niedziela, 17 kwietnia 2016

Rozdział 13 – Chcę znaleźć żonę


Z dala od bliskich, tak nagle rzucił los
W gwarze tajemnic, brzmi nowy, nieznany głos
Znad rzeki wspomnień, obłok podnosi się
Dom twój daleki, zgubiony dawno gdzieś...
Beata Kozidrak – W pustyni i w puszczy

Dariusz Iwanicki, pomimo rozsadzającego bólu głowy, postanowił tego dnia nie łykać kolejnych proszków, nawet o nie nie prosił pielęgniarkę. Wiedział, że te jedynie go otumanią, a ból tak naprawdę nie przeminie, tylko będzie się rozwijał, a po obudzeniu zmusi go do wzięcia kolejnego leku. Chciał mieć możliwie jak najbardziej sprawny umysł i zmusić go do pracy na najwyższych obrotach. Po raz kolejny wybrał numer swojej żony, zarówno ten nowy jak i ten stary. Żaden nie odebrał.
W chwili desperacji, zdecydował się na samodzielne opuszczenie szpitala. Poprosił o wypis na własne żądanie i ruszył śladem swojej żony, tropem, który podyktowany mu został przez serce, a nie rozum, czy zebrane informacje od bliskich. Zdecydował się na przyjrzenie się bliżej jednośladowi swojej żony. Nie musiał włamywać się do garażu. Pani Malicka wpuściła go, gdy zamówił się tym, iż nie tak dawno pożyczał Ninie klucz, a ten teraz jest mu pilnie, bardzo potrzebny.
Grzebiąc w dużej skrzyni na narzędzia, zerkał przez ramię na widocznie podłamaną na duchu kobietę. Już na pierwszy rzut oka widać było, że kilka minut wcześniej płakała. Wywnioskował iż musiała zetrzeć słone krople, teraz lekko przemoczonym rękawem, zanim jeszcze otworzyła mu drzwi. Uznał iż zachowywała pozory. Zastanawiał się tylko co ukrywa – czyżby to, że tęskni i martwi się o córkę. Nie sądził. Wiedział bowiem, iż Sylwia nie ukrywałaby swoich uczuć względem dzieci. Kochała Ninę, kochała całą czwórkę, a on nigdy w to nie wątpił.
Znalazł pan? – zapytała zniecierpliwiona, przestępując z nogi na nogę.
Nie. – Wstał i wytarł dłonie w stare, poprzecierane i popodzierane w kilku miejscach dżinsy. – A może pani mąż będzie wiedział, gdzie...
Roberta nie ma – warknęła nieco agresywniej niż by wypadało.
Pokłócili się państwo? – rzucił szybciej niż pomyślał. – Przepraszam, to nie moja sprawa. Ostatecznie, nie moja. – Skłonił się delikatnie i zatrzymał przy jak sam nazywał pseudomotocyklu. Przyjrzał się uważniej i prędko doszedł do wniosku iż pojazd jest za nowy, by być tym, na którym jego żona zaliczyła kilka glebnięć, podczas wyczyniania cudów i dziwów w pobliskim lesie, na tak zwanych przez wszystkich mieszkańców piaskach. – Do widzenia – dodał i przestał pochylać się nad pojazdem. Wyszedł.
Po powrocie do domu zalogował się do swojego miniaturowego laptopa, który był ukryty w kartonie, przypominającym taki zwyczajny, na męskie skarpety, oraz wciśnięty na dno szafy i nakryty nieposegregowanymi, nieposkładanymi ubraniami. Spędził długie godziny na przeszukiwaniu internetu. Oglądał zdjęcia skuterów, a gdy tylko trafiał na taki jak ten Niny, to dzwonił pod adres firmy i podając się za zainteresowanego kupnem ojca, dyskutował o ilości sprzedanych sztuk w ostatnim czasie. Oczywiście nie narzucał od razu konkretnego modelu, ale zaznaczał, że zna się na rzeczy i nie toleruje ściemniania. Poddawał jednak pod wątpliwość gust własnej córki, dlatego dopytywał o wyniki z jakimi schodziły poszczególne skutery. Sprzedawcy udzielali mu odpowiedzi z jednakowym zapałem, widząc w nim potencjalnego klienta, a on zaczynał już tracić nadzieję, że trafi na odpowiedni trop, aż w końcu jakaś miła pani powiedziała:
Sprzedaliśmy jeden, w zeszły tydzień. Nie schodzą dobrze, bo ten model do najtańszych nie należy, aczkolwiek jest wart swojej ceny. Poza tym to okres zimowy...
Córka rodziła się zimą – odparł, siląc się na pewny, niezachwiany wcześniejszą informacją ton. – Wjadę do państwa, myślę, że dam radę jeszcze dziś, a jeśli nie dziś to jutro – dodał, wcześniej podkreślając na kartce numer i adres sklepu, otaczając go naokoło czerwonym kolorem. Rozłączył się.
Nie wjadę tam z nakazem, bo nie mam skąd go zdobyć, a bez nie jestem nic wart – uświadomił sam sobie i czym prędzej wybrał numer Klaudii, tej policjantki, którą uważał za niezwykłe gapowatą gułę, ale w ostateczności nie miał nikogo innego na kim mógłby polegać, a jak wiadomo, gdy się nie ma co się lubi, to się korzysta z tego co jest.

Klaudia nie odebrała, ale odpisała iż znajduje się na parkingu pod jednym z marketów i odwiedzi go w szpitalu, jeśli chce jej podać jakieś informacje.
Iwan ucieszył się, iż w tym mieście były tylko dwa większe sklepy, w tym jedna galeria handlowa. Zdecydował się podjechać motocyklem właśnie pod nią. Odnalazł samochód brunetki i bez zaproszenia wdarł się do jego wnętrza, zajmując siedzenie pasażera.
Jak mnie znalazłeś? – zdziwiła się. – Czemu nie leżysz w szpitalu? – dodała, otwierając oczy na szerokość pięciu złotych.
To pierwsze nie było trudne, a na to drugie sama znasz odpowiedź, szukam żony.
A ja trafiłam na trop kochanki Malickiego.
Po co? – Wykrzywił zabawnie twarz i wyciągnął przezroczystą, malutką samarkę z kieszeni kurtki. Nabrał na palec nieco amfetaminy i z powodu tego, iż już naprawdę nie był w stanie sobie poradzić z bólem głowy, zdecydował się na wzięcie odrobinki i wciągnięcie jej do nosa.
Klaudia rzuciła mu dezaprobatyczne spojrzenie, a on zupełnie się tym nie przejmując wypytywał dalej o kochankę Malickiego, tym razem nie rzucając żadnym krytycznym słowem. Ostatecznie uznał, że lepiej wiedzieć więcej niż mniej, nawet, gdyby niektóre z informacji, na dłuższą metę, okazałyby się być całkowicie zbędnymi. Zachował więc dla siebie, zdanie iż Klaudia powinna otworzyć biuro detektywistyczne dla rogaczy i zdradzanych żon, a nie brać się za poważne sprawy i zaginięcia.
Widzisz? Tam idzie. – Wskazała brodą na przednią szybę.
Darek szybko dojrzał dobrze mu znanego mężczyznę z dzieckiem na rękach. Zabawiał chłopczyka na wszelkie z możliwych sposobów, podczas gdy rudowłosa nastolatka paliła papierosa, jednocześnie grzebiąc w wózku, jak się potem okazało, w poszukiwaniu smoczka.
Ja wysiądę, ty zostań – zadecydował i nie dał się zatrzymać.
Iwan przechadzał się między samochodami, starając się pozostać niezauważonym, a gdy już był ostatecznie blisko, to przykucnął przy jednym kole i udawał, że zawiązuje buta.
Dziękuję, że nam pomagasz – oznajmiła dziewczyna i przejęła małego drzyjpapę na swoje ręce, natomiast swojego papierosa wcisnęła w usta Malickiego.
Nie lubię czekoladowych – warknął i z odrazą odrzucił jeszcze połowę na bruk, a następnie przydepnął butem.
Twoja córka je pali.
Moja córka pali? – zdziwił się. – Która?
Nie będę kapusiem. Jeszcze raz dziękuję i...
To ja dziękuję za dotrzymanie towarzystwa – przerwał jej. – A co do pomocy, czuję się w obowiązku, skoro...
Robert... – zaczęła i zamilkła. – Ja nie mogę dłużej tego ukrywać – wypaliła w końcu. Mam dość. W ciągu kilku ostatnich miesięcy zostałam samotną matką z dzieckiem, które jest żonatego mężczyzny, a dodatkowo ty... Wiesz co wczoraj powiedziałeś?
Byłem pijany, ale domyślam się. Nikt nie może o tym...
Jak kurwa nikt! Masz syna! Ktoś powinien o tym wiedzieć! Choćby on!!! – wydarła się na całego.
On nie zrozumie! – Chwycił dziewczynę za ramiona i potrząsnął, pomimo że ta ciągle trzymała niemowlę na rękach. – Nie możesz mu powiedzieć! – warknął i przestał nią potrząsać.
Na moment zawiesili się na swoich spojrzeniach, a potem oboje spuścili głowy.
Przepraszam, nie powinienem był – stwierdził, zabierając z niej swój dotyk.
Powinieneś się leczyć. Za dużo pijesz – ośmieliła się zarzucić, a Iwan słysząc ten osąd, uśmiechnął się pod nosem, bo on sam, pomimo iż uważał Malickiego za porządnego faceta, to też twierdził, że chłopina za często nie wychyla za kołnierz, tylko wlewa do gardzieli. – Nikodem... on będzie potrzebował męskiego wzorca, wychowa się bez ojca, dobrze by chociaż było, gdyby miał trzeźwego i nierozdygotanego dziadka. Przemyśl to. Trafię do domu, nie musisz mnie odprowadzać.
Dziadka? – zapytał Darek samego siebie, szeptem, tak, że gdyby ktoś stał kilka centymetrów od niego, to bez problemu by go usłyszał. – Jakiego, kurwa, dziadka? Czyje jest w końcu to dziecko?

Zawiązał sznurówkę po raz dziesiąty tego dnia i powrócił do samochodu Klaudii. Od razu zauważyła jego bladość, ale postanowiła milczeć. W końcu jednak nie wytrzymała i zapytała się, ile podsłuchał.
Niewiele – skłamał. – Jedź na komendę i zdobądź nakaz na ten adres. Jednoślad Niny, nie jest Niny – wyjaśnił ogólnikowo, kładąc kartkę na kokpit, następnie wysiadł z pojazdu i wsiadł na swój motocykl. Założył kask i zdecydował się ruszyć tropem Malickiego, ot tak, dla zabicia czasu, bo i tak bez nakazu, nie miał niczego innego do roboty.
Darek z początku obawiał się, że Robert pozna jego niebiesko-biały pojazd, ale nic takiego nie nastąpiło. Mężczyzna był bardzo zamyślony, snuł się niczym otępiały po mieście, zaliczając po drodze niemal każdy sklep monopolowy, aż w końcu skręcił na osiedle wypasionych willi, gdzie mieściła się najbogatsza elita miasta. Tam też Iwan porzucił swój motocykl i na piechotę, starając się pozostać niezauważonym, podążał za teściem. Dziękował w duchu bogu za to, że bogacze nie lubili czworonogów, przez co teraz żaden na niego nie poszczekiwał.
Malicki wszedł za furtkę, a Darek pozostał na maluśkim chodniku. Wpatrywał się w drzwi i starał się spamiętać kobietę, która otworzyła Robertowi. Nie wiedział kim ona była, bo słońce jakoś tak specyficznie, zupełnie nieproszone napieprzało w jego oczy.
Robert wkroczył do przedpokoju, który zawsze przyprawiał go o dreszcze, klimatem niczym z najstraszniejszych horrorów, kościołów lub muzeów. Następnie minął salon, urządzony w podobnym, staroświeckim i drogocennym, choć niezwykle ciężkim stylu. Wkroczył do gabinetu, który zazwyczaj zajmował jego brat, obok niego oczywiście był gabinet ginekologiczny, w którym zdarzało mu się przyjmować pacjentki. Nie czekał na wyjaśnienia, o nic nawet nie pytał. Po prostu przyłożył, z pięści w nos, przestawiając go przy tym nieco i sprawiając, że niebieska koszula, którą Norbert miał na sobie, zalała się, tryskającą nagle z nozdrzy krwią.
Lekarz złapał się za bolące miejsce i pochylił, ciągle siedząc w wygodnym, skórzanym, obrotowym fotelu. Bolało jak diabli, przez co miał wrażenie, że jeszcze moment i padnie na kolana, albo co gorsza, nawet zemdleje.
Popierdoliło cię!? – zapytał podniesionym głosem.
Ani trochę – padła odpowiedź. – Wreszcie robię to, co trzeba. – Chwycił brata za materiał ubrania i podniósł, a następnie taranem, obaj zderzyli się z drzwiami tarasowymi, później zdemolowali, podczas jatki, pół salonu, a następnie drzwiami wejściowymi wypadli na ogród.
Któryś z sąsiadów musiał wezwać policję, bo pojawił się radiowóz i zabrał jednego pana na komendę w celu złożenia wyjaśnień, a drugiego na izbę wytrzeźwień, uznając, że jest tak bardzo pijany, iż to chyba sam cud sprawił, że jeszcze stoi o własnych siłach.
Iwan przyglądał się temu wszystkiemu z niedowierzaniem, w końcu jednak sobie odpuścił i powrócił do domu. Wiedział jaki jest Norbert, bo Nina kiedyś nawet wspominała, że jej rodzice się o niego pokłócili. Matka dziewczyny uważała, że jej mąż powinien coś poczynić w konkretnym kierunku, jakoś zareagować, zapobiec nim stanie się nieszczęście, a Robert był zdania, że nieproszony o pomoc, nie będzie się w nic wtrącał i wchodził buciorami w cudze małżeństwo. Rzekomo wtedy, na zadane przez Sylwie pytanie, czy gdyby Aneta go poprosiła, to zeznawałby na jej korzyść, odpowiedział, że nie, bo Norbert jest jego bratem i nie będzie występował przeciw niemu. Malicka wtedy się śmiertelnie obraziła i nie odzywała do własnego męża kilka dni. W końcu jednak odpuściła, uznając, że może Robert ma racje, że może gdyby Aneta chciała odejść, to sama znalazłaby w sobie siły i motywacje, i nie należy się mieszać w cudze sprawy, a zająć swoimi.
No to się wmieszał – skomentował, otwierając drzwi domku, w którym wynajmował jedynie pokój.

Niespodziewanie poczuł wibracje swojego telefonu komórkowego. Odebrał.
Cześć – powiedział do swojego długoletniego partnera z pracy.
Prosiłeś o informacje odnośnie pewnej kobiety – przypomniał Mariusz. – Chyba w końcu ją znalazłem. Wyszła za mąż i przyjęła nazwisko męża, została przy nim nawet po rozwodzie.
Jak się teraz nazywa?
Linder – odpowiedział i zaczął wertować papiery, chcąc podać przyjacielowi możliwie jak najwięcej informacji.
Darek jednak był już głuchy na pozostałe słowa. W jego głowie rozbrzmiewało samo Linder i przed oczami widział moment, gdy on i Nina zabrali Majkę i Piotra na pobliskie boisko, by pokopać z nimi w piłkę. Konkretnie to Nina wtedy obiecała ojczymowi, że się nimi zajmie, a on po prostu zdecydował się jej towarzyszyć.
Jak w szkole? – zapytał wtedy małego Piotrusia.
Zajebiasco! – odpowiedział zadowolony chłopczyk. – Pani mnie lubi najmocniej ze wsyskich dzieci. Nowa jes, inna nis w psetskolu – dodał, wykopując piłkę, możliwie jak najdalej. Akurat było mu dane stać na bramce.
A ty ją lubisz?
No! Psesywam ją z innymi dziećmi Linda, jak ten aktol, co mama go lubuje!
Czemu Linda!? – wrzasnął i zaczął kiwać się z Majką, starając się jej zabrać piłkę i już nigdy nie oddawać, przynajmniej do końca piątej dziesięciominutówki, bo właśnie tak rozdzielili sobie grę w popularną stonogę.
Bo się Lindel nazywa! – Uśmiechnięty od ucha do ucha malec, pokazać braki w uzębieniu i zamienił się z Darkiem, rozkazując – teraz ty stań na blamie, a ja będę napieldalał!
Iwanicki otrząsnął się ze wspomnień przeszłych wydarzeń i przerażony, zapytał Mariusza:
Kiedy ona rodziła?
Jakoś pod koniec roku, w szpitalu na Batorego i...
Sprawdź, uwaga, to bardzo ważne. Sprawdź, czy tego dnia był jeszcze jakiś poród, albo czy na porodówce znajdowała się Sylwia Malicka.
Sylwia...
Malicka – powtórzył wyraźnie. – Ona nie wróciła do miasta bez powodu – powiedział jakby sam do siebie, ale kolega wyraźnie go słyszał.
A po... – nie zdążył nawet dokończyć pytania, a już usłyszał sygnał zakończonego połączenia.
Darka jakby samoistnie nogi poniosły w stronę balkonowego okna. Wejrzał przez tafle szkła i dojrzał bawiącego się z psem małego Piotrusia Malickiego, jak zwykle w towarzystwie jasnowłosej jedenastolatki.
To niemożliwe – zapewniał samego siebie. – Nie... nie, po prostu nie – głosił niczym opętany, a jednak zdecydował się otworzyć drzwi i wyjść na balkon. – Piotrek! Majka! – ryknął. – Chcecie chipsy!?
Dwie pary zaciekawionych oczu odszukały jego postać i ochoczo przytaknęły. Majka jeszcze podbiegłą do Anki, która siedziała nieopodal na ławce i pisała SMS-y. Dziewczynka uprzedziła, że idą na moment do sąsiada. Piotrek nie kłopotał się przekazywaniem takich informacji starszemu rodzeństwu. On zazwyczaj czynił to co lubił i co chciał, więc chwila moment, a już łapał za klamkę i wbiegał na korytarz.
Gdzie są te chipsy!? – dopytywał zniecierpliwionym tonem, nawet przy tym przytupując jedną nogą.

środa, 13 kwietnia 2016

Rozdział 12 – Jak statystyczny Polak


Statystyki, urzędy, badania rynku, liczby
Jesteśmy dla niektórych tylko numerami wszyscy
Ponoć mamy głos, ponoć tu się liczą z nami
Jesteśmy statystycznymi, zwykłymi Polakami...
Aro – Statystycznie

Siedząc na korytarzu szpitalnym, wpatrywałam się w brudnawy błękit ściany, znajdującej się przez mną. Nie wiedziałam co mam czynić. Czy zostać, czy wracać do domu? W sumie, nie byłam dla Iwana nikim szczególnym, nawet się nie znaliśmy, ale to był mąż Niny – dziewczyny, której szukałam i ta myśl, nie pozwoliła mi go tak po prostu zostawić samego sobie i opuścić to, przyprawiające o depresje, miejsce. Czułam się winna mu coś, cokolwiek, z racji tego, że jeszcze nie odnalazłam dziewczyny, która dla niego była kobietą życia.
Kto jest jego lekarzem prowadzącym? – zapytał mnie jakiś obcy głos, jednocześnie wyrywając z rozmyśleń.
Rozejrzałam się najpierw w prawo, a potem w lewo. Byłam zdezorientowana, ale w końcu dostrzegłam lekarza i wstałam przed udzieleniem mu odpowiedzi.
Nie wiem – powiedziałam.
Pani jest jego żoną?
Już miałam odpowiedzieć, że nie, że ja poszukuję jego żony, a jestem z policji, ale uznałam, że to nie pomoże całej sprawie, a może tylko jej zaszkodzić. Z tego co wywnioskowałam z podsłuchanej rozmowy Darka i Roberta, to Maliccy nie wiedzieli nic a nic o tym tajemniczym ślubie i wątpiłam, że Nina z Iwanem pragnęli, by dowiedzieli się z plotek albo ode mnie.
To mąż przyjaciółki – skłamałam szybko.
Niech ona się do mnie zgłosi, gdy dotrze na miejsce – zaczął, a potem mi się przedstawił, pewnie po to, bym podała owej przyjaciółce jego personalia, aby mogła go odnaleźć i dopytać się o męża, ale...
Co ja mu miałam powiedzieć? Że możliwe, iż Nina nigdy nie dotrze na miejsce? Że prawdopodobnie ona może już nie żyć, bo mógł zabić ją chłopak, który był jej chłopakiem, gdy ona już miała męża? Brzmiało to co najmniej nieprawdziwie, zakłamanie i nierealnie, ale kurwa, tak było, albo raczej mogło być i ja sama pragnęłam wierzyć, że się mylę, i że Nina gdzieś jest, najlepiej cała i zdrowa.
Dobrze – odpowiedziałam. – A czy mogłabym go odwiedzić?
Tak, oczywiście, ale jutro. – Uśmiechnął się do mnie przyjaźnie, ale w oczach miał coś takiego, co upewniało mnie jedynie o tym, iż stan Darka jest bardzo poważny i że zdaniem lekarzy, każda chwila może być jego ostatnią.
Ze szpitala od razu pojechałam na komendę. Chciałam pomówić z Patrykiem, wypytać go o wszystko i co tu dużo kryć, miałam nadzieję, że on wie, gdzie jest Nina. W końcu świat nieraz widział zakochanych wariatów, co przetrzymywali swoje dziewczyny w piwnicach. Ci bardziej zaawansowani, nawet w lodówkach, martwe, z odciętymi stopami, by im już nigdy więcej nie uciekły, ale... Stemplewski nie wyglądał mi nigdy na takiego psychopatę.
Dziewiętnastoletni małolat, siedział na krześle i popijał wodę z plastikowego kubeczka. Nawet nie zerknął w moją stronę kiedy weszłam do pomieszczenia, w którym się znajdował. Uniósł głowę dopiero kiedy zasiadłam dokładnie naprzeciw niego i przywitałam się banalnym cześć.
Dobry wieczór – odparł grzecznie, ale jego oczy były pełne odrazy. – Jestem podejrzany? – zgadywał, choć wyglądał na takiego jakby stwierdzał fakty, a nie dopytywał.
Dziwisz się? – syknęłam, zaskoczona iż ten gówniarz ma jeszcze do mnie pretensje.
Wzruszył ramionami i ponownie objął kubeczek dłonią, ale nie poczynił kolejnego łyka. Nawet nie skierował kubka do ust.
Nic nie zrobiłem Ninie – oznajmił ze łzami w oczach. – Nie mógłbym.
I tak po prostu przebolałeś, że rzuciła cię dla innego?
Statystycznie, większość miłości gimnazjalnych i licealnych się kończy, nie trwa po grób. Czy każdy taki chłopak, robi coś tej lasce?
Nie, ale nie każda dziewczyna znika bez śladu. Nina zniknęła.
Wbił spojrzenie w popękany blat stolika. Pokręcił głową.
Nic jej nie zrobiłem. Pokłóciliśmy się, szarpnąłem, ale nic... wyszła. Ona ode mnie, z mojej imprezy wyszła i są na to świadkowie – przypomniał.
Nie miałam argumentów, ani wprawy. Nie umiałam dociskać, więc zmyłam się stamtąd zanim odczułam smak porażki i jeszcze mocniejsze uczucie złego wypełnienia swoich obowiązków. Czułam się mała, przegrana i poległa, ale nie miałam ani chwili czasu dla siebie, na swoje użalanie się. Gdzieś tam, w tym świecie, była ta siedemnastoletnia Nina Malicka – żona, córka, siostra i pasierbica. Miałam wrażenie, że ona mnie potrzebuje i że jej bliscy chcą ponad wszystko jej odnalezienia, a ja jestem po to by ją znaleźć – żywą lub martwą, ale znaleźć!

Chciałam udać się do domu, ale po drodze zahaczyłam ponownie o wynajem Iwana. Wzięłam stamtąd komputer, bezprawnie i bez nakazu. Problemem stało się hasło. Nie znałam go i po godzinie głowienia się nad nim, po prostu odpuściłam. Zmęczona położyłam się do łóżka, ale nie potrafiłam zasnąć. Rano ponownie odwiedziłam komendę, by sprawdzić czy Patryk zmiękł. Nie zmiękł. Czekał na wypuszczenie. Miał pewność, że nie możemy go trzymać dłużej niż czterdzieści osiem godzin. Nie wnikałam skąd wynika takie jego przeświadczenie. Poszłam sprawdzić co chłopaki znaleźli na Roberta, bo przecież kazałam im dobrze przeorać przeszłość Malickiego.
Tylko to – usłyszałam od jednego z nich.
Usiadłam, by przejrzeć te jedną kartkę A4, ale wcześniej rzuciłam okiem po szaro-zielonym pomieszczeniu, pełnym komputerów i starego typu szafek, zabezpieczonych zamkami na kluczyk. Jeden funkcjonariusz, wsparty o ścianę popijał kawkę, którą odkładał na parapet, by w tym czasie zagryźć kanapkę, a dwóch innych żwawo klikało w klawiatury.
Jak się okazało – na Roberta nie było nic, tylko dwa mandaty i jeden raz zgłoszona kradzież radia samochodowego w dwutysięcznym roku.
To wszystko? – nie dowierzałam. Zirytowana rzuciłam kartką na blat.
Ten blondynek, co wcześniej zagryzał kawę kanapką, podszedł i zerknął na nagłówek, gdzie oczywiście umieszczone były personalia Malickiego.
Było coś jeszcze – stwierdził. – Ale to dawno było i sprawę umorzono. Jego ślub się przez to nie odbył.
Ślub? – zdziwiłam się.
Robert chodził za dzieciaka z taką zgrabniarą. Uprawiali seksy podczas zabaw w chowanego. Dziecięca miłość. Potem ich drogi się rozeszły i ponownie zeszły.
I? – dopytywałam.
Miał kawalerski. Przespał się z nastolatką.
Co? – otworzyłam szeroko oczy.
Miała poniżej piętnastego roku życia. Zgłosiła gwałt.
Zgwałcił ją?
Nie wiem. Potem wycofała zeznania, ale narzeczona Robiego wyjechała do wielkiego miasta, na studia. Ślub się nie odbył.
Wróciła? – wnikałam, bo chciałam wiedzieć gdzie mogłabym ją spotkać. Wątpiłam, że miałaby coś wspólnego z zaginięciem pasierbicy swojego byłego narzeczonego, ale istniała szansa, że o samym Robercie wiedziała więcej niż jego obecna żona.
Tak. Uczy historii. – Wepchnął pozostałość kanapki do ust tak głęboko, że niemal się zadławił. Przemielił głośno przy tym mlaskając i przepił resztką kawy.
Dotarło do mnie, że ten policjant grubo po trzydziestce, musiał znać Roberta z lat młodości. Nie wnikałam jednak w to, bo dla mnie najważniejsze było, że informacje zdobyte od niego, pokrywały się z tymi zebranymi od Malwiny. Ona też wspominała o tym, że ją i Ninę, historii uczyła była Malickiego.
Uśmiechnęłam się ponuro i zapisałam na kartce kilka informacji, głównie te o byłej Malickiego, które same wynalazłam za pomocą komputera i tego przemiłego blondyna, który jako jedyny na tym komisariacie wykazał choćby minimalną chęć pomocy, niedoświadczonej mnie. Wszyscy inni zdawali się mieć w dupie swoją pracę, obijali się jak tylko mogli, a życie, zdrowie i bezpieczeństwo Niny oraz innych, zdawało się nie mieć dla nich żadnego znaczenia.
Jak wy szukaliście!? – wrzasnął na kolegów, jednocześnie pochylając się nad komputerem. – Było jeszcze kilka interwencji – zwrócił się tym razem do mnie, bo reszta, jak zwykle, nie wykazywała zainteresowania.
Stanęłam przy jego boku i podobnie jak on, wpatrywałam się w monitor.
Przepuszczę ci to przez drukarkę – zaproponował i nie czekając na moje potwierdzenie wykonał kilka kliknięć, a potem wręczył w moje dłonie kartki.
Chciałam je przestudiować, gdy tylko znajdę się w swoim samochodzie, ale ledwie trafiłam do holu, a już zaczepiła mnie farbowana, ruda dziewczyna z dzieckiem na rękach. Od razu, bezbłędnie, rozpoznałam w niej siostrę Patryka. Martyna, oczywiście, przyszła dopytać się o brata i zapewnić mnie o jego niewinności.
On nic by Ninie nie zrobił – mówiła, jednocześnie zdejmując przemoczony do suchej nitki kaptur z głowy synka, który strasznie wrzeszczał. – Cii – powtarzała do niego co jakiś czas, jednocześnie bujając na wszelakie sposoby. W końcu wsadziła go do wózka i rozpięła zamek kurteczki, którą chłopczyk miał na sobie. Kurtka była w miętowym kolorze.

W moich wspomnieniach cofnęłam się do pierwszego dnia, w którym szukałam Niny, a wraz z tym dniem pojawiły się głosy awantury Martyny i jej matki, której byłam przypadkowym świadkiem i bezstronnym obserwatorem, gdy stałam na klatce schodowej, nieopodal ich drzwi. Kobieta krzyczała do córki, że ona przynajmniej sobie dzieci z żonatym nie zrobiła. Potem moje wspomnienia wskoczyły w moment, gdy wymieniałam kilka zdań z Hubertem i jego żoną w ich kuchni. Sandra mówiła, iż spotkała szwagra w sklepie z ubrankami i akcesoriami dla niemowląt. Ułożyłam te wszystkie informacje w całość i choć bardzo pragnęłam się mylić, to wszystko wskazywało na to, że mam rację. Dotarło do mnie, że to nie Robert mógł coś zrobić Ninie, a jej przyjaciółka mogła ją skrzywdzić, gdy dziewczyna odkryła romans swojego ojczyma. Z drugiej strony Malicki bywał nerwowy i w mojej skromnej ocenie nieobliczalny. Na dodatek wiedziałam z zasłyszanych informacji, że lubił sobie wypić. Przez to wszystko, on też ciągle widniał na mojej liście podejrzanych. Tylko po prostu mógł nawet nie pamiętać, że skrzywdził córkę swojej żony, w końcu mógł mieć zerwany film, prawda?
Nie mogłam jednak Martyny zapytać wprost o to co łączyło ją z Robertem i czy cokolwiek ich łączyło. Byłam niemal pewna, że dziewczyna wszystkiego, by się wyparła. Prościej było ją śledzić, a najlepiej to przyłapać ich na gorącym uczynku, o ile ich romans nadal trwał. Jeśli jednak nie trwał, to ciągle pozostawało dziecko, z którym najprawdopodobniej Robert, utrzymywał kontakt. Możliwe, że znikomy, ale jednak... utrzymywał. Może nawet płacił sekretne alimenty? Ciekawe czy przekazywał je na konto, czy bezpośrednio do rączki?
Pytałam o Patryka! – krzyknęła na mnie zbulwersowana, młoda matka.
Pewnie wieczorem już będzie w domu – odparłam, wyminęłam ją i wyszłam.

Rozsiadłam się wygodnie w moim małym, ciasnym samochodziku i rozpoczęłam przeglądanie tego wszystkiego co miałam na Malickiego. Dopisałam też swoje podejrzenia odnośnie jego i Martyny. Wyposażona w takie poszlaki, ruszyłam do szpitala, a gdy już się tam znalazłam, to najpierw odwiedziłam automat z kawą, a następnie salę, w której leżał Dariusz Iwanicki.
Jak się czujesz? – zapytałam z progu, darując sobie zbędne uprzejmości i tytułowanie na pan.
Jakby mnie stutonowy walec przejechał. Nina wróciła? Znalazła się?
Podobało mi się, że facet pomimo że ledwie mówi i wygląda na takiego, którego wszystko boli, to nie rozczula się nad sobą, a od razu pyta o żonę.
Nie. – Pokręciłam głową i weszłam głębiej. Przysiadłam przy łóżku. – Chciałam się dostać do jej komputera, ale nie mam hasła – zagrałam w otarte karty.
Ulubiony gwiazdor. Ten z One Direction. Zapiszę ci – zaproponował i zaczął unosić się na łóżku, z trudem, pojękując przy tym z bólu, a potem rozglądać się za kartką papieru i długopisem.
Podałam mu zarówno długopis, jak i kartki, ale te, które były zapisane informacjami o Robercie, bo innych nie miałam pod ręką.
Uczepiłaś się go – zauważył.
Facet coś ukrywa – stwierdziłam wprost.
Nawet jeśli, to Ninie nic złego, by nie zrobił.
Nie mówię, że specjalnie, że naumyślnie i planowo, ale... – Przymknęłam oczy. – Co jeśli ona coś odkryła, pokłócili się i choćby ją popchnął, rozbił głowę, zabił i sam wyparł to z umysłu?
Za dużo filmów się naoglądałaś – mówił, jednocześnie bazgrząc po kartce – co druga litera jest drukowana, a Robert nawet jeśli, by Ninie coś zrobił, to jako pierwszy też chciałby udzielić jej pomocy. Źle go oceniasz. On naprawdę ją kocha jak córkę i jak córkę też traktuje.
Ale po rozmowie z Malwiną, wywnioskowałam iż znęcał się nad rodziną. Interwencje w domu to potwierdzają.
W byłym domu, nad pierwszą żoną, być może i się znęcał. Sam bym się znęcał, jakby nie prała, nie gotowała, dzieciakiem się nie zajmowała, a sprowadzała koleżanki i chlała równo. Nie dziw mu się – odpowiedział bardzo powoli, nad wyraz pewny swego.
Właściwie to mógł mieć rację, bo faktycznie wszystkie interwencje były do domu Malickiego, gdy ten jeszcze był mężem matki Anny, kobiety, która najpierw dokonała nielegalnej aborcji, a potem w obawie przed konsekwencjami lub przed gniewem męża, popełniła samobójstwo.
Ale dzieci bije – trzymałam się dalej swojego.
Spodziewałam się po Iwanie jakieś ludzkiej reakcji, choćby zdziwienia, a ten tylko wzruszył ramionami i z uśmiechem na ustach, odpowiedział:
Życie.
Bawi cię to?
Bawi mnie, że z klapsa co ledwie odrasta od ziemi, czynisz górę Monte Everest. Ich jest czwórka – przypomniał. – Jesteś matką choćby jednego?
Jeszcze nie.
Zostaniesz to pogadamy.
A ty jesteś ojcem?
Pokręcił głową.
Ale mój najlepszy przyjaciel z dzieciństwa ma piątkę rodzeństwa. Matka nieraz ganiała ich z pasem po podwórku. Wszyscy wyrośli na ludzi. A ja jestem rozpuszczonym jedynakiem i zszedłem na psy – dokończył jakby samoistnie, jakby to ostatnie zdanie mu się tylko wyrwało i szybko zapragnął powrócić do poprzedniego tematu. – Nina faktycznie odkryła, że ojczym ma romans. Szantażowała go.
Co to znaczy? Wiem, że była w burdelu? Po co? Iwan, powiedz ile wiesz – zażądałam niemal histerycznie.
Dowiedziała się, że Robert zdradza jej matkę. Postanowiła to wykorzystać. W inny czas, może by postąpiła inaczej i powiedziała o wszystkim matce, ale wtedy była na nią strasznie wkurwiona. Zaczęła więc szantażować Roberta. Jak się potem okazało, czyniła to dla mnie, bo to dla mnie Malicki zdobywał marihuanę.
Zgodziłeś się na to?
Dowiedziałem się po fakcie. Mnie też nakłamała, że... nieważne. Po prostu, w pewnym momencie, Robert jednak powiedział dosyć. Wtedy jej wpierdolił, przyszła zaryczana do mnie i dopiero wtedy się dowiedziałem.
Co zrobiłeś?
Najpierw? Zjebałem jak burą sukę, a potem przytuliłem. No co się tak patrzysz? – rzucił nagle, pewnie po dostrzeżeniu przerażenia w moich oczach. – Jak gówno śmierdzi, to nie mówi się, że pachnie fiołkami. Zachowała się idiotycznie, wkurwiła mnie, to jej to okazałem. Jestem przeciwny obchodzenia się z ludźmi, jakby byli jajkami. Jeśli ktoś chce mieć rodzinę ze szkła, to niech sobie porcelanowe lalki zakupuje, zamiast się żenić, wychodzić za mąż czy dzieci robić.
A burdel?
Szukałem starych kumpli. Wiesz, ludzi z mafii, ty tam nie chodzisz.
Jako policjant...
Mam raka. Umieram. Potrzebuję trawy i nie tylko trawy, by normalnie funkcjonować. Myślisz, że w takiej sytuacji przejmuję się tym, że łamię prawo?
Faktycznie, rozumiałam jego motywacje i powody.
Kim jest kochanka Malickiego? – zapytałam wprost.
Nie wiem. – Wzruszył ramionami. – Naprawdę nie wiem, nie interesowałem się tym. Powiedziałem Ninie, że albo niech powie matce prawdę, od razu, po powrocie do domu, albo zamilknie na wieki, przy okazji gadając z ojczymem i starając się mu przemówić do rozsądku. Wytłumaczyć, że tam ma tylko młode, rozchylone uda, ale rodzinę ma jedną i lepiej, gdyby jej nie chciał zamienić na inną, bo jej matka, by tego nie zniosła, a i swoją by pewnie przy okazji taką nowiną, jak rozwód i ponowny ożenek zabił. Ona już mu nie mogła darować, że tak często pije.
Matka Roberta? – podpytywałam.
Ta. – Przewrócił oczami i zniżył się na łóżku, by się wygodniej ułożyć. – Byłem ich sąsiadem długi czas, zanim Nina się mną zainteresowała. Byłem świadkiem wielu rzeczy. To nie jest idealna rodzina i czasami widać, że bywa naprawdę ciężko, ale ja osobiście nie widziałem sensu, by to niszczyć. Sama też nie doszukuj się sensu, zmień taktykę i znajdź moją żonę, zamiast grzebać Malickiemu w majtkach i ciekawić się komu wkłada. Bo czy to ma teraz jakieś znaczenie? To sprawa jego i, kurwa, jego żony, a nie twoja. Jak ci chłopa brakuje i na niego lecisz, to mu otwarcie zaproponuj, a nie najpierw badasz konkurencje. – Zaśmiał się pusto i spojrzał na mnie w taki sposób, jakbym jego zdaniem była żałosna.
Bardzo zabawne. – Oburzyłam się i postanowiłam wyjść. Nie znosiłam takich ordynarnych chamów, którym się wydawało, że wszystkie rozumy pozjadali. Zaczynałam współczuć Ninie, nie tylko ojczyma, ale także męża. Wolałam już nawet nie wnikać i nie dowiadywać się jak w jego wykonaniu wyglądała ta zjeba, którą jej zafundował. Postanowiłam jednak go nie słuchać i zawitać ponownie w domu Malickich.

Drzwi, standardowo, otworzyła mi matka Niny. Wyglądała gorzej niż wcześniej. Gdy byłam tu pierwszy raz, to była raczej lekko nabitą, opaloną brunetką, a teraz? Nagle ubrania zdawały się na niej wisieć, a ona była blada jak żywy trup. Pomimo fatalnego stanu i złego samopoczucia oraz bałaganu, który był widoczny już z korytarza, to zaprosiła mnie do środka i zaproponowała kawy. Przy szklanym stole siedział sam Robert Malicki. Łypnął na mnie zmęczonym spojrzeniem, a potem swój wzrok wbił w szklankę pełną wody gazowanej i chwycił jakąś tabletkę w dwa palce.
Ma pan kaca? – podpytywałam.
Zmielił, chyba, przekleństwo w ustach, ale uczynił to bezgłośnie, tak bym nie mogła się przyczepić. Wyraźnie było widać, że mnie ignoruje.
Zaginęła córka pana żony, a pan się w tym czasie upija – stwierdzałam na głos. – Może to ulga. Może zaginięcie Niny jest panu na rękę – gdybałam dalej.
Radzę się zamknąć – wycedził przez zaciśnięte zęby.
Bo co? Wyprosi mnie pan?
Bo tak, kurwa, powiedziałem! – uniósł się nagle i gwałtownie, nie tylko głosem, ale także z krzesła i przypieprzył otwartą dłonią o blat stołu, wykonany zapewne z hartowanego szkła.
Sylwia w chwilę znalazła się przy mężu i mówiła do niego, niemal błagalnym tonem, by się uspokoił. W końcu usiadł, dopił wodę do końca i ponownie zapewnił mnie o swojej niewinności, mówiąc, że nigdy, przenigdy w życiu nie chciał się pozbyć, żadnego z dzieci swojej żony, i że nie każdy ojczym jest złem wcielonym.
To może pogadajmy na chwilę o czym innym, panie Malicki. Pije pan?
Tyle ile statystyczny Polak, dwa litry każdego dnia, oczywiście wody mineralnej, dla zdrowia – odpowiedział z cynicznym uśmiechem.
Bije pan żonę i dzieci?
Oczywiście, ale tylko gdy zasłużą. – Ponownie się ironicznie uśmiechnął, a potem wstał od stołu i wrzasnął na małżonkę. – Zabierz mi tę kobietę sprzed oczu, bo ją normalnie za moment z drzwiami wejściowymi wystawię, jak mnie wkurwi! Idę spać! – Skierował swoje kroki do wyjścia, ale wsparł się ramieniem o jedną ze ścian, gdy tylko usłyszał odpowiedź Sylwii, brzmiącą:
Mąż nigdy nie podniósł na mnie ręki. Niech pani nie robi z niego tyrana, bez względu na to, co pani o nim myśli.
Wiem, że nad pierwszą żoną się znęcał.
A wie pani dlaczego? – zapytał Robert, powracając do stołu i kładąc na nim obydwie dłonie. Pochylił się i spojrzał w moje oczy, swoimi przekrwionymi. Miał zacięty, zdeterminowany wyraz twarzy. – Nie wie pani? Mam powiedzieć? Czy sobie darujemy, mówienie o sprawach, które na tę chwilę, nie mają, kurwa, żadnego znaczenia!? Co to ma do rzeczy, czy uderzyłem żonę raz, pięć, czy piętnaście razy na tydzień, nawet jeśli lałbym obecną!? Ty masz, do ciężkiej cholery, znaleźć może dziecko, tak!? A nie się wypowiadać, gówniaro, o rzeczach o jakich nie masz nawet najmniejszego pojęcia! Wykonuj robotę, za którą ci płacą! Pominę już fakt, że moich podatków. – Odbił od tego stołu i chciał opuścić kuchnie, bo najwidoczniej już tak mocno się zagotował, iż zapewne odnosił wrażenie, że jeśli nie opuści pomieszczenia, w którym i ja przebywam, to mi przypierdoli.
Wiem, że pan zdradza żonę – powiedziałam do jego pleców. – Nina też wiedziała.
Pani jest idiotką – stwierdził i żałośnie się uśmiechnął.
Przyznaje się pan czy nie?
Nie jesteśmy w sądzie, ta kuchnia nie jest miejscem rozprawy rozwodowej, a pani nie jest sędzią. To temat, który obgadam z żoną, a nie obcą babą. Proszę opuścić mój dom.
Chciałabym...
Nie ma pani nakazu, więc proszę opuścić mój dom! Radzę to zrobić, póki jeszcze proszę.
Jego krzyk mnie tak mocno nie przerażał, jak te spokojnie, rzeczowo wypowiedziane oczekiwania. Miał rację, co do tego, że nie miałam nakazu. Nie mogłam się z nim spierać. Brakowało mi argumentów, dowodów i powodów, by dłużej ich niepokoić, ale i tak byłam z siebie dumna. Może to nie był najlepszy czas, by Sylwia dowiedziała się o tym, że mąż ją zdradza, ale... chyba najgorsza w tym przypadku, byłaby, dla kobiety, całkowita niewiedza, prawda? Ja nie umiałam biernie stać i przymykać oczy, udawać, że nie widzę, a jeśli już widzę, to sznurować sobie usta, bo tego oczekiwali inni. W tym przypadku byli to niewierny mąż i regularnie ćpający policjant, czyli osoby, niegodne żadnego zaufania.
Wyszłam przed dom, chwile jeszcze postałam przy drzwiach. Usłyszałam odgłosy awantury, wrzaski i trzaski. Nic z nich nie rozumiałam. Byli głośno, ale oboje naraz, więc nie dało się zasłyszeć co konkretnie do siebie mówią. Byłam niemal pewna, że oni siebie także nie słyszą, a tym samym nic z tej głośnej wymiany zdań nie rozumieją. Krzyk Roberta był coraz wyraźniejszy, więc schowałam się za szeroki filar, który podtrzymywał górny balkon.
Mężczyzna wyszedł z domu, jednocześnie zakładając kurtkę i klnąc wyraźnie, mocno podniesionym tonem:
Spierdalaj! Weź się ode mnie, kurwa odpierdol. Jeśli ci było tak źle, to mogłaś odejść. Siłą, kurwa, nie zatrzymywałem! – Na odchodne pierdolnął drzwiami i to z taką siłą, że trochę tynku autentycznie się posypało.
Musiałam przyznać, że tak wkurwionego, to ja go jeszcze nie widziałam. Przerażał mnie. Postanowiłam poczekać aż mężczyzna wyjdzie za furtkę i pewnie zaraz po odpaleniu papierosa, by to uczynił, ale ledwie raz się zaciągnął, a jakaś walizka i kilka luźno rzuconych rzeczy znalazły się przed drzwiami. Awantura ponownie rozpoczęła się na całego.
Ty jesteś, kurwa, nienormalna!? Popierdoliło cię? – zapytał, zbliżając palec wskazujący do swojej skroni, a potem przekładając papierosa z lewej dłoni do prawej. Upuścił go na ziemie, zdeptał i dosłownie taranem wbił się z powrotem do domu. Ledwie do niego wpadł, a wyszarpnął żonę na zewnątrz i przyszpilił do jednej ze ścian. Zaniósł się i uderzył, ale w klinkier. Spuścił głowę i nabrał powietrza, głośno go potem wypuszczając. – Wezmę bluzę. – Schylił się po jedno ze swoich ubrań. – Wrócę wieczorem – zapowiedział i odszedł.