czwartek, 10 września 2015

Rozdział 1 – Zaginięcie córki


Gdyby zgasły wszystkie gwiazdy, gdyby księżyc nagle zgasł.
Czy chciałbyś jeszcze żyć, czy odważyłbyś się śnić? Bo ja nie bardzo.
Universe - Byle było

Polska to miejsce, w którym dni są zazwyczaj męczące, noce przychodzą za szybko i trwają za krótko. Ludziom brakuje czasu, czasu na wszystko i tego na nic, poświęconego na błogie lenistwo. Życie toczy się szybko. Człowiek ledwie wstanie, nie zdąży poleżeć i kilkakrotnie przetrzeć oczu, a już zaciąga na siebie spodnie, w biegu je kanapkę, ewentualnie jajecznice, którą ktoś uprzednio przygotował i wybiega, tylko po to by wrócić się po zapomniane kluczyki i lecieć do roboty, wcześniej odwożąc dzieci do szkoły. Podczas odwózki jedno z dzieciaków pisze SMS-y, drugie likuje na Facebooku, a młodsze wykłócają się o jakieś zawody sportowo-szkolne, o których dorośli nawet nie słyszeli wcześniej wzmianki. – Czytając ten opis widzicie rodzinę jakich wiele, prawda? Tę jednak coś odróżniało od innych. Burzowe chmury zwiastowały kłopoty i to takie, od których nie da się uciec, bo zawsze doganiają.
Wysadź mnie tutaj. To wstyd byś mnie podwoził pod samą bramę – powiedziała czternastolatka, przeczesała swoje długie, czarne włosy palcami i ponownie wbiła wzrok w ekran Noki Lumi.
Jakoś, gdy dzięki temu możesz pół godziny dłużej pospać, to nie mówisz, że to wstyd – wypomniał ojciec i zerknął w boczne lusterko, by się upewnić, czy może zmienić pas ruchu. – Ciebie też wysadzić wcześniej? – zapytał szybko Ninę.
Znaczy jeśli chodzi o to, czy mi wstyd, że podwozi mnie facet matki, to nie, zupełnie nie o to chodzi, ale mnie normalnie powinieneś wysadzić wcześniej. – Usłyszała sygnał przychodzącego SMS-a i zaczęła odczytywać wiadomość, podczas gdy mężczyzna za kierownicą klął jak szewc.
To czemu nic nie powiedziałaś!? – warknął.
Myślałam, że o mnie pamiętasz. W ogóle jak mogłeś o mnie zapomnieć? Siedzę przecież obok ciebie. – Udawanie pretensji wychodziło jej zazwyczaj bardzo dobrze.
Nina, nie przeginaj! Ja mam dzisiaj kontrolę z urzędu i nie mam czasu by po kilka razy miasto objeżdżać, bo ty zamiast się zainteresować swoim przystankiem jesteś zainteresowana telefonem.
A ja mam sprawdzian z całego roku na pierwszej lekcji. Skąd mogłam wiedzieć, że o mnie zapomnisz!?
Nie podnoś głosu!
A ty możesz!? – ani trochę nie spuściła z tonu, na dodatek wbiła w ojczyma takie spojrzenie jakby rzucała mu jawne wyzwanie.
Tak, ja mogę! – ryknął.
Nastąpiło zderzenie spojrzeń i to Nina pierwsza odpuściła, zerkając w boczną szybę. Robert natomiast omal nie wjechał w tył innemu uczestnikowi ruchu, tylko dlatego, że ten się wlekł jakby był anemikiem, a ruszał jeszcze wolniej. Uderzył pięścią w środek kierownicy i zatrąbił na tego zawalidrogę krzycząc na niego no kurwa szybciej!.
Ale mnie to mogłeś wysadzić tam gdzie mówiłam, skoro teraz się wracasz – stwierdziła Anna bez żadnego entuzjazmu. – Ja bym sobie już przeszła.
To trzeba było mówić – syknął.
Mówiłam! – Anka nie chcąc słuchać wywodu ojca, ani jego krzyku, wsunęła słuchawki do uszu i spojrzała w boczną szybę. Westchnęła jakby ją coś bolało.
Wolałbym by mama nas odwoziła – stwierdził Piotruś. – Niech zlobi prawo jazdy.
Ale mama ma prawo jazdy – odpowiedział Robert i zatrzymał się przed bramą liceum plastycznego.
Nina wysiadła rzucając krótkie dzięki za podwózkę, facecie mojej matki. Zanim trzasnęła drzwiami uśmiechnęła się jeszcze do Roberta, a on o dziwo odpowiedział jej takim samym, szczerym i promiennym uśmiechem.
To cemu nas nie odwozi? – dopytywał dalej Piotrek.
Bo mamy jeden samochód, debilu! – krzyknęła Majka i pchnęła młodszego o trzy lata brata w ramie.
No ale mi się nie bijcie w samochodzie! – ryknął na tyle donośnie, że aż Ankę to zaciekawiło.
Nastolatka wyjęła słuchawki z uszu i spojrzała na ojca, a potem na rodzeństwo.
Co mu się znowu stało? – zapytała wprost.
Robert postanowił puścić to mimo uszu, a Piotruś odpowiedział:
Nie chce powiedzieć dlacego mama nie jezdzi samochodem z nami.
Sama też nie jeździ – poprawiła go Majka, na co zdenerwowany Piotrek wymierzył jej kopniaka w łydkę, a potem zerknął na przednie siedzenie, czy ojciec czasem tego nie zauważył.
Robert był jednak za bardzo skoncentrowany na wyborze możliwie jak najkrótszej i jak najmniej zakorkowanej trasy, by zerkać w lusterko. Piotruś wykorzystał więc ten moment i kopnął siostrę jeszcze raz, tym razem mocniej.
Ała! Wujek on mnie kopie!
Tato, ona skarży!
Anka się uśmiechnęła i nie chcąc słuchać gróźb ojca, których się spodziewała ponownie wsunęła słuchawki w uszy. Okazuje się, że czternastolatka miała rację, bo już po chwili mężczyzna podniósł głos, krzycząc, że jeszcze jeden głupi pomysł, a wprowadzi całe towarzystwo do pierwszej mijanej bramy, a potem to już tylko płacz będzie.
Poskutkowało, bo wszyscy usiedli prosto i ponownie zajęli się swoimi gadżetami – Piotrek grał na najnowszej konsoli PSP, którą dostał jako wcześniejszy prezent na dzień dziecka, no bo przecież tak bardzo prosił o nią mamę, że ta nie potrafiła mu odmówić i czekać do pierwszego czerwca, dziewczyny natomiast bawiły się telefonami komórkowymi. W końcu zaczęły dyskusję, która przemieniła się w sprzeczkę o tym, który system jest najlepszy.
Tato, a ty wolisz Windowsa czy Androida? – zapytała Anna informując przy okazji, że tutaj już może przystanąć i ją wysadzić.
Dla mnie to najważniejsze żeby dzwonił, i wiadomości wysyłał, i e-maila miał – odpowiedział rzeczowo zjeżdżając na pobocze.
Jak on ma Apple, bo ma iPhone – wtrąciła Majka.
To się system inaczej nazywa niż Apple – warknęła Anka wysiadając z samochodu.
To my też tutaj wysiądziemy, tato – zadecydowała Majka. Dziesięciolatka tak naprawdę nigdy nie była konsekwentna i w ten sposób niekiedy na Roberta mówiła tato, innymi razy wujek, a czasami nawet po imieniu.
Okay – zgodził się mężczyzna, a Maja już się zabrała do otwierania drzwi od swojej strony. – Ale wyjdźcie z drugiej! – krzyknął szybko. – By nie na ulice, a od razu na chodnik. I tylko Piotrka nie zgubcie.
Spoko, nie zgubi się – starając się go uspokoić, zaraz po tym jak Piotrek założył plecak, położyła bratu dłoń na karku.
Chłopiec cały czas był wpatrzony w ekran miniaturowej konsoli. Robert odjechał w kierunku swojej pracy, a Majka ponownie zapytała Anki:
To dlaczego mama nie prowadzi?
Bo miała wypadek – odburknęła nieuprzejmie i szarpnęła Piotrka za żółtą koszulkę, bo ten zaczął przyspieszać. – Tu skręcamy – wskazała na starą i zaniedbaną klatkę schodową. – Zapalić muszę – wyjaśniła.
To ty palisz? – zdziwiła się Majka.
Eche – odpowiedziała pomrukiem, ale widać było, że jest niezwykle z siebie dumna.
Też chcę! – krzyknął Piotruś i ożywił się na tyle by zdjąć swój wzrok z ekranu konsoli i spojrzeć na Anię. – Dasz mnie?
Pewnie. – Dziewczyna wyciągnęła otwartą paczkę czekoladowych Black Devilów w kierunku siedmiolatka.
Piotruś ochoczo poczęstował się jednym, a Majka odmówiła, mówiąc, że po tym pryszcze jej wyjdą, a ona nie ma zamiaru tracić całego kieszonkowego na dobrej marki fluid. Dogryzła tym Ance, która miesiąc w miesiąc wydawała ponad czterdzieści złotych na dobry podkład.
Piotrek zaciągnął się odpalając papierosa jednocześnie. Widać było, że nie jest to jego pierwszy raz, choć zawsze na początku trochę pokaszliwał. Po trzech machach już jakoś szło i dalsze palenie nie było mordęgą, a nawet zaczynało sprawiać mu przyjemność. Czekoladowy posmak ustnika, zostawiający słodkawy smak na ustach dodatkowo mu się podobał.
Takich jeszce nie paliłem – oznajmił.
Kiedy mama miała wypadek? – uczepiła się tematu Majka.
Gdy była w ciąży z Piotrem. Ty tego nie pamiętasz – odpowiedziała Anka zaciągając się mocno do płuc gryzącym, smakowym tytoniem.

Robert zaparkował przed dużym magazynem, który pełnił też funkcje sklepu. Od razu otrzymał od jednego z pracowników jakieś papiery do podpisania, a potem usłyszał:
Jakiś chłopak do szefa przyszedł.
Patryk? – zapytał dla upewnienia się.
Chyba. – Zabrał dokumenty, zamknął je w teczce i odszedł w kierunku drzwi prowadzących na zaplecze.
Wspomniany wcześniej w rozmowie Patryk, przeczesał palcami swoje ciemne włosy, które nie były już tak całkiem wygolone po bokach. Wyjątkowo też nie postawił ich na żel tworząc coś na wzór krótkiego, niechlujnego irokeza. Chłopak pozbył się też spodni sięgających krokiem do kolan i za dużej koszulki. Zamiast tego dzisiejszego dnia przywdział na siebie granatową, cienką koszulę na długi rękaw i jasne spodnie sięgające nieco za kolana.
Dzień dobry, panu. Nina mówiła, że może dać mi pan pracę.
A do szkoły, to ci nie po drodze, chłopcze? – zapytał nieco zgryźliwie i nie do końca zwracał uwagę na dziewiętnastolatka, z którym rozmawiał. Chodził po magazynie z jedną z kartek i sprawdzał numery zamówień.
Za szkołę nie płacą – odpowiedział tonem zbliżonym do tego Roberta. – Nina mówiła, że skoro jestem jej chłopakiem to na pewno mnie pan zatrudni.
Nina, Nina, Nina. Zabiję ją kiedyś – oznajmił ciężko wzdychając. – Do dźwigania się nadajesz?
Jasne. Mogę dźwigać, sprzątać, obsługiwać na sklepie. – Zaczął żywo gestykulować czując się nieco nieswojo, że mężczyzna skupił na nim swój wzrok. Robert zawsze go ignorował, nawet w domu, gdy wpadał do Niny albo po nią. Patryk nawet odniósł wrażenie, że ojczym jego dziewczyny go nie lubi, a nawet z trudem toleruje.
Skąd u ciebie taka nagła chęć do pracy? Wcześniej to się raczej wolałeś obijać – wypomniał.
Ojciec odszedł – odpowiedział szczerze nastolatek. – Będzie krucho z kasą, siostra jest w ciąży, a matka ma tylko pół etatu.
Robert wyraźnie się zmieszał, na co wskazywał spuszczony nagle ku dołowi wzrok.
Przykro mi – szepnął.
Niepotrzebnie. Bez niego będzie nam lepiej.
Mężczyzna poruszył nerwowo brwiami i wskazał głową na zaplecze.
Idź do Mariusza, to ten w pomarańczowej bluzce. On ci wszystko wyjaśni.
Czyli mam pracę? – ucieszył się.
Jeszcze nie wiem. Na razie jesteś na okresie próbnym. – Oddalił się od nastolatka, który chwile potem zakręcił się na pięcie i ruszył w kierunku Mariusza.
Robert natomiast dalej przechadzał się po magazynie i sprawdzał odebrane zamówienia. Przedzierał się więc przez rzędy pralek, lodówek, zmywarek i innych tego typu urządzeń. Trwało to tak długo dopóki nie wybiła dwunasta, a od natłoku numerków i literek nie zaczęło kręcić mu się w głowie. Już miał udać się na przerwę, by potem sięgnąć po laptopa i zaktualizować stronę internetową, czyli wklepać nowy asortyment do systemu i zmienić liczby dostępnych produktów, gdy w magazynie zjawił się kurier.
Robert Malicki to pan? – zapytał siwy jak gołąb facet około pięćdziesiątki.
Tak, ja.
Przywiozłem jakiś motor. Pokwitować pan musi. – W ten oto sposób kolejne dokumenty wylądowały w dłoniach Roberta.
Mężczyzna zanim złożył podpis na dokumencie odbioru najpierw chciał sprawdzić zamówionego crossa, na którym mogła jeździć każda osoba pełnoletnia posiadająca dowód osobisty lub nastolatek mający kartę motorowerową.
Wszystko się zgadzało – kolor, model, cena. Robert więc pokwitował odbiór, udał się do kasy po pieniądze, a w tym czasie siwy mężczyzna wypakował sprzęt na chodnik i nawet wprowadził do magazynu. Brunet zapłacił kwotę zbliżoną do dwóch tysięcy złotych, podziękował i powrócił do pracy, tylko po to by po osiemnastej w końcu wrócić do domu i usłyszeć rozkrzyczanego Piotrusia.
Będzie tort, będzie tort! Z mamą zamawiałem! – chwalił się siedmiolatek i podskakiwał przy ojcu czekając aż ten weźmie go na ręce i jak zwykle usadzi na komodzie, która pełniła funkcje szafki na buty.
Tort? – dopytywał udając wielce zaciekawionego. W rzeczywistości wiedział o czym Piotrek mówi. Jednak zdejmując granatową marynarkę i odwieszając ją na wieszak udawał jakby o owym torcie słyszał po raz pierwszy.
Marynarka do polówki to wiocha – rzuciła komentarzem Anna. Dziewczyna właśnie schodziła schodami do salonu połączonego z obszernym holem, kuchnią i z jadalnią. Pomieszczeń tych nie oddzielały żadne ściany, tylko podłogi miały inni wzór.
Zanim Robert zdążył cokolwiek odpowiedzieć, to nastolatki już nie było bo wyszła na ogród, gdzie zasiadła na wygodnym leżaku z laptopem na kolanach.
Ładnie cię skrytykowała – powiedziała Sylwia do męża, jednocześnie wycierając dłonie w kuchenną ścierkę.
Przyzwyczaiłem się już – odpowiedział zdejmując Piotrusia z komody, ale po chwili musiał go posadzić na niej z powrotem, bo chłopczyk uparcie trwał przy swoim ja sam, ja sam, bo mam już prawie siedem lat.
Ziemniaki czy frytki? – standardowe pytanie dotyczące obiadu. Oczywiście zdarzały się od tego wyjątki, gdy na obiad były pierogi, albo spaghetti, ale nie ma co ukrywać, że przygotowanie innych dań zajmowało więcej czasu, a Sylwia jako kobieta mająca w domu męża i czwórkę dzieci, dodatkowo pracę na pół etatu w recepcji jedynego w mieście motelu, wybierała wszystko co gotowe i ograniczała się do podsmażania. Nie lubiła gotować i zresztą nigdy tego nie ukrywała. O wiele bardziej lubiła piec, tyle, że jej rodzina jakby nie doceniała tych starań i dzieci zamiast placków wolały czekoladę i chipsy, a Robert to w ogóle nie przepadał za słodyczami. Dla Malickiego rajem było zimne piwo i słone orzeszki.
Wszystko mi jedno – odpowiedział i wpadł do łazienki by przemyć twarz zimną wodą i się rozbudzić. Po kilku godzinach wykonywania w kółko tych samych czynności może nie czuł większego zmęczenia niż rano, ale stawał się na tyle ospały, że mógłby się od razu położyć i zasnąć, nawet na głodniaka.
Wyszedł z łazienki umiejscowionej na parterze nieopodal kuchni i jadalni. Stanął za żoną, która z założonym na siebie w kolorowe paski fartuszkiem operowała przy patelni.
Daj mi spróbować – zagadnął, kładąc lewą dłoń na jej brzuchu, a prawą chwytając za drewnianą łopatkę.
Przecież ty nie gotujesz. – Uśmiechnęła się czując pocałunek w okolicy policzka.
Wiem, że nie, ale nie rób ze mnie sieroty. Obrócić kotlety na drugą stronę jeszcze potrafię. Wystarczy, że już moja własna córka zrobiła ze mnie wieśniaka.
Nie powiedziała na ciebie wieśniak, tylko, że polówka do marynarki to wiocha.
A czy nie oznacza to tego samego? – zapytał starając się po raz kolejny wsunąć łopatkę pod schabowego. W końcu gdy mu się to udało dumny z siebie odwrócił kotlet na drugą stronę.
Zanim doszedłbyś do szóstego, to pierwszy by ci się już spalił – stwierdziła opalona brunetka o dużych ciemnych oczach i wyrwała łopatkę z dłoni męża, zanim ten zdążył jej wszystko popsuć.
Sylwia nie lubiła gotować – to fakt, ale jeszcze bardziej nie lubiła, gdy osoby trzecie jej się do tego gotowania wtrącały. Robert to pojął bez zbędnych słów, więc usiadł przy stole i zerknął na Majkę jak ta odrabia lekcje.
Mamo, prostopadłe to te obok siebie czy te co się przecinają?
Nie wiem. Roberta pytaj, ja nienawidzę dziecko drogie matematyki.
Te co się przecinają, ale tylko i wyłącznie pod kątem prostym – odpowiedział jeszcze zanim Majka zdążyła skierować pytanie do niego.
Kątem prostym, to znaczy jakim?
Takim co ma dziewięćdziesiąt stopni – odparł i wstał z krzesła by stanąć za dziewczynką. Nachylił się sięgając po kątomierz i przyłożył go do linii narysowanych w ćwiczeniu. Zaczął objaśniać co to są stopnie i jak je mierzyć. Wyjaśnił nawet, że gdy linia jest za krótka i nie przechodzi przez cyferki umiejscowione na plastiku, to można ją przedłużyć za pomocą linijki i ołówka.
Majka zadawała więc pytania, siedziała i obserwowała jak Robert bazgroli jej po ćwiczeniu. Co jakiś czas sama zaznaczyła właściwą odpowiedź, i dalej siedziała, i czekała aż mężczyzna skończy kolejne zadanie.
Jak fajnie, że odrobiłeś za mnie pracę domową – powiedziała, gdy już skończyli i mogła wreszcie zamknąć ćwiczenie od znienawidzonej matematyki. Jeszcze zanim wstała z krzesła, w chwili gdy Robert ciągle był pochylony sięgnęła lewą dłonią do jego karku by uniemożliwić mu wyprostowanie się. Musnęła w policzek mówiąc – dzięki.
Proszę bardzo – odpowiedział uśmiechając się. Uśmiech znikł z jego twarzy gdy się wyprostował i poczuł nieprzyjemne strzyknięcie. – W ramach podziękowań możesz zrobić mi masaż – zaproponował.
Nie, raczej nie – stwierdziła Majka zabierając swoje ćwiczenia i piórnik. – Niech cię mama masuje – dodała idąc w kierunku schodów.
Sami niewdzięcznicy – stwierdził brunet i spojrzał w bok.
Po poręczy szedł na chwiejnych łapkach czarny kociak o seledynowych oczach. Zwierzątko należało do Niny i nazywało się jak jej ulubiony członek sławnego zespołu – Luis. Robert nigdy nie potrafił spamiętać tego imienia i przy którymś razie, gdy dziewczyna zbulwersowała się, o to, że ojczym nazywa jej pupila Lukas, mężczyzna zmienił sposób i zaczął nazywać kotka Lulu. To imię chyba bardziej przypadło czworonogowi do gustu, bo na nie ochoczo i niezwykle szybko reagował. Być może dlatego, że kojarzył je z jedzeniem, gdyż Robert zazwyczaj wołał kota wtedy kiedy zamierzał go czymś nakarmić. Anka też miała swojego pupila – psa rady bigle o imieniu Koks. Tego dnia, podczas obiadokolacji te zwierzątka, albo raczej ich imiona stały się kością niezgody i rozpoczęły karczemną awanturę między nastolatkami.
Jak mogłaś kota nazwać imieniem tego spedalonego kolesia łażącego w rurkach? – zapytała Anka. – Szkoda mi tego kota, nosi imię po takim frajerze.
A twój ma nazwę narkotyków, albo tych koksiarzy z siłowni – broniła swego Nina, jednocześnie dmuchając w kawałek schabowego by po chwili podsunąć go pod nos pupilowi, który aż stawał na dwóch łapkach by szybciej chapsnąć smakowity kąsek.
Przecież temu zwierzakowi wszystko jedno jak ma na imię – odezwała się Sylwia. – Poza tym nie jeden Luis jest na świecie – dodała jednocześnie pomagając synkowi przy krojeniu kotleta.
Bronisz ją bo jest twoją córką, dlatego zawsze stajesz po jej stronie, a prawda jest taka, że tobie też się to imię nie podoba – stwierdziła Anka i wbiła natarczywe spojrzenie w macochę.
Faktycznie, wolałam by nazwała go jakoś normalnie...
On jest nazwany normalnie, mamo – przerwała Nina i wzięła swojego własnego, małego, słodkiego i puszystego Lu na kolana.
Normalnie to dla mnie Czaruś, albo Mruczek – odpowiedziała kobieta.
Właśnie, Czarek o wiele bardziej mi się podoba, to jest imię dla kota – poparła Sylwie Anka.
To sobie kup własnego i sobie go tak nazwij! – uniosła się już bardzo zirytowana siedemnastolatka.
Ty tego pchlarza nie kupiłaś. Patryk go tutaj przywlókł!
A co zazdrosna? – zapytała uszczypliwie i spojrzała w prawą stronę, na siedzącą obok niej czternastolatkę.
Dziewczyny przestańcie się kłócić – zwróciła spokojnie, delikatnym tonem uwagę Sylwia.
Cemu, mamo? Ciekawie jest – wtrącił się Piotruś, którego nikt i tak nie zrozumiał, bo chłopiec mówił z pełną buzią i aż podskakiwał z podekscytowania pupą na krześle.
Ona się kłóci, ja tylko odpowiadam – warknęła Nina. – Czepiła się imienia kota. A co ją to kurwa obchodzi?
Ale nie takim tonem, Nina i nie takimi słowami – zwrócił ostro uwagę Robert, który pierwszy raz wtrącił się do tej całej dyskusji.
O co ci chodzi? – Spojrzała szeroko otwartymi oczami na ojczyma. – O kurwa? Przecież ty też bluzgasz.
Ale ja dziecko kochane jestem dorosły, ty nie.
Mam prawie osiemnaście lat – trwała dalej przy swoim.
Kończysz siedemnaście za tydzień. Do osiemnastki to ci jeszcze rok brakuje – zaczął niezwykle spokojnie. – Poza tym jeśli myślisz, że po ukończeniu pełnoletności będziesz mi rzucała kurwami i chujami z progu, to jesteś w błędzie! – zaczął się unosić. – Jeśli tak uważasz, że tak będzie, to uwierz, że będziesz mogła się od razu spakować i wypieprzać nawet na dworzec. Może tam bezdomni ci pozwolą na takie zachowanie, bo ja nie. Póki mieszkasz w tym domu i póki jesteś na moim utrzymaniu, to przestrzegasz zasad, które ja wyznaczam, a jeśli się nie podoba, to tam są drzwi. – Pokazał na wyjście. – Kończysz osiemnastkę, śmiało możesz przez nie przejść nawet nie pytając nas o zdanie.
Robert, przestań – wtrąciła się Sylwia.
Mężczyzna spojrzał na żonę pytająco, jakby chciał się zapytać co mam przestać?.
Nie będziesz wywalał mojej córki.
Nie wywalam jej – odpowiedział szybko, coraz bardziej zdradzając swoje zirytowanie. – Mówię tylko jak jest, wybór należy do niej, ale jeśli myśli, że po ukończeniu pełnoletności będzie skakała nam po głowach to jest w błędzie. – Przeniósł swoje spojrzenie z żony na pasierbicę.
Ty zawsze mówisz jak jest – warknęła kobieta i zabrała Piotrowi solniczkę, bo ten znudzony potyczką słowną zaczął się bawić w sypanie soli na łyżeczkę do herbaty i ładowanie jej do buzi. – Brzuch cię rozboli – szepnęła do syna.
Nieplawda – warknął cicho i chciał ponownie sięgnąć solniczki, ale natrafił na spojrzenie ojca i usłyszał:
A ty co? Tobie też dzisiaj odbija?
Nie – odpowiedział. – Chciałem posolić.
Siedź normalnie i jedz normalnie. Już dosyć posoliłeś.
Piotruś chciał postawić na swoim, ale uznał, że nie warto, i że tym razem lepiej będzie odpuścić.
A co ty mu soli żałujesz? – zapytała rozbawiona Majka, nawet nie patrząc na całe towarzystwo, tylko jedząc i jednocześnie bawiąc się telefonem komórkowym.
Robert niespodziewanie wyrwał jej komórkę z dłoni, co nie było trudne zważywszy na fakt, że siedziała obok niego.
Jak jemy, to nie piszemy SMS-ów – pouczył i odłożył telefon na stół.
Ale ja nie piszę SMS-ów – odparła Majka i ponownie chciała chwycić za telefon, ale ojczym ją ubiegł. Zabrał komórkę i schował do swojej kieszeni. – Jest moja, nie masz prawa...
Po obiedzie ci oddam – uciął ostro dyskusję zanim ta się w ogóle zaczęła.
Majka chcąc jak najszybciej odzyskać swoją własność, naładowała do buzi ostatnie frytki, mięso sobie darowała i wyciągnęła rękę przed siebie, tak by ojczym ją zauważył.
Już skończyłam – zakomunikowała ze złośliwym uśmiechem dziesięciolatka.
Robert co prawda się nie uśmiechnął, ale także okazał się być złośliwy.
Powiedziałem, że oddam ci po obiedzie, a nie gdy zjesz i będziesz najedzona. Nie odejdziesz od tego stołu, dopóki ja nie skończę, a dopóki ja nie skończę jeść obiad trwa.
Robert, przesadzasz – zwróciła mu uwagę Sylwia.
Wcale. Po prostu ty ich rozpuszczasz i potem taki jest efekt – odparł bez krzyku, całkiem normalnym tonem. – Cała czwórka jest rozpuszczona jak dziadowski bicz. Ja już powiedziałem kiedyś, że w takiej sytuacji, to powinienem zdjąć pasek, przyrżnąć jednej i drugiej, i by się skończyły cyrki i kłótnie bez powodu – oznajmił ostro przenosząc spojrzenie z żony na Ankę i na Ninę, które siedziały dokładnie naprzeciw niego.
Sylwia już miała nagadać mężowi do słuchu, ale Nina ją ubiegła:
Okay, nie kłóćcie się bez powodu. Robert przepraszam.
Na moment spojrzenia nastolatki i ojczyma się spotkały. To ona pierwsza spuściła wzrok, a potem podniosła go ponownie.
Naprawdę sorry. Przyjmujesz, nie?
Jasne, przyjmuję – odpowiedział bo co innego miał odpowiedzieć widząc jej uroczy i pełen wdzięku uśmieszek.
Robert przeniósł swój wzrok na żonę, a ta szybko zakomunikowała:
Ja cię nie przeproszę.
Nawet nie liczyłem – odparł z szerokim uśmiechem, ale Sylwia ani myślała podzielić jego radość. Dalej miała zaciętą minę.
Dobra, mama, daj mu spokój. Przecież mnie nie wywalił.
Nie powinien był tak mówić – trwała twardo przy swoim kobieta sięgająca po szklankę z herbatą, bo poczuła suchość w gardle spowodowaną chyba bardziej atmosferą niż słonym posiłkiem.
Przecież dobrze wiesz, że jakbym miała osiemnaście lat i naprawdę wyszła z walizką, to on pierwszy by za mną pobiegł – broniła dalej Roberta Nina.
Nie bądź tego taka pewna – szepnęła złośliwie Anka, ale w taki sposób by wszyscy słyszeli. – Nie jesteś jego córką, może tylko udaje, że cię lubi, a tak naprawdę to by się cieszył, gdyby się ciebie pozbył.
Może moja mama też by się chętnie ciebie pozbyła i szczerze wcale mnie to nie dziwi.
Robert, zrobisz coś? – zapytała Sylwia męża.
Ja? – zdziwił się i przyłożył dłoń do klatki piersiowej. – Jak usiłowałem to...
Robert – syknęła.
Mężczyzna zmielił język w ustach i patrząc w swój niemal pusty talerz przez chwile przysłuchiwał się rozmowie nastolatek. Wyłapał kilka zdań, w tym dwa najważniejsze brzmiące:
Twoja matka wolała umrzeć niż cię wychowywać.
Ja przynajmniej miałam matkę, ty nigdy nie miałaś ojca, nie chciał cię.
Wkurzony jak rzadko Malicki, wstał z miejsca i warknął:
Cisza! Obie się zamknąć!
Potem wskazał palcem na jedną i drugą, i rzucił krótkim rozkazem:
Do pokoju, marsz.
Dziewczyny spojrzały po sobie z taką nienawiścią, jakby jedna drugą najchętniej w tej chwili chwyciła za włosy. Oczywiście żadna z nich nie widziała winy w sobie, tylko w tej drugiej osobie.
Do pokoju, powiedziałem – powtórzył już nieco spokojniej, ale nadal ostro. Tym razem nawet wskazał dłonią kierunek.
Anka i Nina w końcu podniosły swoje cztery litery. Ta pierwsza jeszcze napiła się herbaty i dopiero potem zaczęła powłóczyć nogami w kierunku schodów.
I każda niech siedzi w swoim pokoju. Ja tam za moment przyjdę i do jednej, i do drugiej, i się skończą raz na zawsze te bezsensowne, słowne przepychanki – zabrzmiało co najmniej jak groźba.
Robert oczywiście nie ruszył od razu za dziewczynami. Usiadł ponownie i zamierzał dokończyć posiłek. Jego żona wręcz przeciwnie. Ona już się zbierała do wstania.
Nie idź do nich – nie polecił, a jedynie delikatnie szepnął. – Zjedz na spokojnie, ja tam zaraz pójdę.
Jak mam jeść, gdy moje własne dziecko, zresztą swoje też, wyprosiłeś od stołu.
Ale co ty sugerujesz w tej chwili? – zapytał i słychać było w jego głosie, że ponownie traci panowanie nad emocjami. – Przestań się tak nad nimi rozczulać. Jakby były takie głodne, to zabrałyby z sobą talerze, nikt im tego nie zabronił. Poza tym jeszcze mi nie odbiło na tyle by zamykać przed dziećmi lodówkę. Będą głodne, to sobie potem zrobią kanapkę. – Przełknął ostatni kawałek mięsa, połowę ziemniaków zostawił i wstał od stołu. Ruszył w kierunku schodów, ale zanim dotarł do pierwszego ze stopni, to zawrócił. – Telefon – powiedział kładąc gadżet należący do dziesięcioletniej Majki na stół. Komórka ta będąc w jego kieszeni niezwykle go denerwowała, bo nieustannie wibrowała.
O dzięki, miło, że oddałeś. – Uśmiechnęła się w jego stronę, ale nie złośliwie, a całkiem normalnie.
Proszę.
Zanim Robert odszedł, to Majka już zaczęła odczytywać zaległe SMS-y i jednocześnie zajadać się frytkami maczanymi w sosie czosnkowym. Piotrek z początku uklęknął na krześle, a potem na nim stanął i jednym kolanem już wszedł na stół by dosięgnąć solniczki. Sylwia była zbyt zajęta synem i pilnowaniem tego by nie spadł by koncentrować swoją uwagę na mężu, który idąc po schodach, jednocześnie wysuwał końcówkę pasa przez pierwszą szlufkę, a potem mocował się z klamrą.

Dokładnie pięć i pół miesiąca później do drzwi państwa Malickich ktoś zapukał. Robert szybko założył chabrową polówkę na nagi tors i zapiął jasne, najzwyklejsze dżinsy. Otworzył, a w jego progu stanęła policja, na dodatek umundurowana.
Pan Robert Malicki? – zapytał rosły mężczyzna. Kobieta stojąca obok niego była szczupła, niska i drobna. Ona milczała.
Tak – odpowiedział, jednocześnie potakując głową i patrząc pytająco na funkcjonariuszy.
W lesie nieopodal państwa domu został znaleziony motocykl firmy... zresztą tu ma pan dowód rejestracyjny. Motor jest zarejestrowany na pana. – Policjant wręczył Robertowi dokument, a ten przyjrzał mu się uważnie.
Tak, na mnie, ale należy do córki. Zdarzył się jakiś wypadek? – zapytał przejęty. Zerknął za ramie, czując obecność żony za plecami.
Sylwia stała z dłońmi położonymi na ramionach Piotrusia. Chłopiec dłubał w nosie i zasłuchiwał się w rozmowę, nie mogąc doczekać się wyjaśnień policjanta. Chciał wiedzieć czy coś stało się Ninie, w końcu była jego siostrą.
Nie, znaczy nie wiemy. Przeszukaliśmy teren wokół motocykla, ale nikogo nie znaleźliśmy. Nie było też żadnych śladów, które by wskazywały...
Porzucono ten skuter, bo to pięćdziesiątka więc skuter, w środku lasu – powiedziała rzeczowo kobieta wtrącając się swojemu partnerowi w zdanie. – W stacyjce były kluczyki, nieopodal leżał kask, maszyna została przewrócona zapewne przez wiatr. Proszę zabrać stamtąd skuter zanim go ktoś ukradnie.
Policjanci już odwrócili się na pięcie i zaczęli iść w kierunku swojego samochodu. Była to zwykła drogówka, jeździła więc oznakowanym. Sylwia ich zatrzymała, krzycząc:
Chcemy zgłosić zaginięcie córki!
Jak to zaginięcie? – zdziwiła się kobieta i zaczęła ponownie przybliżać się do progu, w którym nadal stał mężczyzna w chabrowej polówce.
Córka nie wróciła do domu – odpowiedziała matka dziewczyny, a Robert odstąpił krok do tyłu i stanął bokiem by umożliwić policjantom wejście.
Kiedy córka wyszła?
Dwa dni temu – odpowiedział mężczyzna. – Wieczorem pojechała na imprezę do swojego chłopaka, miała wrócić rano. Ja byłem przeciwny by tam w ogóle poszła.
Ile ma lat?
Siedemnaście, prawie osiemnaście – odpowiedziała kobieta, jakby ta prawie pełnoletność miała ich usprawiedliwić.
Minęła doba?
Minęły dwie – powiedział cicho Robert i wskazał na stół i krzesła zapraszająco.
Dlaczego nie zgłosili państwo zaginięcia wcześniej? – zdziwił się tęgi mężczyzna i zdjął jesienną, czarną czapkę z głowy.
Mąż uważał, że się znajdzie, że pewnie zabalowała i sama wróci, tylko że z opóźnieniem. Jeśli dziś by się nie pojawiła, to mieliśmy popołudni iść na policje.
Ja w ogóle byłem przeciwny by ona tam szła – wypomniał Malicki żonie, a potem przysłuchiwał się policjantom, którzy tłumaczyli mu, że jedna osoba będzie musiała z nimi podjechać na komisariat w celu zgłoszenia zaginięcia, bo trzeba wypisać odpowiednie pismo, podpisać i rozpocząć poszukiwania.
Dzwonili państwo do jej znajomych i do niej?
Próbowaliśmy, ale nie do wszystkich mamy numery i też nie wszyscy odebrali. Wiedzą państwo, był wieczór, mieliśmy kontynuować wydzwanianie dziś, zresztą wysłaliśmy każdemu SMS-a – tłumaczył chaotycznie Robert.
Pojedzie pan z nami, czy woli pan swoim samochodem? – zapytała policjantka.
Żona z wami pojedzie, ja odwiozę syna i córki do szkoły. – Skierował swoje kroki w stronę wieszaka by sięgnąć jesienną kurtkę. Był już listopad, ale zima była wyjątkowo łagodna, a pogoda dopisywała, z tego też powodu Nina jeździła crossem, a nie autobusami czy korzystając z podwózki ojczyma.
Sylwia pomogła Piotrusiowi założyć buty i nawoływała Majkę i Ankę by te się pospieszyły. Ania wyjątkowo miała na dziesiątą, więc powiedziała, że sama pójdzie, albo pojedzie rowerem, a Majka ociężale zeszła po schodach, była bardzo zaspana i miała krzywo zapięte guziki flanelowej koszuli w kratę.
Szybko, szybko – poganiał Robert i zbliżył się do swojej żony. – Odbiorę cię z komisariatu. Napisz do mnie albo zadzwoń jak skończycie. Razem jej też poszukamy. Objedziemy wszystkich jej znajomych. – Musnął żonę w policzek i schylił się po plecak syna. – Nie martw się, znajdziemy ją, albo sama się znajdzie – dodał słowa otuchy pochylając się by pomóc Piotrkowi założyć plecak na ramiona.

Na komisariacie jeden z policjantów, inny niż ci którzy zjawili się w domu Malickich wypytywał Sylwię o Ninę. O to z kim się zadawała, gdzie chodziła, czy była z kimś w konflikcie, czy sprawdzali może już jej komputer i czy ktoś nowy pojawił się w ich otoczeniu ostatnimi czasy.
Na ostatnie pytanie odpowiedź brzmiała:
Tak, był chłopak. Właściwie młody mężczyzna. Wynajął pokój. Nasza sąsiadka mieszka w Londynie u córki i wynajmuje domek studentom i innym takim...
Był w pobliżu Niny?
Tak, ale ostatnio od kilku dni go nie widzę. Chyba Rosjanin, chyba Ivan.
Rosjanin? – zdziwił się funkcjonariusz.
Mogłaby go pani opisać, wie pani gdzie możemy go spotkać, może ma pani zdjęcie tego mężczyzny?
Będzie nagrany na filmie – odpowiedziała nieco miotając się. Była zdenerwowana. Pierwszy raz przebywała w takim miejscu jak komisariat policji, na dodatek w takiej sprawie. – Nina miała siedemnaste urodziny. Urządziliśmy przyjęcie w ogrodzie. Użyczał jej paliwa. Wie pan, córka nawet jakby zabalowała to nie porzuciłaby swojego prezentu.
Tego małego crossa?
Tak, dostała go od nas na siedemnaste urodziny. To było jej marzenie od kiedy skończyła dziesięć lat. Kiedyś miała takiego mini od dziadków, potem był już na nią za mały. Chciała się ścigać.
Ścigać? – zdziwił się policjant.
Tak, wie pan Nina to dziewczyna, ubiera się kobieco, ale zawsze lubiła męskie sporty. Bardziej niż gotować i prasować woli grzebać z moim mężem w samochodzie, czy malować garaż. Od zawsze tak było. Jak piłka to tylko nożna i koszykówka, jak rolki, to tylko na rampie, a jak zabawa z młodszym rodzeństwem to tylko w strzelaniny i samochodami. – Sylwia uśmiechnęła się smutno. Miała łzy w oczach, a we wspomnieniach powróciły do niej obrazy z tego wszystkiego co właśnie wspomniała policjantowi.
Proszę tu złożyć podpis i zaczniemy jej szukać. – Blondyn z kozią bródką obrócił kartkę w stronę pani Malickiej i wyczekując podpisu zadał jeszcze pytanie, dlaczego zgłaszają zaginięcie po ponad dwóch dobach. Było dla niego dziwne, że dziewczyna wyszła w piątek przed dziewiątą, a rodzice obudzili się w poniedziałek rano.
Miała wrócić w sobotę wieczorem, ale popołudniu napisała SMS-a, że pomaga Patrykowi sprzątać mieszkanie, i że wróci później. Sądziłam, że została tam na drugą noc.
Pozwalają państwo by sypiała z mężczyzną, gdy ma...
Była tam na imprezie, a nie się puszczać! – warknęła zbulwersowana.
Ja już wiem co się dzieje na takich imprezach – szepnął pod nosem jakby sam do siebie.
W progu stanął Robert, powiedział żonie, że właśnie już wszystko załatwił, i że postanowił do niej dołączyć. Policjant ponowił pytanie o tak późne zgłoszenie zaginięcia, jakby chciał sprawdzić, czy mężczyzna poda taką samą wymówkę.
Miałem kiedyś kuratora – przyznał, sięgając po płaszcz żony i pomagając jej się ubrać. – Moja pierwsza żona popełniła samobójstwo, zostałem sam z córką. Chodziłem do pracy, a mała chciała zrobić sobie jajecznicę. Miała być sama tylko godzinę i oglądać bajki, potem miała... miała przyjść do niej babcia, ale... tyle wystarczyło by się poparzyła. Sąd wydał wyrok zaniedbania, narażenia zdrowia, bezpieczeństwa i dał nadzór kuratorski. Baliśmy się, że teraz to do nas wróci – wyjaśnił.
Ile córka miała wtedy lat?
Pięć – odpowiedział.
Poznaliśmy się w szpitalu – dopowiedziała Sylwia. – Moja roczna córka miała silne zapalenie oskrzeli.
Dobrze, rozumiem. Jak będę czegoś więcej od państwa potrzebował, albo będę coś wiedział, to zadzwonię. Może faktycznie impreza jej się przedłużyła, a motor pożyczyła komuś pijanemu i ten ktoś zaparkował w tym lesie i nawet o tym nie pamięta – starał się pocieszyć małżeństwo policjant. Z początku był wściekły, że jako rodzice tak późno zaczęli szukać córki, ale teraz gdy patrzył na ich zmęczone życiem twarze i zmartwienie na nich wypisane, rozumiał ich motywy do takiego działania.

25 komentarzy:

  1. Ale długi rozdział! Kurcze, wlasciwie zrobiło mi się mega smutno, jak przeskoczyłes w połowie postu l ten piec i pol miesiąca, bo jestem ciekawa, co się wtedy wydarzyło. Bardzo podoba mi si sposob, w jaki przedstawiasz rodzinę. Mimo ze jest tam duzo sprzeczek, odnoszę wrażenie, ze dbają o siebie nawzajem i ze są sobie bliscy. To,że najstarsze dziewczyny nie sĄ ze sobą spokrewnione, stanowić moze pewien problem i wlasciwie nie dziwi mnie,że się Kłócą, aczkolwiek mogłyby wziac trochę na wstrzymanie. Równie mocno mnie dobilo, ze ten słodki, mały, sepleniący Piotruś pali papierosy.... Mam nadzieję,ze tylko ot tak, z ciekawości i ze mu przejdzie... To naorawdę straszne, w jakim wieku obecnie dzieci zaczynaja, nie moge zrozumieć, czemu Anka mu dala (juz nie bede komentować samej postawy dziewczyny). Co do Roberta mam mieszane uczucia, ogolnie wydaje się byc całkiem w porzadku, np.jak tłumaczył majce matematykę. Ale jednoczesnie dosc łatwo sie unosi, no i zdecydowanie się ni zgadzam na jego metody z pasem, nawet hesli ma rację, iż dzieci są rozpuszczone. Ale coz, sam tez je wychowywał, więc nie moze winić tylko zony. Nina wydaje się za to byc dosc oryginalna i moze wlasnie dlatego stało sie to, co sie stało, pierwsze, o kim pomyslałam, to ten Rosjanin, ale to z pewnością byłoby za łatwe. Mam nadzieję, że sprawa szybko się rozwiąże. Choc pewnie nie,w koncu to jest główny watek opowiadani.... Więc lowiem moze tak-mam nadzieję, ze dziewczyna to przeżyje, w miare cało ;) co do uwag, brakowało od czasu do czasu koncówki "ę", czasem zgrzytało stylistycznie, z interpunkcja było lepiej. Nie spodobało mi się, ze czasem policjanci wypowiadali się mało profesjonalnie. Ogolnie jednak rozdział mnie wciągnął, szczegolnie dobrze wyszły Ci fragmenty opisujące rodzinę i stosunki między nimi. Zycze duzo weny i zapraszam na świeżo dodaną nowosc na zapiski-condawiramurs :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie martw się, te pięć i pół miesiąca będzie powracało w retrospekcjach, zdjęciach, nagraniach, itd, bo tam naprawdę ważne są szczegóły by odkryć zagadkę.
      Zaginięcie Niny nie do końca jest głównym wątkiem, ale więcej ci nie zdradzę, bo potem nie będzie cię ciekawić.
      Ja sam paliłem jako dziecko, i w moich czasach to byłem fenomenem, a teraz to już codzienność. Idąc ulicami można spotkać takich szczyli z papierosem w ustach mówiących "ale suka idzie" na jakąś tam kobietę, z dziesięć lat od nich starszą.
      Piotruś wcale nie jest grzecznym maluszkiem xD
      Dziewczyny są na pierwszy rzut oka inne, ale też mają dużo cech wspólnych, żadna nie umie odpuszczać, więc obie się żrą.
      Robert i jego metody wychowawcze... ojej, tu to będzie temat rzeka. Ja wiem, że w Polsce jest zakaz wlepienia nawet klapsa, ale Malicki ma prawie czterdzieści lat. W jego czasach... w czasach jego dzieciństwa nikt takich haseł jak "kocham nie bije" nie promował i ludzie jakoś żyli, nawet jak od czasu do czasu oberwali. Ja w sumie kar cielesnych nie popieram, zwłaszcza, gdy dzieci są w wieku takim, gdy słowa, inne kary, jakaś rozmowa powinna do nich dotrzeć i chyba w nerwach prędzej bym walnął w stół, albo szarpnął taką nastolatką, czy nawet dał w twarz odruchowo jakbym coś takiego mega, mega "pobudzającego do złego" usłyszał, ale raczej na zimno, pasem po tyłku bym nie sprał. Inne sprawa dać po łapach kilkulatkowi co bawi się kuchenką, biega wokół stołu gdzie stoi gorąca kawa, czy wkłada dłonie do kontaktu - w takim wypadku jak najbardziej, nie chować tych rzeczy, nie przekładać, nie używać zaślepek, tylko krzyknąć, albo dać po łapach czy w dupę, bo dziecko to w sumie rozumna istota, a nie idiota hodowlany, z którego trzeba robić ciapę i na każdym kroku ułatwiać mu życie i wszystko do dziecka dostosowywać.
      Żona Malickiego też się nie do końca zgadza z jego poglądami, słowami jakie on do dzieci kieruje, zasadami jakie wprowadził, ani z rękoczynami, a u nich takie są w sumie na porządku, może nie dziennym, ale tygodniowym, czy co kilku tygodniowym.
      Rosjanin się pojawi, chyba dopiero w siódmym rozdziale i niezwykle cię zaskoczy, tego jestem pewien!
      Pozdrawiam i dziękuję za komentarz. Zależało mi na tym by ludzie jakiś opisuje byli realni, zwyczajni, tacy "jak żywi".
      PS. W życiu spotkałem wielu nieprofesjonalnych policjantów, nawet taki który dawał mi mandat traktował mnie jak idiotę, a inny był idiotą. Policjant to człowiek jak każdy inny i tu nie ma znaczenia zawód. Zdarzają się nauczyciele którzy nie mają cierpliwości i podejścia, tak samo zdarzają się policjanci, którzy nie mają w sobie za grosz profesjonalizmu, zwłaszcza taka drogówka, czy straż miejska (to w sumie nie policja, ale zbliżone).

      Usuń
  2. Trochę się jeszcze gubię w tym bohaterkach, ale daj mi czas i będzie dobrze ;d. Troszkę nie ukrywam, ale zaszokowałeś mnie zachowaniami nastolatków. Choć wiem, że czasem szybko zaczynają palić itd. to jednak wiek 7 lat mnie stawił w osłupienie. O ile dobrze pamiętam wiek Piotrka. Zwykle to też chłopaki prędzej zaczynają, a dziewczyny trochę później. Co do telefonów wśród dzieci, to czasem też jest widoczne np. na placu zabaw bawią się, ale jak ktoś przyjdzie z telefonem to od razu do niego O.o ale nie powiem, że nie ma dzieci, bawiących się na placu zabaw, bo są i to całkiem sporo. U mnie tak w miarę do podstawówki jeszcze nie ma takiego życia przywiązanego do telefonu. A za to przy liceum jest sporo osób, dla których liczy się wychodzenie z domu i spędzanie życia realnego, bo powoli dorastają i rozumieją, że internet nie zastąpi człowieka. No, ale to nie każdy i wynika tylko z moim obserwacji w okolicy mojego miasta itd. Aczkolwiek denerwuję mnie ta cała moda na zdjęcia, co chwila... i te jakieś snapy, nie wiem czy słyszałeś o tym. Mam 19 lat, także jestem jeszcze takim dzieckiem, więc mówię ze swojego punktu widzenia i mojego do czynienia z osobami w tym wieku. Cóż, ziemniaki są proste, ale moim zdaniem, to coś w stylu:"proste, ale dobre" takie nawet tradycyjne. Mój tata nawet twierdzi, że nie ma obiadu bez ziemniaków. Ale za to za frytkami nie przepadam do obiadu. Trochę przykro, że nie lubią czegoś upieczonego. Ja strasznie lubię jakieś ciasta czy ciasteczka, niestety u mnie nikt nie robi. A do gotowania to ja też raczej prawie ostatnia, bo mi nie wychodzi. Jedynie, co wyszło mi tak za pierwszym razem, to schabowy, bo choć prosty obiad to niezwykle smaczny. Nina trochę przypomina mi mnie pod względem tych niby męskich rzeczy, ale z wyjątkiem motorów, bo ja akurat bym się bała. No i nie lubię samochodów. Wolę rower do przemieszczania się. Aczkolwiek samochodem fajnie się przejechać w dłuższą trasę, ale u mnie nikt nie ma z najbliższej rodziny, także rzadko mam okazję. Jeżeli chodzi o Patryka, to raczej się nie dziwię Robertowi. Zwykle ojciec nieco ostrym okiem spogląda na chłopaków córki. Ale też mi się nie podoba jego zbytnia pewność siebie. Cóż obstawiałam, że to najmłodsze dziecko zostanie porwane, a tu jednak nie. Te porwanie kojarzy mi się z jednym horrorem, który ostatnio oglądałam, ale jedynie sam motyw porwania. Chociaż tu jeszcze teoretycznie nie wiadomo o porwaniu... chyba. Zastanawia mnie, kto to zrobił, w jaki sposób itd. więc chętnie poczytam dalej. Mnie też zdziwiło, że tak późno zawiadomili o nieprzybyciu córki do domu.

    "Nina wysiadła rzucając krótkie dzięki za podwózkę, facecie mojej matki." - trochę nie wiem czy powinno być "swojej", czy nie powinieneś tego oddzielić, jako, że ona myśli;"Dzięki za podwózkę facecie mojej matki", bo tak to wprawiasz czytelnika w zakłopotanie, bo nie wie, czy jest poprawnie tak, jak myśli. I jeszcze jedna sprawa, tylko teraz sama nie do końca wiem, czy dobrze powiem, ale przy imiesłowach stawia się przed nimi przecinek. Ale najlepiej sprawdzić w słowniku, a nie mam teraz do niego dostępu, chyba że później napiszę pod komentarzem, jak sprawdzę.

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak jest z przecinkami to nie wiem, bo się nie znam i stawiam je na tak zwanego "czuja". Natomiast to zdanie "Nina wysiadła rzucając krótkie dzięki za podwózkę, facecie mojej matki." jest jak najbardziej poprawne i właśnie jakby było "swojej" to byłoby niepoprawnie. Samo "rzucając" znaczy iż ona to powiedziała, a nie pomyślała, a cała reszta, czyli "dzięki za podwózkę, facecie mojej matki" jest pisana kursywą, czyli jako słowa Niny i tak jest jak najbardziej poprawnie.
      Siedmioletnie dzieci czasami też palą.
      Czy chłopcy zaczynają wcześniej? Kiedyś tak, teraz to chyba dziewczyny są gorsze ;-)
      Dlaczego zszokowałem cię zachowaniami nastolatków?
      Tak, ja też jestem za polską kuchnią, czyli kotlet, ziemniaki i najlepiej ogórek do tego xD
      Ja mieszkam w dosyć małym mieście i u nas podwórka są raczej puste, place zabaw tak samo. Być może winą jest to, że dzieci teraz mniej, chodzą do przedszkoli, a rodzice pracują i dlatego nie ma ich na placach zabaw. Jeśli już jakieś się bawią, to naprawdę maluchy, to już nie to co za moich czasów, że człowiek w wieku 7-15 lat po szkole rzucał plecak, i leciał na dwór i jak wskoczył do domu, to po kanapkę i z kanapką na dwór. Dziś te dzieci są w ogóle inne i ja widzę różnice patrząc na mojego najstarszego syna i tego najmłodszego (to jest przepaść).
      Ja w ogóle nie rozumiem tej mody na FB, NK, i innych tego typu. Nie pojmuję, i nie pojmę. Jednak wiem po tym co widzę u siebie w domu, że syn choć wychodzi, ma treningi, dziewczynę, kumpli, itd, to on żyje telefonem, pisze na GG, gra w coś tam, likuje, ciągle ma ten telefon w łapie, przy jednym obiedzie to osiem razy zerknie. I ten młodszy też, więc chyba takie czasy.
      Oj, sprawa ze zniknięciem Niny chyba jeszcze cię zaskoczy. Robert to nie ojciec dziewczyny, a ojczym - nie wiem czy wystarczająco jasno to w tekście podkreśliłem.
      Pozdrawiam i dzięki za komentarz.

      Usuń
    2. Jej, to ze mnie ślepota jest, że jakoś nie zauważyłam tej kursywy, wybacz.No to za moich czasów nie paliły ;p. Może dlatego, że jakoś tak bardzo nie spotykam na co dzień ludzi tak uzależnionych od telefonów. Jasne są, nawet w mojej klasie były osoby. A o ile Nk miała swój sens, tak fb nie cierpię i założyłam tylko przez siostrę, która w sumie sama mi założyła. Hm... ja mam GG i piszę z niego często, ale jedynie jak jestem na laptopie, nie na telefonie. Mam tam kontakt z osobami, które mieszkają dość znaczącą ilość drogi ode mnie albo tych, których znam przez neta. A jak zerknę do tel czy jeżeli muszę zadzwonić to przeproszę i wyjdę. Ale tak, jest sporo ludzi, które są od telefonu uzależnione. Hm... ja z tego, co obserwuję w gimnazjum, czy coś ludzie nadal sporo wychodzą na dwór. Mieszkam blisko Warszawy, nie jest to wieś.No i rok wcześniej idą do szkoły. Za to u kumpla w Kielcach, jak byłam u jego rodziny na wsi, to widziałam jego siostrzeńca(nie pamiętam ile miał, ale chyba już zaczął szkołę, także niewiele, jakoś 5? Był w Anglii i chyba musiał wcześniej, nie pamiętam) i nie powiedziałabym, aby był jakiś niesamodzielny, czy specjalnie mama była nadopiekuńcza. Przewrócił się, rozpłakał, ale zaraz potem biegał itd. No i jak coś miał wyrzucić i nie chciał, to jego mama podstępem:"Założę się, że nie wyrzucisz tego w 3 sekundy". Zadziałało. A zdjęć czy telefonów, to on chyba na razie nie lubi. Tak, tak dobrze to zaznaczyłeś i ja też to pamiętałam, więc przepraszam za ten błąd, zwyczajnie mój mózg nie chcę ze mną współpracować

      Usuń
  3. Wow, rozdział faktycznie długi, ale do rzeczy.
    Nie będę znów pisać, że brak przecinków - wiesz o tym. Tak myślę xD
    Na razie jak dla mnie to obyczajówka, może dalej będzie thriller. Wszystko dopiero powoli się rozkręca i wiem o tym doskonale. Plus za to, że rodzina wyszła Ci tak naturalnie, nic sztucznego jak Trudne Sprawy czy Dlaczego Ja XD serio, dla mnie to było naturalne i sprzeczki oraz rozmowy, choć przyznam się, że bardzo zdziwił mnie fakt palącego Piotrusia. Od razu mnie odrzuciło, a zwłaszcza do dziewczyn, bo jak można takiemu małego dziecku dać fajkę? Trzy razy nie - dziękuję. Dziewczyna by dostała ode mnie niezły ochrzan. Ona niech sobie pali, ale siedmiolatkowi dawać papierosy? Ech...
    Druga część to moment, kiedy Nina już zniknęła. Powiem szczerze, że trochę zawiodłam się. Nie czułam tej tragicznej chwili, gdy przyszła policja. Nie mogłam przejąć się losem rodziny i tego zniknięcia ich dziecka. Brakowało mi emocji. I w zasadzie myślałam, że ktoś ją porwie, nie wiem, z domu albo ze szkoły i będzie to porwanie opisane xD No nic, poczekam na dalsze losy i nieco więcej tragizmu. I zastanawia mnie kim jest ten Rosjanin? Ivan? Jakiś nowy chłoptaś Niny? Może to on ją porwał? I poszła jako żywy towar do sprzedania? Nie, Mari...przestań układać scenariusze >.<
    Co do telefonów, nie będę się udzielać XD powiem krótko, że to dla mnie głupota, by małym dzieciom dawać takie "zabawki", ale w tych czasach stają się już coraz bardziej potrzebne, z tego względu (moim zdaniem), że robi się coraz niebezpiecznie i nawet małe dziecko potrafi już uratować człowiekowi życie dzwoniąc np. na policję. Albo samo będzie potrzebowało pomocy.

    No cóż... czekam na ciąg dalszy.

    Życzę weny i pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że wiem o braku przecinków, nadmiarze przecinków i przecinkach postawionych w złych miejscach. Ja i one nigdy nie zostaniemy kumplami xD
      Niestety tak małe dzieci też czasami palą.
      Nie miałaś czuć tej tragicznej chwili, bo w tym opowiadaniu będą znacznie tragiczniejsze chwile, które trzeba będzie poczuć.

      Usuń
  4. Przepraszam, że odzywam się dopiero po kilku dniach, ale szkoła i inne zajęcia :/ Brak czasu na wszystko...

    Wiedziałam normalnie, że Nina zniknie! Podejrzewałam to od początku :) Może to i dobrze... w sumie to i tak nie przypadła mi do gustu. Zakładam, że Ivan maczał w tym wszystkim palce... Ale to tylko takie moje małe podejrzenia xD
    Piotruś - COOO?! On ma siedem lat i ledwo poprawnie wymawia zdania a pali?! Serio? Zdaję sobie sprawę, że młodzież coraz to szybciej sięga po używki, ale tego po tym małym, słodkim chłopczyku się kompletnie nie spodziewałam. Ta Anka to jest nieźle porąbana, że mu na to pozwala.

    Jak znajdę czas, przeczytam kolejny:) Miałam nadzieję, przeczytać dzisiaj chociaż dwa rozdziały, ale nie przemyślałam, że ten rozdział będzie tak długi :)

    Pozdrawiam!

    http://klatwa-blizniakow.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te początkowe rozdziały mi się same pisały, dlatego były takie długie.
      Oj, nie, nie, nie, bo choć podejrzewałaś, że zniknie Nina, ty bardziej jednak stawiałaś na zniknięcie Anny.

      Usuń
  5. Rozdział ciekawy. Na tą chwile zaliczę go do obyczajówki, zraziłam się do dziewczyn bo dali Piotrusiowi fajkę, on ma siedem lat i już pali,trochę się zawiodłam bo Piotruś wydawał mi się być raczej grzecznym chłopcem. Druga część opowiadania to taki przeskok w czasie, bo zaczyna się pięć i pół miesiąca później, a nie wiemy co działo się wcześniej, mam nadzieję że się tego dowiem w kolejnych rozdziałach i że Nina się odnajdzie, ale jakoś nie umiem sobie wyobrazić tego zaginięcia, ani też współczuć rodzinie. Zabieram się za kolejne rozdziały.
    Pozdrawiam Buntowniczka.
    http://buntowniczkazezlamanymsercem.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo to jednak jest taka obyczajówka z kilkoma zagadkami w tle.

      Usuń
  6. Rozdział faktycznie bardzo długi, ale na razie zaliczę to do obyczajówki, myślę, że akcja się rozkręci :D Nie rozumiem, jak siedmiolatkowi można dać fajkę. No, dziewczyna dostałaby ode mnie niezły ochrzan. Wow, ta rodzina jest taka... naturalna. Wszystko jest realistyczne, można nawet powiedzieć, że dzieje się do naprawdę. Co do Luisa- uważam, że to spedalony gościu xD
    Telefony przy obiedzie... U mnie panuje taka sama zasada.
    Kim jest ten Rosjanin? To on porwał Ninę? No, takie imprezy zazwyczaj kończą się właśnie w ten sposób. Chociaż ta akcja ze skuterem mnie trochę przeraziła...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja zawsze pisząc stawiam na taką naturalność i chcę by postacie były możliwie jak najbardziej realistyczne.

      Usuń
  7. Czyli to faktycznie ojczym.
    Nie dziwię się,że był taki wkurzony. Spieszył się do pracy, a dzieciaki mu to utrudniały. Nie mogły jasno powiedzieć tu mnie wysadź i tyle? A nie oczekiwać, że on wszystko będzie wiedział i pamiętał? No bez przesady. Nie mają po pięć lat. W ogóle masakr, non stop się kłócą, hahaha. Jak Robert i Sylwia to wytrzymują? Oszaleć idzie. ;d
    Zdziwiłam się, gdy Anka zapaliła, bo ma dopiero 14 lat, no ale coraz więcej takich głupich szczyli, więc machnęłam na to ręką, ale Piotrek?? No przecież to dziecko... I pali? Teraz to jestem w szoku. A ta głupia Anka jeszcze mu pozwala. Jak sama chce się truć, to proszę bardzo, ale siedmiolatkowi nie powinna dawać.Nie no... wkurzyła mnie nieźle.
    Uu... jestem ciekawa, co z Niną, czy ona przeżyje to porwanie. Bo to porwanie, tak? W sumie skoro w tytule bloga jest skradzione... Nieźle, ale w ogóle jestem w szoku, że rodzice pozwolili jej spędzić tyle czasu na imprezie. Powinna wrócić o odpowiedniej porze, a nie że dwa dni później jeszcze jej nie ma. Na za dużo im wszystkim pozwalają. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mogę ci tego powiedzieć czy to porwanie. Dowiesz się potem, gdy wytrwasz i przeczytasz całość.
      Sylwia im pozwala, Robert nie jest do końca taki liberalny, ale o tym też będzie później.

      Usuń
  8. Kocham cytat, ten zastosowany na przedzie. Sama go wykorzystałam u siebie do Prawdziwej Legendy.
    Nina jest świetna. Jej charakter, jego kreacja mi się podoba. Taka typowa nastolatka, ze swoimi małymi troskami i pupilkiem. Kocur też zdobył moje serce.
    Robert jest nerwowy, ale wierzę iż to nie leży w kwestii jego charakteru, a po prostu jest wynikiem nadmiernego zmęczenia w ostatnich dniach. Poza tym dzieciaki mu nie ułatwiają, bo się żrą między sobą, przepychają i poczyniają to nawet w samochodzie, więc nic dziwnego, że się zirytował i zagroził.
    Podobała mi się scena przy obiedzie, bo jak zwykle pokazałeś życie jakim jest. Na wielu blogach dzieci wtedy spokojnie siedzą, jedzą i jeszcze zachwalają, a tu? Jeden po solniczkę się wspinał, drugie się wykłócały - super, typowy rodzinny klimat tak liczebnej rodzinki.
    Dziś mnie na świecie nie zdziwi już nic, więc nawet palący siedmiolatek jest normą. Sama widziałam takich klnących i palących i jeszcze o ruchaniu świń mówiących, w parku sobie stali.
    Zaciekawił mnie wypadek jaki miała Sylwia i że przez to boi się prowadzić, bo to strach prawda? Czy może wypadek był z jej winy i zabrano jej prawo jazdy i nigdy nie podjęła się ponownego go wyrobienia?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też lubię ten cytat. W ogóle lubię piosenki Mirka :)
      Dobrze, że zaciekawił cię wypadek, bo on nie jest po nic, ja ten wypadek wprowadziłem po coś.

      Usuń
  9. Witaj.
    Nie wiem od czego zacząć bo rozdział bardzo długi i dużo się działo. Na początku miałam chaos w glowie i nie wiedzialam kto jest kto, myslalam ze po prologu wiem, ale cos mi sie pokręciło. Pod koniec wydaje mi się że wiem :D która córka jest czyja a która wspólna :D no i Piotruś.
    Siedmiolatkowi papierosy?!?! Jak mnie wkurza ta Anka, to jak dla mnie jest najgorsza pyskata postać w tym opowiadaniu. Majka to tak sobie żyje swoim życiem, Piotruś jest kochany. Ninę naprawdę bardzo polubiłam, to taka nastolatka ale normalna, że już brak jej takiej nastoletniej głpoty, za to Anka... zatłukłabym ją własnoręcznie :)
    Scena w kuchni przy obiedzie - mistrzostwo. Świetnie poprowadzone dialogi. Naturalne zachowania. Trochę się nie zgadzam z Robertem ale jego wypowiedzi dokładnie opisująjego postać. Dzięki temu, jak się czyta, widać, że oni wszyscy się różnią. I wiesz.. wydaje mi się, że jeszcze nigdy na blogu nie spotkałam się z tak odmiennymi postaciami. Naturalnie odmiennymi. O każdym mogłabym napisać co innego a to jest wielka, wielka zaleta no i przede wszystkim talent do tworzenia postaci.
    A teraz to pięć i pół miesiąca.
    Ja też im się trochę dziwię że nie zaeragowali. Nie wiem, wydaje mi sie ze u mnie zaraz rodzice by dzwonili, jeszcze jak sobie wspominam jak byłam w wieku Niny.. nie no na pewno. Moze to dlatego tak slabo ich rozumiem. Ale maja przeciez duzo na glowie.
    Wkurzylo mnie to pytanie policjanta "– Pozwalają państwo by sypiała z mężczyzną, gdy ma..." a za przeproszeniem gó*no mu do tego z kim sypia. 16 skończyła. Się zirytowałam. Zaginięcie swoją drogą a sypianie swoją. Kilka epitetów napisałabym i w ogóle rozprawkę ale opowiadanie nie jest o tym :)
    Bardzo mnie zaciekawiło i już wiem że przeczytam to do końca, choćbym miała wieczność czekać na następne rozdziały ;)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie, nadal nie ogarniasz kto jest kim i być może to moja wina i ja coś źle napisałem, ale Sylwia i Robert nie mają wspólnych córek.
      Wiem, że mam talent do tworzenia postaci - że tak się nieskromnie wyrażę :)

      Usuń
  10. Ogólnie rodzinka Malickich wydaje się normalną, przynajmniej z początku. Ojciec pracuje na jakimś wyższym stanowisku, dzieciaki uczęszczają do szkoły, ale Sylwia wydaje mi się taka… taka jakaś… Gotować nie bardzo umie, a ma czwórkę dzieci, które powinna nakarmić – no aż taką łamagą nie można być, wybacz! Ja na przykład też nie znoszę gotować i czuję się w kuchni bardzo źle, ale dla męża się staram i choć nie mam jeszcze dzieci, mam świadomość, że żona powinna umieć gotować, choćby dla niego, bo on zarabia, przyjeżdża do domu i jest głodny. Tu jest gorzej, bo są dzieci, a dzieci se same nie ugotują, a muszą coś zjeść. Kurde. Tak samo z matmą. Ok., nie mówię, że matka powinna być matematyczką i wszystko umieć, ale kurde, żeby nie wiedzieć co to jest prostopadle? To ja mając same dwóje z matmy wiem co to prostopadłe, co to przeciwległe. To są wg mnie podstawy, a Sylwia wyszła na totalnie głupią. Wybacz.
    Dobra, przechodzę do najważniejszych kwestii w tym rozdziale, bo zbyt mocno czepiam się szczegółów.
    Jak w każdej rodzinie, tak i w tej są jakieś spory i niesnaski. Tu Ania ma problem z faworyzowaniem, bo nie jest córką Sylwii, a Nina i Majka to córki Sylwi, ale nie Roberta. Za to Piotrek jest wspólnym dzieckiem i Sylwii i Roberta (coś pomieszałam?) No i faworyzowanie to jest taki problem dosyć typowy w takich rodzinach. Piotrek jest The Best! Ma swoje problemy ( wada wymowy), ale jest bardzo sympatyczny i grzeczny, lubię go! Podoba mi się też stanowczość Roberta. Też jestem zdania, że dopóki mieszka się z rodzicami, zwłaszcza kiedy jest się jeszcze niepełnoletnim, trzeba ich słuchać i stosować się do ich zasad. Popieram go w pełni.

    Czytając tytuł rozdziału, zaczęłam zastanawiać się która z córek zostanie porwana. Jednak Nina. Czy zrobił to wspomniany wcześniej Ivan? Okaże się.
    No, rozdział był długi i dosyć długo się to czytało, ale to fajnie. Zostaję tu do końca :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale dlaczego same sobie dzieci nie ugotują? O ile Piotruś mógłby mieć z tym problem, o tyle te powyżej 10 lat, to już powinny coś potrafić. No i wcale nie jest powiedziane, że to kobieta musi siedzieć w kuchni. U mnie np to ja częściej jestem w kuchni niż żona, ona jedzenie organizuje, ona zamawia, a nie gotuje (ot święta coś upichci).
      Przeciwległe? A nie równoległe? Wybacz, ale ja też matmy nie ogarniam i jestem chyba na takim samym poziomie co Sylwia.
      Nie, nic nie pomieszałaś, ogarnęłaś dzieciaki świetnie i wiesz, które jest czyje.

      Usuń
  11. Zapomniałam pod prologiem dopisać, że Sylwia - moja imienniczka, i dlatego, tym bardziej czytam :D

    Kurde! To się porobiło, zastanawiałam się, która z dziewczynek zostanie porwana, i powiem szczerze, nie wpadłabym na to, że Nina!
    Ale, cieszę się niezmiernie, że mam trochę rozdziałów do nadrobienia, bo noc zapowiada się nieprzespana :D
    Pozdrawiam!

    xl-ka.blog.pl
    grangervelsnape.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja co prawda użyłem swojego imienia do tego opowiadania, ale nie darzę przez to opowiadaniowego Darka jakimś sentymentem :)

      Usuń
  12. W tym rozdziale Robert pokazał się z drugiej strony i przez nią nie jestem już do niego aż tak dobrze nastawiona. Mógł im nagadać za to, a nie wyciągać od razu pasek. Jego irytacji przy stole wcale się nie dziwię, bo sama bym im nagadała i rozgoniła je na cztery wiatry(Majka też by zjeby większe dostała, bo wkurza mnie pisanie przy stole(człowiek starej daty, przecież teraz tylko tak się je posiłki)). Sylwia nie powinna negować jego decyzji przy dzieciach, wchodzi tym na jego autorytet - mogła mu później powiedzieć, że może przegiął, że może to źle czy tamto, ale nie przy nich i to nawet po tym, jak Nina go przeprosiła za swoje zachowanie.
    Dziewczynki są strasznie do siebie nastawione, a Robert zaognił to jeszcze tym pasem, bo skoro już przy tym, jak musiały odejść od stołu, obwiniały za to tą drugą, to po pasie też na pewno było "dostałam przez nią!".
    Jestem zdziwiona podejściem Sylwii i Roberta do Niny nie wracającej dwie doby. Ja po jednej nocy odchodziłabym od zmysłów gdzie jest moja córka i szukała jej, a jej nie było aż dwie, a skończyło się na rozesłaniu SMSów. Rodzice są jednak różni, podejścia są różne, ale jak tak czy tak się zdziwiłam - podobnie jak policjant. Rozumiem to jednak bardziej po tym, co powiedział Robert. Polskie prawo jest popieprzone, więc cholera wie, co wymyśliliby o Ninę, mimo, że taka mała, to ona już nie była.
    Rzekomego SMSa od Niny mógł napisać kto inny... Jeśli została porwana, to od razu dla mnie wykluczony jest Patryk, bo nikt nie pisałby o sobie, tylko wymyślił kogoś tam. Więc może Ivan? Kim on właściwie jest, prócz tego, że Ruskiem? Ja miałam do czynienia z samymi Ruskimi wariatami, więc kto wie, może to on? A może i wcale porwana nie jest, a znając życie tak jest, bo moje spekulacje zawsze mijają się z prawdą szerokim łukiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale ty się z góry nastawiłaś, że on ten pasek wyjął po to, by dzieci zbić, a może się po prostu facet najadł i go pasek uwierał, co?

      Usuń