Ipsa
sua melior fama
Lepszy
niż moja reputacja
Tłumaczenie
z łaciny
Nazywam
się Klaudia Kasprzyk i podjęłam pracę w policji we wrześniu tego
roku. Jak nie trudno się domyślić, panowie, uważający się za
doskonałych funkcjonariuszy, na mnie, jako na kobietę, zwalali
papierkową robotę i parzenie kawy. Często zastanawiałam się czy
to jak mnie traktują jest związane z moją płcią czy z tym, że
pracę zdobyłam po znajomości.
Sądziłam, że już tak będzie zawsze, że nigdy nie dostanę
ambitniejszego zajęcia, niż spisanie protokołu z powodu kradzieży
lizaka w osiedlowym sklepiku przez jakiegoś kajtka. W listopadzie to
jednak uległo zmianie...
Właśnie
zajadałam jogurt, gdy na moje biurko wylądowało zgłoszenie
zaginięcia niejakiej Niny Malickiej. Ze zdziwieniem spojrzałam na
szefa, ale zanim zdążyłam o cokolwiek zapytać, ten już skierował
się do wyjścia. Przed tym jedynie burknął:
– Nikt
z nas nie ma czasu się bawić w poszukiwanie rozpuszczonej małolaty.
Odłożyłam
opakowanie po jogurcie na biurko. Łyżeczka je przeciążyła, ale
ja nie miałam czasu na poprawianie plastikowego kubeczka. Zerknęłam
do zgłoszenia. Dowiedziałam się z niego, że ta rozpuszczona
małolata, jak to nazwał ją
mój szef, była blondynką, farbowaną. Miała siedemnaście lat,
pasemka i ufny, choć nieco zadziorny, wyraz twarzy – na to
wskazywało jej zdjęcie, które zapewne matka albo ojciec wyjęli z
portfela. Z tego co wynikało z dokumentów, zaginęła zaraz po
imprezie.
– Banał
– pomyślałam i skrzywiłam się na samą myśl, że pewnie leży
gdzieś pijana, bo zwyczajnie przeciągnęła sobie weekend.
Nie
wiedziałam jeszcze wtedy, jak bardzo się myliłam...
Postanowiłam
podążyć najprostszym schematem i po niteczce dotrzeć do kłębka.
Najpierw więc pojechałam na miejsce tej piątkowej imprezy. Było
to stare i wyniszczone osiedle. Nie było tam ani jednego muru, na
którym nie gościłby jakiś wulgarny napis czy też prostacka
rymowanka albo gówniarska, pseudo-kozacka sentencja. Na drzwiach
klatki schodowej, która prowadziła do mieszkania organizatora
imprezy było napisane mamy prawo do szczęścia, nie mamy
szczęścia do prawa. Napis ten
gościł na zabawnym graffiti Barta Simsona
wystawiającego pupę na widok publiczny. Malunek ten musiał być
uważany przez wykonawce za dzieło sztuki, gdyż nawet był
podpisany. Nie zrażona takim widokiem, ruszyłam dalej. Na dworze
było już szarawo, a przez małe okna wpadało niewiele światła,
więc odnalazłam włącznik, by nieco oświetlić sobie drogę przez
równe, betonowe schody. Jak nie trudno się domyślić – światło
nie działało. Zapewne ktoś powykręcał wszystkie żarówki. W
końcu dotarłam na drugie piętro, gdzie przy drzwiach z numerem 28
stał dziecięcy, głęboki wózek. Nie był z kategorii nowoczesnych
i modnych, ale czysty i zadbany. Walało się w nim kilka zabawek.
Już miałam położyć dwa palce na dzwonku, gdy drzwi otworzyły
się i stanęła w nich młoda, na oko około szesnastoletnia,
dziewczyna o farbowanych rudych, choć może bardziej kasztanowych
czy też ciemno mahoniowych, włosach. Na rękach trzymała dziecko,
prawdopodobnie chłopca – na to przynajmniej wskazywał ubiór
około półrocznego niemowlęcia.
– Do
Patryka? – warknęła niemiło i wyminęła mnie, by włożyć
dzieciaczka do wózka. Nakryła mu nóżki niebieskim kocykiem w
czerwone samochody i zapukała do sąsiednich drzwi. – Znieście mi
wózek – poleciła jakiemuś dzieciakowi, który skrzyknął innego
dzieciaka i w ten oto sposób malucha wraz z wózkiem znosili
jacyś... chyba nawet nie gimnazjaliści.
Nie
odpowiedziałam jej czy ja do Patryka, bo gdy już otworzyłam usta,
by potwierdzić, to jakaś kobieta, zapewne matka tej nieletniej
matki, stanęła w drzwiach, z ustami ułożonymi w grymas i marsem
na czole.
– Mogłabyś
choć raz coś w tym domu zrobić, a nie tylko ubrać się i wyjść!
– uniosła się.
– Jak
coś robię, to udajesz, że tego nie widzisz i zawsze znajdziesz
powód, by się doczepić. Poza tym z dzieckiem wychodzę, nie!? –
odkrzyknęła Ruda i wyjęła z kieszeni jesiennej kurtki papierosy.
Cienkie, chyba miętowe. Odpaliła jednego.
– Na
taką pogodę!? Oszalałaś!? Zaziębi się.
– Od
odrobiny deszczu jeszcze nikt nie umarł! Zahartuje się, poza tym
mam folie.
W
tej dyskusji byłam skora poprzeć Rudą. Też uważałam, że skoro
już nie leje, a tylko kropi, to nie ma żadnych przeciwwskazań, by
wyjść na powietrze, które po deszczu zresztą, było takie lekkie
i pachnące rosą. Kobieta z grymasem jednak czepiała się dalej, na
co Ruda wrzasnęła:
– Z
tobą, to nikt, kurwa, nie wytrzyma! Patryk też myśli, by się
wyprowadzić. W łeb się pierdolnij, bo chłop cię zostawił i ci
odbija. Z resztą nic dziwnego, że cię zostawił, jak jesteś
popierdolona.
– Ja
przynajmniej miałam męża i z nim dzieci, a ty się puściłaś z
żonatym.
– A
chuj cię obchodzi komu pizdy dałam, w końcu moja, a dzieciaka
utrzymuje sama i sama się nim zajmuje, więc się odpierdol! – Na
tym dyskusja się skończyła.
Byłam
zaskoczona jej przebiegiem, a jeszcze bardziej zdziwiona tym, iż
zapłatą za zniesienie wózka, było otrzymanie po jednym
papierosie.
– Przepraszam,
ja do Patryka – odezwałam się szybko, byleby zdążyć, zanim
kobieta zamknie drzwi.
– Nie
ma go. Pracuje – burknęła. Widocznie to był taki zwyczaj w tej
rodzinie, by burczeć i warczeć na nieznajomych, a na siebie
nawzajem się wydzierać, nie zważając nawet na tych nieznajomych.
– A
zna pani Ninę Malicką?
– A
znam. – Kobieta splotła ręce na piersi. – Ale ja nic nie wiem.
Już jej matce mówiłam. Dzwoniła.
– Nie
było pani wtedy w domu? Przepraszam, ale jestem z policji –
poczułam się zobowiązana, by wyjawić swój zawód, ale jak się
okazało, chyba niepotrzebnie, bo ta około czterdziestoletnia pani
odpowiedziała mi z zagniewaniem:
– Z
policją to ja nie rozmawiam! – Zatrzasnęła drzwi przed moim
nosem i tyle ją widziałam.
Nieco
zrażona do tego środowiska zeszłam na dół, gdzie przed blokiem
spacerowała ta małolata z dzieckiem. Już nie kropiło, więc wózek
nie był ofoliowany. Musiałam przyznać, że gdy za nią szłam
jakiś czas i przyglądałam się jej zachowaniu oraz przysłuchiwałam
wypowiadanym słowom, to nawet ciepło mi się zrobiło na sercu. Tak
ładnie, grzecznie i z miłością zwracała się do tego, już
sztywno siedzącego, chłopca.
– Niko?
– podchwyciłam, zagadując ją. Zrównałam z nią krok i
uśmiechnęłam się do dziecka.
Mały
chyba mnie nie polubił, bo odwrócił głowę w drugą stronę.
– Nikodem
– odpowiedziała. – Po co szukasz Patryka?
– Jestem
z policji – zaczęłam, choć po chwili pomyślałam, że powinnam
ugryźć się w język. W końcu ta małolata mogła zareagować
dokładnie tak samo, jak jej matka.
– Z
policji? – Przystanęła zdziwiona. – W takim razie przepraszam
panią, myślałam, że pani jest młodsza i że Patryka... nieważne.
Po co policja szuka mojego brata, przecież on już nie kradnie?
A
więc Patryk ma kryminalną przeszłość – tyle się dowiedziałam
po dwóch minutach rozmowy. Postanowiłam zaraz po dotarciu na
komendę poszukać jego akt i prześwietlić go na wylot z każdej
możliwej strony.
– Chodzi
o Ninę. Była u was na piątkowej imprezie.
Ruda
przystanęła, sięgnęła z chodnika maskotkę-piszczałkę, którą
Nikoś wyrzucił.
– Była,
ale mnie wtedy nie było w domu.
Dziwna
rodzina – pomyślałam. – Ciekawe czy podczas trwania tej imprezy
był ktokolwiek z domowników w domu? W końcu zaraz może się
okazać, że nawet tego całego Patryka tam nie było.
Dziewczyna
chyba czytała mi w myślach, bo szybko sprostowała:
– Ojciec
Nikiego chciał go zobaczyć. Dlatego zmyłam się z imprezy zanim w
ogóle się zaczęła. Z resztą nie chciałam, by mały przebywał
wśród tego dymu, syfu i oparów. Wie pani, jak wyglądają
dwudzieste urodziny, prawda?
– Patryk
kończył dwadzieścia lat? – zgadywałam.
– Tak.
Nina pomagała mu przygotowywać imprezkę.
– Z
tego co wiem, pomagała mu też sprzątać – dorzuciłam od siebie,
licząc, że wyciągnę z niej jeszcze choć odrobinkę więcej.
– Nie
– odpowiedziała pewnie. – Na pewno nie. Ten syf, to ja z
Patrykiem sprzątałam. On był przybity. W dniu jego urodzin laska
go rzuciła.
– Nina?
Przytaknęła
ruchem głowy.
– Dlaczego?
– szepnęłam, zdziwiona tymi nowościami. Pomyślałam wtedy, że
chłopak może się spił albo coś wziął na tej imprezie, ona go
rzuciła, a on mógł jej w gniewie nawet coś zrobić.
– Miała
już kogoś. – Ruda wydawała się być zamyślona. – Patryk o
tym nie wiedział, ale ja się domyślałam. – Zwilżyła usta
językiem i wyjęła paczkę papierosów z kieszeni. Odpaliła
jednego, a wózek odwróciła tak, by nie dmuchać na syna.
– Po
czym się domyśliłaś, że ma innego?
– Mój
brat i Nina nie sypiali z sobą – zaczęła nieco zmieszana. – On
jest dziwny. Niby luzak i ulicznik, ale ministrant. – Uśmiechnęła
się kpiąco. – Chciał poczekać do ślubu, dla niego to było
bardzo ważne. Mieli plany, że gdy tylko Nina skończy osiemnaście
lat, to się pobiorą. Długo mu się podobała, ale byli na stopie
kumpelskiej od początku gimnazjum.
– Nie
chodzili do jednej klasy – zauważyłam, zwracając uwagę na wiek
Patryka i Niny.
– Nie.
– Pokręciła głową na boki. – Ja rok nie zdałam. To ja
chodziłam z nią do jednej klasy.
Teraz
wszystko układało mi się w całość. Już miałam ponowić temat
tego domyślenia się, że Nina miała kogoś innego,
ale Ruda sama kontynuowała:
– Pożyczyłam
od niej bluzę. Po prostu zrobiło się chłodno, a chciałam wyjść
zapalić na balkon. U nich w domu się nie pali. Ona była w
toalecie. Ubrałam bluzę na siebie bez pytania i... w kieszeni było
opakowanie po prezerwatywie. Ta folia.
– To
o niczym nie świadczy.
– W
drugiej była chusteczka z kondonem – dodała.
Musiałam
przyznać, że to już o czymś świadczyło.
– Rozmawiałyście
o tym?
– Nie.
– Ruda pokręciła głową na boki. – Zdjęłam bluzę i
odłożyłam na miejsce zanim wróciła do pokoju. Zmarzłam wtedy
cholernie, bo zależało mi na dokończeniu palenia. Ale potem w
tematach takich typowo babskich i nastoletnich... Nina uznała, że
woli dojrzałych mężczyzn.
– Starszych?
– Tak,
wychodzi na to, że tak. Z początku myślałam, że chodzi jej o to,
by Patryk ogarnął swoje życie, bo skoro nie chodził do szkoły,
to mógł iść do pracy, ale... nic to nie dało. On się postarał,
nawet za mieszkaniem rozglądał do wynajęcia. Pierścionek już
kupił, ale... Zresztą koleżanka mówiła, że podjeżdżał po nią
pod szkołę taki z brodą.
– Może
ojciec? – zgadywałam.
– Nie
– odpowiedziała. – Młodszy. Dłuższe włosy i lekki zarost.
Przystojny, około trzydziestu lat, może dwa mniej. Tak Malwina
mówiła. Przepraszam, ale mały jest zmęczony, muszę go uśpić, a
on zasypia tylko na dworze – wytłumaczyła, uśmiechnęła się
ciepło i oddaliła z granatowym wózkiem i chłopczykiem, który
pocierał oczka piąsteczkami.
– Do
widzenia – powiedziałam do niej, wyjęłam kluczyki z kieszeni i
chciałam wrócić do samochodu, ale zanim to uczyniłam, dogoniłam
jeszcze Rudą i zapytałam się, gdzie teraz jest jej brat.
Odpowiedziała, że w pracy i to właśnie tam postanowiłam się
udać, czyli działałam tak, jak planowałam na samym początku...
po nitce do kłębka.
Pojechałam
pod wskazany przez dziewczynę adres. Był tam duży, parterowy
magazyn, w większości blaszany, z wielkimi, dwuskrzydłowymi
drzwiami, przypominającymi trochę garażowe. Zapukałam, ale nikt
mi nie otworzył. Moich uszu doszły awantury, jakieś krzyki.
Weszłam do środka. Po prostu wtargnęłam. Trzech mężczyzn stało
niemal na środku, każdy zasapany, wszyscy poddenerwowani. Z kącików
ust jednego płynęła krew, drugi nerwowo pocierał szczękę, a
trzeci pięść.
– Ładnie
panowie, bardzo ładnie, pięknie wręcz – chciałam powiedzieć, a
potem zwyczajnie zapytać o co im poszło, ale nim zdążyłam się
odezwać jeden z nich grzecznie zapytał czego potrzebuje i czy mi
czasami w czymś nie pomóc.
Otworzyłam
szeroko oczy i w zadumie obserwowałam mężczyznę, który sięgnął
z wysokiej lodówki marynarkę, która niechlujnie na niej leżała.
Założył to czarne ubranie na bordową polówkę i powtórnie się
do mnie zwrócił. Pokazałam odznakę i przedstawiłam się.
– Chciałabym
porozmawiać z Patrykiem Stemplewskim – powiedziałam na wstępie.
– To
ja – zgłosił się młody chłopak, który wcześniej pocierał
policzek. Miejsce było wyraźnie zasinione.
Zerknęłam
na dwóch starszych od Patryka mężczyzn. Obaj bruneci, obaj z
zarostem, jeden wyższy i szczuplejszy, a drugi niższy, bardziej
misiowaty, ale nie gruby. To ten drugi podawał chusteczkę temu
pierwszemu. Wskazywał palcem na kącik swoich ust i szeptał:
– Wytrzyj
się.
Ten,
który się wytarł przejął inicjatywę.
– Robert
Malicki – przedstawił się i wyciągnął dłoń w moim kierunku.
Uścisnęłam ją.
– Malicki?
– szepnęłam zszokowana. – Ojciec Niny?
Przytaknął
ruchem głowy, dopiero potem odpowiedział słownie.
– Ja
właśnie w jej sprawie – oznajmiłam, a z mężczyzny jakby nagle
upłynęło całe życie. Pobladł i oparł się o pralkę stojącą
nieopodal. Wzrok miał rozbiegany i nabierał powietrza jakby się
starał uspokoić oddech.
–
Znaleźliście
ją? – pytał ten drugi, który w mojej głowię już dostał
ksywkę Misiek. –
Jest już w domu?
Pokręciłam
głową na boki.
– Nie,
jeszcze jej nie znalazłam. Staram się ustalić, co robiła Nina,
zanim zaginęła i jak się okazuje, nie pomagała swojemu chłopakowi
sprzątać.
– No
nie – przyznał ten złodziej i ministrant w jednym. Przynajmniej
takie informacje na jego temat miałam od jego siostry.
Szczerze,
to wyobrażałam go sobie inaczej. Na pewno nie w ściągniętych w
okolicy łydek, zielonych dresach, których krok był niemal w
kolanach. Do tego bluza w kolorach reggae i czapka z daszkiem,
odwrócona do tyłu.
Patryk
spojrzał w dół, potem na pana Malickiego i na tego drugiego.
– Wyszła
ode mnie o czwartej nad ranem. – Zamyślił się. – Zaraz po
imprezie, gdy już się goście rozeszli.
– Czyli
byliście sami?
– Nie.
– Pokręcił szybko głową na boki, a ja spojrzałam na jego
posiniaczone kostki prawej ręki. – Wkurzyłem się po tym co mi
powiedziała, przypieprzyłem w ścianę – wyjaśnił, jakby od
razu usprawiedliwiał stan swoich dłoni. – Wyszła z Malwiną na
papierosa – dodał. – Do mieszkania już nie wróciła, a ja
pijany poszedłem spać. Nawet nie wiedziałem, że nie wróciła do
mieszkania, to rano mi brat Malwiny powiedział, a Malwiny już nie
było, na msze poszła, znaczy próbę, bo w chórze śpiewa.
Po
wysłuchaniu chaotycznej wypowiedzi dwudziestoletniego Patryka,
zaczęłam się zastanawiać, jakich ludzi przyjmuje się do posługi
podczas mszy świętej. Malwina, która śpiewała w chórze i
Patryk, który ministrował, oboje pili, palili i jak się okazało
minutę później, mieli pod opieką siedmioletniego chłopca,
którego Malwina idąc na próbę zostawiła z pijanym Patrykiem, bo
jak sam chłopak powiedział:
– U
mnie to raczej dom otwarty jest.
–
Dobrze,
że nie publiczny – rzucił Misio i poklepał Malickiego po
ramieniu.
– Znaczy,
niech pani nie zrozumie źle. Małemu nic nie groziło, on umie sobie
radzić. Kanapkę sobie zrobił, najadł się rano. On by alkoholu
ani papierosów nie tknął, bo nie chce być jak ojczym.
– Rozumiem
– szepnęłam. Kłamałam, nie rozumiałam.
Zobaczyłam,
że od Stemplewskiego nic więcej nie wyciągnę. On upierał się,
że nic więcej nie wie. Postanowiłam więc później porozmawiać z
tą chórzystką. Chłopak powiedział, że spisze mi jej adres, ale
że szybciej niż w domu, to ją w szkole zastanę. Czyli robiło się
coraz ciekawiej, a jeszcze miałam przed sobą rozmowę z szanownym
panem tatą.
– To
może przejdziemy do... na zaplecze – zaproponował i wskazał
kierunek.
Zgodziłam
się, bo szczerze to marzyłam o tym, by usiąść. Zresztą, nic
dziwnego, że nawykłam do lekkiej pracy i nieporuszania się po
mieście, skoro przez ostatnie kilka miesięcy ograniczano mnie do
parzenia kawy i wypełniania papierków.
Mężczyzna
przepuścił mnie kulturalnie w drzwiach. Weszłam do środka i
zobaczyłam niewielkie, ale schludne pomieszczenie. Pod ścianą
stały dwie ławki, jakby szkolne, krzesła zresztą podobne i każde
z innej parafii. Do tego wersalka, bordowa. Koc przykładnie złożony,
poduszki też były.
– Sypia
pan tu? – zapytałam.
Pokręcił
głową na boki i zajął miejsce na jednym z krzeseł. Ja usiadłam
na kanapie.
– Mamy
stróża. Dużo sprzętów, nie ufam ochronie, która nie jest na
miejscu – wyjaśnił.
– Rozumiem.
Nina wysłała matce SMS-a, tak?
– Tak,
w sobotę rano... właściwie, to już w przedpołudnie. Napisała,
że pomaga Patrykowi sprzątać i że jak nie wróci do wieczora, to
znaczy, że zostanie jeszcze na jedną noc – mówił tak, jakby
miał to wykute na blachę. Sztucznie.
– Nie
próbowaliście się państwo z nią kontaktować?
– Żona
jej ufała.
– A
pan? – szybko zapytałam. Chciałam go zaskoczyć i udało mi się
to.
Zmieszany
odpowiedział:
– Zazwyczaj
też.
– Zazwyczaj?
Poruszył
brwiami i zaczął świdrować pomieszczenie wzrokiem.
– Brat
był w pracy – powiedział szybko Misiek, stojący w progu.
– Tak,
właśnie – odparł ojciec dziewczyny. – Wróciłem do domu po
dwudziestej trzeciej i zapytałem żony czy Nina już jest w domu.
Nie było jej i tu mi właśnie powiedziano o tej wiadomości, co
wysłała.
– A
w niedzielę? Gdy nie wróciła w niedzielę, nie zmartwili się
państwo?
– Zmartwiliśmy.
Pojechałem do Patryka, ale nie było go w domu. Od jego matki
dowiedziałem się, że pojechał pociągiem nad taki most. Młodzi
tam kłódki wieszają z inicjałami i innymi pierdołami. Sądziłem,
że Nina jest z nim i ja prosiłem żonę, by jeszcze poczekała, że
pewnie wróci wieczorem. – Wyraźnie posmutniał, jakby się
obwiniał. – I wstyd się przyznać, ale...
– Ale?
– dopytywałam, bo jego zawieszanie się budziło we mnie niepokój.
– Majka
i Piotrek poszli wcześniej spać...
– To
młodsze dzieci? – przerwałam mu.
– Tak.
Anka była u siebie. To moja córka, też młodsza od Niny – dodał
szybko, zanim zdążyłam mu przerwać. – Poszliśmy z żoną do
łóżka, zapomnieliśmy się i... my już myśleliśmy, że ona
wróciła...
– Nie
sprawdzili państwo?
– Po
seksie zazwyczaj się śpi – warknął nieuprzejmie.
– Tak
to zazwyczaj mają wyłącznie mężczyźni, proszę pana.
– W
takim razie proszę iść zapytać mojej żony, ja zasnąłem –
irytował się coraz mocniej. – Przepraszam, po prostu... – W
jego oczach pojawiły się łzy. – Zginęło moje dziecko, a pani
przesłuchuje mnie, jak jakiegoś przestępcę.
– Niech
pan się cieszy, że tutaj, a nie na komisariacie – rzuciłam i
wstając, wyjęłam klucze z kieszeni. Upadły.
Nachyliłam
się po kluczyki samochodowe i podniosłam z podłogi nie tylko je,
ale też różowy stanik.
– Waszym
stróżem jest kobieta? – zapytałam, pokazując element kobiecej
bielizny.
– Jego
jeśli już. Ja tu nawet nie pracuje – odpowiedział Misiak i
wsparł się o futrynę, splatając ręce na piersi. – Tłumacz
się, brat – rzucił do Roberta.
Mężczyzna
podrapał się pod nosem i stwierdził:
– Może
mojej żony albo... może Mariusza jakieś dziewczyny, albo stróża.
– Świetna
rymowanka – pochwaliłam z ironią.
– Przypadkowa.
Naprawdę, nie wiem, czyje to.
– To
pana firma, mówi pan, że stanik może być żony, a wcześniej pan
powiedział, że tutaj nie sypia. Plączę się pan.
– To,
że tu nie śpię, nie znaczy, że nigdy tutaj nie... z żoną...
– Byle
nie moją – dorzucił rozbawiony młodszy brat Roberta. Z pewnością
był młodszy. Dużo młodszy.
– Weź
się też ode mnie odpierdol dzisiaj! – wrzasnął na Miśka. – W
sumie, to ten stanik może być nawet Niny.
Zmrużyłam
oczy i wyczekiwałam na konkrety.
– W
końcu Patryk tu pracuje. Ma klucze, bo w tamten weekend żona była
na uczelni i ja zajmowałem się domem. On otwierał magazyn i
pakował zamówiony towar.
– Różowy
i Niny? – rzekł pytająco Misiek i pokręcił głową na nie.
– Dlaczego
pan uważa, że nie? – Wbiłam w niego pytające spojrzenie.
–
Bo
po prostu nie. – Wzruszył ramionami. – Nina to nie taka
dziewczyna. Ona nie znosi różowego. Uważa go za tandetny –
wyjaśnił. – Ja przepraszam, pogawędziłbym dłużej, ale już
muszę iść. – Podał mi dłoń, powiedział do
zobaczenia, a bratu, że
małolata się znajdzie, że pewno zabalowała po zerwaniu
z Trykiem.
– Pan
pozwoli, że biustonosz...
– Niech
pani bierze. – Spojrzał na mnie takim wzrokiem, jakby chciał mnie
zamordować.
Patryk
zajrzał na zaplecze i powiedział, że już wychodzi, bo skończył,
co miał zrobić. Zmyłam się tak, by móc go dogonić, a
jednocześnie, by Malicki nie podejrzewał, że mam w planach to
zrobić. Zatrzymałam Patryka za rogiem. Biustonosz oczywiście
włożyłam do torebki, by nie biec przez miasto jak jakaś idiotka,
ze stanikiem w ręce.
– Zaczekaj!
– krzyknęłam za chłopakiem.
Przystanął.
– O
coś jeszcze chce pani zapytać? – Mocował się z zamkiem ciepłej,
zimowej bluzy.
– Zanim
weszłam do magazynu, ty i Maliccy się poszarpaliście, prawda?
– Nie
– odpowiedział szybko.
– Nie
kłam, Patryk – warknęłam.
– Dobrze,
ale nie wie pani tego ode mnie, bo ja wiem od Malwiny, a nie wiem czy
czegoś nie pomyliła, poza tym nie mogę stracić pracy.
– Dlaczego
miałbyś stracić pracę?
– Nina,
gdy wyszła ode mnie na tego papierosa z Malwiną, to do kogoś
zadzwoniła albo napisała. Ten ktoś po nią przyjechał.
– Kto?
– Nie
wiem, ale to musiał być albo jej ojczym, albo jego brat.
– Dlaczego
tak uważasz?
– Podjechał
busem, srebrnym, z logo firmy.
– Tej
firmy? – wskazałam głową w stronę magazynu, ale Patryk pokręcił
przecząco swoją.
– Nie,
chodzi o firmę remontową. Hubert zajmuje się wykończeniówką.
– Hubert?
–
Brat
szefa, ojczyma Niny. – I po tych słowach nagle do mnie dotarło
słowo ojczym.
Wcześniej każdy Malickiego nazywał ojcem, a nie ojczymem.
– Zaraz,
zaraz. Robert Malicki nie jest ojcem Niny Malickiej? – zapytałam
wprost.
Patryk
pokręcił głową na nie, co było potwierdzeniem, bo szybko dodał.
– Jest
mężem jej matki. – Wyciągnął paczkę papierosów z kieszeni i
wcisnął papierosa do ust, ale nie odpalił. – Rzucam i tak się
odzwyczajam – wyjaśnił.
Nałóg
dwudziestoletniego bruneta średnio mnie obchodził. Zmieniłam więc
temat na ten, którym zajmowaliśmy się poprzednio.
– Dlaczego
Nina też nazywa się Malicka? To zbieg okoliczności?
– Nie.
Robert ją uznał, to było jeszcze w gimnazjum. Dokuczał jej brak
ojca, chciał jej zrobić przyjemność.
Chciał
jej zrobić przyjemność
brzmiało co najmniej dwuznacznie, ale w tym przypadku, na chwilę
obecną, nie miałam żadnych dowodów na to, że Roberta łączą
czy też, że łączyły jakieś stosunki, poza rodzinnymi i czysto
ojcowskimi z Niną. Zapytałam więc, jakie pasierbica ma relacje z
ojczymem.
– Nie
mam pojęcia – odparł Patryk.
– Żartujesz?
– zaśmiałam się. – Byłeś jej chłopakiem i nie masz pojęcia?
– Nie
mówiła dużo o rodzinie – odpowiedział tak, jakby pragnął
zakończyć ten temat. Odbił wzrokiem w bok, jakby coś ukrywał, a
ja wiedziałam, że nie mogę go za mocno naciskać, bo jeszcze
zamknie się w sobie. Dodał, że naprawdę nie ma pojęcia, gdzie
ona jest i że jeśli komuś cokolwiek mówiła więcej niż jemu, to
tylko Malwinie albo Martynie.
– Malwina
chodzi z nią do jednej klasy, tak?
– Szkoły,
są na innym profilu. To liceum plastyczne, ale dzieli się na
renowacje, architekturę i dekoratornie. Są na innych profilach.
– A
Martyna? – zapytałam.
– Moja
siostra – odpowiedział i już miał się pożegnać, gdy zapytałam
go jeszcze o Ivana, bo takie imię widniało w zgłoszeniu
zaginięcia. Matka je podała. Utkwiło mi w pamięci.
– Jej
sąsiad – wyjawił.
– Wiesz
jak wygląda?
– Każdy
wie. Na nagraniu z imprezy jest.
– Nagraniu?
– Tak,
nagraniu. Musiałaby pani jej mamę poprosić, na pewno kamera jest w
domu. Do widzenia i jak się pani czegoś dowie, to... – przerwał,
wyjął telefon i podał mi swój numer.
Zapisałam
go. Widać było, że się o nią martwił. Był szczery, miał tą
szczerość aż wypisaną na twarzy, w mimice, w każdym nawet
najdrobniejszym geście.
To
z ojcem... ojczymem, było coś nie tak i nie sposób było gołym
okiem tego nie zauważyć. Postanowiłam więc pojechać do
rodzinnego domu Malickich, licząc na to, iż z matki wyciągnę
więcej, a przy okazji, że zastanę też tego tajemniczego sąsiada
o rosyjskich korzeniach. Kto wie, może to właśnie od niego
powinnam była zacząć te poszukiwania?
Ach, widzę, ze śledztwo sie zaczęło, choć łatwe to ono nie bedzie. Zdziwiła mnie nieco ta zmiana narracji, szczerze mówiąc, nie przepadam za tym zabiegiem, myśle, zd lepiej byc konsekwentnym. Ale bie da sie ukryć, ze całkiem dobrze poznaliśmy policjantkę, której dano te sprawę. Pewnie skę faceci wkurza, ze dali jej akurat to, bo jeśli uda suę jej tk rozwiązać, to bedzie duży sukces. Juz widać, ze łatwo nie bedzie. Bedzie sie musiała K.K uzbroić w cierpliwość, No i chyba tez co nieco nauczyć, bo brakuje jej nieco profesjonalnosci, powinna byc bardziej stanowcza w pytaniach czasem, mam weaZenie. Patryk raczej nic nie zdobił dziewczynie, taka z niego lekka niedojda chyba, kobiety miał silne w domy juz id początku zycia. Bardziej mnie zastanawiają relacje Niny i jej ojczyma... Czy zastraszał ją, bo ma romans? A może sam z nią spał? Ale chyba bie zgwałcił? Och, kurde... Moja wyobraźnia pracuje na wysokich obrotach i truche sie obawiam poznać prawdę, ale jednak chyba bardziej chcę. Mam nadzieję, ze Nina znajdzie się żywa... Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńA ja uwielbiam taki zabieg, gdy narracja skacze. Choć zazwyczaj wolę, gdy skacze między postaciami, a nie z trzeciej osoby na pierwszą.
UsuńKlaudia nie miała gdzie nauczyć się stanowczości i profesjonalizmu, bo to dopiero jej pierwsza sprawa, więc to na niej ma dopiero tę szansę, by się czegoś nauczyć.
Tego Roberta to widzę wszyscy podejrzewają o wszystko co najgorsze.
Cóż każdy musi zacząć od jakiejś drobnej sprawy. Jednak wywyższanie się ze względu na płeć, to słabe, bo to tak jakby mężczyzna nie mógł dopuścić do siebie myśli, że kobieta może być w czymś dobra, nie dając jej nawet szansy na wybicie się. Jednak od razu ruszyła pełną parą. Jej, jak ja nie cierpię tej mody na krok w kolanach, no człowiek wygląda jak przybłęda. Albo ja to nazywam tak, że w razie nagłej potrzeby fizjologicznej, to ma miejsce, gdzie to przechować. Tak to jest, jak ludzie nie myślą i szybko robią sobie dzieci itd. Dobra koniec o tym, bo mam wrażenie, jakbym pouczała ich wszystkich. Ale warto pomyśleć wcześniej, co się robi, a nie robić tak tego spontanicznie. Wypadałoby też pomyśleć o dziecku. Jasne, czasem prezerwatywa nawet i nie pomaga. W końcu podobno jest 95% procent skuteczności tego. Zdziwiło mnie, że to dziewczyna miała ją w kieszeni a nie właśnie facet, z którym sypiała. A co do Patryka to dziwne z niego połączenie, tu kradnie, tu olewa szkołę, ale za to ma poważne plany, co do dziewczyny itd. No, ale i tacy się zdarzają. Ja myślałam, że Patryk dowiedział się o tym i podejrzewał jej ojczyma o to, że ją porwał czy zrobił krzywdę. Może i faktycznie Malicki zdradza Sylwię, ale co do różowego, można go nie lubić, a mieć bieliznę w tym kolorze. Jej zwykle nie widać. Także nie jest to taki dobry powód, że to nie Niny. Chociaż może faktycznie zdradzał ją z inną kobietą i właśnie to zauważył Patryk i coś mu zrobił? A może rozpoznał stanik Niny i właśnie dlatego się pobili? Wtedy dużo bardziej miałby powód. Wkracza tu jednak jakiś Iwo. Który teoretycznie pasuje na takiego, co mógłby to zrobić, w końcu już raz po nią podjechał. Z drugiej strony Hubert jest dość młody, także może to on? Taki wspólny spisek z bratem? Albo Iwo specjalnie podkradł mu samochód, aby wrobić ich w to? Ale czy od tak można podkraść większą furę? No nie wiem...
OdpowiedzUsuńTak swoją drogą, to chyba coś tu nie gra. Nina miała 17 lat. Za to, jak się później dowiadujemy Martyna... chyba, że nieco młodziej oceniła ją pani policjantka, miała 16 lat i rok nie zdała. Czyli Nina musiałaby mieć wtedy 15 lat. Albo Martyna z 17/18. Ale jestem przeziębiona, a wtedy trochę mniej ogarniam, także może ja coś źle wypatrzyłam.
Pozdrawiam
Iwan i Iwo, to dwa różne imiona - to taka uwaga na marginesie xD
UsuńPolicjantka oszacowała wiek Martyny na podstawie wyglądu, w rzeczywistości dziewczyna jest rok starsza od Niny, czyli ma 18 lat.
Wpadek nie popieram, ale tu wszystko też zależy od okoliczności. Oczywiście nie popieram, ale nie można kogoś skreślać bo raz nie pomyślał. Gorzej jak ktoś nie uczy się na własnych błędach (bo błędem nie są dzieci, błędem jest jego myślenie) i np nie stać go na jedno, czy drugie, a ma piątkę czy siódemkę, a niestety i tacy się zdarzają. Z drugiej strony pieniądze to nie wszystko, bo u Malickich kasy nie brakuje, a jednak nie jest do końca tak różowo.
Jak już w temacie różowego jesteśmy, to ja nie znoszę pomarańczowego i nie mam w tym kolorze niczego, nawet gaci, więc wydaje mi się, że dziewczyna, która nie lubi różu, nie kupiłaby sobie różowego stanika, no chyba, że by go od kogoś dostała... to już inny temat wtedy, nie?
Niestety wiele zawodów ma taki "podział płci" i wydaje się, że mężczyzna nie mógłby być przedszkolanką, a kobieta nie nadaje się na komandosa - dużo osób ma takie myślenie i przykładów takich zawodów jest naprawdę mnóstwo i to nie jest tak, że mężczyzna, który uważa, że praca w policji nie jest dla kobiet uważa, że kobiety są we wszystkim gorsze, bo to tak nie jest, on ma po prostu inny pogląd i uważa, że kobiety są od czegoś innego niż bieganie z bronią i łapanie przestępców. Tak samo jak są kobiety co uważają, że mężczyzna nie powinien opiekować się dziećmi zawodowo, tylko np iść tyrać na budowę. Niektóre zawody po prostu są bardziej męskie inne bardziej kobiece i chyba na to się już nic nie poradzi, i uprzedzenia też zawsze będą.
To kto zabrał Ninę z imprezki jeszcze będzie wyjaśnione, ale wszystko powolutku i stopniowo. Właśnie poprawiam kolejny rozdział i myślę, że za jakieś 20 minutek go opublikuję.
Jej, wybacz. Zwalę to na moje przeziębienie, a co xD.
UsuńCzyli OK, taką możliwość też zakładałam. Jasne, koleżanka mojego kumpla zaszła w ciąże, chociaż się zabezpieczali. Ważne, aby wziąć odpowiedzialność za to, co się zrobiło. Hm, moja koleżanka raczej woli kolor czarny i raczej ciemne, bo to taka subkultura metalowa, a jednak coś tam różowego ma właśnie z bielizny. WF i bycie w jej domu, te sprawy. Sama też nie przepadam za tym kolorem, ale kupienie dla mnie pidżamy np. w tym kolorze nie jest czym, czego bym nie zniosła. Nie wiem, może zależy od stopnia nienawiści do koloru. Tak, tak wiem... trochę stereotypy, a trochę odpowiada za to budowa ciała.
Za nielubienie różowego odpowiada budowa ciała? Ja raczej sądzę, że w pewnym momencie on zaczął wielu kojarzyć się pedalsko i dlatego mieli np problem, by założyć chłopcu różowe skarpetki czy różową koszulkę do spania, nawet gdy ten był niemowlakiem. Z kolei u kobiet kojarzy się z pustakami, pindami i lalusiami. Nigdy nie sądziłem, że może za to jeszcze odpowiadać budowa ciała.
UsuńJestem w końcu.
OdpowiedzUsuńZnów wspomnę o przecinkach. Miałam wcześniej też wypisane rzeczy, ale niechcący kliknęłam coś i cholera wróciłam jakby do strony głównej. Aish...ja to zawsze muszę coś zrobić.
Pierwsze to, "zapewne matka tej nieletniej matki". Mi to nie pasuje.
Raz było "Patryk" zamiast "Patryka", i jeszcze "spali z sobą", wydaje mi się, że powinno być "ze sobą". Takie drobne literówki.
Przyznam szczerze, że jakoś lepiej chyba Ci wychodzi pisanie w trzeciej osobie. Tutaj ciężko mi było wczuć się w bohaterkę. Rozmowa Rudej z matką mnie nieco rozbawiła pomimo wulgaryzmów. Chociaż nie pochwalam tego języka przy małych dzieciach. Mam wtedy ochotę zabrać dziecko, bo przez takich rodziców, rosną zwykle na łobuzów albo na poszkodowane dzieci, które mają ciężko przez prawie panującą patologię w domu. Jestem przeciwna takiemu wychowywaniu.
Nie wiem, co mam myśleć o Malickim. Mam wrażenie, że maczał palce w zaginięciu Niny albo coś go łączy z nią. Tworze chyba pedofilię xD nie ufam facetom xD nie wiem czy faceci naprawdę nie zwracają uwagi czy Robert tylko próbował coś zatuszować, że nie wiedział czyj to był stanik. Jeśli to była bielizna jego żony i wcześniej się z nią tam kochał to powinien wiedzieć. Poza tym, jak to nie jego żony to halo...można domyślić się po rozmiarze.
Trochę się zgubiłam w tych imionach kto z kim, co i jak, ale pewnie dalej ogarnę to.
Życzę weny i pozdrawiam!
PS. Nie wiem czy mam informować o nowym rozdziale, bo zwykle tego nie robię, tak wiec zapraszam.
dragon-story.blogspot.com
Ja i przecinki, to żyjemy zupełnie odrębnym życiem i zdaję sobie z tego sprawę, ale piszę bo lubię, za każdym razem się czegoś uczę, a poprawianiem zajmę się, gdy doprowadzę opowiadanie do końca i trochę od niego odpocznę, tak by samemu mieć dystans.
UsuńJa pisałem ten rozdział bardzo dawno temu i już nie pamiętam czy te literówki były w narracji, czy w dialogach. Jeśli w dialogach, to była to świadoma stylizacja mowy.
Wulgaryzmy to od razu patologia? Jedna awantura z użycie niecenzuralnych słów to patologia? Każdy się czasami kłóci i każdego ponoszą emocje. Niewielu z nas wtedy dba o to, by małoletnich nie było w pobliżu.
Ej, ale ja też nie znam każdego stanika mojej żony. Kobieta ma ich tyle, że po prostu zdejmuję, a po chwili już nie pamiętam czy to był koralowy, łososiowy, czy brudny róż :)
Nadrabiam. Wybacz że po dłuższej nieobecności, ale jak każdy mam swoje obowiązki. Bardzo nie spodobała mi się rozmowa a raczej kłótnia, bo rozmową tego nazwać nie mogę Rudej z matką. Nie chodzi mi tu o wulgaryzmy przy małym dziecku ale o ton z jakim odnosi się do matki. Jakby nie patrzyć to jest jej matka i na choćby odrobinę szacunku zasługuję. Co do Patryka to on chyba kocha Ninę pomimo, że ta go zostawiła. Zastanawia mnie zachowanie Malickiego podczas rozmowy z policjantką, bo skoro się kocha z żoną to raczej powinien wiedzieć czy stanik do niej należy, a on wyraźnie się plątał, tak jakby chciał coś ukryć. Dobrze że śledztwo zaginięcia Niny w końcu ruszyło, choć ja bardziej bym to nazwała ucieczką. Wkrótce pewnie się dowiem jak to się skończy.
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i pozdrawiam. Przy okazji zapraszam na mojego bloga http://buntowniczkazezlamanymsercem.blogspot.com/
Ale ja już niejednokrotnie pisałem w odpowiedziach na komentarze, że dla mnie nie liczy się bycie na bieżąco i rozumiem, że każdy czyta, gdy ma czas i ochotę.
UsuńNiestety, ja sam uważam, że szacunek do rodzica nie jest czymś co dostaje się z automatu, ale czymś co rodzic ma za zadanie wypracować sobie przez lata.
Tylko czy Nina miała powody by uciekać z domu?
ten Robert coś strasznie kręci, ale w sumie nie wiem po co by miał kręcić. Tak szczerze to całkiem nieźle zakręciłeś tą historię i ciężko dojść o co tu chodzi. Powoli to zaczynam zastanawiać się czy Nina jeszcze w ogóle żyje.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się ta postać policjantki dziewczyna dość szybko łączy i kojarzy fakty, ale ta sprawa zdecydowanie nie będzie tak łatwa jak się spodziewała na początku.
A ja nie lubiłem postaci policjantki, bo brakowało jej doświadczenia i profesjonalizmu, ale z drugiej strony ciężko ją za to winić, jak panowie zwykle spychali ją na bok i nie kazali do żadnej wcześniejszej sprawy się dotykać.
Usuń"Chciał poczekać do ślubu, dla niego to było bardzo ważne." hahahahahhahahahahahahha, nie ma takich chłopaków, no proszę Cię xd Patryk to jakiś wybryk natury chyba xd Ale zdziwiłam się, bo to, w jaki sposób go przedstawiłeś, kompletnie nie pasuje do takiego postanowienia w sprawach seksu. :)
OdpowiedzUsuńTak się zastanawiam, czy Robert faktycznie nie ma czegoś wspólnego z zaginięciem Niny. Dziwnie się zachowuje, plącze w zeznaniach. Albo coś go łączyło z Niną albo... a może brata kryje? Chociaż wiele wskazuje raczej na Roberta, ale może to tylko po to, by zmylić czytelników? ;d
Są tacy, ja myślę, że są, tylko, że tutaj, w tym opowiadaniu akurat jest problem taki, że po Patryku nikt by się takich decyzji i poglądów jak "seks dopiero po ślubie" nie spodziewał. To było zaskakujące, podobnie jak ta dziewczyna w chórze. Trochę taka groteska się zaczyna z tego opowiadania robić.
UsuńPanowie się pobili, a więc musiało im pójść o coś. Pytanie tylko o co i którzy tak naprawdę brali udział w tym konflikcie. Domyślam się, że lało się dwóch, a trzeci oberwał przy rozdzielaniu.
Sama postać policjantki taka trochę komiczna, nieogarnięta babka, z wysokimi ambicjami i chcąca daleko zająć, ale obawiam się, że po tym co wymyśliłeś, to ta pierwsza sprawa może ją przerosnąć.
Robert wyraźnie ma coś do ukrycia, ale czy Ninę? Wydaje mi się, że to zmyłka i chodzi o coś zupełnie innego. No i kim jest ten tajemniczy Iwan? To ten po lewo, z szablonu?
Dokładnie, są tacy ludzie i to zazwyczaj są ci, po których by się takich poglądów nie spodziewano.
UsuńDokładnie, TM, lało się dwóch, a trzeci oberwał przy rozdzielaniu. Ponieważ jesteś już dalej, to mogę ci zdradzić, że Robert rozdzielał.
Nie mam pojęcia czego się złapać. Na każde napisane przez Ciebie zdanie zwracam uwagę i prawie każde traktuję podejrzliwie. Robert to już mi w ogóle nie pasi, najpierw ten telefon, paznokieć teraz stanik.. bus z tą firmą. Nie pasuje mi to w ogóle i martwię się, że taką sprawę powieżyli tej policjantce i ciekawa jestem czy da sobie z tym radę.
OdpowiedzUsuńW ogóle co to za ignoranctwo, ze im sie nie chce tą sprawą zajmowac?! Z góry potraktowali to z buta!
Ale jestem zła.
Tak szkoda mi Niny.
Dawno mnie tak coś wciągnęło jak Twój blog. Ta historia jest intrygująca i dobrze przemyślana. Wyśmienicie się to czyta :)
Faktycznie, dużo myślałem o tej historii zanim ją napisałem, ale i tak uważam, że gdzieś po drodze za bardzo popłynąłem lub co niektóre wątki za mało opisałem, źle wyjaśniłem.
UsuńOoo! Rozdział zaczął się naprawdę super! Lubię czytać o pracy policji, więc to chyba będzie mój ulubiony rozdział hehe
OdpowiedzUsuńRobert naprawdę zaczyna się gubić we wszystkim co mówi. Na miejscu Klaudii przyjrzałabym mu się bardziej. Mam wrażenie, że coś ukrywa, a jego rozpacz jest lekko udawana.
Hmm… Zastanawiam się dlaczego Nina zerwała z Patrykiem w dzień imprezy. Pokłócili się, czy ona rzeczywiście miała romans z jakimś trzydziestoletnim przystojniakiem, jak zeznała Malwina? W sumie… skoro Patryk nie chciał się z nią przespać, bo chciał zaczekać do ślubu (swoją drogą… ależ zasady hehe). Dalej: dziwna sprawa z tym stanikiem. Robert zaczął się trochę pocić, kiedy Klaudnia o niego zapytała. Czyżby idealny pan mąż miał kochankę? Ten Robert coś kręci… Zresztą Patryk tez dziwnie się zachowuje. Rzeczywiście to zastanawiające, że był jej chłopakiem i nie wiedział jakie relacje łączą ją z ojczymem.
Poza tym wyczuwam baaaaaaardzo wielkie podobieństwo między mną a zaginioną dziewczyną. I nie chodzi tylko o imię :D Ja też, podobnie jak bohaterka nienawidzę różowego koloru, podobnie się ubieram, podobnie myślę i lubię męskie sporty. Tychonie, ściągałeś ze mnie, tworząc tę postać? Hehe
Jestem niesamowicie ciekawa co tak naprawdę stało się z Niną, więc przechodzę dalej.
A ja w ogóle nie przepadam za policja...
UsuńKlaudia będzie się bardziej przyglądała Robertowi. Właściwie to kobieta się na niego uweźmie.
A być może ściągnąłem z ciebie, a nawet o tym nie wiem. Może się kiedyś spotkaliśmy i utkwiłaś mi w pamięci xD