wtorek, 29 września 2015

Rozdział 4 – Odwiedziny u państwa Malickich


Prościej jest rządzić narodem,
niż wychować czwórkę dzieci
Winston Churchill

Zaparkowałam na przedmieściach, nieopodal ogródków działkowych, bo to właśnie w tych okolicach mieścił się dom państwa Malickich. Przyznam, że to, co ujrzały moje oczy, było przyjemną odmianą, zwłaszcza po zwiedzaniu osiedla Patryka Stemplewskiego i magazynu ojczyma zaginionej Niny. Tutaj były proste chodniki, zadbane podwórka, niepopisane ściany, psy ujadające za płotem. Iście sielankowy obraz rodziny, której spełnił się polski sen o własnym domu, ogrodzie, garażu.
Odnalazłam właściwy numer i z daleka podziwiałam parterowy domek z wysokim poddaszem. Cały przyozdobiony belami drewna, z wyjątkiem krawędzi i kolumn, które były okalane kamieniami. Płot także był drewniany i wysoki, z kilkoma zakratowanymi oknami, które były po prostu równo wyciętymi dziurami w belach. To właśnie przez jedno takie okno podziwiałam domostwo państwa Malickich. Zauważyłam też plac zabaw, gdzie z drabinek dwójka dzieci skakała wprost na dużą trampolinę. Śmiali się przy tym wniebogłosy i nawet deszcz, który zaczynał padać im nie przeszkadzał. Pies biegał dookoła nich i wesoło poszczekiwał. Wtedy uznałam, że widziałam już dość i wcisnęłam przycisk dzwonka.
Zauważyłam kobietę, która wyszła z domu i szła w kierunku furtki. Jednak zanim ona do niej dotarła, ubiegł ją ten mały chłopiec, który wcześniej skakał na trampolinie.
Brunecik w kręconych włosach wspiął się na ogrodzenie i krzyknął radośnie:
A kuku!
A kuku – odpowiedziałam mu, lekko się śmiejąc. – A jak ty masz na imię? – zagadnęłam w chwili, gdy brama się otwierała. Małemu chyba się podobało, że w pewien sposób na niej odjeżdża.
Piotrek. – Wcale się nie zraził tym, że jestem obcym człowiekiem. Przeszedł nad furtką, pomimo, że ta była już otwarta i stanął przy boku swojej mamy.
Dzień dobry – powiedziałam do kobiety i standardowo przedstawiłam się, wyciągając odznakę. Zauważyłam, że ją tym zmartwiłam. Zapewne to była matka Niny i pomyślała, że przyszłam ją zawiadomić o tym, iż dziewczynie stało się coś strasznego. – Szukam jej i zbieram informację – dodałam szybko dla uspokojenia.
Zatem zapraszam. – Uśmiechnęła się ciepło i smutno za razem, jednoczenie wskazując kierunek, w którym mam zmierzać.
Sympatyczna – pomyślałam, bo biło od niej jakimś takim ciepłem.
Piotrek, jest późna jesień, nie biegaj na krótki rękaw – zwróciła uwagę synowi, który faktycznie miał na sobie tylko koszuleczkę i jakieś spodnie dresowe z ciepłego polarku.
Ale kiedy mnie goląco – odpowiedział, nieco sepleniąc i pobiegł ponownie w kierunku drabinek, zabierając ze sobą psa, który zaczął mnie obszczekiwać. – Koksy, Koksu! – krzyczał na niego, czym wprawił mnie w rozbawienie.
Pomyślałam, że to naprawdę dziwaczne imię dla czworonoga.
Dziewczynka w jasnych włoskach, także bez kurtki, ale przynajmniej na długi rękaw ,właśnie się wspinała na drabinki i z nich krzyczała:
Mamo! Mamo! Za ile będzie Robert!?
Dziewczynce, niewiele starszej od chłopczyka, akompaniował ten łaciaty szczeniak, ciągle na mnie poszczekujący i to nawet z takiego daleka. Doprawdy zaczynało mnie to psisko już irytować.
Za godzinę pewnie! – odkrzyknęła kobieta. Miała zdarte gardło i chrypę. W sumie, przy takiej ilości gówniarzy, to się chyba nawet nie ma co dziwić.
Zaczynałam łapać samą siebie na tym, iż zaczynałam tej matce i żonie współczuć, ale z drugiej strony, czego jej współczułam? Przecież nikt za nią nie decydował, sama sobie wybrała taki los. Być może ona była szczęśliwa, jednak ja, gdybym miała postawić się na jej miejscu, to palnęłabym sobie kulkę w łeb.
Ledwie weszliśmy do domu, a już ten mały w kręconych włoskach przybiegł za nami.
Głodny jestem – oznajmił i ściągając buty, odrzucił każdy w inną stronę.
Chcesz kanapkę? – zapytała, zapraszając mnie dalej.
Rozejrzałam się dookoła. Hol czy też przedpokój, był ładny, choć nie w moim stylu, bo za bardzo nowoczesny. We wnęce stał wieszak, na który odwiesiłam kurtkę. Obok znajdowała się półka na buty, z której mały Piotruś najwidoczniej nie korzystał. Zresztą, po co miał korzystać, skoro miał od tego matkę, która podeszła, pozbierała jego butki i odstawiła na miejsce? Po obu stronach znajdowały się szafy z ciemnymi lustrami, a w czarnych, połyskujących niczym szkło, płytkach podłogowych, mogłam się przejrzeć.
Schludnie – pomyślałam i zaczęłam się zastanawiać, ile ta kobieta poświęca czasu na sprzątanie, przecież przy czwórce dzieci i wiecznie nieobecnym mężu, którzy zapewne jeszcze wymagają od niej żeby gotowała, utrzymanie domu w takiej czystości, jest niemal niemożliwe. W moim było brudniej, a mieszkałam sama.
Kuchnia, połączona z jadalnią i salonem, zrobiła na mnie jeszcze większe wrażenie. Nadal było nowocześnie i nadal nie było to moim stylem, ale gdyby mi ktoś ofiarował takie trzy pomieszczenia, to skakałabym pod sufit i nawet nie marudziła, że jest tak nie po mojemu.
W salonie wszystkie ściany były białe, z wyjątkiem tej, na której wisiał telewizor. Ona była popielata, z żółtymi akcentami na wystających, kanciastych tynkach. Na środku ściany, wisiał nowoczesny, zaokrąglony przy krawędziach telewizor, który był tak wielki, że aż zaczęłam się zastanawiać, jakim cudem się w drzwiach zmieścił.
Kuchnia, jak i jadalnia, były w białej tapecie z popielatymi napisami, typowo kuchennej, zresztą dobranej pod płytki, umiejscowione między blatem, a wiszącymi szafkami. Jedynym wyjątkiem była ściana nieopodal wyjścia na taras, znajdująca się blisko stołu. Na niej widniał malunek – niechlujne kontury wykonane za pomocą węgla, przedstawiające filiżankę na spodku, z parującą kawą albo herbatą, bo tak właściwie, to nie sposób było jednoznacznie stwierdzić. Zapatrzyłam się na ten rysunek i zdawało mi się, że już gdzieś widziałam podobny styl i niemal identyczną kreskę. Tylko nie mogłam sobie przypomnieć,gdzie to było.
To Nina malowała – wyjaśniła matka dziewczyny.
A no tak! Dopiero wtedy mi się przypomniało, że zaginiona chodziła do liceum plastycznego. Patrząc na jej dzieło, musiałam przyznać, że naprawdę miała talent, takie swoje ja czy jak to się w praktyce malarskiej nazywa...
Rozesłaliśmy jej zdjęcie do wszystkich patroli – poinformowałam. – Znajdzie się – zapewniłam, choć nie miałam takiej pewności. Po prostu nie chciałam by ta pani się smuciła, bo moim zdaniem na to nie zasługiwała.
A te dzieci nie zasługiwały na nią – przeszło mi przez myśl, gdy ten uroczy bąbel upomniał się o swoją kanapkę.
Z Nutellą bym sobie wsamał – poinformował, opierając się o ścianę. Splótł ręce na piersi i odbijał się plecami, tym sposobem popukując, czyli wydając dźwięk, który mnie doprowadzał do szewskiej pasji.
Przepraszam panią, niech pani zaczeka, zrobię mu tylko coś do jedzenia – powiedziała kobieta, a ja przytaknęłam ruchem głowy, przybierając na ustach dobrotliwy uśmiech.
Sylwia jednak nie musiała robić kanapki młodemu, bo zjawiła się ciemna brunetka – nie farbowana, naturalna i postanowiła wyręczyć macochę. To, że kobieta jest jej macochą wywnioskowałam po tym, iż zwracała się do niej po imieniu. Czarna Ania wzięła z chlebaka bułki, z lodówki czekoladę do chleba i nóż z szuflady.
Chodź gówniarzu, w pokoju ci zrobię – zawołała chłopczyka, a on chwycił z szuflady łyżeczkę i włożył ją sobie do ust.
Zjem tes samom – powiedział zadowolony, nie wyjmując przedmiotu z buzi.
Musiałam przyznać, że Ania, chyba jako jedyna z trójki dzieci obecnych w domu, uraczyła mnie słowami dzień dobry i zapytała czy wiem już coś o Ninie.
Na razie niewiele – odpowiedziałam jej zgodnie z prawdą, patrząc w kierunku schodów bez poręczy, którymi podążała. Za nią człapał ten irytujący, niecierpliwy dzieciak.
Kobieta, jakieś około dziesięć lat starsza ode mnie, w końcu zasiadła naprzeciw. Wcześniej oczywiście włączyła czajnik elektryczny, który jak wszystkie dodatki i sprzęty AGD w tym domu, był srebrny. Jedynie stół, który nas dzielił, był szklany, a jego nogi białe.
Chciałabym zobaczyć pokój Niny, jej komputer, telefon oraz nagranie z jej urodzin.
Komórkę Nina zawsze nosi z sobą, ale teraz jest wyłączona. Co kilka minut próbuje się do niej dodzwonić – wyznała, ze łzami w oczach. Widać było, że choć przy dzieciach stara się być twarda, to wewnętrznie, jest w całkowitej rozsypce. – Co do komputera, to powinien być w pokoju, a kamery nie mam, ale nagranie pewnie już mąż przerzucił na płytę albo dysk.
A gdzie jest kamera? – Przyszło mi na myśl, że może być na niej coś ciekawego.
U szwagra albo teściów. Chcieli zrzucić nagrania, by mieć pamiątkę.
Rozumiem. Przepraszam, że o to zapytam, ale jakie pani córka ma relacje z pani mężem?
Kobieta spojrzała na mnie tak, jakby miała ochotę wywalić mnie za drzwi. Uspokoiłam ją, że to rutynowe pytanie i że jej relacje z Niną oraz relacje Niny z rodzeństwem także mnie interesują. Wyjaśniłam, że siostry i brat mogą wiedzieć coś więcej.
Nina i Robert się uwielbiają. Z Anką i z Mają jak to siostry, czasami się kłócą, a Piotruś... gdy się urodził, była zła, zazdrosna, ale teraz, gdy już podrósł, stał się jej kompanem do jazdy na rolkach i gry w piłkę. Lubią też te same gry video, którym ja jestem przeciwna, bo tylko się w nich strzelają albo łamią sobie nawzajem kości.
Fajne są te gry! – krzyknął ten mały, który właśnie pędził przez przestronny salon, przebiegł po narożnikowej, skórzanej, żółtej kanapie i spadł do korytarza, gdzie pewnie zajął się zakładaniem butów.
Mały kaskader – pomyślałam.
Ja poszłam za Sylwią do pokoju Niny. Już gdy przestąpiłam jedną nogą za próg, wiedziałam, że to artystka. Na ścianach znajdowały się kontury najbardziej znanych budowli całego świata. Od Big Bena, po Koloseum, przez paryską, jak i krzywą wieżę. Na jednej ze ścian stały wieszaki na kółkach, aż uginające się pod ciężarem ubrań, do tego jedna kolorowa komoda, popisane biurko i tapicerowane łóżko, niemal dwuosobowe.
Wątpię, że się pani tutaj odnajdzie, ale...
Nie ma komputera – zauważyłam szybko.
Faktycznie – zdziwiła się i zaczęła rozglądać, zapewne za laptopem. Przerzucała przy tym jakieś koce, bluzy i szkice. Być może sądziła, że sprzęt jest gdzieś zakopany?
Ja za to przyglądałam się parapetowi pełnemu ozdób i świeczek oraz kotu drzemiącemu na pufie, na której leżała niechlujnie rzucona piżama dziewczyny.
Pokręciłam się chwile, przyjrzałam zdjęciom przyczepionym do jednej ze sztalug w taki sposób, iż tworzyły kolaż. Nie wychwyciłam nic, co by ją odróżniało od większości nastolatek. Na zdjęciach były głównie przyjaciółki, pozowała wraz z nimi w dziwnych miejscach, zazwyczaj na tle graffiti. Była też fotka, gdy trzyma na kolanach małe niemowlę, zapewne to był ten siostrzeniec Patryka. Miała zdjęcie z każdym z rodzeństwa, z matką i też z ojczymem.
Wzruszyłam ramionami i poprosiłam o to nagranie z urodzin. Wiedziałam, że w pokoju nie znajdę nic więcej. Zresztą nie wolno mi było go przeszukiwać.
Sylwia przeszła chyba do sypialni, przynajmniej na to wskazywało wielkie łóżko, które widziałam z korytarza. Przyniosła mi zewnętrzny dysk, taki podpinany na USB.
Tu jest więcej nagrań. Może pani pomogą znaleźć moją córkę. – Przekazała mi urządzenie i wyjęła chusteczkę z kieszeni dżinsów, by przetrzeć oczy.
Nie może się pani rozklejać – stwierdziłam. – Wiele nastolatek ucieka z domu. Znajdują się, niemal zawsze się znajdują.
Nie wierzę, że Nina uciekła. Boje się, że mogło jej się coś stać.
Rozumiem. – Dotknęłam jej ramienia i potarłam. Nigdy nie byłam dobra w dodawaniu otuchy. Bo niby co mogłam zrobić? Przecież nie przytulę obcej kobiety!
Idąc schodami, przyglądałam się zdjęciom powieszonym na ścianach. Było ich mnóstwo, a każda ramka była inna, wszystkie kolorowe. To trochę ocieplało, z pozoru chłodne, bo moim skromnym zdaniem zbyt nowoczesne, wnętrze. Nagle przyszło mi do głowy, że ta rodzina na brak pieniędzy z pewnością nie może narzekać. To rzadkość w polskich realiach, by ludzie mieli takie domy, a każde z dzieci swój pokój.
Piękne umeblowanie – pochwaliłam.
Nina i Hubert projektowali. Właściwie ona projektowała, mówiła im co i gdzie, a oni remontowali.
Nina, nie pani? – zdziwiłam się, bo zawsze mi się wydawało, że to kobieta powinna urządzać dom, a nie jej córka.
Ja byłam wtedy z młodszymi dziećmi i bratową na wakacjach – wyjaśniła. – Nina została, bo uczyła się do sierpniowej poprawki. Robert stwierdził, że za karę z powodu zagrożenia, nigdzie nie pojedzie, a on osobiście dopilnuje, by zdała.
Wystarczyło tylko, że wychwyciłam Robert stwierdził i doprawdy, zaczynałam już mieć uczulenie na tego faceta.
Kiedy wróciłam, salon i kuchnia były już zrobione. To była niespodzianka, dzięki której wreszcie mogliśmy wyprowadzić się od teściów.
Rodziców Roberta? – zapytałam dla jasności.
Tak. – Coś w jej spojrzeniu dawało mi do zrozumienia, że z teściową i teściem, to ona za dobrze nie żyje. Zresztą, o szwagrze też wypowiadała się tak, jakby w ogóle nie chciała o nim mówić. A jednak, była z jego żoną na wakacjach, gdy mąż i jej córka sami, we dwoje... no, w sumie, to jeszcze z Hubertem, ogarniali wnętrze i wyposażenie. Czy tylko mnie w tym momencie nachodziły jakieś brudne myśli? Czy ktoś inny miałby podobne skojarzenia?
Pani w tym czasie remontu, była...
Nad morzem.
Z żoną Huberta? – dopytywałam.
Nie. – Zaśmiała się chyba mimo woli. – On jest żonaty od niedawna. Mówiłam o Anecie, żonie Norberta. On dużo pracował, a ona nie chciała jechać sama z bliźniaczkami, więc się tak złożyło.
Pani mąż ma dwóch braci – wywnioskowałam.
Tak – potwierdziła i chyba zorientowała się, że ciągle stoimy na schodach, bo zaproponowała mi kawę i wyprzedziła mnie, idąc w dół.
Kawy miałam zamiar odmówić, ale chciałam jeszcze zapytać o biustonosz, który wciąż miałam w torebce i o tajemniczego sąsiada o rosyjskim imieniu Ivan. Niestety obie te rzeczy wyleciały mi z głowy, bo zanim zeszłyśmy po schodach, to rozległy się głosy w przedpokoju. Kiedy dotarłyśmy na miejsce, to mały Piotruś trzymał się za ucho i zbierał porozrzucane po podłodze buciki. Chyba płakał. Nie mogłam stwierdzić, czy ma twarz mokrą od łez, czy od deszczu. Cały był przemoczony.
Kurtkę jeszcze odwieś – warknął mężczyzna, z którym miałam wątpliwą przyjemność już tego dnia rozmawiać.
Przecież nie sięgnie – zauważyła kobieta, gdy Piotrek zbierał przeciwdeszczówkę z podłogi.
To niech ruszy głową i taboret sobie podstawi! – uniósł się, a dopiero potem zerknął na żonę, a tym samym też na mnie. – Witam panią ponownie – powiedział sucho, bez uśmiechu i bez emocji. Widać było, że darzy mnie taką samą sympatią, jak ja jego. – Wezmę prysznic i pojadę jeszcze w kilka miejsc, popytam o Ninę – poinformował żonę, zdejmując mokrą marynarkę jednocześnie. Nie umknęło mojej uwadze, że tym razem nie miał na sobie bordowej polówki, ale chabrową.
Kiedy i gdzie zdążył się przebrać? Nie miałam pojęcia i nie miałam zamiaru go pytać. Postanowiłam szybko odwiedzić sąsiada Ivana, a potem jechać za Robertem. Czułam, że ten facet coś ukrywa.
Pożegnałam się więc z tą rodziną i gdy już opuszczałam ich dom, usłyszałam jeszcze raz donośny głos Roberta.
Podłogę wytrzyj!
Z początku myślałam, że mówi to do żony i nawet się przeraziłam tonem wypowiedzi, ale gdy warknął:
Ani ja, ani mama nie będziemy tego za ciebie robili – wiedziałam już, że słowa skierował do syna.
Coraz bardziej mi się coś nie podobało w tej rodzinie i jeszcze sama nie umiałam tego nazwać. Jedno było pewne – Robert nie wzbudzał sympatii, przynajmniej nie udało mu się obudzić mojej. Przyszło mi nawet do głowy, że żona nie jest z nim szczęśliwa, że może z nim być tylko i wyłącznie dla pieniędzy. Przez moment zastanawiałam się czy umiałabym postawić się na jej miejscu, dokonać wyboru i doszłam do wniosku, że są w życiu rzeczy bezcenne, nie na sprzedaż, ale z drugiej strony wszystko ma swoją cenę. Malicki wyglądał mi na człowieka, który zna cenę wszystkiego, ale nie dostrzega wartości niczego.

16 komentarzy:

  1. Czyli jednak pierwszoosobowa narracja nadal? Może i dobrze, choć ta policjantka ma zadziwiająco podobne spojrzenie na świat co Twój narrator trzecioosobowy. Ale przynajmniej dostrzegła, ze Malicki jest nie w porządku. Mam nadzieje,ze mu sie przyjrzy. Żona wydaje sie nawet nie brać pod uwagi możliwości i ja tez bym chciała nie brać, ale niestety biorę. Choć bie oznacza to, ze malicki zrobił cos teraz Ninie... Myśle, zd to może sie okazać bardziej skomplikowane... Dzieci jak to dzieci, szalone :D ale Majką jaka kulturalna, aż dziw:) pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Policjantka ma faktycznie podobne spojrzenie na świat co narrator trzecioosobowy, ale nie do końca taki sam.
      Dwa rozdziały są z punktu widzenia Klaudii, a dwa kolejne narracyjne, te narracyjne zazwyczaj powracają do retrospekcji lub przedstawiają to czego Klaudia swoimi oczami nie widzi. Niestety tutaj panuje taka niekonsekwencja.
      Malicki jest nie w porządku? Naprawdę aż tak go zdemonizowałem? W narracjach trzecioosobowych postaram się pokazać też myśli innych bohaterów, także Malickiego, więc może dzięki temu będzie łatwiej zrozumieć jego poglądy, co nie jest równoznaczne z akceptacją tych poglądów, bo ja sam często się z nim nie byłbym w stanie zgodzić i podziwiam Sylwię, że z nim wytrzymuje.
      Anka, kulturalna jest Anka. Majka i Piotr to... sama wyciągniesz wnioski.
      Pozdrawiam i dzięki serdecznie za komentarz.

      Usuń
  2. Czwórka dzieci to nie przelewki, prawda. Jeżeli chodzi o ostatnią scenę, to tak zgadzam się z Robertem. Powinien po sobie posprzątać. Jednak również jestem po stronie policjantki: jakoś go nie lubię. Nadal przystaję przy tym, że jest zbyt porywczy. Po mojemu to może maczał palce w tym porwaniu i nie byłabym specjalnie zdziwiona. W wielkim domu i to z czwórką dzieci, to każde powinno pomagać jakoś w sprzątaniu. No i skoro Piotrek ma już tyle lat, bo kanapki powinien sam sobie zrobić. No, ale lenistwo, tak... Może laptopa zabrał Robert? Miał dostęp do domu, więc nic trudnego. No albo ktoś pod nieobecność rodziny. Lub zwyczajnie się zawieruszył. Chociaż mój nie ma takiego prawa. Zwłaszcza, że komputer zwykle gdzieś stoi na widoku w pokoju. Robert poszedł, więc może ją wypytywać. Ciekawe, czego może się dowiedzieć o sąsiedzie. Myślę, że może wywołać kłótnie, kiedy pokaże stanik i powie, gdzie go widziała.

    "Na jednej ze ścian stały wieszaki na kółkach, aż uginające się pod ciężarem ubrań, do tego jedna kolorowa komoda, popisane biurko i tapicerowane łóżko, niemal dwuosobowe." <-- A nie powinno być przy ścianie? Rozumiem to, jakby te wieszaki stały na niej.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko, że ten rozdział pisany jest w narracji pierwszoosobowej, tak więc Klaudia mówi kolokwialnie. Wiele osób, przy ustawianiu mebli mówi "szafa będzie stała na tej ścianie przy oknie".

      Usuń
  3. Nadrabiam. Wiem że po dłuższej nieobecności, ale jak każdy mam swoje obowiązki.
    Tym razem Roberta przedstawiłeś jako wymagającego i surowego ojca, natomiast Piotrusia za trochę rozpieszczone dziecko, bo w tym wieku sam powinien robić sobie kanapki czy po sobie sprzątać,więc albo jest rozpieszczony albo matka robi z niego kalekę, zastanawiam się ile twarzy ma jeszcze Robert, ale zapewne dowiem się o tym później. Jeśli chodzi o Matkę Niny to ja jej nie umiem współczuć, bo sama się wpakowała w tyle dzieci,bo przy czwórce dzieci pracy trochę jest.Ona też nie potrafi albo nie chce uwierzyć w to że to mogła być ucieczka Niny z domu. Z opisu domu wywnioskowałam że biedną rodziną nie są więc zapewne nie to było powodem zniknięcia Niny, no chyba że porwanie i zażądają okupu, nie będę robić z tego tragedii. Zaskoczyła mnie kultura Majki, ona jako jedyna z dzieci przywitała się z policjantką i zapytała się o Ninę, tak jakby tylko ją obchodziła siostra. Jeśli chodzi o literówki "magazynu ojczym zaginionej Niny" nie powinno być magazynu ojczyma zaginionej Niny? to tyle na temat tej części. Czekam na kolejną. Nie obiecuję systematyczności, bo z tym będzie ciężko,gdy pracuję się na dwa etaty i jeszcze zajmuję się gospodarstwem, więc proszę o wyrozumiałość. Pozdrawiam Buntowniczka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po raz kolejny piszę, że od nikogo nie wymagam systematyczności.
      Dla matek często nawet duże dzieci są wciąż takimi maluszkami i ich zdaniem trzeba nad nimi skakać.

      Usuń
  4. Jestem w końcu. Wybacz za spóźnienie. Tak, dopadło mnie lenistwo przede wszystkim i niechęć do wszystkiego, ale już znowu zbieram się w garść.
    Zastanawiam się, dlaczego tekst jest kursywą?
    Dobra, wspomnę znów o przecinkach. Może zacznij współpracę z jakąś betą? Może i nie poprawi wszystkiego, ale z pewnością poprawi interpunkcję w jakimś tam stopniu. Znalazłam też jedną albo dwie literówki. Drugiej nie mogę już teraz znaleźć.... -.-
    " i zapytała czym wiem już coś o Ninie."
    "Małemu chyba się podobało, że w pewien sposób na niej odjeżdża." - wydaje mi się, że powinno być "odjeżdżał"
    Zastanawia mnie podejście do tego, że gdy jakaś rodzina ma dom i każdy z dzieci ma własny pokój, to już jest bogata albo musi się jakoś nawet dobrze powodzić. Jak dla mnie to jest dziwne podejście i stwierdzenie. Dom nie buduje się w tydzień, a pieniądze na to skądś trzeba mieć i to nie mała sumkę z dwóch wypłat (u przeciętnych tzn. Kowalskich), a trzeba zbierać albo wziąć niezły kredyt. Więc skoro ktoś ma już dom (budować), to dlaczego jeśli stać na niego albo od razu nie zrobić pokoi dla dzieci? Ewentualnie z czasem można zbierać pieniądze na remont i dobudować np. piętro. Czy to oznacza, że rodzina jest bogata? Moim zdaniem nie. To tak jakby powiedzieć, że ktoś jest bogaty, bo ma np. laptopa. A wiadomo jest jak długo odkładał ciężko zarobione pieniądze, by po jakimś czasie móc w końcu go sobie kupić? Czy to od razu czyni go bogatym? Jasne, są ludzie bogatsi i biedniejsi. Jednych nie stać na duży dom, ale rodzina, gdzie jest dwoje rodziców i są przeciętnymi polakami to z czasem stać ich polepszanie sobie warunków bytu. Moja opinia.
    Nie rozumiem policjantki (Klaudii, dobrze pamiętam?) i jej podejścia do posiadania rodziny. Tak wywnioskowałam po tym fragmencie: "Zaczynałam łapać samą siebie na tym, iż zaczynałam tej matce i żonie współczuć, ale z drugiej strony czego jej współczułam? Przecież nikt za nią nie decydował, sama sobie wybrała taki los. Być może ona była szczęśliwa, jednak ja gdybym miała postawić się na jej miejscu, to palnęłabym sobie kulkę w łeb." Jakby to była naprawdę najgorsza rzecz na świecie i kiedy ma się rodzinę (nawet taką) to trzeba sobie palnąć kulkę w łeb. Rozumiem, że nie każda kobieta chce mieć dzieci, zakładać rodzinę itp., ale to dla mnie bardzo niedojrzałe podejście. Wiadomo, przy dzieciach jest ciężko, ale w takim razie każda matka powinna się zabić. Eh...
    I nie rozumiem Roberta. Czy od razu trzeba wrzeszczeć tak na dziecko? Nie wystarczy zwrócić uwagi, aby zrobił to i tamto? Wydaje mi się, że Piotruś to dobry chłopiec i jak każde dziecko lubi się bawić i nie jest nie wiadomo jak rozpieszczone.
    A Roberta podejrzewam o pedofilię XD wybacz, ale no ciągle jest coś, co daje mi powód by tak myśleć, że jego łączy coś z Niną. Oboje coś skrywają. Jestem tego prawie pewna!

    Życzę weny i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak kursywą? Nie jest kursywą. Tylko niektóre fragmenty, myśli policjantki.
      Tak na marginesie ja też z większością jej myśli się nie zgadzam, podobnie jak z postępowaniem większości bohaterów, ale oni właśnie tacy mieli być - nieidealni, z wadami i zaletami, różnorodni.
      Co do domu, to jednak obstaje przy zdaniu Klaudii, bo nawet jeśli Maliccy wybudowali i urządzili dom na kredytach, to jednak musieli wykazać spore dochody by takowy kredyt dostać. To nie jest jakiś zwykły domek, z kilkoma sypialniami, tam samo wyposażenie jest kosztowne, a mieszkając w Polsce niewielu sobie może pozwolić na przykładowo kuchnie, gdzie szafki otwierają się na dotyk i są na wysoki połysk, bo taka kuchnia na wymiar to koszt około 10-30 tysięcy ze sprzętem AGD. Nie oszukujmy się, w Polsce niewiele osób zarabia tyle by w pojedynkę móc utrzymać żonę, czwórkę dzieci, kredyt i bieżące opłaty, a do tego mieć tak wyposażony dom.
      Moim zdaniem jak rodzina postawiła tak duży dom, na tak dużej działce i tak go urządziła, to biedna nie jest, przeciętna też nie, bo przeciętna osoba to ma 2-3 pokoje w blokach na własność, i to z pewnością nie tak urządzone. Przeciętni ludzie zarabiają od półtora tysiąca do trzech i z tego muszą utrzymać mieszkanie, samochód, dzieci, kupić lekarstwa gdy zachoruje, opłacić przedszkole jeśli dzieciaki małe. Takich ludzi nie stać na to by się wybudować, a już z pewnością za tyle, bo nie oszukujmy się większy dom, to też większe koszty ogrzewania. Moim zdaniem biedny człowiek się nie wybuduje, przeciętny może, ale bezdzietny, gdy dwoje pracują i zarabiają ponad najniższą krajową.
      Nie masz za co przepraszać, bo ja też jestem ostatnio wstecz u wszystkich. Co prawda już nadrobiłem i zostały mi chyba cztery blogi, w tym też twój.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  5. W sumie wcześniej nie pomyślałam o tym, że Sylwia może mieć ciężko, nie zastanawiałam się zbytnio nad nią, skupiając bardziej na innych bohaterach. Dopiero przemyślenia tej policjantki otworzyły mi oczy na to. Ale jakoś sobie radzi, chociaż ja na jej miejscu chyba bym oszalała. Tyle dzieci, duży dom do utrzymania i często denerwujący Robert, masakra.;d
    Co się stało z laptopem? Może faktycznie to Robert ma coś wspólnego z zaginięciem Niny i schował laptopa, bo było na nim coś, co by go obciążyło.
    Chociaż ta policjantka też jest denerwująca. Nie powinno tak ostro myśleć o tych dzieciach. Co z tego, że tylko Anka powiedziała dzień dobry? Siedmio i dziesięcio latka mają prawo o czymś takim zapomnieć, czy nawet nie pomyśleć. W ich wieku to raczej normalne. Poza tym jakby nie było, to Piotrek powitał ją na swój własny sposób xd A kuku też się powinno liczyć, hahahahahah xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się z tym nie zgodzę, że dzieci w tym wieku mają prawo zapomnieć o dzień dobry. To kwestia dobrego wychowania i logicznym jest, że sąsiadom, znajomym mijanym na chodniku i gościom mówi się "dzień dobry". Ja bym się wstydził za moje dzieci, gdyby nie mówiły. Takiemu do 5 lat jeszcze bym podarował, ale starsze bym opieprzył i to jeszcze przy tym gości i od razu nakazał się przywitać. Ale może jestem za staroświecki w poglądach ;-)
      Dzięki, że jesteś i czytasz ;D

      Usuń
  6. Nie dziwię się przerażeniu Klaudii, sama sobie nie wyobrażam jak Sylwia potrafi ogarnąć taką gromadke dzieci i do tego jeszcze dom. Robert może i na pierwszy rzut oka nie wydaje się być sympatycznym typkiem, ale gdyby nie on to bachorki by biednej Sylwce po głowie skakały, ale w sumie sama jest sobie winna, bo sama pozwala robić z siebie służącą. Chociaż ona to tak chyba z dobroci serca. Jestem ciekawa gdzie zniknął komputer Niny i czy Klaudia znajdzie coś na tych nagraniach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Sylwia to z pewnością z dobroci serca. Niektóre matki tak mają, że chcą dzieciom nieba przychylić i to niekoniecznie w dobry sposób.

      Usuń
  7. Ja już na samym początku napisałam, że w pewien sposób Sylwie podziwiam i rozumiem zarówno jej jak i Roberta zmęczenie, oraz jego zirytowanie.
    Nie popieram bicia dzieci, zwłaszcza po głowie, a tutaj mam przypuszczenie, że Robert się do tego posunął, ale być może to wina już braku sił, bo martwi się o Ninkę, a Piotrek zamiast zachować choćby odrobinę powagi, to jednak się wygłupia i jest taki beztroski, gdy jego siostra zaginęła. W ogóle to te dzieci są dziwne - nie Anka, a te młodsze. Może te dzieciaki stoją za zniknięciem siostry, a powodem była faworyzacja jej przez ojca (Roberta). Chyba mi odbija, chyba dzieci nie mogą być aż tak złe.
    Fajną mają chatę, taką wypad na bogato i zastanawiam się jakim cudem Robert w Polsce, przy takich podatkach tego dokonał i doszukuję się tutaj jakiś machlojek.
    Jestem zdania, że dzieci powinny mówić dzień dobry. To nie są małe dzieci. 7 lat to już odpowiedni wiek, by takie podstawy zapamiętać i matka powinna ich tutaj ustawić nieco, typu "jest gość, co się mówi?". Jeśli teraz się tego nie nauczą, to potem będą mieli zerowy szacunek do starszych i dobrego wychowania za grosz.
    Laptop Niny i nagrania rodzinne - te dwie rzeczy mnie teraz najmocniej intrygują.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie, w Polsce dorobić się własnego domu i takiego wyposażenia, to pewne, że robi się jakieś przekręty, ale o ile ktoś okrada państwo, które okrada wszystkich, moim zdaniem nie robi niczego złego, o tyle już przemytnik czy handlarz narkotykami posuwa się do przestępstwa - taka moja pokręcona moralność.

      Usuń
  8. No kurde, już sama Klaudia nie znając tak naprawdę rodziny Malickich podejrzewa, że w tej rodzinie coś jest nie tak, a zwłaszcza z Robertem. Rzeczywiście te wakacje, kiedy odbywał się remont domu, a Sylwia z dzieciakami wyjechała, podczas gdy Robert został SAM NA SAM z Niną... wydaje mi się mocno podejrzany. Coś czuję, że to właśnie wtedy COŚ się wydarzyło.
    Ciekawe gdzie się podział laptop Niny.........

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sugerujesz, że jak dorosły facet zostanie sam na sam z małolatą, to zawsze musi do czegoś złego dojść?

      Usuń