
kuku – odpowiedziałam mu, lekko się śmiejąc. – A jak ty masz
na imię? – zagadnęłam w chwili, gdy brama się otwierała.
Małemu chyba się podobało, że w pewien sposób na niej odjeżdża.
– Piotrek.
– Wcale się nie zraził tym, że jestem obcym człowiekiem.
Przeszedł nad furtką, pomimo, że ta była już otwarta i stanął
przy boku swojej mamy.
– Dzień
dobry – powiedziałam do kobiety i standardowo przedstawiłam się,
wyciągając odznakę. Zauważyłam, że ją tym zmartwiłam. Zapewne
to była matka Niny i pomyślała, że przyszłam ją zawiadomić o
tym, iż dziewczynie stało się coś strasznego. – Szukam jej i
zbieram informację – dodałam szybko dla uspokojenia.
– Zatem
zapraszam. – Uśmiechnęła się ciepło i smutno za razem,
jednoczenie wskazując kierunek, w którym mam zmierzać.
Sympatyczna
– pomyślałam, bo biło od niej jakimś takim ciepłem.
– Piotrek,
jest późna jesień, nie biegaj na krótki rękaw – zwróciła
uwagę synowi, który faktycznie miał na sobie tylko koszuleczkę i
jakieś spodnie dresowe z ciepłego polarku.
– Ale
kiedy mnie goląco – odpowiedział, nieco sepleniąc i pobiegł
ponownie w kierunku drabinek, zabierając ze sobą psa, który zaczął
mnie obszczekiwać. – Koksy, Koksu! – krzyczał na niego, czym
wprawił mnie w rozbawienie.
Pomyślałam,
że to naprawdę dziwaczne imię dla czworonoga.
Dziewczynka
w jasnych włoskach, także bez kurtki, ale przynajmniej na długi
rękaw ,właśnie się wspinała na drabinki i z nich krzyczała:
– Mamo!
Mamo! Za ile będzie Robert!?
Dziewczynce,
niewiele starszej od chłopczyka, akompaniował ten łaciaty
szczeniak, ciągle na mnie poszczekujący i to nawet z takiego
daleka. Doprawdy zaczynało mnie to psisko już irytować.
– Za
godzinę pewnie! – odkrzyknęła kobieta. Miała zdarte gardło i
chrypę. W sumie, przy takiej ilości gówniarzy, to się chyba nawet
nie ma co dziwić.
Zaczynałam
łapać samą siebie na tym, iż zaczynałam tej matce i żonie
współczuć, ale z drugiej strony, czego jej współczułam?
Przecież nikt za nią nie decydował, sama sobie wybrała taki los.
Być może ona była szczęśliwa, jednak ja, gdybym miała postawić
się na jej miejscu, to palnęłabym sobie kulkę w łeb.
Ledwie
weszliśmy do domu, a już ten mały w kręconych włoskach przybiegł
za nami.
– Głodny
jestem – oznajmił i ściągając buty, odrzucił każdy w inną
stronę.
– Chcesz
kanapkę? – zapytała, zapraszając mnie dalej.
Rozejrzałam
się dookoła. Hol czy też przedpokój, był ładny, choć nie w
moim stylu, bo za bardzo nowoczesny. We wnęce stał wieszak, na
który odwiesiłam kurtkę. Obok znajdowała się półka na buty, z
której mały Piotruś najwidoczniej nie korzystał. Zresztą, po co
miał korzystać, skoro miał od tego matkę, która podeszła,
pozbierała jego butki i odstawiła na miejsce? Po obu stronach
znajdowały się szafy z ciemnymi lustrami, a w czarnych,
połyskujących niczym szkło, płytkach podłogowych, mogłam się
przejrzeć.
Schludnie
– pomyślałam i zaczęłam się zastanawiać, ile ta kobieta
poświęca czasu na sprzątanie, przecież przy czwórce dzieci i
wiecznie nieobecnym mężu, którzy zapewne jeszcze wymagają od niej
żeby gotowała, utrzymanie domu w takiej czystości, jest niemal
niemożliwe. W moim było brudniej, a mieszkałam sama.
Kuchnia,
połączona z jadalnią i salonem, zrobiła na mnie jeszcze większe
wrażenie. Nadal było nowocześnie i nadal nie było to moim stylem,
ale gdyby mi ktoś ofiarował takie trzy pomieszczenia, to skakałabym
pod sufit i nawet nie marudziła, że jest tak nie po mojemu.
W
salonie wszystkie ściany były białe, z wyjątkiem tej, na której
wisiał telewizor. Ona była popielata, z żółtymi akcentami na
wystających, kanciastych tynkach. Na środku ściany, wisiał
nowoczesny, zaokrąglony przy krawędziach telewizor, który był tak
wielki, że aż zaczęłam się zastanawiać, jakim cudem się w
drzwiach zmieścił.
Kuchnia,
jak i jadalnia, były w białej tapecie z popielatymi napisami,
typowo kuchennej, zresztą dobranej pod płytki, umiejscowione między
blatem, a wiszącymi szafkami. Jedynym wyjątkiem była ściana
nieopodal wyjścia na taras, znajdująca się blisko stołu. Na niej
widniał malunek – niechlujne kontury wykonane za pomocą węgla,
przedstawiające filiżankę na spodku, z parującą kawą albo
herbatą, bo tak właściwie, to nie sposób było jednoznacznie
stwierdzić. Zapatrzyłam się na ten rysunek i zdawało mi się, że
już gdzieś widziałam podobny styl i niemal identyczną kreskę.
Tylko nie mogłam sobie przypomnieć,gdzie to było.
– To
Nina malowała – wyjaśniła matka dziewczyny.
A no
tak! Dopiero wtedy mi się przypomniało, że zaginiona chodziła do
liceum plastycznego. Patrząc na jej dzieło, musiałam przyznać, że
naprawdę miała talent, takie swoje ja czy jak to się w praktyce
malarskiej nazywa...
– Rozesłaliśmy
jej zdjęcie do wszystkich patroli – poinformowałam. – Znajdzie
się – zapewniłam, choć nie miałam takiej pewności. Po prostu
nie chciałam by ta pani się smuciła, bo moim zdaniem na to nie
zasługiwała.
A
te dzieci nie zasługiwały na nią – przeszło mi przez myśl,
gdy ten uroczy bąbel upomniał się o swoją kanapkę.
– Z
Nutellą bym sobie wsamał – poinformował, opierając się
o ścianę. Splótł ręce na piersi i odbijał się plecami, tym
sposobem popukując, czyli wydając dźwięk, który mnie doprowadzał
do szewskiej pasji.
– Przepraszam
panią, niech pani zaczeka, zrobię mu tylko coś do jedzenia –
powiedziała kobieta, a ja przytaknęłam ruchem głowy, przybierając
na ustach dobrotliwy uśmiech.
Sylwia
jednak nie musiała robić kanapki młodemu, bo zjawiła się ciemna
brunetka – nie farbowana, naturalna i postanowiła wyręczyć
macochę. To, że kobieta jest jej macochą wywnioskowałam po tym,
iż zwracała się do niej po imieniu. Czarna Ania wzięła z
chlebaka bułki, z lodówki czekoladę do chleba i nóż z szuflady.
– Chodź
gówniarzu, w pokoju ci zrobię – zawołała chłopczyka, a on
chwycił z szuflady łyżeczkę i włożył ją sobie do ust.
– Zjem
tes samom – powiedział zadowolony, nie wyjmując przedmiotu z
buzi.
Musiałam
przyznać, że Ania, chyba jako jedyna z trójki dzieci obecnych w
domu, uraczyła mnie słowami dzień dobry i zapytała
czy wiem już coś o Ninie.
– Na
razie niewiele – odpowiedziałam jej zgodnie z prawdą, patrząc w
kierunku schodów bez poręczy, którymi podążała. Za nią człapał
ten irytujący, niecierpliwy dzieciak.
Kobieta,
jakieś około dziesięć lat starsza ode mnie, w końcu zasiadła
naprzeciw. Wcześniej oczywiście włączyła czajnik elektryczny,
który jak wszystkie dodatki i sprzęty AGD w tym domu, był srebrny.
Jedynie stół, który nas dzielił, był szklany, a jego nogi białe.
– Chciałabym
zobaczyć pokój Niny, jej komputer, telefon oraz nagranie z jej
urodzin.
– Komórkę
Nina zawsze nosi z sobą, ale teraz jest wyłączona. Co kilka minut
próbuje się do niej dodzwonić – wyznała, ze łzami w oczach.
Widać było, że choć przy dzieciach stara się być twarda, to
wewnętrznie, jest w całkowitej rozsypce. – Co do komputera, to
powinien być w pokoju, a kamery nie mam, ale nagranie pewnie już
mąż przerzucił na płytę albo dysk.
– A
gdzie jest kamera? – Przyszło mi na myśl, że może być na niej
coś ciekawego.
– U
szwagra albo teściów. Chcieli zrzucić nagrania, by mieć pamiątkę.
– Rozumiem.
Przepraszam, że o to zapytam, ale jakie pani córka ma relacje z
pani mężem?
Kobieta
spojrzała na mnie tak, jakby miała ochotę wywalić mnie za drzwi.
Uspokoiłam ją, że to rutynowe pytanie i że jej relacje z Niną
oraz relacje Niny z rodzeństwem także mnie interesują. Wyjaśniłam,
że siostry i brat mogą wiedzieć coś więcej.
– Nina
i Robert się uwielbiają. Z Anką i z Mają jak to siostry, czasami
się kłócą, a Piotruś... gdy się urodził, była zła,
zazdrosna, ale teraz, gdy już podrósł, stał się jej kompanem do
jazdy na rolkach i gry w piłkę. Lubią też te same gry video,
którym ja jestem przeciwna, bo tylko się w nich strzelają albo
łamią sobie nawzajem kości.
– Fajne
są te gry! – krzyknął ten mały, który właśnie pędził przez
przestronny salon, przebiegł po narożnikowej, skórzanej, żółtej
kanapie i spadł do korytarza, gdzie pewnie zajął się zakładaniem
butów.
Mały
kaskader – pomyślałam.
Ja
poszłam za Sylwią do pokoju Niny. Już gdy przestąpiłam jedną
nogą za próg, wiedziałam, że to artystka. Na ścianach znajdowały
się kontury najbardziej znanych budowli całego świata. Od Big
Bena, po Koloseum, przez paryską, jak i krzywą wieżę. Na jednej
ze ścian stały wieszaki na kółkach, aż uginające się pod
ciężarem ubrań, do tego jedna kolorowa komoda, popisane biurko i
tapicerowane łóżko, niemal dwuosobowe.
– Wątpię,
że się pani tutaj odnajdzie, ale...
– Nie
ma komputera – zauważyłam szybko.
– Faktycznie
– zdziwiła się i zaczęła rozglądać, zapewne za laptopem.
Przerzucała przy tym jakieś koce, bluzy i szkice. Być może
sądziła, że sprzęt jest gdzieś zakopany?
Ja
za to przyglądałam się parapetowi pełnemu ozdób i świeczek oraz
kotu drzemiącemu na pufie, na której leżała niechlujnie rzucona
piżama dziewczyny.
Pokręciłam
się chwile, przyjrzałam zdjęciom przyczepionym do jednej ze
sztalug w taki sposób, iż tworzyły kolaż. Nie wychwyciłam nic,
co by ją odróżniało od większości nastolatek. Na zdjęciach
były głównie przyjaciółki, pozowała wraz z nimi w dziwnych
miejscach, zazwyczaj na tle graffiti. Była też fotka, gdy trzyma na
kolanach małe niemowlę, zapewne to był ten siostrzeniec Patryka.
Miała zdjęcie z każdym z rodzeństwa, z matką i też z ojczymem.
Wzruszyłam
ramionami i poprosiłam o to nagranie z urodzin. Wiedziałam, że w
pokoju nie znajdę nic więcej. Zresztą nie wolno mi było go
przeszukiwać.
Sylwia
przeszła chyba do sypialni, przynajmniej na to wskazywało wielkie
łóżko, które widziałam z korytarza. Przyniosła mi zewnętrzny
dysk, taki podpinany na USB.
– Tu
jest więcej nagrań. Może pani pomogą znaleźć moją córkę. –
Przekazała mi urządzenie i wyjęła chusteczkę z kieszeni dżinsów,
by przetrzeć oczy.
– Nie
może się pani rozklejać – stwierdziłam. – Wiele nastolatek
ucieka z domu. Znajdują się, niemal zawsze się znajdują.
– Nie
wierzę, że Nina uciekła. Boje się, że mogło jej się coś stać.
– Rozumiem.
– Dotknęłam jej ramienia i potarłam. Nigdy nie byłam dobra w
dodawaniu otuchy. Bo niby co mogłam zrobić? Przecież nie przytulę
obcej kobiety!
Idąc
schodami, przyglądałam się zdjęciom powieszonym na ścianach.
Było ich mnóstwo, a każda ramka była inna, wszystkie kolorowe. To
trochę ocieplało, z pozoru chłodne, bo moim skromnym zdaniem zbyt
nowoczesne, wnętrze. Nagle przyszło mi do głowy, że ta rodzina na
brak pieniędzy z pewnością nie może narzekać. To rzadkość w
polskich realiach, by ludzie mieli takie domy, a każde z dzieci swój
pokój.
– Piękne
umeblowanie – pochwaliłam.
– Nina
i Hubert projektowali. Właściwie ona projektowała, mówiła im co
i gdzie, a oni remontowali.
– Nina,
nie pani? – zdziwiłam się, bo zawsze mi się wydawało, że to
kobieta powinna urządzać dom, a nie jej córka.
– Ja
byłam wtedy z młodszymi dziećmi i bratową na wakacjach –
wyjaśniła. – Nina została, bo uczyła się do sierpniowej
poprawki. Robert stwierdził, że za karę z powodu zagrożenia,
nigdzie nie pojedzie, a on osobiście dopilnuje, by zdała.
Wystarczyło
tylko, że wychwyciłam Robert stwierdził i doprawdy,
zaczynałam już mieć uczulenie na tego faceta.
– Kiedy
wróciłam, salon i kuchnia były już zrobione. To była
niespodzianka, dzięki której wreszcie mogliśmy wyprowadzić się
od teściów.
– Rodziców
Roberta? – zapytałam dla jasności.
– Tak.
– Coś w jej spojrzeniu dawało mi do zrozumienia, że z teściową
i teściem, to ona za dobrze nie żyje. Zresztą, o szwagrze też
wypowiadała się tak, jakby w ogóle nie chciała o nim mówić. A
jednak, była z jego żoną na wakacjach, gdy mąż i jej córka
sami, we dwoje... no, w sumie, to jeszcze z Hubertem, ogarniali
wnętrze i wyposażenie. Czy tylko mnie w tym momencie nachodziły
jakieś brudne myśli? Czy ktoś inny miałby podobne skojarzenia?
– Pani
w tym czasie remontu, była...
– Nad
morzem.
– Z
żoną Huberta? – dopytywałam.
– Nie.
– Zaśmiała się chyba mimo woli. – On jest żonaty od niedawna.
Mówiłam o Anecie, żonie Norberta. On dużo pracował, a ona nie
chciała jechać sama z bliźniaczkami, więc się tak złożyło.
– Pani
mąż ma dwóch braci – wywnioskowałam.
– Tak
– potwierdziła i chyba zorientowała się, że ciągle stoimy na
schodach, bo zaproponowała mi kawę i wyprzedziła mnie, idąc w
dół.
Kawy
miałam zamiar odmówić, ale chciałam jeszcze zapytać o
biustonosz, który wciąż miałam w torebce i o tajemniczego sąsiada
o rosyjskim imieniu Ivan. Niestety obie te rzeczy wyleciały mi z
głowy, bo zanim zeszłyśmy po schodach, to rozległy się głosy w
przedpokoju. Kiedy dotarłyśmy na miejsce, to mały Piotruś trzymał
się za ucho i zbierał porozrzucane po podłodze buciki. Chyba
płakał. Nie mogłam stwierdzić, czy ma twarz mokrą od łez, czy
od deszczu. Cały był przemoczony.
– Kurtkę
jeszcze odwieś – warknął mężczyzna, z którym miałam wątpliwą
przyjemność już tego dnia rozmawiać.
– Przecież
nie sięgnie – zauważyła kobieta, gdy Piotrek zbierał
przeciwdeszczówkę z podłogi.
– To
niech ruszy głową i taboret sobie podstawi! – uniósł się, a
dopiero potem zerknął na żonę, a tym samym też na mnie. –
Witam panią ponownie – powiedział sucho, bez uśmiechu i bez
emocji. Widać było, że darzy mnie taką samą sympatią, jak ja
jego. – Wezmę prysznic i pojadę jeszcze w kilka miejsc, popytam o
Ninę – poinformował żonę, zdejmując mokrą marynarkę
jednocześnie. Nie umknęło mojej uwadze, że tym razem nie miał na
sobie bordowej polówki, ale chabrową.
Kiedy
i gdzie zdążył się przebrać? Nie miałam pojęcia i nie
miałam zamiaru go pytać. Postanowiłam szybko odwiedzić sąsiada
Ivana, a potem jechać za Robertem. Czułam, że ten facet coś
ukrywa.
Pożegnałam
się więc z tą rodziną i gdy już opuszczałam ich dom, usłyszałam
jeszcze raz donośny głos Roberta.
– Podłogę
wytrzyj!
Z
początku myślałam, że mówi to do żony i nawet się przeraziłam
tonem wypowiedzi, ale gdy warknął:
– Ani
ja, ani mama nie będziemy tego za ciebie robili – wiedziałam już,
że słowa skierował do syna.
Coraz
bardziej mi się coś nie podobało w tej rodzinie i jeszcze sama nie
umiałam tego nazwać. Jedno było pewne – Robert nie wzbudzał
sympatii, przynajmniej nie udało mu się obudzić mojej. Przyszło
mi nawet do głowy, że żona nie jest z nim szczęśliwa, że może
z nim być tylko i wyłącznie dla pieniędzy. Przez moment
zastanawiałam się czy umiałabym postawić się na jej miejscu,
dokonać wyboru i doszłam do wniosku, że są w życiu rzeczy
bezcenne, nie na sprzedaż, ale z drugiej strony wszystko ma swoją
cenę. Malicki wyglądał mi na człowieka, który zna cenę
wszystkiego, ale nie dostrzega wartości niczego.
Czyli jednak pierwszoosobowa narracja nadal? Może i dobrze, choć ta policjantka ma zadziwiająco podobne spojrzenie na świat co Twój narrator trzecioosobowy. Ale przynajmniej dostrzegła, ze Malicki jest nie w porządku. Mam nadzieje,ze mu sie przyjrzy. Żona wydaje sie nawet nie brać pod uwagi możliwości i ja tez bym chciała nie brać, ale niestety biorę. Choć bie oznacza to, ze malicki zrobił cos teraz Ninie... Myśle, zd to może sie okazać bardziej skomplikowane... Dzieci jak to dzieci, szalone :D ale Majką jaka kulturalna, aż dziw:) pozdrawiam serdecznie:)
OdpowiedzUsuńPolicjantka ma faktycznie podobne spojrzenie na świat co narrator trzecioosobowy, ale nie do końca taki sam.
UsuńDwa rozdziały są z punktu widzenia Klaudii, a dwa kolejne narracyjne, te narracyjne zazwyczaj powracają do retrospekcji lub przedstawiają to czego Klaudia swoimi oczami nie widzi. Niestety tutaj panuje taka niekonsekwencja.
Malicki jest nie w porządku? Naprawdę aż tak go zdemonizowałem? W narracjach trzecioosobowych postaram się pokazać też myśli innych bohaterów, także Malickiego, więc może dzięki temu będzie łatwiej zrozumieć jego poglądy, co nie jest równoznaczne z akceptacją tych poglądów, bo ja sam często się z nim nie byłbym w stanie zgodzić i podziwiam Sylwię, że z nim wytrzymuje.
Anka, kulturalna jest Anka. Majka i Piotr to... sama wyciągniesz wnioski.
Pozdrawiam i dzięki serdecznie za komentarz.
Czwórka dzieci to nie przelewki, prawda. Jeżeli chodzi o ostatnią scenę, to tak zgadzam się z Robertem. Powinien po sobie posprzątać. Jednak również jestem po stronie policjantki: jakoś go nie lubię. Nadal przystaję przy tym, że jest zbyt porywczy. Po mojemu to może maczał palce w tym porwaniu i nie byłabym specjalnie zdziwiona. W wielkim domu i to z czwórką dzieci, to każde powinno pomagać jakoś w sprzątaniu. No i skoro Piotrek ma już tyle lat, bo kanapki powinien sam sobie zrobić. No, ale lenistwo, tak... Może laptopa zabrał Robert? Miał dostęp do domu, więc nic trudnego. No albo ktoś pod nieobecność rodziny. Lub zwyczajnie się zawieruszył. Chociaż mój nie ma takiego prawa. Zwłaszcza, że komputer zwykle gdzieś stoi na widoku w pokoju. Robert poszedł, więc może ją wypytywać. Ciekawe, czego może się dowiedzieć o sąsiedzie. Myślę, że może wywołać kłótnie, kiedy pokaże stanik i powie, gdzie go widziała.
OdpowiedzUsuń"Na jednej ze ścian stały wieszaki na kółkach, aż uginające się pod ciężarem ubrań, do tego jedna kolorowa komoda, popisane biurko i tapicerowane łóżko, niemal dwuosobowe." <-- A nie powinno być przy ścianie? Rozumiem to, jakby te wieszaki stały na niej.
Pozdrawiam
Tylko, że ten rozdział pisany jest w narracji pierwszoosobowej, tak więc Klaudia mówi kolokwialnie. Wiele osób, przy ustawianiu mebli mówi "szafa będzie stała na tej ścianie przy oknie".
UsuńNadrabiam. Wiem że po dłuższej nieobecności, ale jak każdy mam swoje obowiązki.
OdpowiedzUsuńTym razem Roberta przedstawiłeś jako wymagającego i surowego ojca, natomiast Piotrusia za trochę rozpieszczone dziecko, bo w tym wieku sam powinien robić sobie kanapki czy po sobie sprzątać,więc albo jest rozpieszczony albo matka robi z niego kalekę, zastanawiam się ile twarzy ma jeszcze Robert, ale zapewne dowiem się o tym później. Jeśli chodzi o Matkę Niny to ja jej nie umiem współczuć, bo sama się wpakowała w tyle dzieci,bo przy czwórce dzieci pracy trochę jest.Ona też nie potrafi albo nie chce uwierzyć w to że to mogła być ucieczka Niny z domu. Z opisu domu wywnioskowałam że biedną rodziną nie są więc zapewne nie to było powodem zniknięcia Niny, no chyba że porwanie i zażądają okupu, nie będę robić z tego tragedii. Zaskoczyła mnie kultura Majki, ona jako jedyna z dzieci przywitała się z policjantką i zapytała się o Ninę, tak jakby tylko ją obchodziła siostra. Jeśli chodzi o literówki "magazynu ojczym zaginionej Niny" nie powinno być magazynu ojczyma zaginionej Niny? to tyle na temat tej części. Czekam na kolejną. Nie obiecuję systematyczności, bo z tym będzie ciężko,gdy pracuję się na dwa etaty i jeszcze zajmuję się gospodarstwem, więc proszę o wyrozumiałość. Pozdrawiam Buntowniczka.
Po raz kolejny piszę, że od nikogo nie wymagam systematyczności.
UsuńDla matek często nawet duże dzieci są wciąż takimi maluszkami i ich zdaniem trzeba nad nimi skakać.
Jestem w końcu. Wybacz za spóźnienie. Tak, dopadło mnie lenistwo przede wszystkim i niechęć do wszystkiego, ale już znowu zbieram się w garść.
OdpowiedzUsuńZastanawiam się, dlaczego tekst jest kursywą?
Dobra, wspomnę znów o przecinkach. Może zacznij współpracę z jakąś betą? Może i nie poprawi wszystkiego, ale z pewnością poprawi interpunkcję w jakimś tam stopniu. Znalazłam też jedną albo dwie literówki. Drugiej nie mogę już teraz znaleźć.... -.-
" i zapytała czym wiem już coś o Ninie."
"Małemu chyba się podobało, że w pewien sposób na niej odjeżdża." - wydaje mi się, że powinno być "odjeżdżał"
Zastanawia mnie podejście do tego, że gdy jakaś rodzina ma dom i każdy z dzieci ma własny pokój, to już jest bogata albo musi się jakoś nawet dobrze powodzić. Jak dla mnie to jest dziwne podejście i stwierdzenie. Dom nie buduje się w tydzień, a pieniądze na to skądś trzeba mieć i to nie mała sumkę z dwóch wypłat (u przeciętnych tzn. Kowalskich), a trzeba zbierać albo wziąć niezły kredyt. Więc skoro ktoś ma już dom (budować), to dlaczego jeśli stać na niego albo od razu nie zrobić pokoi dla dzieci? Ewentualnie z czasem można zbierać pieniądze na remont i dobudować np. piętro. Czy to oznacza, że rodzina jest bogata? Moim zdaniem nie. To tak jakby powiedzieć, że ktoś jest bogaty, bo ma np. laptopa. A wiadomo jest jak długo odkładał ciężko zarobione pieniądze, by po jakimś czasie móc w końcu go sobie kupić? Czy to od razu czyni go bogatym? Jasne, są ludzie bogatsi i biedniejsi. Jednych nie stać na duży dom, ale rodzina, gdzie jest dwoje rodziców i są przeciętnymi polakami to z czasem stać ich polepszanie sobie warunków bytu. Moja opinia.
Nie rozumiem policjantki (Klaudii, dobrze pamiętam?) i jej podejścia do posiadania rodziny. Tak wywnioskowałam po tym fragmencie: "Zaczynałam łapać samą siebie na tym, iż zaczynałam tej matce i żonie współczuć, ale z drugiej strony czego jej współczułam? Przecież nikt za nią nie decydował, sama sobie wybrała taki los. Być może ona była szczęśliwa, jednak ja gdybym miała postawić się na jej miejscu, to palnęłabym sobie kulkę w łeb." Jakby to była naprawdę najgorsza rzecz na świecie i kiedy ma się rodzinę (nawet taką) to trzeba sobie palnąć kulkę w łeb. Rozumiem, że nie każda kobieta chce mieć dzieci, zakładać rodzinę itp., ale to dla mnie bardzo niedojrzałe podejście. Wiadomo, przy dzieciach jest ciężko, ale w takim razie każda matka powinna się zabić. Eh...
I nie rozumiem Roberta. Czy od razu trzeba wrzeszczeć tak na dziecko? Nie wystarczy zwrócić uwagi, aby zrobił to i tamto? Wydaje mi się, że Piotruś to dobry chłopiec i jak każde dziecko lubi się bawić i nie jest nie wiadomo jak rozpieszczone.
A Roberta podejrzewam o pedofilię XD wybacz, ale no ciągle jest coś, co daje mi powód by tak myśleć, że jego łączy coś z Niną. Oboje coś skrywają. Jestem tego prawie pewna!
Życzę weny i pozdrawiam!
Jak kursywą? Nie jest kursywą. Tylko niektóre fragmenty, myśli policjantki.
UsuńTak na marginesie ja też z większością jej myśli się nie zgadzam, podobnie jak z postępowaniem większości bohaterów, ale oni właśnie tacy mieli być - nieidealni, z wadami i zaletami, różnorodni.
Co do domu, to jednak obstaje przy zdaniu Klaudii, bo nawet jeśli Maliccy wybudowali i urządzili dom na kredytach, to jednak musieli wykazać spore dochody by takowy kredyt dostać. To nie jest jakiś zwykły domek, z kilkoma sypialniami, tam samo wyposażenie jest kosztowne, a mieszkając w Polsce niewielu sobie może pozwolić na przykładowo kuchnie, gdzie szafki otwierają się na dotyk i są na wysoki połysk, bo taka kuchnia na wymiar to koszt około 10-30 tysięcy ze sprzętem AGD. Nie oszukujmy się, w Polsce niewiele osób zarabia tyle by w pojedynkę móc utrzymać żonę, czwórkę dzieci, kredyt i bieżące opłaty, a do tego mieć tak wyposażony dom.
Moim zdaniem jak rodzina postawiła tak duży dom, na tak dużej działce i tak go urządziła, to biedna nie jest, przeciętna też nie, bo przeciętna osoba to ma 2-3 pokoje w blokach na własność, i to z pewnością nie tak urządzone. Przeciętni ludzie zarabiają od półtora tysiąca do trzech i z tego muszą utrzymać mieszkanie, samochód, dzieci, kupić lekarstwa gdy zachoruje, opłacić przedszkole jeśli dzieciaki małe. Takich ludzi nie stać na to by się wybudować, a już z pewnością za tyle, bo nie oszukujmy się większy dom, to też większe koszty ogrzewania. Moim zdaniem biedny człowiek się nie wybuduje, przeciętny może, ale bezdzietny, gdy dwoje pracują i zarabiają ponad najniższą krajową.
Nie masz za co przepraszać, bo ja też jestem ostatnio wstecz u wszystkich. Co prawda już nadrobiłem i zostały mi chyba cztery blogi, w tym też twój.
Pozdrawiam.
W sumie wcześniej nie pomyślałam o tym, że Sylwia może mieć ciężko, nie zastanawiałam się zbytnio nad nią, skupiając bardziej na innych bohaterach. Dopiero przemyślenia tej policjantki otworzyły mi oczy na to. Ale jakoś sobie radzi, chociaż ja na jej miejscu chyba bym oszalała. Tyle dzieci, duży dom do utrzymania i często denerwujący Robert, masakra.;d
OdpowiedzUsuńCo się stało z laptopem? Może faktycznie to Robert ma coś wspólnego z zaginięciem Niny i schował laptopa, bo było na nim coś, co by go obciążyło.
Chociaż ta policjantka też jest denerwująca. Nie powinno tak ostro myśleć o tych dzieciach. Co z tego, że tylko Anka powiedziała dzień dobry? Siedmio i dziesięcio latka mają prawo o czymś takim zapomnieć, czy nawet nie pomyśleć. W ich wieku to raczej normalne. Poza tym jakby nie było, to Piotrek powitał ją na swój własny sposób xd A kuku też się powinno liczyć, hahahahahah xd
Ja się z tym nie zgodzę, że dzieci w tym wieku mają prawo zapomnieć o dzień dobry. To kwestia dobrego wychowania i logicznym jest, że sąsiadom, znajomym mijanym na chodniku i gościom mówi się "dzień dobry". Ja bym się wstydził za moje dzieci, gdyby nie mówiły. Takiemu do 5 lat jeszcze bym podarował, ale starsze bym opieprzył i to jeszcze przy tym gości i od razu nakazał się przywitać. Ale może jestem za staroświecki w poglądach ;-)
UsuńDzięki, że jesteś i czytasz ;D
Nie dziwię się przerażeniu Klaudii, sama sobie nie wyobrażam jak Sylwia potrafi ogarnąć taką gromadke dzieci i do tego jeszcze dom. Robert może i na pierwszy rzut oka nie wydaje się być sympatycznym typkiem, ale gdyby nie on to bachorki by biednej Sylwce po głowie skakały, ale w sumie sama jest sobie winna, bo sama pozwala robić z siebie służącą. Chociaż ona to tak chyba z dobroci serca. Jestem ciekawa gdzie zniknął komputer Niny i czy Klaudia znajdzie coś na tych nagraniach.
OdpowiedzUsuńTak, Sylwia to z pewnością z dobroci serca. Niektóre matki tak mają, że chcą dzieciom nieba przychylić i to niekoniecznie w dobry sposób.
UsuńJa już na samym początku napisałam, że w pewien sposób Sylwie podziwiam i rozumiem zarówno jej jak i Roberta zmęczenie, oraz jego zirytowanie.
OdpowiedzUsuńNie popieram bicia dzieci, zwłaszcza po głowie, a tutaj mam przypuszczenie, że Robert się do tego posunął, ale być może to wina już braku sił, bo martwi się o Ninkę, a Piotrek zamiast zachować choćby odrobinę powagi, to jednak się wygłupia i jest taki beztroski, gdy jego siostra zaginęła. W ogóle to te dzieci są dziwne - nie Anka, a te młodsze. Może te dzieciaki stoją za zniknięciem siostry, a powodem była faworyzacja jej przez ojca (Roberta). Chyba mi odbija, chyba dzieci nie mogą być aż tak złe.
Fajną mają chatę, taką wypad na bogato i zastanawiam się jakim cudem Robert w Polsce, przy takich podatkach tego dokonał i doszukuję się tutaj jakiś machlojek.
Jestem zdania, że dzieci powinny mówić dzień dobry. To nie są małe dzieci. 7 lat to już odpowiedni wiek, by takie podstawy zapamiętać i matka powinna ich tutaj ustawić nieco, typu "jest gość, co się mówi?". Jeśli teraz się tego nie nauczą, to potem będą mieli zerowy szacunek do starszych i dobrego wychowania za grosz.
Laptop Niny i nagrania rodzinne - te dwie rzeczy mnie teraz najmocniej intrygują.
Faktycznie, w Polsce dorobić się własnego domu i takiego wyposażenia, to pewne, że robi się jakieś przekręty, ale o ile ktoś okrada państwo, które okrada wszystkich, moim zdaniem nie robi niczego złego, o tyle już przemytnik czy handlarz narkotykami posuwa się do przestępstwa - taka moja pokręcona moralność.
UsuńNo kurde, już sama Klaudia nie znając tak naprawdę rodziny Malickich podejrzewa, że w tej rodzinie coś jest nie tak, a zwłaszcza z Robertem. Rzeczywiście te wakacje, kiedy odbywał się remont domu, a Sylwia z dzieciakami wyjechała, podczas gdy Robert został SAM NA SAM z Niną... wydaje mi się mocno podejrzany. Coś czuję, że to właśnie wtedy COŚ się wydarzyło.
OdpowiedzUsuńCiekawe gdzie się podział laptop Niny.........
Sugerujesz, że jak dorosły facet zostanie sam na sam z małolatą, to zawsze musi do czegoś złego dojść?
Usuń