Gdyby
zgasły wszystkie gwiazdy, gdyby księżyc nagle zgasł.
Czy
chciałbyś jeszcze żyć, czy odważyłbyś się śnić? Bo ja nie
bardzo.
Universe
- Byle było
Polska
to miejsce, w którym dni są zazwyczaj męczące, noce przychodzą
za szybko i trwają za krótko. Ludziom brakuje czasu, czasu na
wszystko i tego na nic, poświęconego na błogie lenistwo. Życie
toczy się szybko. Człowiek ledwie wstanie, nie zdąży poleżeć i
kilkakrotnie przetrzeć oczu, a już zaciąga na siebie spodnie, w
biegu je kanapkę, ewentualnie jajecznice, którą ktoś uprzednio
przygotował i wybiega, tylko po to by wrócić się po zapomniane
kluczyki i lecieć do roboty, wcześniej odwożąc dzieci do szkoły.
Podczas odwózki jedno z dzieciaków pisze SMS-y, drugie likuje
na Facebooku, a młodsze wykłócają się o jakieś zawody
sportowo-szkolne, o których dorośli nawet nie słyszeli wcześniej
wzmianki. – Czytając ten opis widzicie rodzinę jakich wiele,
prawda? Tę jednak coś odróżniało od innych. Burzowe chmury
zwiastowały kłopoty i to takie, od których nie da się uciec, bo
zawsze doganiają.
–
Wysadź
mnie tutaj. To wstyd byś mnie podwoził pod samą bramę –
powiedziała czternastolatka, przeczesała swoje długie, czarne
włosy palcami i ponownie wbiła wzrok w ekran Noki Lumi.
–
Jakoś,
gdy dzięki temu możesz pół godziny dłużej pospać, to nie
mówisz, że to wstyd – wypomniał ojciec i zerknął w boczne
lusterko, by się upewnić, czy może zmienić pas ruchu. – Ciebie
też wysadzić wcześniej? – zapytał szybko Ninę.
–
Znaczy
jeśli chodzi o to, czy mi wstyd, że podwozi mnie facet matki, to
nie, zupełnie nie o to chodzi, ale mnie normalnie powinieneś
wysadzić wcześniej. – Usłyszała sygnał przychodzącego SMS-a i
zaczęła odczytywać wiadomość, podczas gdy mężczyzna za
kierownicą klął jak szewc.
–
To
czemu nic nie powiedziałaś!? – warknął.
–
Myślałam,
że o mnie pamiętasz. W ogóle jak mogłeś o mnie zapomnieć?
Siedzę przecież obok ciebie. – Udawanie pretensji wychodziło jej
zazwyczaj bardzo dobrze.
–
Nina,
nie przeginaj! Ja mam dzisiaj kontrolę z urzędu i nie mam czasu by
po kilka razy miasto objeżdżać, bo ty zamiast się zainteresować
swoim przystankiem jesteś zainteresowana telefonem.
– A
ja mam sprawdzian z całego roku na pierwszej lekcji. Skąd mogłam
wiedzieć, że o mnie zapomnisz!?
–
Nie
podnoś głosu!
– A
ty możesz!? – ani trochę nie spuściła z tonu, na dodatek wbiła
w ojczyma takie spojrzenie jakby rzucała mu jawne wyzwanie.
–
Tak,
ja mogę! – ryknął.
Nastąpiło
zderzenie spojrzeń i to Nina pierwsza odpuściła, zerkając w
boczną szybę. Robert natomiast omal nie wjechał w tył innemu
uczestnikowi ruchu, tylko dlatego, że ten się wlekł jakby był
anemikiem, a ruszał jeszcze wolniej. Uderzył pięścią w środek
kierownicy i zatrąbił na tego zawalidrogę krzycząc na niego no
kurwa szybciej!.
–
Ale
mnie to mogłeś wysadzić tam gdzie mówiłam, skoro teraz się
wracasz – stwierdziła Anna bez żadnego entuzjazmu. – Ja bym
sobie już przeszła.
–
To
trzeba było mówić – syknął.
–
Mówiłam!
– Anka nie chcąc słuchać wywodu ojca, ani jego krzyku, wsunęła
słuchawki do uszu i spojrzała w boczną szybę. Westchnęła jakby
ją coś bolało.
–
Wolałbym
by mama nas odwoziła – stwierdził Piotruś. – Niech zlobi prawo
jazdy.
–
Ale
mama ma prawo jazdy – odpowiedział Robert i zatrzymał się przed
bramą liceum plastycznego.
Nina
wysiadła rzucając krótkie dzięki za podwózkę, facecie mojej
matki. Zanim trzasnęła
drzwiami uśmiechnęła się jeszcze do Roberta, a on o dziwo
odpowiedział jej takim samym, szczerym i promiennym uśmiechem.
–
To
cemu nas nie odwozi? – dopytywał dalej Piotrek.
–
Bo
mamy jeden samochód, debilu! – krzyknęła Majka i pchnęła
młodszego o trzy lata brata w ramie.
–
No
ale mi się nie bijcie w samochodzie! – ryknął na tyle donośnie,
że aż Ankę to zaciekawiło.
Nastolatka
wyjęła słuchawki z uszu i spojrzała na ojca, a potem na
rodzeństwo.
–
Co
mu się znowu stało? – zapytała wprost.
Robert
postanowił puścić to mimo uszu, a Piotruś odpowiedział:
–
Nie
chce powiedzieć dlacego mama nie jezdzi samochodem z nami.
–
Sama
też nie jeździ – poprawiła go Majka, na co zdenerwowany Piotrek
wymierzył jej kopniaka w łydkę, a potem zerknął na przednie
siedzenie, czy ojciec czasem tego nie zauważył.
Robert
był jednak za bardzo skoncentrowany na wyborze możliwie jak
najkrótszej i jak najmniej zakorkowanej trasy, by zerkać w
lusterko. Piotruś wykorzystał więc ten moment i kopnął siostrę
jeszcze raz, tym razem mocniej.
–
Ała!
Wujek on mnie kopie!
–
Tato,
ona skarży!
Anka
się uśmiechnęła i nie chcąc słuchać gróźb ojca, których się
spodziewała ponownie wsunęła słuchawki w uszy. Okazuje się, że
czternastolatka miała rację, bo już po chwili mężczyzna podniósł
głos, krzycząc, że jeszcze jeden głupi pomysł, a wprowadzi całe
towarzystwo do pierwszej mijanej bramy, a potem to już tylko płacz
będzie.
Poskutkowało,
bo wszyscy usiedli prosto i ponownie zajęli się swoimi gadżetami –
Piotrek grał na najnowszej konsoli PSP, którą dostał jako
wcześniejszy prezent na dzień dziecka, no bo przecież tak bardzo
prosił o nią mamę, że ta nie potrafiła mu odmówić i czekać do
pierwszego czerwca, dziewczyny natomiast bawiły się telefonami
komórkowymi. W końcu zaczęły dyskusję, która przemieniła się
w sprzeczkę o tym, który system jest najlepszy.
–
Tato,
a ty wolisz Windowsa czy Androida? – zapytała Anna
informując przy okazji, że tutaj już może przystanąć i ją
wysadzić.
–
Dla
mnie to najważniejsze żeby dzwonił, i wiadomości wysyłał, i
e-maila miał – odpowiedział rzeczowo zjeżdżając na pobocze.
–
Jak
on ma Apple, bo ma iPhone – wtrąciła Majka.
–
To
się system inaczej nazywa niż Apple – warknęła Anka
wysiadając z samochodu.
–
To
my też tutaj wysiądziemy, tato – zadecydowała Majka.
Dziesięciolatka tak naprawdę nigdy nie była konsekwentna i w ten
sposób niekiedy na Roberta mówiła tato, innymi razy wujek, a
czasami nawet po imieniu.
–
Okay
– zgodził się mężczyzna, a Maja już się zabrała do
otwierania drzwi od swojej strony. – Ale wyjdźcie z drugiej! –
krzyknął szybko. – By nie na ulice, a od razu na chodnik. I tylko
Piotrka nie zgubcie.
–
Spoko,
nie zgubi się – starając się go uspokoić, zaraz po tym jak
Piotrek założył plecak, położyła bratu dłoń na karku.
Chłopiec
cały czas był wpatrzony w ekran miniaturowej konsoli. Robert
odjechał w kierunku swojej pracy, a Majka ponownie zapytała Anki:
–
To
dlaczego mama nie prowadzi?
–
Bo
miała wypadek – odburknęła nieuprzejmie i szarpnęła Piotrka za
żółtą koszulkę, bo ten zaczął przyspieszać. – Tu skręcamy
– wskazała na starą i zaniedbaną klatkę schodową. – Zapalić
muszę – wyjaśniła.
–
To
ty palisz? – zdziwiła się Majka.
–
Eche
– odpowiedziała pomrukiem, ale widać było, że jest niezwykle z
siebie dumna.
–
Też
chcę! – krzyknął Piotruś i ożywił się na tyle by zdjąć
swój wzrok z ekranu konsoli i spojrzeć na Anię. – Dasz mnie?
–
Pewnie.
– Dziewczyna wyciągnęła otwartą paczkę czekoladowych Black
Devilów w kierunku siedmiolatka.
Piotruś
ochoczo poczęstował się jednym, a Majka odmówiła, mówiąc, że
po tym pryszcze jej wyjdą, a ona nie ma zamiaru tracić całego
kieszonkowego na dobrej marki fluid. Dogryzła tym Ance, która
miesiąc w miesiąc wydawała ponad czterdzieści złotych na dobry
podkład.
Piotrek
zaciągnął się odpalając papierosa jednocześnie. Widać było,
że nie jest to jego pierwszy raz, choć zawsze na początku trochę
pokaszliwał. Po trzech machach już jakoś szło i dalsze palenie
nie było mordęgą, a nawet zaczynało sprawiać mu przyjemność.
Czekoladowy posmak ustnika, zostawiający słodkawy smak na ustach
dodatkowo mu się podobał.
–
Takich
jeszce nie paliłem – oznajmił.
–
Kiedy
mama miała wypadek? – uczepiła się tematu Majka.
–
Gdy
była w ciąży z Piotrem. Ty tego nie pamiętasz – odpowiedziała
Anka zaciągając się mocno do płuc gryzącym, smakowym tytoniem.
Robert
zaparkował przed dużym magazynem, który pełnił też funkcje
sklepu. Od razu otrzymał od jednego z pracowników jakieś papiery
do podpisania, a potem usłyszał:
–
Jakiś
chłopak do szefa przyszedł.
–
Patryk?
– zapytał dla upewnienia się.
–
Chyba.
– Zabrał dokumenty, zamknął je w teczce i odszedł w kierunku
drzwi prowadzących na zaplecze.
Wspomniany
wcześniej w rozmowie Patryk, przeczesał palcami swoje ciemne włosy,
które nie były już tak całkiem wygolone po bokach. Wyjątkowo też
nie postawił ich na żel tworząc coś na wzór krótkiego,
niechlujnego irokeza. Chłopak pozbył się też spodni sięgających
krokiem do kolan i za dużej koszulki. Zamiast tego dzisiejszego dnia
przywdział na siebie granatową, cienką koszulę na długi rękaw i
jasne spodnie sięgające nieco za kolana.
–
Dzień
dobry, panu. Nina mówiła, że może dać mi pan pracę.
– A
do szkoły, to ci nie po drodze, chłopcze? – zapytał nieco
zgryźliwie i nie do końca zwracał uwagę na dziewiętnastolatka, z
którym rozmawiał. Chodził po magazynie z jedną z kartek i
sprawdzał numery zamówień.
–
Za
szkołę nie płacą – odpowiedział tonem zbliżonym do tego
Roberta. – Nina mówiła, że skoro jestem jej chłopakiem to na
pewno mnie pan zatrudni.
–
Nina,
Nina, Nina. Zabiję ją kiedyś – oznajmił ciężko wzdychając. –
Do dźwigania się nadajesz?
–
Jasne.
Mogę dźwigać, sprzątać, obsługiwać na sklepie. – Zaczął
żywo gestykulować czując się nieco nieswojo, że mężczyzna
skupił na nim swój wzrok. Robert zawsze go ignorował, nawet w
domu, gdy wpadał do Niny albo po nią. Patryk nawet odniósł
wrażenie, że ojczym jego dziewczyny go nie lubi, a nawet z trudem
toleruje.
–
Skąd
u ciebie taka nagła chęć do pracy? Wcześniej to się raczej
wolałeś obijać – wypomniał.
–
Ojciec
odszedł – odpowiedział szczerze nastolatek. – Będzie krucho z
kasą, siostra jest w ciąży, a matka ma tylko pół etatu.
Robert
wyraźnie się zmieszał, na co wskazywał spuszczony nagle ku dołowi
wzrok.
–
Przykro
mi – szepnął.
–
Niepotrzebnie.
Bez niego będzie nam lepiej.
Mężczyzna
poruszył nerwowo brwiami i wskazał głową na zaplecze.
–
Idź
do Mariusza, to ten w pomarańczowej bluzce. On ci wszystko wyjaśni.
–
Czyli
mam pracę? – ucieszył się.
–
Jeszcze
nie wiem. Na razie jesteś na okresie próbnym. – Oddalił się od
nastolatka, który chwile potem zakręcił się na pięcie i ruszył
w kierunku Mariusza.
Robert
natomiast dalej przechadzał się po magazynie i sprawdzał odebrane
zamówienia. Przedzierał się więc przez rzędy pralek, lodówek,
zmywarek i innych tego typu urządzeń. Trwało to tak długo dopóki
nie wybiła dwunasta, a od natłoku numerków i literek nie zaczęło
kręcić mu się w głowie. Już miał udać się na przerwę, by
potem sięgnąć po laptopa i zaktualizować stronę internetową,
czyli wklepać nowy asortyment do systemu i zmienić liczby
dostępnych produktów, gdy w magazynie zjawił się kurier.
–
Robert
Malicki to pan? – zapytał siwy jak gołąb facet około
pięćdziesiątki.
–
Tak,
ja.
–
Przywiozłem
jakiś motor. Pokwitować pan musi. – W ten oto sposób kolejne
dokumenty wylądowały w dłoniach Roberta.
Mężczyzna
zanim złożył podpis na dokumencie odbioru najpierw chciał
sprawdzić zamówionego crossa, na którym mogła jeździć każda
osoba pełnoletnia posiadająca dowód osobisty lub nastolatek mający
kartę motorowerową.
Wszystko
się zgadzało – kolor, model, cena. Robert więc pokwitował
odbiór, udał się do kasy po pieniądze, a w tym czasie siwy
mężczyzna wypakował sprzęt na chodnik i nawet wprowadził do
magazynu. Brunet zapłacił kwotę zbliżoną do dwóch tysięcy
złotych, podziękował i powrócił do pracy, tylko po to by po
osiemnastej w końcu wrócić do domu i usłyszeć rozkrzyczanego
Piotrusia.
–
Będzie
tort, będzie tort! Z mamą zamawiałem! – chwalił się
siedmiolatek i podskakiwał przy ojcu czekając aż ten weźmie go na
ręce i jak zwykle usadzi na komodzie, która pełniła funkcje
szafki na buty.
–
Tort?
– dopytywał udając wielce zaciekawionego. W rzeczywistości
wiedział o czym Piotrek mówi. Jednak zdejmując granatową
marynarkę i odwieszając ją na wieszak udawał jakby o owym torcie
słyszał po raz pierwszy.
–
Marynarka
do polówki to wiocha – rzuciła komentarzem Anna. Dziewczyna
właśnie schodziła schodami do salonu połączonego z obszernym
holem, kuchnią i z jadalnią. Pomieszczeń tych nie oddzielały
żadne ściany, tylko podłogi miały inni wzór.
Zanim
Robert zdążył cokolwiek odpowiedzieć, to nastolatki już nie było
bo wyszła na ogród, gdzie zasiadła na wygodnym leżaku z laptopem
na kolanach.
–
Ładnie
cię skrytykowała – powiedziała Sylwia do męża, jednocześnie
wycierając dłonie w kuchenną ścierkę.
–
Przyzwyczaiłem
się już – odpowiedział zdejmując Piotrusia z komody, ale po
chwili musiał go posadzić na niej z powrotem, bo chłopczyk uparcie
trwał przy swoim ja sam, ja sam, bo mam już prawie siedem lat.
–
Ziemniaki
czy frytki? – standardowe pytanie dotyczące obiadu. Oczywiście
zdarzały się od tego wyjątki, gdy na obiad były pierogi, albo
spaghetti, ale nie ma co ukrywać, że przygotowanie innych dań
zajmowało więcej czasu, a Sylwia jako kobieta mająca w domu męża
i czwórkę dzieci, dodatkowo pracę na pół etatu w recepcji
jedynego w mieście motelu, wybierała wszystko co gotowe i
ograniczała się do podsmażania. Nie lubiła gotować i zresztą
nigdy tego nie ukrywała. O wiele bardziej lubiła piec, tyle, że
jej rodzina jakby nie doceniała tych starań i dzieci zamiast
placków wolały czekoladę i chipsy, a Robert to w ogóle nie
przepadał za słodyczami. Dla Malickiego rajem było zimne piwo i
słone orzeszki.
–
Wszystko
mi jedno – odpowiedział i wpadł do łazienki by przemyć twarz
zimną wodą i się rozbudzić. Po kilku godzinach wykonywania w
kółko tych samych czynności może nie czuł większego zmęczenia
niż rano, ale stawał się na tyle ospały, że mógłby się od
razu położyć i zasnąć, nawet na głodniaka.
Wyszedł
z łazienki umiejscowionej na parterze nieopodal kuchni i jadalni.
Stanął za żoną, która z założonym na siebie w kolorowe paski
fartuszkiem operowała przy patelni.
–
Daj
mi spróbować – zagadnął, kładąc lewą dłoń na jej brzuchu,
a prawą chwytając za drewnianą łopatkę.
–
Przecież
ty nie gotujesz. – Uśmiechnęła się czując pocałunek w okolicy
policzka.
–
Wiem,
że nie, ale nie rób ze mnie sieroty. Obrócić kotlety na drugą
stronę jeszcze potrafię. Wystarczy, że już moja własna córka
zrobiła ze mnie wieśniaka.
–
Nie
powiedziała na ciebie wieśniak, tylko, że polówka do marynarki to
wiocha.
– A
czy nie oznacza to tego samego? – zapytał starając się po raz
kolejny wsunąć łopatkę pod schabowego. W końcu gdy mu się to
udało dumny z siebie odwrócił kotlet na drugą stronę.
–
Zanim
doszedłbyś do szóstego, to pierwszy by ci się już spalił –
stwierdziła opalona brunetka o dużych ciemnych oczach i wyrwała
łopatkę z dłoni męża, zanim ten zdążył jej wszystko popsuć.
Sylwia
nie lubiła gotować – to fakt, ale jeszcze bardziej nie lubiła,
gdy osoby trzecie jej się do tego gotowania wtrącały. Robert to
pojął bez zbędnych słów, więc usiadł przy stole i zerknął na
Majkę jak ta odrabia lekcje.
–
Mamo,
prostopadłe to te obok siebie czy te co się przecinają?
–
Nie
wiem. Roberta pytaj, ja nienawidzę dziecko drogie matematyki.
–
Te
co się przecinają, ale tylko i wyłącznie pod kątem prostym –
odpowiedział jeszcze zanim Majka zdążyła skierować pytanie do
niego.
–
Kątem
prostym, to znaczy jakim?
–
Takim
co ma dziewięćdziesiąt stopni – odparł i wstał z krzesła by
stanąć za dziewczynką. Nachylił się sięgając po kątomierz i
przyłożył go do linii narysowanych w ćwiczeniu. Zaczął
objaśniać co to są stopnie i jak je mierzyć. Wyjaśnił nawet, że
gdy linia jest za krótka i nie przechodzi przez cyferki
umiejscowione na plastiku, to można ją przedłużyć za pomocą
linijki i ołówka.
Majka
zadawała więc pytania, siedziała i obserwowała jak Robert
bazgroli jej po ćwiczeniu. Co jakiś czas sama zaznaczyła właściwą
odpowiedź, i dalej siedziała, i czekała aż mężczyzna skończy
kolejne zadanie.
–
Jak
fajnie, że odrobiłeś za mnie pracę domową – powiedziała, gdy
już skończyli i mogła wreszcie zamknąć ćwiczenie od
znienawidzonej matematyki. Jeszcze zanim wstała z krzesła, w chwili
gdy Robert ciągle był pochylony sięgnęła lewą dłonią do jego
karku by uniemożliwić mu wyprostowanie się. Musnęła w policzek
mówiąc – dzięki.
–
Proszę
bardzo – odpowiedział uśmiechając się. Uśmiech znikł z jego
twarzy gdy się wyprostował i poczuł nieprzyjemne strzyknięcie. –
W ramach podziękowań możesz zrobić mi masaż – zaproponował.
–
Nie,
raczej nie – stwierdziła Majka zabierając swoje ćwiczenia i
piórnik. – Niech cię mama masuje – dodała idąc w kierunku
schodów.
–
Sami
niewdzięcznicy – stwierdził brunet i spojrzał w bok.
Po
poręczy szedł na chwiejnych łapkach czarny kociak o seledynowych
oczach. Zwierzątko należało do Niny i nazywało się jak jej
ulubiony członek sławnego zespołu – Luis. Robert nigdy nie
potrafił spamiętać tego imienia i przy którymś razie, gdy
dziewczyna zbulwersowała się, o to, że ojczym nazywa jej pupila
Lukas, mężczyzna zmienił sposób i zaczął nazywać kotka Lulu.
To imię chyba bardziej przypadło czworonogowi do gustu, bo na nie
ochoczo i niezwykle szybko reagował. Być może dlatego, że
kojarzył je z jedzeniem, gdyż Robert zazwyczaj wołał kota wtedy
kiedy zamierzał go czymś nakarmić. Anka też miała swojego pupila
– psa rady bigle o imieniu Koks. Tego dnia, podczas obiadokolacji
te zwierzątka, albo raczej ich imiona stały się kością niezgody
i rozpoczęły karczemną awanturę między nastolatkami.
–
Jak
mogłaś kota nazwać imieniem tego spedalonego kolesia łażącego w
rurkach? – zapytała Anka. – Szkoda mi tego kota, nosi imię po
takim frajerze.
– A
twój ma nazwę narkotyków, albo tych koksiarzy z siłowni –
broniła swego Nina, jednocześnie dmuchając w kawałek schabowego
by po chwili podsunąć go pod nos pupilowi, który aż stawał na
dwóch łapkach by szybciej chapsnąć smakowity kąsek.
–
Przecież
temu zwierzakowi wszystko jedno jak ma na imię – odezwała się
Sylwia. – Poza tym nie jeden Luis jest na świecie – dodała
jednocześnie pomagając synkowi przy krojeniu kotleta.
–
Bronisz
ją bo jest twoją córką, dlatego zawsze stajesz po jej stronie, a
prawda jest taka, że tobie też się to imię nie podoba –
stwierdziła Anka i wbiła natarczywe spojrzenie w macochę.
–
Faktycznie,
wolałam by nazwała go jakoś normalnie...
–
On
jest nazwany normalnie, mamo – przerwała Nina i wzięła swojego
własnego, małego, słodkiego i puszystego Lu na kolana.
–
Normalnie
to dla mnie Czaruś, albo Mruczek – odpowiedziała kobieta.
–
Właśnie,
Czarek o wiele bardziej mi się podoba, to jest imię dla kota –
poparła Sylwie Anka.
–
To
sobie kup własnego i sobie go tak nazwij! – uniosła się już
bardzo zirytowana siedemnastolatka.
–
Ty
tego pchlarza nie kupiłaś. Patryk go tutaj przywlókł!
– A
co zazdrosna? – zapytała uszczypliwie i spojrzała w prawą
stronę, na siedzącą obok niej czternastolatkę.
–
Dziewczyny
przestańcie się kłócić – zwróciła spokojnie, delikatnym
tonem uwagę Sylwia.
–
Cemu,
mamo? Ciekawie jest – wtrącił się Piotruś, którego nikt i tak
nie zrozumiał, bo chłopiec mówił z pełną buzią i aż
podskakiwał z podekscytowania pupą na krześle.
–
Ona
się kłóci, ja tylko odpowiadam – warknęła Nina. – Czepiła
się imienia kota. A co ją to kurwa obchodzi?
–
Ale
nie takim tonem, Nina i nie takimi słowami – zwrócił ostro uwagę
Robert, który pierwszy raz wtrącił się do tej całej dyskusji.
– O
co ci chodzi? – Spojrzała szeroko otwartymi oczami na ojczyma. –
O kurwa? Przecież ty też bluzgasz.
–
Ale
ja dziecko kochane jestem dorosły, ty nie.
–
Mam
prawie osiemnaście lat – trwała dalej przy swoim.
–
Kończysz
siedemnaście za tydzień. Do osiemnastki to ci jeszcze rok brakuje –
zaczął niezwykle spokojnie. – Poza tym jeśli myślisz, że po
ukończeniu pełnoletności będziesz mi rzucała kurwami i chujami z
progu, to jesteś w błędzie! – zaczął się unosić. – Jeśli
tak uważasz, że tak będzie, to uwierz, że będziesz mogła się
od razu spakować i wypieprzać nawet na dworzec. Może tam bezdomni
ci pozwolą na takie zachowanie, bo ja nie. Póki mieszkasz w tym
domu i póki jesteś na moim utrzymaniu, to przestrzegasz zasad,
które ja wyznaczam, a jeśli się nie podoba, to tam są drzwi. –
Pokazał na wyjście. – Kończysz osiemnastkę, śmiało możesz
przez nie przejść nawet nie pytając nas o zdanie.
–
Robert,
przestań – wtrąciła się Sylwia.
Mężczyzna
spojrzał na żonę pytająco, jakby chciał się zapytać co mam
przestać?.
–
Nie
będziesz wywalał mojej córki.
–
Nie
wywalam jej – odpowiedział szybko, coraz bardziej zdradzając
swoje zirytowanie. – Mówię tylko jak jest, wybór należy do
niej, ale jeśli myśli, że po ukończeniu pełnoletności będzie
skakała nam po głowach to jest w błędzie. – Przeniósł swoje
spojrzenie z żony na pasierbicę.
–
Ty
zawsze mówisz jak jest – warknęła kobieta i zabrała Piotrowi
solniczkę, bo ten znudzony potyczką słowną zaczął się bawić w
sypanie soli na łyżeczkę do herbaty i ładowanie jej do buzi. –
Brzuch cię rozboli – szepnęła do syna.
–
Nieplawda
– warknął cicho i chciał ponownie sięgnąć solniczki, ale
natrafił na spojrzenie ojca i usłyszał:
– A
ty co? Tobie też dzisiaj odbija?
–
Nie
– odpowiedział. – Chciałem posolić.
–
Siedź
normalnie i jedz normalnie. Już dosyć posoliłeś.
Piotruś
chciał postawić na swoim, ale uznał, że nie warto, i że tym
razem lepiej będzie odpuścić.
– A
co ty mu soli żałujesz? – zapytała rozbawiona Majka, nawet nie
patrząc na całe towarzystwo, tylko jedząc i jednocześnie bawiąc
się telefonem komórkowym.
Robert
niespodziewanie wyrwał jej komórkę z dłoni, co nie było trudne
zważywszy na fakt, że siedziała obok niego.
–
Jak
jemy, to nie piszemy SMS-ów – pouczył i odłożył telefon na
stół.
–
Ale
ja nie piszę SMS-ów – odparła Majka i ponownie chciała chwycić
za telefon, ale ojczym ją ubiegł. Zabrał komórkę i schował do
swojej kieszeni. – Jest moja, nie masz prawa...
–
Po
obiedzie ci oddam – uciął ostro dyskusję zanim ta się w ogóle
zaczęła.
Majka
chcąc jak najszybciej odzyskać swoją własność, naładowała do
buzi ostatnie frytki, mięso sobie darowała i wyciągnęła rękę
przed siebie, tak by ojczym ją zauważył.
–
Już
skończyłam – zakomunikowała ze złośliwym uśmiechem
dziesięciolatka.
Robert
co prawda się nie uśmiechnął, ale także okazał się być
złośliwy.
–
Powiedziałem,
że oddam ci po obiedzie, a nie gdy zjesz i będziesz najedzona. Nie
odejdziesz od tego stołu, dopóki ja nie skończę, a dopóki ja nie
skończę jeść obiad trwa.
–
Robert,
przesadzasz – zwróciła mu uwagę Sylwia.
–
Wcale.
Po prostu ty ich rozpuszczasz i potem taki jest efekt – odparł bez
krzyku, całkiem normalnym tonem. – Cała czwórka jest
rozpuszczona jak dziadowski bicz. Ja już powiedziałem kiedyś, że
w takiej sytuacji, to powinienem zdjąć pasek, przyrżnąć jednej i
drugiej, i by się skończyły cyrki i kłótnie bez powodu –
oznajmił ostro przenosząc spojrzenie z żony na Ankę i na Ninę,
które siedziały dokładnie naprzeciw niego.
Sylwia
już miała nagadać mężowi do słuchu, ale Nina ją ubiegła:
–
Okay,
nie kłóćcie się bez powodu. Robert przepraszam.
Na
moment spojrzenia nastolatki i ojczyma się spotkały. To ona
pierwsza spuściła wzrok, a potem podniosła go ponownie.
–
Naprawdę
sorry. Przyjmujesz, nie?
–
Jasne,
przyjmuję – odpowiedział bo co innego miał odpowiedzieć widząc
jej uroczy i pełen wdzięku uśmieszek.
Robert
przeniósł swój wzrok na żonę, a ta szybko zakomunikowała:
–
Ja
cię nie przeproszę.
–
Nawet
nie liczyłem – odparł z szerokim uśmiechem, ale Sylwia ani
myślała podzielić jego radość. Dalej miała zaciętą minę.
–
Dobra,
mama, daj mu spokój. Przecież mnie nie wywalił.
–
Nie
powinien był tak mówić – trwała twardo przy swoim kobieta
sięgająca po szklankę z herbatą, bo poczuła suchość w gardle
spowodowaną chyba bardziej atmosferą niż słonym posiłkiem.
–
Przecież
dobrze wiesz, że jakbym miała osiemnaście lat i naprawdę wyszła
z walizką, to on pierwszy by za mną pobiegł – broniła dalej
Roberta Nina.
–
Nie
bądź tego taka pewna – szepnęła złośliwie Anka, ale w taki
sposób by wszyscy słyszeli. – Nie jesteś jego córką, może
tylko udaje, że cię lubi, a tak naprawdę to by się cieszył,
gdyby się ciebie pozbył.
–
Może
moja mama też by się chętnie ciebie pozbyła i szczerze wcale mnie
to nie dziwi.
–
Robert,
zrobisz coś? – zapytała Sylwia męża.
–
Ja?
– zdziwił się i przyłożył dłoń do klatki piersiowej. – Jak
usiłowałem to...
–
Robert
– syknęła.
Mężczyzna
zmielił język w ustach i patrząc w swój niemal pusty talerz przez
chwile przysłuchiwał się rozmowie nastolatek. Wyłapał kilka
zdań, w tym dwa najważniejsze brzmiące:
Twoja
matka wolała umrzeć niż cię wychowywać.
Ja
przynajmniej miałam matkę, ty nigdy nie miałaś ojca, nie chciał
cię.
Wkurzony
jak rzadko Malicki, wstał z miejsca i warknął:
–
Cisza!
Obie się zamknąć!
Potem
wskazał palcem na jedną i drugą, i rzucił krótkim rozkazem:
–
Do
pokoju, marsz.
Dziewczyny
spojrzały po sobie z taką nienawiścią, jakby jedna drugą
najchętniej w tej chwili chwyciła za włosy. Oczywiście żadna z
nich nie widziała winy w sobie, tylko w tej drugiej osobie.
–
Do
pokoju, powiedziałem – powtórzył już nieco spokojniej, ale
nadal ostro. Tym razem nawet wskazał dłonią kierunek.
Anka
i Nina w końcu podniosły swoje cztery litery. Ta pierwsza jeszcze
napiła się herbaty i dopiero potem zaczęła powłóczyć nogami w
kierunku schodów.
– I
każda niech siedzi w swoim pokoju. Ja tam za moment przyjdę i do
jednej, i do drugiej, i się skończą raz na zawsze te bezsensowne,
słowne przepychanki – zabrzmiało co najmniej jak groźba.
Robert
oczywiście nie ruszył od razu za dziewczynami. Usiadł ponownie i
zamierzał dokończyć posiłek. Jego żona wręcz przeciwnie. Ona
już się zbierała do wstania.
–
Nie
idź do nich – nie polecił, a jedynie delikatnie szepnął. –
Zjedz na spokojnie, ja tam zaraz pójdę.
–
Jak
mam jeść, gdy moje własne dziecko, zresztą swoje też, wyprosiłeś
od stołu.
–
Ale
co ty sugerujesz w tej chwili? – zapytał i słychać było w jego
głosie, że ponownie traci panowanie nad emocjami. – Przestań się
tak nad nimi rozczulać. Jakby były takie głodne, to zabrałyby z
sobą talerze, nikt im tego nie zabronił. Poza tym jeszcze mi nie
odbiło na tyle by zamykać przed dziećmi lodówkę. Będą głodne,
to sobie potem zrobią kanapkę. – Przełknął ostatni kawałek
mięsa, połowę ziemniaków zostawił i wstał od stołu. Ruszył w
kierunku schodów, ale zanim dotarł do pierwszego ze stopni, to
zawrócił. – Telefon – powiedział kładąc gadżet należący
do dziesięcioletniej Majki na stół. Komórka ta będąc w jego
kieszeni niezwykle go denerwowała, bo nieustannie wibrowała.
– O
dzięki, miło, że oddałeś. – Uśmiechnęła się w jego stronę,
ale nie złośliwie, a całkiem normalnie.
–
Proszę.
Zanim
Robert odszedł, to Majka już zaczęła odczytywać zaległe SMS-y i
jednocześnie zajadać się frytkami maczanymi w sosie czosnkowym.
Piotrek z początku uklęknął na krześle, a potem na nim stanął
i jednym kolanem już wszedł na stół by dosięgnąć solniczki.
Sylwia była zbyt zajęta synem i pilnowaniem tego by nie spadł by
koncentrować swoją uwagę na mężu, który idąc po schodach,
jednocześnie wysuwał końcówkę pasa przez pierwszą szlufkę, a
potem mocował się z klamrą.
Dokładnie
pięć i pół miesiąca później do drzwi państwa Malickich ktoś
zapukał. Robert szybko założył chabrową polówkę na nagi tors i
zapiął jasne, najzwyklejsze dżinsy. Otworzył, a w jego progu
stanęła policja, na dodatek umundurowana.
–
Pan
Robert Malicki? – zapytał rosły mężczyzna. Kobieta stojąca
obok niego była szczupła, niska i drobna. Ona milczała.
–
Tak
– odpowiedział, jednocześnie potakując głową i patrząc
pytająco na funkcjonariuszy.
– W
lesie nieopodal państwa domu został znaleziony motocykl firmy...
zresztą tu ma pan dowód rejestracyjny. Motor jest zarejestrowany na
pana. – Policjant wręczył Robertowi dokument, a ten przyjrzał mu
się uważnie.
–
Tak,
na mnie, ale należy do córki. Zdarzył się jakiś wypadek? –
zapytał przejęty. Zerknął za ramie, czując obecność żony za
plecami.
Sylwia
stała z dłońmi położonymi na ramionach Piotrusia. Chłopiec
dłubał w nosie i zasłuchiwał się w rozmowę, nie mogąc doczekać
się wyjaśnień policjanta. Chciał wiedzieć czy coś stało się
Ninie, w końcu była jego siostrą.
–
Nie,
znaczy nie wiemy. Przeszukaliśmy teren wokół motocykla, ale nikogo
nie znaleźliśmy. Nie było też żadnych śladów, które by
wskazywały...
–
Porzucono
ten skuter, bo to pięćdziesiątka więc skuter, w środku lasu –
powiedziała rzeczowo kobieta wtrącając się swojemu partnerowi w
zdanie. – W stacyjce były kluczyki, nieopodal leżał kask,
maszyna została przewrócona zapewne przez wiatr. Proszę zabrać
stamtąd skuter zanim go ktoś ukradnie.
Policjanci
już odwrócili się na pięcie i zaczęli iść w kierunku swojego
samochodu. Była to zwykła drogówka, jeździła więc oznakowanym.
Sylwia ich zatrzymała, krzycząc:
–
Chcemy
zgłosić zaginięcie córki!
–
Jak
to zaginięcie? – zdziwiła się kobieta i zaczęła ponownie
przybliżać się do progu, w którym nadal stał mężczyzna w
chabrowej polówce.
–
Córka
nie wróciła do domu – odpowiedziała matka dziewczyny, a Robert
odstąpił krok do tyłu i stanął bokiem by umożliwić policjantom
wejście.
–
Kiedy
córka wyszła?
–
Dwa
dni temu – odpowiedział mężczyzna. – Wieczorem pojechała na
imprezę do swojego chłopaka, miała wrócić rano. Ja byłem
przeciwny by tam w ogóle poszła.
–
Ile
ma lat?
–
Siedemnaście,
prawie osiemnaście – odpowiedziała kobieta, jakby ta prawie
pełnoletność miała ich usprawiedliwić.
–
Minęła
doba?
–
Minęły
dwie – powiedział cicho Robert i wskazał na stół i krzesła
zapraszająco.
–
Dlaczego
nie zgłosili państwo zaginięcia wcześniej? – zdziwił się tęgi
mężczyzna i zdjął jesienną, czarną czapkę z głowy.
–
Mąż
uważał, że się znajdzie, że pewnie zabalowała i sama wróci,
tylko że z opóźnieniem. Jeśli dziś by się nie pojawiła, to
mieliśmy popołudni iść na policje.
–
Ja w
ogóle byłem przeciwny by ona tam szła – wypomniał Malicki
żonie, a potem przysłuchiwał się policjantom, którzy tłumaczyli
mu, że jedna osoba będzie musiała z nimi podjechać na komisariat
w celu zgłoszenia zaginięcia, bo trzeba wypisać odpowiednie pismo,
podpisać i rozpocząć poszukiwania.
–
Dzwonili
państwo do jej znajomych i do niej?
–
Próbowaliśmy,
ale nie do wszystkich mamy numery i też nie wszyscy odebrali. Wiedzą
państwo, był wieczór, mieliśmy kontynuować wydzwanianie dziś,
zresztą wysłaliśmy każdemu SMS-a – tłumaczył chaotycznie
Robert.
–
Pojedzie
pan z nami, czy woli pan swoim samochodem? – zapytała policjantka.
–
Żona
z wami pojedzie, ja odwiozę syna i córki do szkoły. – Skierował
swoje kroki w stronę wieszaka by sięgnąć jesienną kurtkę. Był
już listopad, ale zima była wyjątkowo łagodna, a pogoda
dopisywała, z tego też powodu Nina jeździła crossem, a nie
autobusami czy korzystając z podwózki ojczyma.
Sylwia
pomogła Piotrusiowi założyć buty i nawoływała Majkę i Ankę by
te się pospieszyły. Ania wyjątkowo miała na dziesiątą, więc
powiedziała, że sama pójdzie, albo pojedzie rowerem, a Majka
ociężale zeszła po schodach, była bardzo zaspana i miała krzywo
zapięte guziki flanelowej koszuli w kratę.
–
Szybko,
szybko – poganiał Robert i zbliżył się do swojej żony. –
Odbiorę cię z komisariatu. Napisz do mnie albo zadzwoń jak
skończycie. Razem jej też poszukamy. Objedziemy wszystkich jej
znajomych. – Musnął żonę w policzek i schylił się po plecak
syna. – Nie martw się, znajdziemy ją, albo sama się znajdzie –
dodał słowa otuchy pochylając się by pomóc Piotrkowi założyć
plecak na ramiona.
Na
komisariacie jeden z policjantów, inny niż ci którzy zjawili się
w domu Malickich wypytywał Sylwię o Ninę. O to z kim się
zadawała, gdzie chodziła, czy była z kimś w konflikcie, czy
sprawdzali może już jej komputer i czy ktoś nowy pojawił się w
ich otoczeniu ostatnimi czasy.
Na
ostatnie pytanie odpowiedź brzmiała:
–
Tak,
był chłopak. Właściwie młody mężczyzna. Wynajął pokój.
Nasza sąsiadka mieszka w Londynie u córki i wynajmuje domek
studentom i innym takim...
–
Był
w pobliżu Niny?
–
Tak,
ale ostatnio od kilku dni go nie widzę. Chyba Rosjanin, chyba Ivan.
–
Rosjanin?
– zdziwił się funkcjonariusz.
–
Mogłaby
go pani opisać, wie pani gdzie możemy go spotkać, może ma pani
zdjęcie tego mężczyzny?
–
Będzie
nagrany na filmie – odpowiedziała nieco miotając się. Była
zdenerwowana. Pierwszy raz przebywała w takim miejscu jak komisariat
policji, na dodatek w takiej sprawie. – Nina miała siedemnaste
urodziny. Urządziliśmy przyjęcie w ogrodzie. Użyczał jej paliwa.
Wie pan, córka nawet jakby zabalowała to nie porzuciłaby swojego
prezentu.
–
Tego
małego crossa?
–
Tak,
dostała go od nas na siedemnaste urodziny. To było jej marzenie od
kiedy skończyła dziesięć lat. Kiedyś miała takiego mini od
dziadków, potem był już na nią za mały. Chciała się ścigać.
–
Ścigać?
– zdziwił się policjant.
–
Tak,
wie pan Nina to dziewczyna, ubiera się kobieco, ale zawsze lubiła
męskie sporty. Bardziej niż gotować i prasować woli grzebać z
moim mężem w samochodzie, czy malować garaż. Od zawsze tak było.
Jak piłka to tylko nożna i koszykówka, jak rolki, to tylko na
rampie, a jak zabawa z młodszym rodzeństwem to tylko w strzelaniny
i samochodami. – Sylwia uśmiechnęła się smutno. Miała łzy w
oczach, a we wspomnieniach powróciły do niej obrazy z tego
wszystkiego co właśnie wspomniała policjantowi.
–
Proszę
tu złożyć podpis i zaczniemy jej szukać. – Blondyn z kozią
bródką obrócił kartkę w stronę pani Malickiej i wyczekując
podpisu zadał jeszcze pytanie, dlaczego zgłaszają zaginięcie po
ponad dwóch dobach. Było dla niego dziwne, że dziewczyna wyszła w
piątek przed dziewiątą, a rodzice obudzili się w poniedziałek
rano.
–
Miała
wrócić w sobotę wieczorem, ale popołudniu napisała SMS-a, że
pomaga Patrykowi sprzątać mieszkanie, i że wróci później.
Sądziłam, że została tam na drugą noc.
–
Pozwalają
państwo by sypiała z mężczyzną, gdy ma...
–
Była
tam na imprezie, a nie się puszczać! – warknęła zbulwersowana.
–
Ja
już wiem co się dzieje na takich imprezach – szepnął pod nosem
jakby sam do siebie.
W
progu stanął Robert, powiedział żonie, że właśnie już
wszystko załatwił, i że postanowił do niej dołączyć. Policjant
ponowił pytanie o tak późne zgłoszenie zaginięcia, jakby chciał
sprawdzić, czy mężczyzna poda taką samą wymówkę.
–
Miałem
kiedyś kuratora – przyznał, sięgając po płaszcz żony i
pomagając jej się ubrać. – Moja pierwsza żona popełniła
samobójstwo, zostałem sam z córką. Chodziłem do pracy, a mała
chciała zrobić sobie jajecznicę. Miała być sama tylko godzinę i
oglądać bajki, potem miała... miała przyjść do niej babcia,
ale... tyle wystarczyło by się poparzyła. Sąd wydał wyrok
zaniedbania, narażenia zdrowia, bezpieczeństwa i dał nadzór
kuratorski. Baliśmy się, że teraz to do nas wróci – wyjaśnił.
–
Ile
córka miała wtedy lat?
–
Pięć
– odpowiedział.
–
Poznaliśmy
się w szpitalu – dopowiedziała Sylwia. – Moja roczna córka
miała silne zapalenie oskrzeli.
–
Dobrze,
rozumiem. Jak będę czegoś więcej od państwa potrzebował, albo
będę coś wiedział, to zadzwonię. Może faktycznie impreza jej
się przedłużyła, a motor pożyczyła komuś pijanemu i ten ktoś
zaparkował w tym lesie i nawet o tym nie pamięta – starał się
pocieszyć małżeństwo policjant. Z początku był wściekły, że
jako rodzice tak późno zaczęli szukać córki, ale teraz gdy
patrzył na ich zmęczone życiem twarze i zmartwienie na nich
wypisane, rozumiał ich motywy do takiego działania.
Ale długi rozdział! Kurcze, wlasciwie zrobiło mi się mega smutno, jak przeskoczyłes w połowie postu l ten piec i pol miesiąca, bo jestem ciekawa, co się wtedy wydarzyło. Bardzo podoba mi si sposob, w jaki przedstawiasz rodzinę. Mimo ze jest tam duzo sprzeczek, odnoszę wrażenie, ze dbają o siebie nawzajem i ze są sobie bliscy. To,że najstarsze dziewczyny nie sĄ ze sobą spokrewnione, stanowić moze pewien problem i wlasciwie nie dziwi mnie,że się Kłócą, aczkolwiek mogłyby wziac trochę na wstrzymanie. Równie mocno mnie dobilo, ze ten słodki, mały, sepleniący Piotruś pali papierosy.... Mam nadzieję,ze tylko ot tak, z ciekawości i ze mu przejdzie... To naorawdę straszne, w jakim wieku obecnie dzieci zaczynaja, nie moge zrozumieć, czemu Anka mu dala (juz nie bede komentować samej postawy dziewczyny). Co do Roberta mam mieszane uczucia, ogolnie wydaje się byc całkiem w porzadku, np.jak tłumaczył majce matematykę. Ale jednoczesnie dosc łatwo sie unosi, no i zdecydowanie się ni zgadzam na jego metody z pasem, nawet hesli ma rację, iż dzieci są rozpuszczone. Ale coz, sam tez je wychowywał, więc nie moze winić tylko zony. Nina wydaje się za to byc dosc oryginalna i moze wlasnie dlatego stało sie to, co sie stało, pierwsze, o kim pomyslałam, to ten Rosjanin, ale to z pewnością byłoby za łatwe. Mam nadzieję, że sprawa szybko się rozwiąże. Choc pewnie nie,w koncu to jest główny watek opowiadani.... Więc lowiem moze tak-mam nadzieję, ze dziewczyna to przeżyje, w miare cało ;) co do uwag, brakowało od czasu do czasu koncówki "ę", czasem zgrzytało stylistycznie, z interpunkcja było lepiej. Nie spodobało mi się, ze czasem policjanci wypowiadali się mało profesjonalnie. Ogolnie jednak rozdział mnie wciągnął, szczegolnie dobrze wyszły Ci fragmenty opisujące rodzinę i stosunki między nimi. Zycze duzo weny i zapraszam na świeżo dodaną nowosc na zapiski-condawiramurs :)
OdpowiedzUsuńNie martw się, te pięć i pół miesiąca będzie powracało w retrospekcjach, zdjęciach, nagraniach, itd, bo tam naprawdę ważne są szczegóły by odkryć zagadkę.
UsuńZaginięcie Niny nie do końca jest głównym wątkiem, ale więcej ci nie zdradzę, bo potem nie będzie cię ciekawić.
Ja sam paliłem jako dziecko, i w moich czasach to byłem fenomenem, a teraz to już codzienność. Idąc ulicami można spotkać takich szczyli z papierosem w ustach mówiących "ale suka idzie" na jakąś tam kobietę, z dziesięć lat od nich starszą.
Piotruś wcale nie jest grzecznym maluszkiem xD
Dziewczyny są na pierwszy rzut oka inne, ale też mają dużo cech wspólnych, żadna nie umie odpuszczać, więc obie się żrą.
Robert i jego metody wychowawcze... ojej, tu to będzie temat rzeka. Ja wiem, że w Polsce jest zakaz wlepienia nawet klapsa, ale Malicki ma prawie czterdzieści lat. W jego czasach... w czasach jego dzieciństwa nikt takich haseł jak "kocham nie bije" nie promował i ludzie jakoś żyli, nawet jak od czasu do czasu oberwali. Ja w sumie kar cielesnych nie popieram, zwłaszcza, gdy dzieci są w wieku takim, gdy słowa, inne kary, jakaś rozmowa powinna do nich dotrzeć i chyba w nerwach prędzej bym walnął w stół, albo szarpnął taką nastolatką, czy nawet dał w twarz odruchowo jakbym coś takiego mega, mega "pobudzającego do złego" usłyszał, ale raczej na zimno, pasem po tyłku bym nie sprał. Inne sprawa dać po łapach kilkulatkowi co bawi się kuchenką, biega wokół stołu gdzie stoi gorąca kawa, czy wkłada dłonie do kontaktu - w takim wypadku jak najbardziej, nie chować tych rzeczy, nie przekładać, nie używać zaślepek, tylko krzyknąć, albo dać po łapach czy w dupę, bo dziecko to w sumie rozumna istota, a nie idiota hodowlany, z którego trzeba robić ciapę i na każdym kroku ułatwiać mu życie i wszystko do dziecka dostosowywać.
Żona Malickiego też się nie do końca zgadza z jego poglądami, słowami jakie on do dzieci kieruje, zasadami jakie wprowadził, ani z rękoczynami, a u nich takie są w sumie na porządku, może nie dziennym, ale tygodniowym, czy co kilku tygodniowym.
Rosjanin się pojawi, chyba dopiero w siódmym rozdziale i niezwykle cię zaskoczy, tego jestem pewien!
Pozdrawiam i dziękuję za komentarz. Zależało mi na tym by ludzie jakiś opisuje byli realni, zwyczajni, tacy "jak żywi".
PS. W życiu spotkałem wielu nieprofesjonalnych policjantów, nawet taki który dawał mi mandat traktował mnie jak idiotę, a inny był idiotą. Policjant to człowiek jak każdy inny i tu nie ma znaczenia zawód. Zdarzają się nauczyciele którzy nie mają cierpliwości i podejścia, tak samo zdarzają się policjanci, którzy nie mają w sobie za grosz profesjonalizmu, zwłaszcza taka drogówka, czy straż miejska (to w sumie nie policja, ale zbliżone).
Trochę się jeszcze gubię w tym bohaterkach, ale daj mi czas i będzie dobrze ;d. Troszkę nie ukrywam, ale zaszokowałeś mnie zachowaniami nastolatków. Choć wiem, że czasem szybko zaczynają palić itd. to jednak wiek 7 lat mnie stawił w osłupienie. O ile dobrze pamiętam wiek Piotrka. Zwykle to też chłopaki prędzej zaczynają, a dziewczyny trochę później. Co do telefonów wśród dzieci, to czasem też jest widoczne np. na placu zabaw bawią się, ale jak ktoś przyjdzie z telefonem to od razu do niego O.o ale nie powiem, że nie ma dzieci, bawiących się na placu zabaw, bo są i to całkiem sporo. U mnie tak w miarę do podstawówki jeszcze nie ma takiego życia przywiązanego do telefonu. A za to przy liceum jest sporo osób, dla których liczy się wychodzenie z domu i spędzanie życia realnego, bo powoli dorastają i rozumieją, że internet nie zastąpi człowieka. No, ale to nie każdy i wynika tylko z moim obserwacji w okolicy mojego miasta itd. Aczkolwiek denerwuję mnie ta cała moda na zdjęcia, co chwila... i te jakieś snapy, nie wiem czy słyszałeś o tym. Mam 19 lat, także jestem jeszcze takim dzieckiem, więc mówię ze swojego punktu widzenia i mojego do czynienia z osobami w tym wieku. Cóż, ziemniaki są proste, ale moim zdaniem, to coś w stylu:"proste, ale dobre" takie nawet tradycyjne. Mój tata nawet twierdzi, że nie ma obiadu bez ziemniaków. Ale za to za frytkami nie przepadam do obiadu. Trochę przykro, że nie lubią czegoś upieczonego. Ja strasznie lubię jakieś ciasta czy ciasteczka, niestety u mnie nikt nie robi. A do gotowania to ja też raczej prawie ostatnia, bo mi nie wychodzi. Jedynie, co wyszło mi tak za pierwszym razem, to schabowy, bo choć prosty obiad to niezwykle smaczny. Nina trochę przypomina mi mnie pod względem tych niby męskich rzeczy, ale z wyjątkiem motorów, bo ja akurat bym się bała. No i nie lubię samochodów. Wolę rower do przemieszczania się. Aczkolwiek samochodem fajnie się przejechać w dłuższą trasę, ale u mnie nikt nie ma z najbliższej rodziny, także rzadko mam okazję. Jeżeli chodzi o Patryka, to raczej się nie dziwię Robertowi. Zwykle ojciec nieco ostrym okiem spogląda na chłopaków córki. Ale też mi się nie podoba jego zbytnia pewność siebie. Cóż obstawiałam, że to najmłodsze dziecko zostanie porwane, a tu jednak nie. Te porwanie kojarzy mi się z jednym horrorem, który ostatnio oglądałam, ale jedynie sam motyw porwania. Chociaż tu jeszcze teoretycznie nie wiadomo o porwaniu... chyba. Zastanawia mnie, kto to zrobił, w jaki sposób itd. więc chętnie poczytam dalej. Mnie też zdziwiło, że tak późno zawiadomili o nieprzybyciu córki do domu.
OdpowiedzUsuń"Nina wysiadła rzucając krótkie dzięki za podwózkę, facecie mojej matki." - trochę nie wiem czy powinno być "swojej", czy nie powinieneś tego oddzielić, jako, że ona myśli;"Dzięki za podwózkę facecie mojej matki", bo tak to wprawiasz czytelnika w zakłopotanie, bo nie wie, czy jest poprawnie tak, jak myśli. I jeszcze jedna sprawa, tylko teraz sama nie do końca wiem, czy dobrze powiem, ale przy imiesłowach stawia się przed nimi przecinek. Ale najlepiej sprawdzić w słowniku, a nie mam teraz do niego dostępu, chyba że później napiszę pod komentarzem, jak sprawdzę.
Pozdrawiam :)
Jak jest z przecinkami to nie wiem, bo się nie znam i stawiam je na tak zwanego "czuja". Natomiast to zdanie "Nina wysiadła rzucając krótkie dzięki za podwózkę, facecie mojej matki." jest jak najbardziej poprawne i właśnie jakby było "swojej" to byłoby niepoprawnie. Samo "rzucając" znaczy iż ona to powiedziała, a nie pomyślała, a cała reszta, czyli "dzięki za podwózkę, facecie mojej matki" jest pisana kursywą, czyli jako słowa Niny i tak jest jak najbardziej poprawnie.
UsuńSiedmioletnie dzieci czasami też palą.
Czy chłopcy zaczynają wcześniej? Kiedyś tak, teraz to chyba dziewczyny są gorsze ;-)
Dlaczego zszokowałem cię zachowaniami nastolatków?
Tak, ja też jestem za polską kuchnią, czyli kotlet, ziemniaki i najlepiej ogórek do tego xD
Ja mieszkam w dosyć małym mieście i u nas podwórka są raczej puste, place zabaw tak samo. Być może winą jest to, że dzieci teraz mniej, chodzą do przedszkoli, a rodzice pracują i dlatego nie ma ich na placach zabaw. Jeśli już jakieś się bawią, to naprawdę maluchy, to już nie to co za moich czasów, że człowiek w wieku 7-15 lat po szkole rzucał plecak, i leciał na dwór i jak wskoczył do domu, to po kanapkę i z kanapką na dwór. Dziś te dzieci są w ogóle inne i ja widzę różnice patrząc na mojego najstarszego syna i tego najmłodszego (to jest przepaść).
Ja w ogóle nie rozumiem tej mody na FB, NK, i innych tego typu. Nie pojmuję, i nie pojmę. Jednak wiem po tym co widzę u siebie w domu, że syn choć wychodzi, ma treningi, dziewczynę, kumpli, itd, to on żyje telefonem, pisze na GG, gra w coś tam, likuje, ciągle ma ten telefon w łapie, przy jednym obiedzie to osiem razy zerknie. I ten młodszy też, więc chyba takie czasy.
Oj, sprawa ze zniknięciem Niny chyba jeszcze cię zaskoczy. Robert to nie ojciec dziewczyny, a ojczym - nie wiem czy wystarczająco jasno to w tekście podkreśliłem.
Pozdrawiam i dzięki za komentarz.
Jej, to ze mnie ślepota jest, że jakoś nie zauważyłam tej kursywy, wybacz.No to za moich czasów nie paliły ;p. Może dlatego, że jakoś tak bardzo nie spotykam na co dzień ludzi tak uzależnionych od telefonów. Jasne są, nawet w mojej klasie były osoby. A o ile Nk miała swój sens, tak fb nie cierpię i założyłam tylko przez siostrę, która w sumie sama mi założyła. Hm... ja mam GG i piszę z niego często, ale jedynie jak jestem na laptopie, nie na telefonie. Mam tam kontakt z osobami, które mieszkają dość znaczącą ilość drogi ode mnie albo tych, których znam przez neta. A jak zerknę do tel czy jeżeli muszę zadzwonić to przeproszę i wyjdę. Ale tak, jest sporo ludzi, które są od telefonu uzależnione. Hm... ja z tego, co obserwuję w gimnazjum, czy coś ludzie nadal sporo wychodzą na dwór. Mieszkam blisko Warszawy, nie jest to wieś.No i rok wcześniej idą do szkoły. Za to u kumpla w Kielcach, jak byłam u jego rodziny na wsi, to widziałam jego siostrzeńca(nie pamiętam ile miał, ale chyba już zaczął szkołę, także niewiele, jakoś 5? Był w Anglii i chyba musiał wcześniej, nie pamiętam) i nie powiedziałabym, aby był jakiś niesamodzielny, czy specjalnie mama była nadopiekuńcza. Przewrócił się, rozpłakał, ale zaraz potem biegał itd. No i jak coś miał wyrzucić i nie chciał, to jego mama podstępem:"Założę się, że nie wyrzucisz tego w 3 sekundy". Zadziałało. A zdjęć czy telefonów, to on chyba na razie nie lubi. Tak, tak dobrze to zaznaczyłeś i ja też to pamiętałam, więc przepraszam za ten błąd, zwyczajnie mój mózg nie chcę ze mną współpracować
UsuńWow, rozdział faktycznie długi, ale do rzeczy.
OdpowiedzUsuńNie będę znów pisać, że brak przecinków - wiesz o tym. Tak myślę xD
Na razie jak dla mnie to obyczajówka, może dalej będzie thriller. Wszystko dopiero powoli się rozkręca i wiem o tym doskonale. Plus za to, że rodzina wyszła Ci tak naturalnie, nic sztucznego jak Trudne Sprawy czy Dlaczego Ja XD serio, dla mnie to było naturalne i sprzeczki oraz rozmowy, choć przyznam się, że bardzo zdziwił mnie fakt palącego Piotrusia. Od razu mnie odrzuciło, a zwłaszcza do dziewczyn, bo jak można takiemu małego dziecku dać fajkę? Trzy razy nie - dziękuję. Dziewczyna by dostała ode mnie niezły ochrzan. Ona niech sobie pali, ale siedmiolatkowi dawać papierosy? Ech...
Druga część to moment, kiedy Nina już zniknęła. Powiem szczerze, że trochę zawiodłam się. Nie czułam tej tragicznej chwili, gdy przyszła policja. Nie mogłam przejąć się losem rodziny i tego zniknięcia ich dziecka. Brakowało mi emocji. I w zasadzie myślałam, że ktoś ją porwie, nie wiem, z domu albo ze szkoły i będzie to porwanie opisane xD No nic, poczekam na dalsze losy i nieco więcej tragizmu. I zastanawia mnie kim jest ten Rosjanin? Ivan? Jakiś nowy chłoptaś Niny? Może to on ją porwał? I poszła jako żywy towar do sprzedania? Nie, Mari...przestań układać scenariusze >.<
Co do telefonów, nie będę się udzielać XD powiem krótko, że to dla mnie głupota, by małym dzieciom dawać takie "zabawki", ale w tych czasach stają się już coraz bardziej potrzebne, z tego względu (moim zdaniem), że robi się coraz niebezpiecznie i nawet małe dziecko potrafi już uratować człowiekowi życie dzwoniąc np. na policję. Albo samo będzie potrzebowało pomocy.
No cóż... czekam na ciąg dalszy.
Życzę weny i pozdrawiam! :)
Oczywiście, że wiem o braku przecinków, nadmiarze przecinków i przecinkach postawionych w złych miejscach. Ja i one nigdy nie zostaniemy kumplami xD
UsuńNiestety tak małe dzieci też czasami palą.
Nie miałaś czuć tej tragicznej chwili, bo w tym opowiadaniu będą znacznie tragiczniejsze chwile, które trzeba będzie poczuć.
Przepraszam, że odzywam się dopiero po kilku dniach, ale szkoła i inne zajęcia :/ Brak czasu na wszystko...
OdpowiedzUsuńWiedziałam normalnie, że Nina zniknie! Podejrzewałam to od początku :) Może to i dobrze... w sumie to i tak nie przypadła mi do gustu. Zakładam, że Ivan maczał w tym wszystkim palce... Ale to tylko takie moje małe podejrzenia xD
Piotruś - COOO?! On ma siedem lat i ledwo poprawnie wymawia zdania a pali?! Serio? Zdaję sobie sprawę, że młodzież coraz to szybciej sięga po używki, ale tego po tym małym, słodkim chłopczyku się kompletnie nie spodziewałam. Ta Anka to jest nieźle porąbana, że mu na to pozwala.
Jak znajdę czas, przeczytam kolejny:) Miałam nadzieję, przeczytać dzisiaj chociaż dwa rozdziały, ale nie przemyślałam, że ten rozdział będzie tak długi :)
Pozdrawiam!
http://klatwa-blizniakow.blogspot.com/
Te początkowe rozdziały mi się same pisały, dlatego były takie długie.
UsuńOj, nie, nie, nie, bo choć podejrzewałaś, że zniknie Nina, ty bardziej jednak stawiałaś na zniknięcie Anny.
Rozdział ciekawy. Na tą chwile zaliczę go do obyczajówki, zraziłam się do dziewczyn bo dali Piotrusiowi fajkę, on ma siedem lat i już pali,trochę się zawiodłam bo Piotruś wydawał mi się być raczej grzecznym chłopcem. Druga część opowiadania to taki przeskok w czasie, bo zaczyna się pięć i pół miesiąca później, a nie wiemy co działo się wcześniej, mam nadzieję że się tego dowiem w kolejnych rozdziałach i że Nina się odnajdzie, ale jakoś nie umiem sobie wyobrazić tego zaginięcia, ani też współczuć rodzinie. Zabieram się za kolejne rozdziały.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Buntowniczka.
http://buntowniczkazezlamanymsercem.blogspot.com/
Bo to jednak jest taka obyczajówka z kilkoma zagadkami w tle.
UsuńRozdział faktycznie bardzo długi, ale na razie zaliczę to do obyczajówki, myślę, że akcja się rozkręci :D Nie rozumiem, jak siedmiolatkowi można dać fajkę. No, dziewczyna dostałaby ode mnie niezły ochrzan. Wow, ta rodzina jest taka... naturalna. Wszystko jest realistyczne, można nawet powiedzieć, że dzieje się do naprawdę. Co do Luisa- uważam, że to spedalony gościu xD
OdpowiedzUsuńTelefony przy obiedzie... U mnie panuje taka sama zasada.
Kim jest ten Rosjanin? To on porwał Ninę? No, takie imprezy zazwyczaj kończą się właśnie w ten sposób. Chociaż ta akcja ze skuterem mnie trochę przeraziła...
Ja zawsze pisząc stawiam na taką naturalność i chcę by postacie były możliwie jak najbardziej realistyczne.
UsuńCzyli to faktycznie ojczym.
OdpowiedzUsuńNie dziwię się,że był taki wkurzony. Spieszył się do pracy, a dzieciaki mu to utrudniały. Nie mogły jasno powiedzieć tu mnie wysadź i tyle? A nie oczekiwać, że on wszystko będzie wiedział i pamiętał? No bez przesady. Nie mają po pięć lat. W ogóle masakr, non stop się kłócą, hahaha. Jak Robert i Sylwia to wytrzymują? Oszaleć idzie. ;d
Zdziwiłam się, gdy Anka zapaliła, bo ma dopiero 14 lat, no ale coraz więcej takich głupich szczyli, więc machnęłam na to ręką, ale Piotrek?? No przecież to dziecko... I pali? Teraz to jestem w szoku. A ta głupia Anka jeszcze mu pozwala. Jak sama chce się truć, to proszę bardzo, ale siedmiolatkowi nie powinna dawać.Nie no... wkurzyła mnie nieźle.
Uu... jestem ciekawa, co z Niną, czy ona przeżyje to porwanie. Bo to porwanie, tak? W sumie skoro w tytule bloga jest skradzione... Nieźle, ale w ogóle jestem w szoku, że rodzice pozwolili jej spędzić tyle czasu na imprezie. Powinna wrócić o odpowiedniej porze, a nie że dwa dni później jeszcze jej nie ma. Na za dużo im wszystkim pozwalają. :)
Nie mogę ci tego powiedzieć czy to porwanie. Dowiesz się potem, gdy wytrwasz i przeczytasz całość.
UsuńSylwia im pozwala, Robert nie jest do końca taki liberalny, ale o tym też będzie później.
Kocham cytat, ten zastosowany na przedzie. Sama go wykorzystałam u siebie do Prawdziwej Legendy.
OdpowiedzUsuńNina jest świetna. Jej charakter, jego kreacja mi się podoba. Taka typowa nastolatka, ze swoimi małymi troskami i pupilkiem. Kocur też zdobył moje serce.
Robert jest nerwowy, ale wierzę iż to nie leży w kwestii jego charakteru, a po prostu jest wynikiem nadmiernego zmęczenia w ostatnich dniach. Poza tym dzieciaki mu nie ułatwiają, bo się żrą między sobą, przepychają i poczyniają to nawet w samochodzie, więc nic dziwnego, że się zirytował i zagroził.
Podobała mi się scena przy obiedzie, bo jak zwykle pokazałeś życie jakim jest. Na wielu blogach dzieci wtedy spokojnie siedzą, jedzą i jeszcze zachwalają, a tu? Jeden po solniczkę się wspinał, drugie się wykłócały - super, typowy rodzinny klimat tak liczebnej rodzinki.
Dziś mnie na świecie nie zdziwi już nic, więc nawet palący siedmiolatek jest normą. Sama widziałam takich klnących i palących i jeszcze o ruchaniu świń mówiących, w parku sobie stali.
Zaciekawił mnie wypadek jaki miała Sylwia i że przez to boi się prowadzić, bo to strach prawda? Czy może wypadek był z jej winy i zabrano jej prawo jazdy i nigdy nie podjęła się ponownego go wyrobienia?
Też lubię ten cytat. W ogóle lubię piosenki Mirka :)
UsuńDobrze, że zaciekawił cię wypadek, bo on nie jest po nic, ja ten wypadek wprowadziłem po coś.
Witaj.
OdpowiedzUsuńNie wiem od czego zacząć bo rozdział bardzo długi i dużo się działo. Na początku miałam chaos w glowie i nie wiedzialam kto jest kto, myslalam ze po prologu wiem, ale cos mi sie pokręciło. Pod koniec wydaje mi się że wiem :D która córka jest czyja a która wspólna :D no i Piotruś.
Siedmiolatkowi papierosy?!?! Jak mnie wkurza ta Anka, to jak dla mnie jest najgorsza pyskata postać w tym opowiadaniu. Majka to tak sobie żyje swoim życiem, Piotruś jest kochany. Ninę naprawdę bardzo polubiłam, to taka nastolatka ale normalna, że już brak jej takiej nastoletniej głpoty, za to Anka... zatłukłabym ją własnoręcznie :)
Scena w kuchni przy obiedzie - mistrzostwo. Świetnie poprowadzone dialogi. Naturalne zachowania. Trochę się nie zgadzam z Robertem ale jego wypowiedzi dokładnie opisująjego postać. Dzięki temu, jak się czyta, widać, że oni wszyscy się różnią. I wiesz.. wydaje mi się, że jeszcze nigdy na blogu nie spotkałam się z tak odmiennymi postaciami. Naturalnie odmiennymi. O każdym mogłabym napisać co innego a to jest wielka, wielka zaleta no i przede wszystkim talent do tworzenia postaci.
A teraz to pięć i pół miesiąca.
Ja też im się trochę dziwię że nie zaeragowali. Nie wiem, wydaje mi sie ze u mnie zaraz rodzice by dzwonili, jeszcze jak sobie wspominam jak byłam w wieku Niny.. nie no na pewno. Moze to dlatego tak slabo ich rozumiem. Ale maja przeciez duzo na glowie.
Wkurzylo mnie to pytanie policjanta "– Pozwalają państwo by sypiała z mężczyzną, gdy ma..." a za przeproszeniem gó*no mu do tego z kim sypia. 16 skończyła. Się zirytowałam. Zaginięcie swoją drogą a sypianie swoją. Kilka epitetów napisałabym i w ogóle rozprawkę ale opowiadanie nie jest o tym :)
Bardzo mnie zaciekawiło i już wiem że przeczytam to do końca, choćbym miała wieczność czekać na następne rozdziały ;)
Pozdrawiam :)
Nie, nie, nadal nie ogarniasz kto jest kim i być może to moja wina i ja coś źle napisałem, ale Sylwia i Robert nie mają wspólnych córek.
UsuńWiem, że mam talent do tworzenia postaci - że tak się nieskromnie wyrażę :)
Ogólnie rodzinka Malickich wydaje się normalną, przynajmniej z początku. Ojciec pracuje na jakimś wyższym stanowisku, dzieciaki uczęszczają do szkoły, ale Sylwia wydaje mi się taka… taka jakaś… Gotować nie bardzo umie, a ma czwórkę dzieci, które powinna nakarmić – no aż taką łamagą nie można być, wybacz! Ja na przykład też nie znoszę gotować i czuję się w kuchni bardzo źle, ale dla męża się staram i choć nie mam jeszcze dzieci, mam świadomość, że żona powinna umieć gotować, choćby dla niego, bo on zarabia, przyjeżdża do domu i jest głodny. Tu jest gorzej, bo są dzieci, a dzieci se same nie ugotują, a muszą coś zjeść. Kurde. Tak samo z matmą. Ok., nie mówię, że matka powinna być matematyczką i wszystko umieć, ale kurde, żeby nie wiedzieć co to jest prostopadle? To ja mając same dwóje z matmy wiem co to prostopadłe, co to przeciwległe. To są wg mnie podstawy, a Sylwia wyszła na totalnie głupią. Wybacz.
OdpowiedzUsuńDobra, przechodzę do najważniejszych kwestii w tym rozdziale, bo zbyt mocno czepiam się szczegółów.
Jak w każdej rodzinie, tak i w tej są jakieś spory i niesnaski. Tu Ania ma problem z faworyzowaniem, bo nie jest córką Sylwii, a Nina i Majka to córki Sylwi, ale nie Roberta. Za to Piotrek jest wspólnym dzieckiem i Sylwii i Roberta (coś pomieszałam?) No i faworyzowanie to jest taki problem dosyć typowy w takich rodzinach. Piotrek jest The Best! Ma swoje problemy ( wada wymowy), ale jest bardzo sympatyczny i grzeczny, lubię go! Podoba mi się też stanowczość Roberta. Też jestem zdania, że dopóki mieszka się z rodzicami, zwłaszcza kiedy jest się jeszcze niepełnoletnim, trzeba ich słuchać i stosować się do ich zasad. Popieram go w pełni.
Czytając tytuł rozdziału, zaczęłam zastanawiać się która z córek zostanie porwana. Jednak Nina. Czy zrobił to wspomniany wcześniej Ivan? Okaże się.
No, rozdział był długi i dosyć długo się to czytało, ale to fajnie. Zostaję tu do końca :)
Ale dlaczego same sobie dzieci nie ugotują? O ile Piotruś mógłby mieć z tym problem, o tyle te powyżej 10 lat, to już powinny coś potrafić. No i wcale nie jest powiedziane, że to kobieta musi siedzieć w kuchni. U mnie np to ja częściej jestem w kuchni niż żona, ona jedzenie organizuje, ona zamawia, a nie gotuje (ot święta coś upichci).
UsuńPrzeciwległe? A nie równoległe? Wybacz, ale ja też matmy nie ogarniam i jestem chyba na takim samym poziomie co Sylwia.
Nie, nic nie pomieszałaś, ogarnęłaś dzieciaki świetnie i wiesz, które jest czyje.
Zapomniałam pod prologiem dopisać, że Sylwia - moja imienniczka, i dlatego, tym bardziej czytam :D
OdpowiedzUsuńKurde! To się porobiło, zastanawiałam się, która z dziewczynek zostanie porwana, i powiem szczerze, nie wpadłabym na to, że Nina!
Ale, cieszę się niezmiernie, że mam trochę rozdziałów do nadrobienia, bo noc zapowiada się nieprzespana :D
Pozdrawiam!
xl-ka.blog.pl
grangervelsnape.blog.pl
Ja co prawda użyłem swojego imienia do tego opowiadania, ale nie darzę przez to opowiadaniowego Darka jakimś sentymentem :)
UsuńW tym rozdziale Robert pokazał się z drugiej strony i przez nią nie jestem już do niego aż tak dobrze nastawiona. Mógł im nagadać za to, a nie wyciągać od razu pasek. Jego irytacji przy stole wcale się nie dziwię, bo sama bym im nagadała i rozgoniła je na cztery wiatry(Majka też by zjeby większe dostała, bo wkurza mnie pisanie przy stole(człowiek starej daty, przecież teraz tylko tak się je posiłki)). Sylwia nie powinna negować jego decyzji przy dzieciach, wchodzi tym na jego autorytet - mogła mu później powiedzieć, że może przegiął, że może to źle czy tamto, ale nie przy nich i to nawet po tym, jak Nina go przeprosiła za swoje zachowanie.
OdpowiedzUsuńDziewczynki są strasznie do siebie nastawione, a Robert zaognił to jeszcze tym pasem, bo skoro już przy tym, jak musiały odejść od stołu, obwiniały za to tą drugą, to po pasie też na pewno było "dostałam przez nią!".
Jestem zdziwiona podejściem Sylwii i Roberta do Niny nie wracającej dwie doby. Ja po jednej nocy odchodziłabym od zmysłów gdzie jest moja córka i szukała jej, a jej nie było aż dwie, a skończyło się na rozesłaniu SMSów. Rodzice są jednak różni, podejścia są różne, ale jak tak czy tak się zdziwiłam - podobnie jak policjant. Rozumiem to jednak bardziej po tym, co powiedział Robert. Polskie prawo jest popieprzone, więc cholera wie, co wymyśliliby o Ninę, mimo, że taka mała, to ona już nie była.
Rzekomego SMSa od Niny mógł napisać kto inny... Jeśli została porwana, to od razu dla mnie wykluczony jest Patryk, bo nikt nie pisałby o sobie, tylko wymyślił kogoś tam. Więc może Ivan? Kim on właściwie jest, prócz tego, że Ruskiem? Ja miałam do czynienia z samymi Ruskimi wariatami, więc kto wie, może to on? A może i wcale porwana nie jest, a znając życie tak jest, bo moje spekulacje zawsze mijają się z prawdą szerokim łukiem.
Ale ty się z góry nastawiłaś, że on ten pasek wyjął po to, by dzieci zbić, a może się po prostu facet najadł i go pasek uwierał, co?
Usuń