poniedziałek, 19 grudnia 2016

Rozdział 18 – Sprawa sprzed lat


Dziś każdy z nas chciałby cofnąć czas
Nie popełnić błędów i nie stracić lat
Słuchaj tego synu co w twej duszy gra
Modlę się co dnia, bądź lepszy niż ja
Lukasyno – W imię ojca

Podróż w bagażniku minęła mi i nawet nie wiedziałam kiedy to dokładnie nastąpiło. Musiałam uderzyć się w głowę, na co wskazywała ciecz tocząca się po moim czole i policzku. W kilku miejscach już zasychała. Było mi zimno, a wiatr zmagał na sile. Zrozumiałam, że znajduję się na dworze, ale niczego nie widziałam. Miałam coś na głowie, a moje ręce były skrępowane za plecami. Czułam się jakbym była do czegoś przywiązana. Coś mówiło mi, że jest to drzewo i że przy nim umrę. Nie byłam tylko pewna czy nastąpi to z głodu, pragnienia i ogólnego wycieńczenia, czy może z zimna.
Trzęsłam się, zarówno za sprawą lodowatego powietrza, jak i ze strachu. Traciłam nadzieję i nawet nie mogłam krzyczeć, bo ktoś zakneblował moje usta. Całe ciało mnie bolało od niewygodnej pozycji, a nogi omdlewały, zaczynając się samoistnie uginać. To mógł być mój koniec. Mógł, ale nie był.
Usłyszał kroki, szybkie, jakby ktoś biegł. Ten ktoś krzyczał, ale mnie słuch już zawodził. W końcu jednak zobaczyłam jego twarzy, w chwili gdy zdjął materiałowy worek utrudniający oddychanie z mojej głowy.
Patrzyłam na bruneta z lekkim, najwyżej czterodniowym zarostem. Znałam go i obawiałam się, że wrócił się po to, by mnie zabić, ale wystarczyło, że się odezwał, a ja już byłam pewna, że on z wywiezieniem mnie tu nie miał niczego wspólnego.
Nic ci nie jest? – zapytał, wyjmując knebel z mojej buzi. Potem rozwiązał moje dłonie i nogi.
Było ciemno, a latarka, którą trzymał między kolanami dawała niewiele światła.
Przepraszam, że dotarłem tak późno, ale... skuterem Sandry nie dało się tu wjechać – wyjaśnił.
Rozumiem – wyszeptałam, czując suchość w gardle.
Jedziemy? – zapytał.
Nie wiedziałam czy mogę ufać Hubertowi Malickiemu, ale na chwilę obecną nie miałam nikogo innego pod ręką. Był tylko on.
Musimy się spieszyć! – krzyknął, chwytając mnie za nadgarstek i ciągnąc poprzez ten las, drzewa, krzaki i całą tę naturę, której od dziecka nie znosiłam, której się bałam.
Sandry skuter był czerwonego koloru, wyglądał na taki standardowy i bardzo stary. Na jego rączce zawieszony był jeden kask, ale przecież nie mieliśmy teraz czasu na przepisy i zastanawianie się jak uniknąć ich złamania.
Ruszając, rzucił jeszcze:
Wezwałem policję i pogotowie na działkę rodziców. Trzymaj się mocno.
Nie wiedziałam skąd Hubert się znalazł w lesie, gdzie mnie przywiązano do drzewa. Nie miałam czasu nawet zapytać czy sam na to wpadł, czy może za kimś jechał. Raczej za kimś jechał, ale za kim, to już nie miałam pojęcia.

Zawiózł mnie pod szpital, a następnie wprowadził dalej, gdzie na białym, wyglądającym na sterylny, korytarzu zobaczyłam prawdziwą tragedię. Zobaczyłam pierwszy raz jak mężczyzna naprawdę może płakać i nawet poczułam drobne ukłucie litości na sercu, co myślałam, że nigdy się nie zdarzy w stosunku do Roberta.
Dowiedzieliśmy się, że Ania nie żyje, że do śmierci doszło na skutek źle dokonanej aborcji. Byłam przerażona, bo nawet się nie spodziewałam takich wiadomości.
Usłyszałam kroki w oddali i od razu wydały mi się być znajome. Przestałam więc patrzeć na łkającego Roberta i siedzącą obok niego, milczącą i sprawiającą wrażenie oniemiałej, żonę. Uniosłam głowę i zerknęłam na zbliżających się mężczyzn. Jednym z nich był Darek, ale to drugi, a konkretnie jego buty przykuły najmocniej moją uwagę. Były sportowe i miały pomarańczowe akcenty.
Moje oczy spotkały wzrok Norberta Malickiego i doskonale odczytały jego strach, jego niedowierzanie, jego wątpliwości. Czekałam jednak aż mężczyzna podejdzie bliżej, bo wiedziałam, że to zrobi. Był jak pokerzysta, nie chciał się zdradzić, a więc nie mógł nagle zawrócić na pięcie i zacząć uciekać.
Kiedy byli już wystarczająco blisko, usłyszałam cichy głos Dariusza Iwanickiego:
Myślę, że powinnaś pana aresztować.
W tym samym momencie Robert przestał ukrywać twarz w dłoniach i spojrzał na brata z niewerbalnym zapytaniem wypisanym w mimice.
Norbert zaczął się wiercić, oglądać, pytać o co chodzi, zupełnie tak, jakby nie zdawał sobie sprawy z tego ile mężczyzna wie. Ja sama nie zdawałam sobie z tego sprawy, ale kiedy Darek, trzymając Norberta za ramiona, powiedział tyle ile dowiedział się od Niny, ja zdecydowałam się sięgnąć po kajdanki, które wciąż miałam w tylnej kieszeni dżinsów.
Dopiero po chwili dotarło do mnie, że Nina żyje, że się odnalazła. Zrozumiałam jak wiele mnie ominęło i w czasie jaki ja poświęciłam na to zrozumienie, Robert zdążył wstać z krzesła i zacisnąć dłoń w pięść. To był jeden cios, ale jeden wystarczył, by powalił starszego brata na ziemię. Nikt go nie powstrzymywał i nawet ja nie zamierzałam tego robić. Pozwoliliśmy na to, by jeden mężczyzna okładał drugiego na szpitalnym korytarzu. Staliśmy w kółku i byliśmy w stanie na to patrzeć, dopóki twarz Norberta nie zaczęła przypominać krwawej masy, a on sam nie stał się wiotki jak jakaś kukła. Wtedy to Iwan i Hubert zaczęli odciągać jednego z panów od drugiego, a ja zajęłam się zapinaniem kajdanek na nadgarstki ledwie przytomnego lekarza.
Norbert jednak był na tyle świadomy, by z trudem stanąć na nogach i powiedzieć:
Nie zabiłem twojej córki. Nie wiedziałem, że kogoś wynajmą. Gdybym ja podjął się tego zabiegu, to teraz by żyła.
Nie powiedziałeś mi – warknął i już miał ruszyć do przodu, ale Iwan go powstrzymał mocnym szarpnięciem w tył, pewnie w obawie, że tym razem Malicki byłby zdolny do aktu przemocy najwyższej rangi, czyli tego co doprowadziłoby do wylewu krwi do mózgu, uszkodzenia organów wewnętrznych i na skutek tego wszystkiego także do śmierci.
A ty zawsze wszystko mówisz? – szepnął pytająco, plując przy tym krwią.
Jacyś pielęgniarze i pielęgniarki pojawili się obok nas, ale szybko pokazałam im odznakę przed oczy i kazałam powrócić do swoich obowiązków, tłumacząc, że nic takiego się nie dzieje, i że w pełni panuję nad sytuacją. W rzeczywistości nad nią nie panowałam, w rzeczywistości wiedziałam naprawdę niewiele, a to było za mało, by móc nad czymkolwiek zapanować.
Robert stanął niczym słup soli i wyglądał tak, jakby jego słuch go zawodził. Norbert powtórzył pytanie, a wszyscy zdawali się wyczekiwać odpowiedzi, jakieś puenty, która usprawiedliwiłaby tragizm tych wszystkich wydarzeń.
Powiedziałeś żonie, że masz jeszcze syna?
Otworzyłam szeroko oczy i sądziłam, że zaraz Norbert zdradzi sekret koleżanki Niny, Martyny. Myślałam, że ginekolog powie o tym, że Robert jest ojcem małego Nikodema. On jednak powiedział coś czego ja się nie spodziewałam usłyszeć, czego inni też nie spodziewali się usłyszeć, a przynajmniej tyle mówiła mi ich reakcja na wiadomość, iż Hubert i Robert mieli wspólne geny, ale wcale nie byli braćmi.

Historia rodziny Malickich i tego całego zaplątania sięgała odległych czasów, a przynajmniej takim one wydawały się być dla tych, który posiadali pewną wiedzę. Sądzili, że jeśli mleko nie wylało się przez tyle lat, to już nie wyleje się nigdy, że sekrety pozostaną sekretami i nie ujrzą światła dziennego. Robert był wtedy młody, miał ledwie czternaście lat i miał zostać ojcem.
Kobieta, która nosiła pod sercem jego dziecko była jeszcze dziewczynką, jego rówieśniczką. Nie byli w stanie stać się w tym wieku rodzicami, a przynajmniej tak sądzili wszyscy im bliscy, którzy o owej ciąży wiedzieli.
Ci wszyscy opracowali precyzyjny plan, w którym przepłacili młodego lekarza. Mężczyzna od początku wiedział o wszystkim, także o tym, że poród będzie odbywał się w domu. Fartem dla wszystkich było, że Hubert urodził się na końcu września, tak więc ciąża jego matki nie była widoczna dla innych, bo ta mogła się przez całe wakacje ukrywać i wymawiać wyjazdem. W tym samym czasie pani Malicka, matka Roberta, udawała ciąże, godząc się wychować wnuka jakby był jej dzieckiem.
Przed obliczem tej sprawy sprzed lat przyszło stanąć nam wszystkim. Jednak tak naprawdę ona dotyczyła tylko dwóch dorosłych już mężczyzn. Ciągle nie mogę zapomnieć momentu, jak Hubert pobladł na twarzy i zwolnił uścisk, którym trzymał Roberta, by ten nie zaatakował starszego brata. Ich spojrzenie sobie wzajemnie w oczy stało się obrazem, który zapisał się w mojej głowie niczym najwyraźniejsza z fotografii. Obaj wyglądali tak jakby chcieli coś powiedzieć i obaj nie umieli otworzyć ust, a przynajmniej nie wtedy, gdy stali z sobą twarzą w twarz.
Kurwa! – przeklął młodszy, ale dopiero, gdy odwrócił się od biologicznego ojca. Odszedł, po drodze kopiąc w plastikowy śmietnik z taką siłą, że ten uderzył o ścianę i chyba nawet pękł w kilku miejscach. Z pewnością rozpadł się na dwie części.

Z Hubertem Malickim spotkałam się dwa tygodnie później, gdy stawił się na komisariacie w sprawie przesłuchania dotyczącego ataku na moją osobę i pozostawienia mnie w lesie związanej, bezbronnej.
Przyszedł ubrany w białą koszulę i sportową, granatową marynarkę, której guziki były bordowe, podobnie jak nitka, którą była szyta. Te szycia pasowały do koloru jego spodni.
Co tak odświętnie? – zapytałam z lekkim uśmiechem.
Po tym wszystkim, a przede wszystkim po tym jak uratował mi życie zaczęłam darzyć go dziwnym rodzajem sympatii. Nie był jak mój kolega, nie stał się też moim przyjacielem, ale zapisał się w mojej pamięci jako ktoś więcej, jako ktoś ważniejszy od kolegów, przyjaciół, a nawet od rodziny.
Przyjechałem tu prosto z kościoła – odpowiedział. – Nikodem miał chrzciny – dopowiedział po krótszej chwili, podczas, której zdążył zająć miejsce na krześle, dokładnie naprzeciwko mnie.
Nikodem – powtórzyłam, doskonale rozumiejąc co ma na myśli.
Martyna wiedziała – wyznał nagle. – Od początku wiedziała, jeszcze wcześniej niż ja i ty. Podsłuchała rozmowę Izy, nauczycielki historii z gimnazjum Niny i Roberta.
Przytaknęłam, bo brakło mi słów, jakich mogłabym użyć. W końcu co ja miałam na to mu odpowiedzieć? Nie było takiego zdania, które ukoiłoby jego nerwy, a był nerwowy, bo w specyficzny sposób stukał palcami o blat stolika, który nas dzielił. Pomyślałam wtedy o nim, że jest bardzo do Roberta podobny. Obaj szybko się irytowali, choć może nie zawdzięczali tego wspólnym genom, a wychowaniu jakie zafundował im ojciec, który z zawodu był wojskowym.
Muszę ci się zapytać skąd wiedziałeś, że Norbert wywiózł mnie do lasu.
Wiem. Byłem u rodziców, gdy zadzwoniłaś. Sandra namawiała mnie, że powinienem pogadać z ojcem... dziadkiem... ojcem – nie mógł się zdecydować jak ma określić starego Malickiego. – Norbert też tam był, z całą rodziną. Nagle musiał wyjść, żona chciała by ją odwiózł po drodze, ale nie chciał. Wydał mi się dziwny.
Pojechałeś więc za nim?
Na szczęście byłem skuterem Sandry. Nie wiedział o tym, bo zaparkowałem na tyłach. Nie spodziewał się, że to ja za nim jadę. Myślał chyba, że jakiś gówniarz. Sądziłem, że ma kochankę.
Tak jak ty?
Nie! – uniósł się. – Ja i Martyna sypialiśmy z sobą zanim zostałem mężem Sandry. Z początku nie powiedziała mi, że jest w ciąży, a potem kłamała, że to nie moje dziecko. Potem się przyznała, bo potrzebowała kasy, a ja...
A ty już byłeś mężem Sandry.
Eche – przytaknął mruknięciem i ruchem głowy. – Wszystko się wtedy cholernie skomplikowało.
Rozumiem – szepnęłam. – Podpisz zeznania. – Podałam mu kartkę, na której spisałam wszystko to co mi powiedział i wyczekiwałam aż złoży na niej podpis. – Jak z Sandrą?
Nijako. – Wyglądał jakby ten temat go podłamywał. – Wyprowadziłem się z domu, ale tak jest lepiej. Znaczy nie to, że się wyprowadziłem, ale lepiej, że jej powiedziałem. Przynajmniej Niko będzie wiedział kto jest jego ojcem. Najgorzej jest żyć w niewiedzy.
Tak jak Nina? – dopytywałam. – Ona przecież nie zna swojego biologicznego ojca.
Nie. – Pokręcił głową i wyglądał tak jakby chciał powiedzieć coś jeszcze. – Ona nie, ale ja... nieważne.
Hubert! – krzyknęłam za nim, gdy zauważyłam, że mi się wymyka, że podnosi tyłek z krzesła i rusza w kierunku drzwi.
Odwrócił się na moje zawołanie, ale nie zatrzymał, nie zawrócił, nie powiedział niczego więcej.

wtorek, 27 września 2016

Rozdział 17 – Nie w ten sposób


I powiedz mi
Czy wciąż go kochasz?
Gdy wiesz, że nic nie jest tak jak chcesz
I nie będzie już jak chcesz by było?
Pyskaty – Czy

Dariusz Iwanicki, po wejściu do mieszkania, poczuł się jakby stał się uczestnikiem taniego, słabego, niskobudżetowego horroru. Od razu poznał buty Niny, pozostawione w korytarzu, choć niepokoił go fakt, iż były zaplamione od czegoś, co do złudzenia przypominało krew. Wszedł głębiej, aż do pokoju, gdzie na stole powitał go kubek kawy. Czekoladowe cappuccino także należało do ulubionych jego żony. Wystraszył się. Tak naprawdę to od lat się tak nie obawiał, choć przecież każdego dnia mógł umrzeć, a w ostatnich martwił się także o życie Niny.
Iwan podszedł bliżej, ale dokonał tego na paluszkach. Posuwał się w stronę bujanego fotela, który lekko się kołysał. W końcu chwycił za jego oparcie oburącz i odwrócił. Dziewczyna siedząca w fotelu pisnęła, ale to on wystraszył się bardziej. Nawet odskoczył do tyłu.
Nina? – nie dowierzał.
Nastolatka miała na sobie męską polówkę należącą do Roberta i stare spodnie dresowe, wyglądające na nieprane od co najmniej dwóch tygodni. Wyjmowała słuchawki z uszu, ale nie przestawała przy tym wpatrywać się w swojego męża. Zauważył bliznę na jej twarzy, choć w mieszkaniu panował półmrok.
Cześć – odezwała się w taki sposób, jakby nic się nie stało.
Żyjesz? – nadal w to nie wierzył. W pewnym momencie nawet pomyślał, że sam przeszedł na stronę umarlaków, a ona po niego wyszła, by zaprowadzić go przed oblicze sądu ostatecznego. – Boże, żyjesz! – uświadomił sobie w końcu, a łzy popłynęły z jego oczu. Zdecydował się pochylić i wziąć ją w objęcia, by móc poczuć ciepło jej ciała, niesystematyczny oddech, usłyszeć znajome bicie serca.
Wtedy przerwał mu dzwonek, a Nina poprosiła jedynie o to, by nie mówił, że ona u niego jest. Przystał na tę prośbę i spławił Klaudię, ale zaraz po tym wysunął pufę spod stołu i zasiadł dokładnie naprzeciw żony. Nie zadawał pytań, ale pomimo tego oczekiwał odpowiedzi. Ona sama mówiła, niepytana.
Darek patrzył z przerażeniem i niedowierzaniem na kobietę, którą zdecydował się poślubić. Nie widział już w niej tamtej Niny, którą pokochał. Nagle wydała mu się kimś obcym, złym, do cna wyrachowanym.
Co nic nie mówisz? – zapytała w końcu, gdy on starał się otrząsnąć od napływu tych wszystkich informacji odnośnie jej zniknięcia i tak długiej nieobecności.
Podniósł tyłek z pufy i pod wpływem emocji zamiarował smagnąć dłonią o jeden policzek nastolatki. Ta jednak usiłowała się uchylić, przez co uderzenie spadło w okolice głowy i ucha.
Tyle wystarczy czy mam może powiedzieć coś jeszcze? – zapytał ostro, w chwili, gdy ona przerażona jego zachowaniem, chwyciła się za miejsce, w którym poczuła ból. – Wszyscy cię szukali! – uświadomił jej to głośnym wrzaskiem, a potem wstał z pufy i zaczął przechadzać się po pomieszczeniu.
Zrobiłam to dla nas! Poza tym przypadkiem na to wpadłam! – wykrzykiwała na swoją obronę. – Darek, to szansa dla ciebie na to, by przeżyć!
Zaniemówił. Ona wstała i podeszła do niego, chwyciła za dłonie, a gdy je zabrał i wcisnął do kieszeni dżinsów, to zdecydowała się położyć swoje ręce na jego ramionach.
Zdenerwowałeś się. Miałeś do tego prawo. Nawet cię rozumiem.
Ty nic nie rozumiesz, głupia cipo! – Złapał ją i energicznie potrząsnął. – Rozwaliłaś życie swoim bliskim!
Gówno, a nie bliscy. Dzieciaki myślały, że mnie zabiły i nic z tym nie zrobiły! Nawet nikogo nie wezwały!
Robert się martwił! Wiesz jak on cię szukał!? Wszędzie cię szukał. – Puścił ją i poczuł jak opada z sił. Wsparł się o parapet, odwracając do niej tyłem i ukrył twarz w jednej dłoni. – Czemu nie odezwałaś się wcześniej?
Już mówiłam.
To powiesz jeszcze raz – warknął, pochwycił za jej rękę i siłą usadził ponownie w bujanym fotelu. – Jeszcze raz i od początku – rozkazał.
Ała! Nie zachowuj się jak pieprzony glina!
Wolę to niż jak zakłamana suka!
Zrobiłam to dla nas! Mój pomysł miał ci się spodobać!
Masz pecha, bo go, kurwa, nie kupiłem. A teraz mów od początku jak było, bo ci za moment tak przypierdolę, że się nie podniesiesz!
Zrobiła urażoną minę i zacisnęła usta w wąską kreskę. W ten sposób starała się powstrzymać od płaczu.
Dzieciaki uszkodziły twój skuter, miałaś wypadek – przypomniał. – Wypadek przy domku działkowym dziadków.
Tak, potem się tam doczłapałam, a oni mnie zamknęli. Telefon padł. Nie mogłam się z nikim w żaden sposób skontaktować.
Okay, ale co było dalej?
Karmili mnie. Dowozili jedzenie, wrzucali oknem przez kraty. Piotrek sobie ubzdurał, że to taka kara za to, że ja uszkodziłam raz jego rower i przez to miał skręconą kostkę.
Zatłukłbym bachora – syknął, siadając ponownie naprzeciw Niny. – W końcu jednak się wydostałaś, ale nie wróciłaś – stwierdził.
Tak. Z początku nawet chciałam, ale miałam dużo na głowie.
Co miałaś? Dużo na głowie? – nie dowierzał. W żałosny sposób się zaśmiał. – Gdzie jest twój motocykl? Ten w garażu nie jest twój.
To dłuższa historia.
Mów!
Ten w garażu jest Anki. Zazdrościła, że Robert kupił mi taki prezent i postanowiła sama zdobyć pieniądze na taki kaprys.
W jaki sposób? – spytał, marszcząc czoło i nieco niepokojąc się odpowiedzi.
W najprostszy z możliwych.
Przeszukiwałem twój dom – wyznał w końcu. – Kwas foliowy w łazience nie był twój, prawda?
Był – odpowiedziała szybko i bez zawahania.
Jesteś...
Nie. Brałam na wszelki wypadek, gdyby nam się udało.
Nie było cię, a on znikał – przypomniał sobie. – W pewnym momencie tabletek było mniej niż wcześniej.
Wiem.
Ania jest w ciąży?
Była – odpowiedziała po zerknięciu na zegarek.
Jak to była!? Co wyście zrobiły!? – Nagle wstał z siedzenia.
Niczego nie rozumiesz! – Także wstała, by nie być od niego gorsza i choć w połowie móc mu dorównywać. – Anka sprzedałaby to dziecko. Znaczy... nawet nie sprzedała. Chciała je oddać w dobre ręce.
I? – Szturchnął nią po raz kolejny.
Urodziłoby się z downem! – wykrzyknęła w końcu. – Norbert zrobił badania. Wykonałyśmy aborcje.
Norbert? – Usiadł z wrażenia i zaczął od mocnego nabierania powietrza. – Twój wujek? Brat Roberta?
Tak. Anka zaszantażowała go nagraniem jak tłucze żonę. Gdyby to się wydało, to... straciłby stanowisko ordynatora. Ale aborcje wykonał ktoś inny. Dlatego potrzebowałam kasy, więc sprzedałam skuter.
Cudnie – skomentował. – Zajebiście, po prostu. I potem wpadłaś na pomysł z żądaniem okupu?
Byłoby na twoją operacje, porządne leczenia. Moglibyśmy kupić dawce i...
I się zamknij. Błagam cię, nie mów do mnie nic więcej – poprosił ze łzami w oczach. – Po prostu milcz. Nawet sobie nie wyobrażasz co przeżywała twoja matka. Oni się prawie rozwodzą, Nina – uświadomił ją. – Ty nie zniszczyłaś tylko nas. Ty zniszczyłaś całą rodzinę. Wiesz ile to, kurwa, osób? Mam w dupie czy miałaś dobre, czy jakieś inne intencje.
Oczywiście, że dobre! – wykrzyknęła na własną obronę.
Nie mów – powtórzył się i wstał. Chwycił ją za ramię i naprowadził na korytarz.
Co ty robisz? – zdziwiła się, oglądając za siebie.
Odstawiam cię tam gdzie twoje miejsce, do domu.
Oszalałeś!?
Ani trochę. Ubierasz buty czy idziesz na bosaka? – zapytał.
Nie wykonała żadnego ruchu w stronę obuwia, więc bez niego wyprowadził ją na dwór, a następnie do furtki domu Malickich. To Robert im otworzył. Jego wzrok był przerażony, a w pewnym sensie, w tych drobnych iskierkach, także szczęśliwy.
Przyprowadzam zgubę – odezwał się Iwan, nim mężczyzna zdążył cokolwiek z siebie wykrztusić. Odepchnął Malickiego na bok i ruszył przodem, w stronę drzwi wejściowych.
Gdzie była!? – krzyknął Robert do pleców Iwana.
Przyszła do mnie – odpowiedział zgodnie z prawdą i puścił Ninę przodem.
Jak to przyszła? – zapytał. – Co się stało? – dopytywał, jednocześnie biorąc nastolatkę w objęcia, a potem oddalił od siebie, oparł o komodę na buty i zaczął oglądać z każdej możliwej strony, czy oby na pewno jest cała.
Miała połamane paznokcie, kilka zadrapań i nie miała nawet skarpetek na nogach, ale jeśliby pominąć to, to była cała, zdrowa i nic nie zdawało się zagrażać jej życiu ani bezpieczeństwu.
Nina się porwała – wyznał Iwan w chwili, gdy Sylwia stanęła w progu oddzielającym przedpokój od salonu.
Jak to się porwała? – zapytała brunetka przerywanym głosem. Była w szoku i miała takie poczucie, jakby za moment miała omdleć.
Coś ty zrobiła!? – krzyknął Malicki i w tamtej chwili ręka poszła mu właściwie sama, a potem drugi raz, także jakby samoczynnie.
Przestań! – wrzasnęła Sylwia i znalazła w sobie tyle siły, by pochwycić męża za nadgarstek.
Dlaczego? – przemówił Darek. – Niech ją leje. Mnie to nawet rąk szkoda – przyznał i ruszył w kierunku schodów. – Dzieciaki! Zejdźcie na dół! Wasza siostra wróciła! – wykrzykiwał na cały dom.
Robert oddalił się o kilka kroków i oparł o lustro szafy z rozsuwanymi drzwiami. Sylwia natomiast przystanęła przy Ninie i zaczęła ją przytulać. Nastolatka płakała, czuła jak jej policzek pulsuje i zdaje się ciągle rosnąć, a przy tym krew toczyła się z jej nosa i wpadała do ust.
Ja cię zatłukę i nawet matka ci nie pomoże – zagroził brunet, ledwo przy tym otwierając usta. Zaczął zaciskać w pięść i otwierać dłoń, która bolała go jak jeszcze nigdy dotąd. Spojrzał w podłogę i poczuł dziwną obawę, że to jeszcze nie wszystko.
Miał rację, bo Iwan miał jeszcze dla niego kilka rewelacji. Zaczął od wypadku na skuterze, jednocześnie chwytając Majkę za warkocz, a Piotra za kilka loków, które zdobiły jego głowę, by czasami nigdzie nie pouciekali. Skończywszy na ślubie i na tym, że nie pozwoli na to, by więcej bił jego żony. Pominął jedynie Annę, jej sponsoring, ciąże i aborcję, uważając, że najpierw musi sprawdzić jak ma się ta dziewczyna, a dopiero potem będzie mógł powiedzieć cokolwiek jej rodzicom.
Zrobiłeś co do ciebie należało. Wkurzyłeś się, rozumiem, ale...
Jak to żoną? – zapytała Sylwia cicho.
Powiedziałeś, że nasza córka jest twoją żoną – wtrącił się Robert. – Ona nawet nie ma osiemnastu lat.
Do sakramentu nie trzeba pełnoletności – odpowiedział.
Iwan podszedł do Niny i wyszarpnął ją z ramion matki, ale uczynił to najbardziej delikatnie jak tylko było można.
Idź się umyj, doprowadź do jakiegoś porządku – polecił słabo.
Przez chwilę go słuchała, podążała przed nim, ale gdy wypuścił jej ramię z uścisku, to odwróciła się i uderzyła pięścią o jego klatkę piersiową. Pierwszy zdawał się być lekkim ciosem, takim na próbę. Kolejne były już mocniejsze, bardziej zdecydowane.
Nienawidzę cię! Nienawidzę! Jak mogłeś!? – wrzeszczała, a on usiłował ją powstrzymać.
Wpadła w taką furię, że nie potrafił sobie poradzić, bo co z tego, że trzymał ją za ręce, jak ona wciąż miała możliwość kopać nogami, a on przez to tracił czujność i zwalniał uścisk. Nawet się nie spodziewał, że szesnastolatka może mieć tyle siły.
Sylwia patrzyła na rozgrywającą się scenę z niedowierzaniem i przerażeniem wymalowanym na twarzy. W końcu to Robert zdecydował się ruszyć Iwanowi z pomocą. Złapał Ninę od tyłu za ramiona i starał się ją obezwładnić, nie tylko po to, by nie uczyniła jemu lub Darkowi krzywdy, ale przede wszystkim dlatego, by nie zrobiła jej sobie. Podkuliła kolana i zderzyła się nimi z podłogą, ciągnąc mężczyznę za sobą. Usiadł więc na podłodze i przyciągnął ją możliwie jak najbliżej, dociskając do własnej klatki piersiowej.
Uspokój się – powiedział zmęczonym głosem, bo ona wciąż kopała nogami, starając się dosięgnąć nimi choćby piszczele lub stopy Iwana. – Proszę cię, uspokój się – szepnął błagalnie. – Zrobisz sobie krzywdę. Słyszysz mnie? – podpytywał. – Jestem przy tobie, nic się nie stanie. Wszystko będzie dobrze – zapewniał siląc się na spokojny ton. Jednocześnie dawał Iwanowi znak głową, by poszedł do salonu. Spodziewał się iż mężczyzna sam domyśli się o co chodzi, ale ponieważ nic takiego nie następowało, to w końcu zdecydował się wydać polecenie. – Niech, że ktoś z was zadzwoni po lekarza. Jej trzeba dać coś na uspokojenie.
Sylwia spojrzała na przestraszone, równie mocno co ona sama, dzieci. Chciała spełnić polecenie męża, ale nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Za dużo się stało i doprawdy nie mieściło się to w jej głowie. To Darek wykonał krok w stronę telefonu domowego, bo nie miał przy sobie komórki. Nie za bardzo wiedząc gdzie ma dzwonić, zdecydował się zatelefonować na pogotowie.

sobota, 30 lipca 2016

Rozdział 16 – Krwawe ślady


Budzą lęki w środku dnia
Przy nich bieg swój zwalnia czas
W głębi duszy ciążą niczym głaz
To co boli boleć będzie...
Popiół – Złe myśli

Sylwia i Robert siedzieli w milczeniu nad kubkami pełnymi herbaty. Gdyby nie dziesięcioletnia Maja, która im te napoje przygotowała, pewnie nawet nie mieliby czym rąk zająć, w efekcie czego – on wyszedłby na papierosa, a ona zajęła się czymś innym, co pozwoliłoby nie myśleć. Piotr siedział pośrodku, na tej samej kanapie co ojciec, obok fotela, na którym siedziała matka, także milczał, choć pięty jego bucików postukiwały o skórzaną, żółtą kanapę. Dziecko zaczęło bujać się w przód i w tył, nieco przy tym obijając główką o oparcie, jakby miało chorobę sierocą.
Przestań! – uniósł się Robert, nie mogąc tego dłużej znieść. – Idź gdzieś na moment, pobawić się.
Nina nie wróciła, a Ani tes nie ma – uświadomił ojca, jakby tym chciał mu pokazać, że jego obecność w salonie i niechęć do zabawy jest czymś spowodowana.
Dlatego muszę z mamą porozmawiać – wyjaśnił. – Możesz iść nam zrobić łóżko, jeśli chcesz pomóc i być potrzebny – dodał.
Sylwia na wzmiankę o łóżku podniosła wzrok na męża. Wcześniej była zajęta zdzieraniem skórek przy paznokciach i to tak mocno, że teraz krew ciekła po jej palcach.
Łóżko? Nam? – zapytała nie dowierzając. – Śpisz na kanapie, jeśli tu zostajesz – dodała, bo szczerze nie wiedziała już sama czego ma się po Robercie spodziewać. Był jej mężem, wyszła za niego z miłości, a nie konieczności, choć wielu uważało inaczej. Teraz jednak odnosiła wrażenie, jakby siedział przed nią obcy, zupełnie jej nieznany człowiek.
Nie zdradziłem cię! – niemal krzyknął, z pewnością podniósł głos na tyle, by zatrzymać Piotrusia w pokoju. – Nigdy nie spałem z inną kobietą – sprostował i tak naprawdę już wcale nie obchodziło go czy dzieci są świadkami ich rozmowy, czy też nie. – Jakaś głupia policjantka, co gówno wie o życiu i wszystkim, wpadła do naszego życia z butami i narobiła bajzlu! – wrzasnął, wstając na równe nogi i zaczął nadmiernie gestykulować jedną dłonią. – Gdyby wiedział, że tak to się skończy, to wcale byśmy nie zgłaszali tego zaginięcia na policję, przecież ona i tak Niny nie odnalazła, i minęło tyle czasu, że raczej już jej nie znajdzie! – wyrzucił w końcu z siebie, a potem zdając sobie sprawę z tego jak brzmiały jego słowa, które dotarły w bolesny sposób nie tylko do jego żony, ale także do niego samego, wdzierając się głęboko w duszę i uświadamiając, że mogą być prawdziwe, dodał – ja pierdolę – i siadając ponownie na kanapie, ukrył twarz w dłoniach, przetarł ją, a słone krople zamigotały w jego oczach.
Naprawdę myślisz, że ona się nie znajdzie? – załkała.
Nie wiem – warknął, kręcąc przy tym głową. – Jeśli ktoś jej coś zrobił, zabił, zgwałcił, porwał i wywiózł do burdelu, to tak, ona już się nie znajdzie i nie mogę w kółko przed tobą udawać, że wszystko będzie dobrze, bo już... już nie potrafię, rozumiesz? – zapytał ze łzami w oczach. – Mam pierdolone bycie silnym w dupie, bo nie umiem być silny, rozumiesz to? – Spojrzał na żonę i nie krył już łez. – To nie była tylko twoja córka. Była też moja, choć... bywało różnie – wyjawił w końcu, a Sylwia podchwyciła jego słowa.
Co to znaczy bywało różnie?
Robert zamilkł. Zaczął się bawić obrączką na palcu. Piotruś podszedł bliżej jakby chciał lepiej wszystko słyszeć, ale matka na niego wrzasnęła:
Wyjdź! Idź do siebie!
Ale...
Natychmiast!
Brunecik z burzą loków na głowię pobiegł czym prędzej na górę, a Sylwia powtórzyła swoje pytanie skierowane do męża:
Co to znaczy, że bywało różnie?
Robert dalej milczał, tym razem już nie tylko kręcił obrączką, ale też zsuwał ją ze swojego palca i nakładał na niego z powrotem.
Ta policjantka ciągle sugerowała, że wykorzystywałeś Ninę! – wywrzeszczała. – Muszę wiedzieć jak było! – dodała jeszcze głośniej, wstała przy tym i zawisła nad mężem niczym gilotyna.
Malicki westchnął, potem mocno zaczerpnął powietrza i przez jakiś czas zdawał się zupełnie nie oddychać. W końcu wypuścił powietrze ponownie i wyznał:
Nina mnie prowokowała.
Gdy wypowiadał te słowa, to nie patrzył na żonę, wzrok miał utkwiony w podłodze, w jej poklejonej, zabrudzonej tafli, która wciąż w kilku miejscach odbijała światło.
Co? – Sylwia zdawała się nie dowierzać.
Podniósł wzrok, ale na krótką chwilę. Zazgrzytał zębami.
Nie wiem co sobie myślała i wiem, że powinienem powiedzieć ci wcześniej, ale sądziłem, że jej minie. – Wstał i udał się do lodówki, by wziąć z niej coś mocniejszego. Było tylko piwo, więc zdecydował się na nie, ale ręce trzęsły mu się tak mocno, że dwa razy upuścił otwieracz. Napił się gazowanej cieczy i powrócił do salonu. – Zaczęło się niewinnie. – Usiadł naprzeciw żony i odłożył butelkę na szklaną ławę. – To były przypadki i ja tak je odbierałem, choć było ich sporo. Potem stawała się coraz bardziej śmiała, a ja jak tylko mogłem, unikałem z nią bycia sam na sam. Uciekałem.
Co ty do mnie mówisz? – zapytała szeptem.
Mówię prawdę i nie zamierzam niczego pomijać. – Chwycił za butelkę i opróżnił ją niemal całą w kilka łyków, jakby potrzebował się ochłodzić albo upić, bo inaczej prawda nie byłaby w stanie mu przejść przez gardło. – Jej towarzystwo mnie bolało, bo nie czułem się przy niej normalnie.
Wychowałeś ją – przypomniała.
Tak, ale nie była moją biologiczną córką i wiedziałem o tym. Wiedziałem i ja, i ona, i to nam nie ułatwiało! – uniósł się.
Nie ułatwiało?
Od początku... – Otworzył usta i poruszył żuchwą na boki. Pochylił głowę i potarł palcem wskazującym oraz kciukiem swój niegęsty, siwiejący zarost. – To był dziwny magnetyzm, Sylwia. Od początku czułem do twojej córki dziwną sympatię, inną niż do młodszej.
Od początku? – dopytywała zszokowana.
Tak, ale potem, gdy dorastała...
Brunetka nie wytrzymała. Energicznie wstała i podchodząc do męża, zamachnęła się tak mocno, że uderzenie wbiło go w oparcie, a przy tym o mało co, nie przewróciło fotela.
Przecież jej nie zgwałciłem – warknął boleśnie, bo uderzenie naprawdę sromotnie go zapiekło. Przy wypowiadaniu słów patrzył pewnie na żonę, pomimo że z dołu i pomimo że ciągle zbierał się po ciosie jaki mu zadała.
Może mi powiesz, że sama tego chciała!? – oburzyła się.
Wyprzedzasz fakty! – odwrzasnął i wstał.
Cofnęła się, jakby w obawie przed tym co jej zrobi.
Ja cię nie uderzę. Myślę, że o tym wiesz. – Odstąpił na tyle, by znaleźć się przy parapecie. Spojrzał w okno, a potem odwrócił ponownie w stronę żony, podpierając o ten parapet dłońmi.
Do czegoś między wami doszło? – bardziej wywnioskowała niż zapytała. Sądziła, że ma racje, bo Robert dziwnie się wahał, by dokończyć rozmowę, jakby pomijał pewien temat, chcąc wcześniej delikatnie przyszykować jego nadejściu grunt.
Raz – odpowiedział całkiem szczerze. – I nie do tego co myślisz.

Przed oczami mężczyzny stanął obraz sprzed kilku miesięcy, gdy on wyszedł z sypialni. Chciał napić się wody, ale nie chciało mu się w tym celu iść do kuchni. Nie lubił pokonywać schodów nocami. Zdecydował się na udanie do łazienki i napełnieniu małej butelki po mineralnej wodą z kranu. Był wtedy niemal nagi, jedynie w luźnych spodenkach, które zdawały się ociekać potem zupełnie tak jak całe jego ciało. Włosy miał czarniejsze niż zazwyczaj, ale z drugiej strony takie same jak zwykle miewał po kąpieli. Nie spodziewał się zastać Niny na korytarzu, a już zwłaszcza zastać jej w samej bieliźnie. Pomimo tego jednak starał się trzymać fason. Wszedł do łazienki jakby nigdy nic, mijając ją. Napełnił butelkę, napił się, a potem przemył twarz, ale nie trudził się tym, by przetrzeć ją ręcznikiem. Wolał pozostać mokry, bo zimno wody pomagało mu zachować trzeźwy umysł, nawet w chwili, gdy był tak mocno nietrzeźwy jak tamtego dnia.
Wyglądasz jakbyś wrócił z siłowni – skomentowała małolata. Stała oparta o ścianę, co znaczyło, że czekała na to aż mężczyzna wyjdzie z łazienki.
Uznam za komplement – burknął niewyraźnie i bardzo nieuprzejmie.
Co jesteś taki spocony?
Dorośli też czasami się pieprzą – postawił na szczerość, co pewnie, gdyby nie ilość wypitego z żoną malibu nie przeszłoby mu przez gardło.
Tak? – zapytała, kładąc swoją drobną, nastoletnią dłoń na środek jego klatki piersiowej. Przycisnęła go do ściany i stanęła na palcach, by wcisnąć język między wargi.
Robert mimo szoku, albo może właśnie dzięki niemu, odwzajemnił ten pocałunek. Po chwili, to już ona była przyparta do ściany, jej ręce uwięzione w stalowym uścisku jego dłoni i dociśnięte do ściany wysoko nad jej głową. Obniżył się na tyle, by jego kolano wdarło się między jej uda i sprawiło, że usiadła na nim tym fragmentem ciała, który w tej chwili miała najmocniej rozgrzany. Nagle się opanował, oddalił na krok i bez słowa odszedł, zniknął za drzwiami sypialni.
On i Nina nigdy więcej nie wrócili do tego tematu. Nie rozstrzygali między sobą, które z nich było bardziej winne. Nie mówili nawet o tym ni słowa. Nagle między nimi postawiona została ściana, taka niewidzialna bariera, ale pełna rys. Oboje czuli się źle w swoim towarzystwie, oboje równie brudni i zdradzieccy. Oboje też wini tego co zrobili, przede wszystkim Sylwii, a w mniejszym stopniu sobie sami i sobie nawzajem. Z czasem zdawali się wyprzeć ten fragment życia ze swojego umysłu i wspomnień, jakby się nigdy nie wydarzył... jakby wcale nie miał miejsca.
To tyle – dokończył Robert i zerknął na Sylwię, ale nie patrzył jej w oczy, nie potrafił tego uczynić. – Nie było nic więcej, nigdy – dodał, a potem wyminął ją i udał się do kuchni, po drugie piwo.

Nagle rozdzwonił się telefon i to domowy, na który rzadko ktoś dzwonił. Malicki nawet nie zamknął otwartej lodówki. Od razu podbiegł do aparatu leżącego na komodzie w salonie. Podniósł słuchawkę i powiedział standardowe Słucham. Zmieniony głos poinstruował go, by wyszedł na zewnątrz, przed dom. Nie zdążył nawet odpowiedzieć, że się na to zgadza, a już usłyszał sygnał odkładanej słuchawki.
Robert spojrzał na żonę. Dostrzegł w jej źrenicach odbicie własnego strachu. Polecił, że ma zostać z dziećmi w domu i zamknąć za nim drzwi. Z początku nie chciała się na to zgodzić, ale w końcu przytaknęła. Przez okno obserwowała jak jej mąż zbliża się do furtki i znika tuż za nią.
Długo nie wracał, obawiała się, że już nigdy do niej nie powróci, że zniknie tak samo jak Nina i Anna. Nagle jednak furtka ponownie się otworzyła, a Robert, niosąc jakąś sporych rozmiarów kopertę, zmierzał do domu.
Sylwia otworzyła mężowi drzwi i zażądała, by rozpakował wiadomość. Uczynił to, rozdzierając opakowanie kulkowej koperty. W środku znajdowała się bluzka Niny, którą dziewczyna miała na sobie w dniu, w którym wyszła na imprezę urodzinową swojego chłopaka – Patryka Stemplewskiego oraz wiadomość pisana wyraźnymi, drukowanymi literami. Ktoś żądał pieniędzy.
Małżonkowie ponownie usiedli, tym razem oboje na kanapie, a konkretniej to opadli z sił i poczuli się dokładnie tak jakby życie z nich uleciało. Tak naprawdę, to od samego początku nawet nie brali porwania pod uwagę, teraz jednak było ono jednocześnie przerażającą, jak i dobrą wiadomością. Wciąż była nadzieja, że Nina żyje, i że jeśli zapłacą porywaczowi, to nastolatka wróci do nich cała i zdrowa.
Musimy powiadomić policję – stwierdziła Sylwia, bardzo słabym głosem, a łzy samoistnie spływały z oczu po jej twarzy.
Żadnej policji! – warknął mężczyzna i od razu chwycił za telefon.
Dokąd dzwonisz?
Do banku – odpowiedział, wstał i zaczął przechadzać się po pomieszczeniu. – Zlikwiduję lokaty dzieciaków, naszą też i dobiorę kredytu, pod hipotekę. Zapłacimy – zadecydował.
Malicka siedziała jak oniemiała, bo tak naprawdę nie wiedziała co ma powiedzieć. Z jednej strony wiedziała, że Robert dla niej i dzieci był gotowy zrobić wszystko, a z drugiej, nie spodziewała się, że w obliczu takiego nieszczęścia, pieniądze nie będą miały dla niego żadnego znaczenia i nawet nie będzie rozważał innych opcji.
W przypadku tych wszystkich zdarzeń, żądań porywacza, gotówki, której nie będą w stanie spłacić przez całe swoje życie, jeden pocałunek, który zaistniał między Niną a Robertem, stał się rozmytym, nieważnym, nic nieznaczącym tłem. Czymś co można pominąć, obok czego można przejść obojętnie... czymś niewartym rozpamiętywania, a wartym zapomnienia.

Klaudia odwiedziła tego wieczora wszystkich swoich sąsiadów. Poszukiwała ładowarki do starego modelu telefonu, który dzieciaki Malickich pozostawiły na tylnym siedzeniu jej samochodu. Już gdy traciła nadzieję, to na ostatnim piętrze, okazało się, że jedna rodzina gdzieś ma te stare kabelki. Młody mężczyzna wręczył jej całe pudełko, pełne takich kabelków. W domu odnalazła odpowiedzi, nawet nie trudziła się z rozplątaniem, tylko od razu podłączyła go do prądu.
Simens, który miał kształt bałwanka zaświecił niebieskim blaskiem. Młoda kobieta z początku zapomniała, że to nie tak zaawansowana technologia i z rozpędu zaczęła macać sprzęt po ekranie. Szybko jednak zaprzestała tak czynić i zaczęła kombinować, starając się sobie przypomnieć, jak odblokowuje się taki wehikuł czasu.
Telefon został odblokowany. Od razu udała się do SMS-ów, jednak przeszkodziło jej przychodzące połączenie. Odebrała jej, ale osoba po drugiej stronie milczała. Rozłączyła się więc i zaczęła studiować wiadomości. Była przerażona. Zrozumiała, że Ninę musiało porwać jej rodzeństwo, gdyż to oni odpisywali Iwanowi na SMS-y i czynili to jako nastolatka.
O kurwa – wyszeptała, a potem czym prędzej odłączyła telefon od ładowarki, wsunęła go do kieszeni, a kabelki, ciągle poplątane wrzuciła do torebki, typu plażowej, bo innej nie miała pod ręką. Wybiegła z domu, wsiadła do samochodu i kierowała się w stronę domu Malickich.
Klaudia jednak w pewnym momencie zboczyła z trasy. Zatrzymała się na poboczu i wybrała numer do restauracji rodziców Malickiego, który odnalazła w internecie. Liczyła na to, że ktoś odbierze, modliła się o to. W końcu matka Roberta podniosła słuchawkę.
Gdzie państwo mają działkę? – zapytała, wcześniej jedynie się przedstawiając. Pytała akurat o to, bo jedna wiadomość, która wysłana była ze starego Simensa, brzmiała Nie możemy jej ciągle trzymać na działce dziadków, tam jest zimno.
Ale...
Szybko! – krzyknęła.
Na leśnej, tam gdzie ten parczek i pałacyk, pierwszy domek od tego pałacyku.
Dziękuję. – Rozłączyła się i zawróciła. Dodała gazu i już po chwili dotarła pod wskazany adres.
Nie mogła jednak dostać się samochodem pod sam domek, gdyż nie miała klucza do otworzenia bramy. Przeszła przez płot i oświetlając sobie drogę latarką natrafiła na pałacyk, a obok niego był niewysoki domek, typowo działkowy. Dostanie się do środka nie było trudne, gdyż domek był otwarty. Wewnątrz przywitała ją brudna podłoga, a na niej ślady zaschniętej krwi.
Usłyszała hałas, jakby ktoś przebiegł za jej plecami. Odwróciła się. Nie zdążyła zobaczyć twarzy, jedynie buty z rażącymi, pomarańczowymi refleksami. Ktoś silnie uderzył ją w twarz i to jakimś ciężkim przedmiotem, upadła na ziemie, a potem jej ręce zostały skrępowane, oczy zasłonięte, a ona wylądowała w ciasnym pomieszczeniu. Z początku obawiała się, że jest to trumna, ale po chwili, gdy poczuła trzęsienie i każdy wybój, to zdała sobie sprawę, że oprawca wiezie ją w bagażniku. Nie wiedziała tylko dokąd.

sobota, 9 lipca 2016

Rozdział 15 – Odnaleziona


Znasz to dobrze
ból i łzy, gdy nie może być gorzej
Napięcie rośnie,
choć rozwiązanie na pozór tak proste...
Kala – Na pozór

Ponad wszystko pragnęłam, by Nina została odnaleziona. Wspominałam, że kiedy dostałam tę sprawę, to się cieszyłam, że przypadła mnie, że pomimo iż nigdy koledzy dzielący ze mną zawód nie traktowali mnie poważnie, to będą mogli mnie docenić, bo to wcale nie była nastolatka, która uciekła z domu, gdzieś zabalowała i po kilku dniach nieobecności sama wróciła. Dziś chciałam, by było odwrotnie. Zrozumiałam, że jestem za słaba, za mało doświadczona, by ją odnaleźć i już wcale nie chciałam być ceniona przez innych. Chciałam tylko, by ta małolata wróciła do domu cała i zdrowa, i nieważne było czy stanie się to z moim udziałem, czy zupełnie bez mojej ingerencji.
To wszystko jednak nie było wcale takie łatwe, choć z początku wydawało się banalnie proste. Miałam przed sobą Sylwię Malicką, pytającą nie tylko o postępy w sprawie dotyczącej jej córki, ale także dopytującą o Annę i zgłaszającą, że Robert także nie wrócił do domu. Nie umiałam spojrzeć jej w oczy. Nieustannie unikałam jej wzroku, ale w końcu odważyłam się zerknąć w głębie ciemnobrązowych tęczówek i czarnych źrenic, by zapytać:
A pani chce, by mąż wrócił?
Przełknęła ślinę, z trudem pohamowała szloch i wyznała:
Nie wiem, ale już ponad tydzień go nie ma.
W tamtej chwili czułam, że popełniłam błąd. Zrozumiałam, że czasami im mniej się wie, tym lepiej się śpi i ta kobieta nie zasługiwała na prawdę w tamtym momencie, bo wyznanie tej o jej mężu, było niczym innym, jak kopaniem leżącego i w tym przypadku to ja miałam oćwiekowane buty. Powinnam zatrzymać podejrzenia o jego kochankę dla siebie. Ja miałam szukać Niny, a nie sprawdzać wierność jej ojczyma.
Policja zaangażowała w śledztwo więcej ludzi. Teraz w całej Polsce szukają Niny i Anny. Mają podejrzenia, że mogły uciec razem, albo że zostały porwane przez tego samego człowieka. Mnie właściwie od tej sprawy odsunięto. Nic nie zabroniono, ale też nie dano mi żadnych wytycznych.
Gdzie one mogą być? – zapytała, płacząc.
Zapytałam czy jest samochodem. Odpowiedziała, że nie prowadzi. Zaproponowałam, że odwiozę ją do domu. Z początku się wzbraniała, że nie trzeba, ale ja się uparłam. Wyszłyśmy na korytarz, gdzie przy parapecie stali Piotrek i Majka. O czymś dyskutowali, przerzucali w dłoniach jakiś przedmiot, ale z tej odległości nie widziałam jaki. W końcu to Piotruś włożył go do kieszeni.

Kazałam dzieci usadzić z tyłu, pomimo że nie miałam fotelików samochodowych. Postanowiłam jakoś zagadnąć swoją pasażerkę, choćby po to, by nie przemierzać tej krótkiej drogi w całkowitym milczeniu.
Nie powinni być w szkole? – zapytałam.
Niedługo ferie świąteczne, już prawie nic nie zadają w ich klasach, a ja wolę ich mieć przy sobie.
To mnie akurat nie dziwiło. Pewnie, gdybym była na jej miejscu też nie opuszczałabym pozostałych dzieci na krok.
Pani nie prowadzi, bo Robert wziął samochód, czy...
Miałam wypadek, prawie siedem lat temu.
Będąc w ciąży – wyliczyłam szybko i zerknęłam w górne lusterko, by zobaczyć co te niegrzeczne bachory porabiają.
Wyjątkowo byli bardzo spokojni, szeptali coś między sobą, będąc w dziwnej komitywie.
Tak. Piotrek przez to jest wcześniakiem. Ledwie nas odratowali.
W takim razie nie dziwię się, że pani nie prowadzi. Jesteśmy pod domem – zaparkowałam i poczekałam aż dzieci wysiądą. Patrzyłam też jak otwiera bramę. Dostrzegłam Roberta, siedzącego na progu. – Przynajmniej jedna zguba się odnalazła – szepnęłam cicho, sama do siebie.
Obserwowałam zza bocznej szyby samochodowej jak kobieta przystaje, a mała Maja i jeszcze mniejszy Piotrek lecą do ojca, by móc go przytulić. Wstał z progu tarasu zanim do niego dobiegli, ale pozwolił im na to, by uwiesili się na jego szyi.
Kiedy już odstawił ich na ziemie, wolnym krokiem podszedł do żony. Coś powiedział, bo widziałam jak poruszył ustami, ale z takiej odległości nie mogłam tego dosłyszeć, tym bardziej przez zamkniętą szybę. Dotykał dłońmi jej twarzy, przykładał je do policzków, przeczesywał włosy. W końcu ją przytulił, a ja chciałam odjechać, ale rzuciłam okiem na tylne siedzenie i dostrzegłam komórkę, która musiała wypaść z kieszeni Piotrka, być może się wysunęła, a on nawet tego nie zauważył. Wychyliłam się po nią.
Był to jakiś stary model, jeszcze z klawiaturą, na dodatek rozładowany. Postanowiłam w serwisie komórkowym poszukać odpowiedniej ładowarki i w domu zerknąć na zawartość tego wehikułu czasu. Zanim jednak to uczyniłam, zachciało mi się jeszcze zajrzeć do Darka. Chciałam zapytać czy wie może coś więcej niż ostatnio. Nie było go w domu albo czuł się tak źle, że nie miał siły mi otwierać drzwi. Powróciłam więc do furtki w celu otworzenia jej i dotarcia do samochodu. Jednak jakiś biały kawałek wystawał ze skrzynki na listy, a ja nie umiałam tego zignorować. Pomyślałam, że to może wzmianka o okupie, bo Iwan jako policjant, mógł się przecież komuś narazić i być może porywacz Niny i Anny nie chciał uderzyć w Malickich, a właśnie w niego. List jednak okazał się być z laboratorium.
Szybko, ekspresowym tempem powróciłam do samochodu. Dla bezpieczeństwa postanowiłam spory kawałek odjechać i dopiero, gdy wydawało mi się, że jestem już w wystarczającej odległości od tamtego osiedla, na którym zamieszkiwali Maliccy i Dariusz, to zdecydowałam się ponownie chwycić za kopertę. Wahałam się czy ją otworzyć. Być może były to jedynie wyniki jego badań. Doszłam do wniosku, że jeśli właśnie tak będzie, to mu je podrzucę z powrotem i nigdy się nie przyznam, że je ruszałam, a być może nawet uda mi się zakleić kopertę w taki sposób, by wyglądała na nienaruszoną.
Już na samym początku mój plan z idealną, nieotwartą kopertą spalił na panewce, bo ręce mi się tak mocno trzęsły, że rozerwałam to cholerstwo. W środku jednak nie były wyniki badań, a przynajmniej nie takie jakich bym się spodziewała. Były to wyniki DNA, porównanie ich, po prostu testy na ojcostwo, ale nie było w nich podanych nazwisk. Jedynie symbole X i Y, które nic mi nie mówiły. Mogłam jedynie przypuszczać, że ojcem był Darek. Nie wiedziałam tylko czyim i nie byłam pewna czy chcę to wiedzieć.

Iwan znowu wydał mi się podejrzany i to na tyle, że nie mogłam dłużej utrzymywać ślubu jego i Niny w tajemnicy. Nie mogłam w nocy spać. Wzięłam laptopa i pojechałam na komendę. Moich dwóch kolegów, którzy niezbyt mnie lubili, siedziało nad raportami. Wyznałam im tyle ile wiedziałam, a potem wpisałam hasło i odpaliłam pierwszy lepszy z filmów, który przedstawiał dziewczynę w skromnej, białej sukience, z bukietem czerwonych róż w dłoniach, taniec w deszczu, zrzucanie ubrań drżącymi dłońmi. Nie wątpiłam, że jemu trzęsły się ręce z powodu dużej ilości alkoholu płynącej we krwi, na dodatek popijał nim tabletki przeciwbólowe albo być może jakieś narkotyki. Nina jednak się bała, ale nie tak negatywnie. Ona zwyczajnie była mocno zestresowana.
Spokojnie – szeptał przy jej uchu, odsuwając ramiączka jej stanika na boki. Był ładny, biały w czerwone ozdoby, ale po chwili już był na ziemi, a to co wcześniej zakrywał, teraz przykrywały duże, męskie dłonie. – Jesteś pewna, że tego chcesz? – dopytywał.
Nie odpowiedziała, jedynie skinęła głową.
Musisz mi to powiedzieć. Nie chcę już nikogo do niczego zmuszać.
Spojrzałam na Szymona, rudzielca, który siedział obok mnie. Widocznie jemu, tak samo jak mi, nie podobało się to ostatnie zdanie w ustach męża zaginionej nastolatki. Szymek wstał i wklepał coś w komputer, ale niczego nie odnalazł. Dariusz Iwanicki mówił prawdę. Był policjantem, robił w trupach i czasami pomagał kryminalnym.
Obecnie na zwolnieniu chorobowym – przypomniałam. – Raczej już nie wróci do pracy. Umrze.
Dlatego tak się spieszyli ze ślubem? – podpytywał.
Nina się uparła, że bez ślubu się z nim nie prześpi, to pod koniec życia postanowił...
Dlaczego nie chciała seksu przed ślubem? – przerwał mi Kamil, który był zafascynowany rozdziewiczaniem małolaty na ekranie tak mocno, że nie odrywał wzroku od ekranu.
Nie wiem – odpowiedziałam i postanowiłam zadać Darkowi takie samo pytanie jakie mi zadał Kamil, gdy tylko będę miała okazje się z nim spotkać.
Najpierw jednak chciałam obejrzeć wszystko co było w tym komputerze, ale w trosce o nasze oczy i nieustannie uciekający czas, skopiowaliśmy sobie to na dyski przenośne i podzieliliśmy się oglądaniem.

Mnie w przydziale nagrań trafiła się jedna z większych awantur, prośba by Iwan choć spróbował podjąć się zagranicznego leczenia i jego tłumaczenia, że nie ma zdolności kredytowej, by móc pożyczyć tak dużą kwotę z banku.
Później była subtelna rozmowa o... o Robercie. Ten wątek mnie zaciekawił, więc nawet zrobiłam głośniej. Patrzyłam jak młoda para, która była już małżeństwem od kilku dni leżała w łóżku i gawędziła o ojczymie nastolatki.
Lubisz go? – podpytywał.
Tak – przyznała, ale z dziwną niechęcią w głosie, jakby nie chciała mówić na ten temat.
Bardzo?
No tak, ale... do czego zmierzasz? – zapytała i uniosła się niemal do siadu, podtrzymując ręką ciężar ciała. Wyglądało tak, jakby mierzyła się na mrugnięcia ze swoim mężem.
Nie złość się. Nie miałem niczego złego na myśli. Po prostu wydawaliście się sobie bliscy.
W jakim sensie bliscy!? – uniosła się.
Może ty mi to powiesz. Teraz już możesz. Jesteśmy małżeństwem, nie potępię cię, bo sam nie jestem święty.
Nina przymknęła oczy, co było wyraźnie widać na kamerze i zrezygnowana opadła ponownie na łóżko.
Kiedyś... od początku czułam się dziwnie w jego towarzystwie. Gdy byłam mała, to chciałam go wykurzyć – wspomniała, wgapiając się w sufit. – Potem chciałam, by tylko on mnie kąpał.
Molestował cię? – podchwycił szybko Iwan, a ja przybliżyłam się tak blisko ekranu, że niemal dotknęłam go nosem, jakbym dzięki temu miała lepiej słyszeć i widzieć.
Nie, nie sądzę – odpowiedziała szybko. – Mył mi jedynie włosy, ale... przechodził mnie wtedy dziwny prąd. Chyba za mało wypiłam, by ci o tym mówić. – Usiadła i wychyliła się po swoje piwo, butelkowe, smakowe.
Kontynuuj – szepnął prosząco i oparł się o boczną ścianę, do której przybliżona była kanapa, by móc nieustannie świdrować Ninę wzrokiem.
Wcisnęłam palce do buzi, dotykając nimi zębów, a po chwili, w oczekiwaniu na wyznanie nastolatki zaczęłam obgryzać paznokcie.
Byłam dzieckiem, ale wiedziałam, że to nie jest mój ojciec, więc czułam dziwny rodzaj wstydu, ale... to było dziwne, ale chciałam go czuć. Dziś myślę, że ta sytuacja mnie podniecała, choć jako dziewięcio czy dziesięciolatka nie umiałam jeszcze tego nazwać – zatrzymała się na chwilę, zrobiła kilka łyków i chyba zastanawiała się czy mówić dalej. Chyba tylko dzięki alkoholowi się odważyła. – Obejrzałam z Malwiną i Martyną pierwszego pornosa, leciał w telewizji. To chyba nie był pornos, tylko film taki... taki...
Erotyczny? – podpowiedział Iwan.
Właśnie, właśnie. Pierwszy raz wtedy robiłam sobie dobrze, myśląc...
Robiłaś to palcem i fantazjowałaś o własnym ojczymie!? – nie dowierzał.
Spadaj. – Klepnęła go otwartą dłonią w ramie. – Wiedziałam, że będziesz się ze mnie nabijał, a ja miałam tylko jedenaście lat. On był takim pierwowzorem męskości, męża, kochanka.
Miałaś jedenaście lat – powiedział i uniósł się tak, by znaleźć się nad nią – i fantazjowałaś o swoim ojczymie – przypomniał, obcałowując jednocześnie jej szyję.
Czemu mam wrażenie, że ciebie to podnieca? – zapytała, wgapiając się w sufit i odchylając głowę mocniej do tyłu, by zrobić mu więcej miejsca, ułatwić dostęp jego ustom.
Może dlatego, że mój penis jest już w gotowości i dotyka twojej nogi. – Uśmiechnął się łobuzersko i kontynuował obcałowywanie dekoltu, piersi. – Jesteś jeszcze większą świntuchą niż myślałem. Ja jak miałem jedenaście lat, to wyglądałem jak dziecko specjalnej troski i całe dnie biegałem za piłką, a nie dotykałem własnych genitaliów.
A sikałeś na siedząco – odcięła się, czym sprawiła, że głośno się zaśmiał. – No co? Przecież ich nie dotykałeś.
Jesteś okropna. – Usadowił się między jej nogami i pociągnął za nie tak, by sobie ją lepiej ustawić.
Miałam ochotę zamknąć oczy, gdy widziałam tę scenę, albo ją przełączyć, ale znowu powrócił temat Roberta.
Jak się skończyło? Kiedyś on i ty...
On jest mężem mojej matki, a ja byłam dziewicą, na co miałeś niepodważalny dowód zaplamionego prześcieradła.
No tak, ale... nigdy nie uległ młodej dupce? – zapytał w akompaniamencie pieszczotliwego klapsa w pupę. – Krztałtnemu cycusiowi? – dopytywał i tym razem uderzył lekko w lewą pierś dziewczyny.
Dupce i cycusiowi? – Skrzywiła się, najpierw pod wpływem tych pieszczotliwych klepnięć, a potem na słowa swojego męża. – Teraz sam brzmisz jak pedofil, a Robert nie był taki, nie podniecają go dzieci.
Z czasem przestałaś być dzieckiem – zauważył.
Fakt i zrozumiałam, że on czuje to samo, że jego przechodzi ten sam prąd, gdy ja go dotykam, widziałam jak wodził za mną wzrokiem, gdy paradowałam w ręczniku. Prowokowanie go sprawiało mi frajdę i choć chciałam by mi w końcu uległ, to wiedziałam jakie to złe. Moja matka nigdy by nam nie wybaczyła, gdybyśmy...
Gdybyście co? – dopytywał.
Darek, to już nieważne. Chęć na Roberta maskowałam i skupiałam swoją uwagę na Patryku, który podobał mi się fizycznie, nadawaliśmy na tych samych falach i w ogóle...
Ale to jednak nie było to – domyślił się.
Nie, to nie było to i Robert to też nie było to. Zawsze czułam z nim dziwną więź, ale gdy poznałam ciebie, to ona tragicznie wybladła i przestała w ogóle cokolwiek znaczyć. Wtedy zrozumiałam, że on mi się tylko podobał jako facet, ale nie była to miłość, nawet zakochanie to nie było. Po prostu jako pierwszy dotknął mnie w sposób erotyczny nawet o tym nie wiedząc.
Sposób erotyczny, czyli jaki? – Zmrużył oczy i wpatrywał się w Ninę wyczekująco, cały czas klękając między jej udami i czyniąc mi tym samym idealne widoki na swojego europejskiego członka.
Zdzielił mnie po dupie. Myślę, że sam... myślę, że większość ojców, ojczymów, ludzi nie wie jak to może wpłynąć na młodą... właściwie małą dziewczynkę. Na chłopca zresztą pewnie też.
A ty skąd wiesz, że może? Może byłaś wyjątkiem? – gdybał.
Czytałam.
Gdzie?
Na forach, różnych stronach, gazetach. Myślałam, że ze mną jest coś nie tak, ale nie jest i psycholodzy udowodnili, że...
Nie, nie. O psychologach słuchał nie będę. – Zatkał jej usta swoimi, a potem przerwał pocałunek i wychylił się po prezerwatywę, ale powstrzymała go.
Nie, nie zabezpieczaj się.
Chcesz...
Już robiliśmy to bez – przypomniała.
Ale wtedy się pilnowałem, a teraz nie zamierzam.
To się nie pilnuj – poleciła stanowczo znowu mierząc się z nim na spojrzenia. – Chcę tego dziecka. Ono jest szansą na twoje przeżycie.
Nie doczekałbym jego narodzin – uświadomił ją.
Tego nie wiesz na pewno.
Wiem i...
Nawet jeśli, to chcę mieć po tobie pamiątkę.
Nagrania ci nie wystarczą. – Tu rzucił okiem na kamerę.
Pokręciła głową na nie.
Kwestię mojego macierzyństwa pozostawmy Bogu.
Przed chwilą mówiliśmy o tym jak wkładałaś palec do cipki i masowałaś po guziczku myśląc o mężu własnej matki, a teraz mówisz....
Zamknij się – wysyczała przez zęby i objęła jego kark rękoma, by móc się unieść i wcisnąć język między wargi... zmusić męża do pocałunku.

Byłam w szoku. Szczerze byłam bardzo zniesmaczona, bo ja nie miałam nigdy takich fantazji ani potrzeb, by... Pomyślałam więc o Ninie, że jest w pewnym sensie mocno skrzywiona, nie do końca normalna i wtedy pojawiła się kolejna rozmowa, na innym nagraniu, mówiąca o tym, że sama jest dzieckiem z kurewstwa matki, więc przez to wolała przeżyć swój pierwszy raz z mężem i najlepiej przez całe życie tylko z tym jednym mężczyzną się kochać.
W tym jedynym akurat umiałam ją zrozumieć i pojęłam też, że pewnie w genach odziedziczyła te pewne skłonności i stąd te fantazje i dorosłe zabawy za dzieciaka. Zaczęłam się jednak zastanawiać skąd Nina wie, że matka uprawiała seks za pieniądze. To akurat wiedzieć mogła, bo Sylwia powróciła do tego, gdy jej córki były małe. Jednak skąd miała informacje o tym co robiła jej matka, gdy jej samej jeszcze nie było na świecie?
Prawdy mogłam dowiedzieć się tylko od Niny, ewentualnie jeszcze od Iwana. Jej ciągle nie było, a on znajdował się pod ręką. Tym razem otworzył mi drzwi.
Od nauczycielki historii – brzmiała odpowiedź, udzielona w przedpokoju. Nie chciał mnie wpuścić dalej, zastanawiałam się dlaczego.
Jak to od nauczycielki historii? – nie dowierzałam.
Ta suka powiedziała jej czym parała się jej mamuśka. Ta suka była pierwszą dziewczyną Malickiego i chyba żałowała, że wybrał matkę Niny, a nie ją. Uważała, że po śmierci żony powinien wrócić do niej, a nie szukać nowych związków.
Dlaczego się rozstali?
Mieli mieć ślub. Został odwołany, bo Robert został oskarżony o zgwałcenie nastolatki, co jest parodią, bo sam wtedy ledwo co odrósł od ziemi. Możesz sobie to sprawdzić w aktach. Ta laska wycofała zeznania. Kiedyś jak z nim gadałem o tym przy piwie i grillu, to doszedł do wniosku, że może matka Ani ją nasłała.
Tę co niby ją zgwałcił?
No – odpowiedział.
Strasznie rozchwytywany facet – podsumowałam.
No, w sumie. – Wzruszył jednym ramieniem i uśmiechnął się delikatnie. – Chciałbym się już położyć.
Nie szukasz Niny? – zdziwiłam się.
Szukam, tylko... dziś już nie daję rady – odpowiedział, ale w dziwny sposób, jakby sam nie był pewny, jakby się miotał, jakby po prostu wymyślił tę wymówkę na poczekaniu.
Nie mogłam go jednak nachodzić, więc wycofałam się do drzwi, ale zanim chwyciłam za klamkę moim oczom rzuciły się damskie, sportowe buty. Była na nich zaschnięta krew, albo coś co do złudzenia ją przypominało.