niedziela, 10 stycznia 2016

Rozdział 7 – Taśmy wspomnień


Znad rzeki wspomnień obraz unosi się
Dom twój daleki, zgubiony dawno gdzieś...
Bajm – W pustyni i w puszczy

Jeździłam za Robertem Malickim jakiś czas, ale w końcu udało mu się mnie zgubić. Czułam, że dołożył do tego wszelkich starań. Z początku nie chciałam, by dostrzegł, że go śledzę, ale gdy wiedziałam, że znalazłam się na straconej pozycji i mężczyzna rozszyfrował moje intencje, to uznałam, że jeśli mnie zgubi, to może oznaczać jedynie tylko tyle, że ma coś na sumieniu albo wiele do ukrycia. Dotarłam do domu, zdjęłam obuwie i odzież wierzchnią, a potem rozsiadłam się wygodnie na kanapie, w wynajmowanej kawalerce i podpięłam dysk wymienny do komputera. Znalazłam tam dużo folderów i plików, wszystko posegregowane, niczym w kalendarium.
Ktoś jest pedantyczny – pomyślałam i odpaliłam jedno z nagrań, takie z dwutysięcznego ósmego roku.
Na ekranie laptopa ukazał się obraz, na którym roczny chłopiec, z burzą loków na głowie, zdmuchiwał pierwszą świeczkę. Trzy razy do tego podchodził i za każdym razem zamiast wypuszczać powietrze, to on je wciągał. W końcu mała dziewczynka, o jasnych włoskach, została podniesiona przez Malickiego i wyręczyła młodszego brata. Wywnioskowałam, że musiała to być Majka, bo teraz miała jakieś jedenaście lat, a na nagraniu nie więcej niż cztery.
Szybko się z nim związała – wywnioskowałam na głos, szacując wiek dzieciaków. – Miała dwu czy trzyletnią córkę, a już była w ciąży z tym smarkaczem.
Nie umiałam ukrywać sama przed sobą, że mały Piotruś nie przypadł mi do gustu. Dzieciak był ewidentnie rozpuszczony i w stosunku do matki bezczelny, kierowała nim postawa iście roszczeniowa. Musiałam się jednak wyzbyć swoich uprzedzeń i obserwować dalej nagranie, w znacznym skupieniu, by czasami czegoś ważnego nie przeoczyć. Na nagraniu poznałam Huberta, który miał wtedy długie włosy. Zobaczyłam także małą Ninę i jeszcze mniejszą Ankę, które się co jakiś czas poszturchiwały i przepychały. Co chwila je ktoś rozdzielał i zachęcał do innej zabawy. Przypatrywałam się tej zgrai ludzi: rozwrzeszczanym i rozbieganym dzieciom, kobietom podającym do stołu i wycierającym buzie tym smarkom oraz mężczyznom, pijącym wódkę za zdrowie solenizanta.
Moje, moje! – krzyczał co jakiś czas roczny Piotruś, podskakując, jak nie ojcu na kolanach, to matce albo starszej siostrze czy komuś innemu, kto akurat zechciał się nim zająć.
Już wtedy był taki rozwrzeszczany – syknęłam.

Przełączyłam nagranie na inne. To było z okresu wakacyjnego. Tym razem moje oczy zobaczyły zieleń równo przystrzyżonego trawnika, duży dmuchany basen z wodą, ławki i stoliki skryte w cieniu parasoli, leżaki oraz grilla. Zwróciłam uwagę na dom i już wiedziałam, że miejscem nagrania, jest ogród Malickich. Nawet zjeżdżalnia i drewniany domek, były takie same. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, kto trzymał kamerę, ale obecnie nakierowywana była na Huberta, z jakąś młodą dziewczyną, usadowioną na jego kolanach, która co jakiś czas kąsała go w szyje albo w dolną wargę. Potem ujęcie objęło Roberta, który wyszedł z domu w samych, krótkich spodenkach, o, moim zdaniem, nieładnym, pomarańczowym kolorze. Jedną dłoń miał skrytą za plecami.
Masz coś dla mnie!? – krzyknęła Majka, która nagle przybiegła nie wiadomo skąd i zaczęła kręcić się wokół ojczyma, usiłując zerknąć za jego plecy.
Robert skutecznie się przed tym wzbraniał, ale w końcu został pokonany i tak jakby odpuścił.
Nie, to nie dla mnie. – wyznała dziewczynka i na moment spochmurniała, a następnie pobiegła w kierunku, w którym znajdował się basen.
Robert podszedł do żony, która nie miała zadowolonej miny. Nachylił się, muskając ją w policzek i szepnął coś na ucho. Co prawda nie umiałam czytać z ruchu warg, ale wywnioskowałam, iż było to coś na wzór tylko się nie gniewaj i już po chwili, butelka czystej zero siedem, wylądowała na środku drewnianego stołu. Wszyscy się ucieszyli, a najbardziej Hubert, który wstając, omal nie zrzucił ze swoich kolan tej kobiety, co go wcześniej kąsała po szyi. Mężczyzna zaczął polewać, kamerę ktoś odłożył i to krzywo, przez co musiałam ściągnąć policzek do ramienia, co było bardzo niewygodne. Zauważyłam, jak Nina podsuwa swoją szklankę, a Hubert, gdyby nie interwencja Roberta, który chwycił go za dłoń w ostatnim momencie, to byłby gotowy polać nastolatce.
No ej! – oburzyła się dziewczyna, splatając ręce na piersi. – Mam już siedemnaście lat! – krzyknęła i ostentacyjnie, trochę nazbyt teatralnie, tupnęła nogą.
Jak mama pozwoli – padły słowa bruneta, który wychylił pierwszy kieliszek i oczywiście, dokonał tego, bez konieczności przepijania.
Coś czuje, że pan Robert Malicki nie stroni od alkoholu – powiedziałam sama do siebie i na rozbudzenie sięgnęłam po kubek z gorącą kawą.
Sylwia pokiwała głową na nie, gdy Nina usilnie starała się przekonać wszystkich wokoło, że i jej się wódka należy. Przy stole, nieopodal boku Niny, zaraz pojawiła się Anka, mówiąc z wyraźną pretensją w głosie, wyczuwalną co najmniej na dwa kilometry:
Jeśli ona może, to ja też.
Ale ona nie może. – Robert uśmiechnął się do obydwóch nastolatek i tym razem chwycił za butelkę z soczkiem dla dzieci. – Piotrek! – krzyknął i potem rzucił butelką w stronę basenu, a dzieciak złapał ją w locie. – Tylko nie wchodźcie jeszcze do wody, bo się nie nagrzała! Chory będziesz jak wleziesz do zimnej!
Nie będę! – upierał się siedmiolatek, ale zanim zdążył wstawić choćby stopę do basenu, to ta pani, co wcześniej siedziała Hubertowi na kolanach, chwyciła go pod paszkami i się z nim zakręciła.
Zjawili się jacyś następni goście. Było ich czworo, dwoje dorosłych i dwoje bardzo podobnych do siebie dzieci – dziewczynki, bliźniaczki, niedużo młodsze od Piotrka. Mężczyzna rzucił piłką do rugby w plecy Roberta. Oczywiście, uczynił to niezbyt mocno, raczej delikatnie.
A ty jak zwykle się obijasz – warknął. – Grilla powinieneś rozpalić i pilnować.
Dlaczego ja? – zdziwił się. – Ja dbam tutaj o to, by wszyscy mieli co pić – pochwalił się wyczynem, który z pewnością nie był niczym pozytywnym, w oczach jego małżonki.
Norbert, on ma rację – wtrącił się Hubert. – Przy grillu to go lepiej nie ustawiajmy.
Dlaczego? – zdziwiła się ta, co wcześniej kręciła Piotrkiem, robiąc dziecku w ten sposób coś a'la-karuzelę.
Bo Robert zanim by przewrócił pierwsze, to już by się ostatnie spaliło – odpowiedziała jej Sylwia. – On może zrobić wszystko, byle nie gotować, prawda kochanie? – objęła go, wtulając się w niego i musnęła w okolice obojczyka.
Ale to zależy jakie wszystko – bronił się Robert. – Ty im nie mów, że ja mogę robić wszystko, bo zaraz mnie do jakieś ciężkiej harówki, porównywalnej do pracy w kamieniołomach, wyślą.
Do jakiej na przykład? – zapytała Majka, klękając na ławce, by dosięgnąć miski z chipsami.
A na przykład... nie wiem.... – Przewrócił oczami i stanął za żoną. Obejmując ją, na krótki moment, zacisnął jedną dłoń na jej piersi, a potem położył ją otwartą, na niemal płaskim brzuchu.
Na moment zatrzymałam nagranie, bo zza płotu mignęła mi jakaś postać. Była to niewyraźna sylwetka mężczyzny. Najprawdopodobniej był to mężczyzna, co wnioskowałam po szerokich barkach, ale jego włosy były dłuższe, takie sięgające za uszy. Zrobiłam zdjęcie i obiecałam sobie, że pokombinuje jak poprawić obraz, by móc rozczytać z tej stop-klatki więcej. Potem ponownie spojrzałam na Sylwię i na Roberta, na jego dłoń umiejscowioną na jej brzuchu, na prostą, wąską, zwykłą obrączkę na serdecznym palcu i doszłam do pewnych wniosków. Pierwszym było, że ta kobieta zupełnie nie pasowała do Malickiego. Była nieco okrąglejsza, tu i ówdzie, co znaczyło, że miała na czym siedzieć i czym oddychać, a tego akurat mogłam jej pozazdrościć. W ogóle zaczynałam ją podziwiać za ten płaski brzuch, pomimo wydania na świat trójki, rozwrzeszczanych bachorzysk. Brunetka miała też lekko opaloną karnację i ładne, duże oczy ,o ciemnych, brunatnych tęczówkach. A Robert? Zwykły facet. Nie gruby, nie umięśniony, raczej chudy, choć, gdy coś podnosił, to widać było twardość jego ramion, co było wręcz wyczuwalne, nawet przez ekran laptopa. Włosy miał takie nijakie, jakby nie ułożone w żaden sposób i trochę się kręciły przy końcach. Miał też już lekkie zakola i był znacznie bledszy od swojej partnerki. Jedno, co mi w nim przypadło do gustu, to męski, delikatny zarościk, w odpowiednich miejscach. Zastanawiałam się więc, co kobieta, która została jego żoną, mogła w nim widzieć. Przeszłam na inne myślenie i starałam się sobie odpowiedzieć na pytanie, co inne kobiety widzą w Malickim, o ile w ogóle coś widzą. Nagle mnie olśniło! Portfel! Inne kobiety widziały w nim zaradnego, ustawionego, pracowitego faceta, który dorobił się w życiu więcej, niż kawalerki na własność.
Włączyłam nagranie ponownie, nieco cofnęłam i po raz kolejny usłyszałam pytanie Majki, o to, czymże może być dla jej ojczyma ta ciężka harówka, porównywalna do tłuczenia głazów w kamieniołomach.
Dziećmi mi się każą zajmować – warknął do niej zabawnie, czym sprawił, że nawet na moje usta wkradł się delikatny uśmiech.
Wcale nieśmieszne – oburzyła się ta mała, a Robert usiadł na ławce i wziął żonę na jedno kolano.
Wyglądali na szczęśliwych, wszyscy, cała ta rodzinna zgraja i to nawet ja byłam zmuszona przyznać. Przyglądałam się więc szóstce dorosłych, dwóm małolatom i czwórce jeszcze małych dzieci, którzy spędzali przedpołudnie w ogrodzie, przy basenie, grillu i piciu wódki.
Nina wykorzystała moment nieuwagi i chwyciła za butelkę, ale zanim zdążyła ją gdzieś porwać albo chociażby odkręcić nakrętkę, to Robert zacisnął swoją dłoń na szyjce tej samej butelki.
No... tylko jeden – nalegała postękując. – Ance też naleje – powiedziała niby do ojczyma, ale spojrzała na przyrodnią siostrę, jakby szukała w niej poparcia.
Skoro tak, to ja uważam... – zaczęła ciemnowłosa Ania swój wywód, któremu nie dane było ujrzeć światła dziennego i dotrzeć do uszu obecnych, bo jej ojciec się wyraźnie zirytował.
Ale ja mam głęboko w poważaniu, co jedna i druga uważa – uniósł się. – Zostaw tą butelkę. – Sam zabrał dłoń ze szkła i jak gdyby nigdy nic, chwycił po szklankę z colą.
A jeśli nie, to...
Nina, przestań – tym razem odezwała się Sylwia.
Ale od kieliszka jeszcze nikt się nie zatoczył – poparła Ania, a Hubert usiłował zmienić temat na jeden z kategorii pospolitych, czyli ciekawe czy dziś będzie padać, bo tak duszno jest?.
Możecie obie przestać i wstydu nie robić? – zapytała Malicka, jak na nią, to chyba nad wyraz ostro, bo wszyscy byli tym nieco zdziwieni. Ja jednak uważałam, że najwyraźniej, także ją, wiercenie dziury w brzuchu, przez te dwie małolaty, zaczynało męczyć i irytować.
Zanim padła odpowiedź, to Robert się wtrącił:
A tak w temacie wstydu, to albo obie kończycie dyskusję, albo ja jedną i drugą wezmę na stronę, i naprawdę wstydu wam narobię.
Anka odpuściła, powiedziała, że nie to nie. Chwyciła za badmintona i nakłoniła dziewczynę wujka do zabawy. Nina natomiast się oburzyła i uznała nie będę się do ciebie odzywać, bo traktujesz mnie jak dziecko, a ja nie mam już ośmiu lat.
Jasne – szepnął, wychylił jeszcze jeden kieliszek, a potem poprosił żonę, by zeszła z jego kolan.
Musiałam przyznać, że w porównaniu do wcześniejszego zachowania Huberta, który podczas wstawania o mało nie zrzucił swojej partnerki, to Robert zachowywał się jak należy, prosząc Sylwie o zejście.
Ojczym podszedł do Niny, chwycił ją w pół od tyłu i podniósł z ławki.
Dziewczyna piszczała i kopała nogami, gdy ją wyniósł do stołu.
Zapewnię ci ochłonięcie – powiedział rozbawiony, idąc w kierunku basenu.
Robert, nie, bo woda jest zimna! – krzyczała nastolatka.
Mężczyzna się poślizgnął w chwili, gdy byli już przy samym basenie. Sam wpadł do tej, zapewne lodowatej, wody, co dało się wywnioskować z wyrazu jego twarzy, a Ninę wypuścił z rąk w ostatnim momencie. Dziewczyna, co prawda, upadła tyłkiem na trawę, ale i tak miała przy tym niezły ubaw.
Bozia cię pokarała, bo nie chciałeś się wódką podzielić – powiedziała do ojczyma, czym wszystkich wprawiła w rozbawienie.
Nie zauważyła tylko tego, że Majka podaje Hubertowi wąż ogrodowy. Mężczyzna odstawił papierosa do popielniczki i ruszył na paluszkach w kierunku blondyny, i nakierował na nią trzymany w dłoniach przedmiot. Dał znać Majce, by odkręciła wodę, a wtedy jej strumień uderzył dziewczynę prosto w gołe plecy, bo nie miała na sobie niczego więcej, niż stanik od bikini i krótkie, dżinsowe spodenki. Nina podskoczyła i z zimna zazgrzytała zębami.
Oszalałeś!? – wrzasnęła, nie hamując swojego gniewu.
Hubert w odpowiedzi tylko się zaśmiał. Podszedł do basenu, by podać bratu dłoń, ale ledwie to uczynił, a Nina i te dwie identyczne smarkule, pchnęły mężczyznę z taką siłą, że wylądował obok Roberta w tej zimnej wodzie. Ten jednak nie zamierzał pozostawać w basenie ni chwili dłużej. Wstał i otrząsnął się niczym pies po kąpieli, a potem chwycił Piotrka i jedną z bliźniaczek pod pachę, i wrzucił do wody. Dziewczynka miała na sobie bardzo ładną, białą sukienkę w żółte kwiaty, którą potem bez cienia wstydu i skrępowania postanowiła z siebie zdjąć, gdyż była mokra i pozostać w samych majtkach. Robert zabrał jej ubranie, gdy już ta dzieciarnia, która się na niego rzuciła pozwoliła mu wyjść z basenu i powiesił je na suszarce, znajdującej się nieopodal. Stanął za żoną i chciał ją objąć, ale ta niespodziewanie go odtrąciła.
Jesteś cały zimny – warknęła niezadowolona.
Ale otrzymałeś komplement od swojej kobiety – zakpił Hubert, a Norbert spojrzał na niego wzrokiem, który gdyby mógł zabijać, to chłopak zapewne już kilka lat wcześniej padłby trupem.
Norbert w ogóle był dziwny, prawie wcale się nie odzywał. Jego żon,a to jeszcze rozmawiała, bo albo wymieniała z Sylwią i dziewczyną Huberta poglądy na tematy kosmetyków i ubrań, albo zagadywała dzieciaki.
Cholerny – stwierdził średni Malicki odnośnie komplementu małżonki. – Tak mi się spodobał, że chyba sobie na klacie wytatuuje. – Puścił oczko do kobiety, która wyraźnie się zawstydziła. Usiadł tak jak poprzednio, a żona Norberta położyła suchy ręcznik na jego barkach.
Abyś się wytarł – oznajmiła, a Majka zauważyła, że kamera ciągle nagrywa.
Zatytułujemy rodzina wariatów – stwierdziła Nina i podniosła kamerę tak, by obraz znajdował się w pionie. Po przybliżała, po oddalała, a potem wręczyła ją Hubertowi, a sama poszła do domu się przebrać.
Hubert nagrywał dzieciarnie, która strzelała się wodą z zabawkowych pistoletów i obżerała słodyczami albo samą chemią, w postaci chipsów. Norbert zabrał się do robienia grilla, a Robert skądś wytrzasnął drugą butelkę wódki, bo pierwsza była już prawie całkiem opróżniona. Kamera uchwyciła także Ninę w ładnej, letniej sukience oraz Patryka, który siedział na murku po drugiej stronie i wyczekiwał na swoją księżniczkę. Kiedy do niego dotarła, to stanęła na palcach, a on się pochylił, by mogli sięgnąć do siebie ustami. Panowie go zawołali, jak to Hubert określił na malucha na jedną nogę, a potem był maluch na drugą nogę. Wywnioskowałam, że dziewczyna szła z Patrykiem potańczyć, bo rozpoczynały się imprezy wakacyjne, a tych dwoje nawet coś wspominało o darmowych wejściówkach, bo kolega nastolatków stał na ochronie.

Po obejrzeniu tych dwóch materiałów uznałam, że nie jest tak źle, jak myślałam na początku i przeszłam do kolejnego nagrania. Co prawda, nadal za samym Robertem nie przepadałam, ale już nie byłam taka pewna, iż to on przyczynił się do zaginięcia pasierbicy. Nie wydawało mi się, by mógł ją molestować, gwałcić czy w jakiś inny sposób wykorzystywać. Teraz widziałam w nim normalnego, przeciętnego faceta, który jak większość, lubił wypić, pożartować i czasami coś nieuprzejmie warknąć. Oglądając wesele Huberta z tą dziewczyną, co na wcześniejszym nagraniu, kąsała go w szyje i dolną wargę spostrzegłam też, że Robert Malicki lubił się bawić, tańczyć, wygłupiać. Doszłam do wniosku, że gdyby zachowywał się podobnie w chwili naszego poznania, to zapewne nawet obdarzyłabym go sympatią. Ale pierwszego wrażenia nie dało się tak łatwo zatrzeć i wymazać. Nadal go nie lubiłam i nadal odczuwałam do niego dziwną niechęć, choć na tych filmikach, które przyszło mi oglądać, dało się zauważyć, że żona była z nim naprawdę szczęśliwa.
Pomijając kilka nagrać, dotarłam w końcu do tego zatytułowanego Nina kończy siedemnaście lat. Zanim jednak je włączyłam, to poszłam do niewielkiej kuchenki, by wstawić wodę w czajniku elektrycznym i uraczyć swój organizm, czwartą tego dnia, mocną kawą.
Sprawa, którą prowadziłam wydawała mi się z początku łatwa. W końcu w Polsce ucieka z domu około dwudziestu tysięcy dzieci rocznie. Wydawało mi się, że Nina jest właśnie takim dzieckiem. Osobą niemal dorosłą, która postanowiła się zabawić, ale dziwne zachowanie Roberta, ta bójka, w której uczestniczył także Patryk i brat ojczyma Niny oraz tajemniczy sąsiad, imieniem Ivan, nie dawali mi spokoju. Czułam, że coś musi być na rzeczy. Moja kobieca intuicja się odzywała.
Właśnie oglądałam nagranie z urodzin Niny, gdy wszyscy przenieśli się do garażu, a tam stał żółty cross, obwiązany po całej długości niebieską kokardą. Blondynka w pokarbowanych włosach aż zapiszczała i podskoczyła do góry. Dosłownie myślałam, że za moment uklęknie albo posika się ze szczęścia.
Zanim podziękujesz, to ten prezent ma pewien haczyk – zaczął Robert.
Nina i wszyscy obecni na niego spojrzeli w sposób pytający, a Sylwia się zaśmiała, więc chyba już wiedziała, co jej mężowi chodzi po głowie.
Pamiętasz, jak ci powiedziałem, że jeśli będziesz miała nadal tak kiepskie oceny z historii i tyle nieobecności na WF-ie, to wymyślę stosowną karę?
A co to ma wspólnego z tym? – Wskazała na pojazd. – Tylko nie mów, że nie pozwolisz mi na nim jeździć. Mamy maj, nie zdążę już poprawić ocen i...
Nie, nie, nie. – Zaśmiał się. – On nie ma paliwa.
Ninie uśmiech zszedł z twarzy.
Żartujesz sobie? – dopytywała całkiem poważnie.
Nie. Popchasz sobie go na stację. Zadbasz o kondycje.
Przecież to pod górę – zauważyła. – I kilka kilometrów – dodała, spoglądając na wszystkich po kolei. – Poza tym, ja dbam o kondycję, tylko nie lubię biegać bez sensu i grać w siatkówkę, a my nic więcej nie robimy na WyFy – wytłumaczyła wszystkim obecnym.
Jasne, jasne – dorzucił swoje trzy grosze jakiś młody chłopak z tłumu, prawdopodobnie jeden z kolegów dziewczyny albo jakiś kuzyn.
Spadaj – syknęła Nina, a potem podeszła bliżej matki i ojczyma. – On ma paliwo, prawda? Tylko się wygłupiałeś?
Bak jest naprawdę pusty – odpowiedziała jej Sylwia.
Nie wierzę wam.
Robert specjalnie pół dnia jak cię w domu nie było, to to paliwo zlewał, a potem dymił, by całe zeszło.
I tak wam nie wierzę!
To sprawdź sama – zaproponował brunet. – Mama da ci kluczyki.
Nina przejęła kluczę z brelokiem świętego Krzysztofa, co było wyraźnie widoczne na nagraniu, bo ktoś zrobił zbliżenie, a potem podeszła do swojego cacka. Zabawnie to wyglądało, gdy usilnie starała się wprawić ten pojazd w ruch, a on za każdym razem gasł, nim na dobre dodała gazu.
No nie! – krzyknęła i tupnęła nogą. – Patryk mi odleje paliwa. Patryk odlej! – rozkazała swojemu chłopakowi, ale ten jedyne co zrobił, to pokręcił głową. – Przecież Robert cię za to nie zwolni – zapewniła. – Powiedz, że go za to nie zwolnisz i niech da mi paliwo dla mnie! – coraz mocniej się irytowało, ku uciesze całego tumu.
Patryk nadal nie chciał się podzielić napędem swoich dwóch kółek z dziewczyną. Robert trwał przy swoim, że gdy złamie umowę, to go zwolni, a reszta się śmiała w głos. Norbert nawet poklepał Roberta po plecach, głosząc, że tym razem, to mu się dowcip naprawdę udał, Anka natomiast krzyczała dobrze ci tak, aż tu w końcu pojawił się sąsiad przy furtce i to z bakiem w dłoni.
Ja u twojego ojca nie pracuje. Mnie nie zwolni. – Puścił oczko do dziewczyny i uśmiechnął się łobuzersko.
Dziękować, dziękować, dziękować. Mój bohater. – Podbiegła do niego i zabrała kanister. – Pusty – zauważyła zaskoczona.
No oczywiście, że tak. Pożyczam ci go, po to, abyś nie musiała pchać tyle kilogramów na stacje. Teraz wystarczy tylko posandałować z kanistrem. – Wszyscy się zaśmiali, a on zapytał – chyba nie sądziłaś, że dam ci pełny?
Robert uznał, że już lubi tego chłopaka i zaprosił go do towarzystwa. Młody, ale jednocześnie już bardzo dorosły mężczyzna wymigał się, mówiąc, że się spieszy. Jednak zanim na dobre zniknął, napełnił kanister, odlewając nieco ze swojego samochodu i podał go dziewczynie. Ich dłonie się styknęły, spojrzenia spotkały, a jego usta dotknęły jej policzka, gdy na szybko składał jej improwizowane, ale pomimo wszystko, niestandardowe życzenia:
Obyś wszystko co powinnaś zrobić wczoraj, robiła pojutrze, by mieć dwa dni wolnego, a te wykorzystała na zabawę, zabawę i jeszcze raz zabawę w gronie przyjaciół, bo młodość ma się tylko jedną, a życie jest ulotne.
Tutaj zatrzymałam nagranie i zrobiłam ujęcie twarzy Ivana. Przepuściłam je przez drukarkę i zastanawiałam się czy życzenia, które składał Ninie, można uznać za groźbę. Wydawało mi się, że nie, ale pomimo tego i tak postanowiłam go odszukać. Mógł być ważnym elementem w sprawie – tym brakującym puzzlem całej układanki. Poza tym, jego nie było, Niny nie było, na nagraniu w ich oczach był pewien magnetyzm – może uciekli razem?
Musiałam też przyznać, że im dłużej przeglądałam nagrania, tym mniej podejrzewałam Roberta. Co prawda, nadal nie pałałam do tego faceta sympatią, ale już nie był dla mnie takim do końca złym ojcem, ojczymem i mężem. W końcu wygłupiał się z tymi dziećmi, dochodziły do niego, bawiły z nim, nie bały się go, a to już duży plus. Gdyby był tak okropny, jak sądziłam na początku, to chyba relacje gówniarzy z nim, byłyby zupełnie inne. Na tym nagraniu z siedemnastki Niny, nawet rozczuliły mnie słowa, gdy podziękowała rodzicom za motocykl i do Roberta powiedziała tato. Potem, kiedy Nina wlewała paliwo do baku, a Patryk ruszył jej z pomocą, dało się słyszeć głos Sylwii:
I w końcu się doczekałeś.
No, po ponad dziesięciu latach – odpowiedział.
Im w większej liczbie imprez rodzinnych uczestniczyłam, jako taki niemy i bezstronny obserwator, tym bardziej obdarzałam ich sympatią. Co prawda, nie byli idealni, dało się dostrzec kilka nieprawidłowości i zachowań, które budziły niepokój. Choćby moment, gdy mały Piotruś odpalał petardy czy ten, gdy Robert o mało nie spadł z krzesła, po wypiciu za dużej ilości alkoholu. Wydawali się być typowi, normalni i zwykli. Skąd więc ta moja czerwona żarówka w głowie, która nieustannie nie dawała mi spokoju? Sama jeszcze wtedy nie wiedziałam, ale od najmłodszych lat, miałam coś, co ludzie zowią intuicją.